Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2020, 21:14   #16
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Poranek przyszedł zdecydowanie zbyt wcześnie po tak długiej bezsennej nocy. I pełen wyzwań. Musiała wszak się przygotować na spotkanie o pracę, odpowiednio ubrać i cóż… zwyciężyć. Ta praca to wszak było coś więcej niż pieniądze. Druga taka szansa szybko się nie nadarzy. El raz jeszcze przeczytała materiały od gnomki i starannie spakowała swoje rekomendacje. Założyła wybrany poprzedniego dnia strój. Skromny, acz podkreślający jej figurę i atrybuty. Prawie na sam koniec pozostawiła sobie przypomnienie sobie zaklęcia. Z jednej ze skrzyń wyjęła fiolkę perfum. Miała… pół godziny. Musiała je rzucić tuż przed wyjściem z domu. Przy śniadaniu panowała pewna atmosfera pozytywnej nerwowości. Cała rodzina i Fulla trzymały kciuki za powodzenie El. Niemniej posiłek przeminął w ciszy… która pod koniec została przerwana rykiem silnika i dźwiękiem klaksonu dochodzącymi z ulicy.
- Pójdę po swoje rzeczy. - El pobiegła na piętro i tam rzuciła na siebie zaklęcie. Narzuciła płaszcz i zabrała swoje referencje i tak przygotowana zeszła na dół.
Automobil nie był widokiem nowym dla El. Nie przejechała się co prawda żadnym, ale klasyczne pojazdy widziała nie raz. Ten model był kabrioletem, bardziej sportową wersją. Natomiast jego właścicielka w skandalicznie skąpej zielonej sukience i figlarnym kapelusiku prezentowała zgrabne nogi i uśmiech mówiący… że nic co wyuzdane nie jest jej obce. Taksowała wzrokiem całą sylwetkę Elizabeth niczym Dalia ofiarę do “upolowania”.
- Elizabeth Morgan. - Czarodziejka przedstawiła się i uśmiechnęła do kobiety. Czyżby gnomka otaczała się obsługą lubiąca tą samą płeć? Nie było by to dziwne, choć kto tam zrozumie gnomy.
- Isadore… Isadore Duncan. - odparła z ciepłym pomrukiem kobieta podając dłoń El. - To prawda co Marineta mówiła. Słodkie z ciebie dziewczę, aż mi szkoda że cię oddałam do pracy gdzie indziej.
- W… w jakim sensie? - El zmieszała się nieco ściskając dłoń poznanej kobiety.
- W każdym sensie jaki przychodzi ci do głowy, poza oczywistym. Kanibalizm nie jest w moim guście. A poza tym, pracowałaś u mnie. Powinnam ci więc zdradzić… moje wszystkie sekrety. - mruknęła Isadore przyciągając czarodziejkę bliżej siebie, a potem wciągając ją do swojego automobilu, na fotel obok. - Mamy jakieś pół godziny na przejażdżkę po mieście. Więc jeśli masz jakieś pytania, to nie wahaj się pytać. Jestem gotowa się przed tobą obnażyć.- dodała dwuznacznie z uśmiechem. Po czym zamknęła drzwiczki i pojazd ruszył z głośnym rykiem silnika.
- Nie przypominam sobie by zatrudniał mnie ktoś poza moją matką. - El nie wiedziała co ma robić, siedziała tuż obok obcej jej kobiety sunąc przez downtown.
- W papierach, w papierach… jestem twoją ostatnią pracodawczynią.- odparła z uśmiechem Isadore sięgając dłonią po dłoń panny Morgan i układając ją na swoim kolanie, osłoniętym jedynie pończoszką. - Masz jakieś pytania do swoich były obowiązków?
- T… tak… - Tego się nie spodziewała. To prawda.. nazwisko pasowało tylko. Jej dłoń niepewnie spoczywała na kolanie kobiety. - Czym się u.. Pani zajmowałam?
- No… lista jest dość długa. Pranie, sprzątanie, gotowanie.. umiesz gotować, prawda?- zapytała Isadore jadąc po ulicach dość szybko i przejmując się tłokiem.
- Jestem głodna… zjemy coś egzo… a tak, ty już chyba jadłaś.? To nic nie szkodzi. Parę owoców skonsumujemy. - Isadore okazała się dość gadatliwą eks-pracodawczynią.
- Moja rodzina jest raczej zadowolona z moich umiejętności kulinarnych. - El przyglądała się kobiecie z niedowierzaniem. Pytanie co zrobić z zaklęciem, które miała na sobie, toż… w pół godziny minie. - A czy… mogłybyśmy dotrzeć na przykład.. w 20 minut, na Uniwersytet… Pani?
- No… dobrze… niech ci będzie.- mruknęła potulnie Isadore chwytając dłoń Elizabeth i posuwając ją po ciepłym udzie w górę, pod krótką sukienkę. - Więc…
Zawróciła nagle sprawiając, że panna Morgan przytuliła się do ramienia ekscentrycznej kobiety. -... jestem artystką więc musiałaś sprzątać moją pracownię. Rysuję, maluję ale przede wszystkim… rzeźbię w metalu… dłońmi. I robię to będąc ubrana tylko w majtki.
- Jak rzeźbisz Pani dłońmi? - Wizja siedzącej obok kobiety sprawiła że poczuła rumieniec na twarzy i znajomy gorąc w zakamarkach swej bielizny.
- Jak w glinie… są osoby które obdarzone są pewnym znamieniem pozwalającym im dowolnie kształtować metal. Pod warunkiem oczywiście, że to znamię będzie widoczne.- wyjaśniła Isadore z uśmiechem.- Zwykle objawia się ono na piersiach, czasem na szyi. Moje… na brzuchu. Więc muszę paradować w skąpych majteczkach.- zaśmiała się Isadore wsuwając dłoń El głębiej pod swoją sukienkę.- Wszyscy o tym wiedzą, więc i ty powinnaś, choć… nie wypada służbie rozpowiadać takie rzeczy, nawet jeśli jest wiedza powszechna.
Palce czarodziejki sięgnęły do bielizny jej “pracodawczyni” i niepewnie przejechały po jej krawędzi.
- Co… lubisz malować.. rzeźbić? - Spytała czując nagle dziwną suchość w gardle.
- Różne rzeczy… ale sławę jako skandalistka specjalizująca się w aktach… męskich i kobiecych. Przyznaję, że kusi dołączenie twojego do mojej kolekcji.- wymruczała kocio Izadore, gdy palce Elizabeth pozwoliły sobie na tą śmiałość.- Poza tym zapewne rano odprawiałaś moich kochanków i kochanki, ścieliłaś łóżko, robiłaś mi kawę. Masaż chyba raczej nie wchodzi w skład twoich umiejętności?
El pokręciła przecząco głową zastanawiając się jak wygląda i z czego zrobiona jest bielizna Isadore.
- Lubisz być Pani… Skandalistką. - Ni to spytała nie stwierdziła wodząc palcami coraz bliżej kwiatu kobiety.
A pod palcami czuła atłas, wąski skrawek atłasu.
- Rozgłos jest potrzebny w świecie sztuki. Sama talent nie wystarcza.- mruknęła Isadore wzdychając… być może z powodu palców czarodziejki.- Miło że się przełamałaś.
- Ja… - Dłoń El zamarła. Nie wiedziała teraz, czy nie powinna jej cofnąć. - Jaką kawę Pani lubisz?
- Z odrobiną cynamonu i pieprzu. Z cukrem na dodatek.- rzekła pół żartem, pół serio Isadore. A następnie dodała poważniej.- A ponieważ Marineta lubi być tajemnicza, to po tym jak dołączysz do pokojówek uniwersyteckich zabiorę cię do siebie, byś mogła potem trafić do mnie w razie potrzeby.
Widząc, że Isadore chyba nie przeszkadza jej dotyk, El zaczęła badać krój bielizny. Dokąd sięgała? Jak była zamocowana?
- Myślisz Pani… że mnie przyjmą?
- Jestem pewna.- wymruczała kobieta kierując się wyżej, ku Uptown. Palce El dotarły do sznureczków które łączyły skrawki atłasu w bieliznę.
El przymknęła oczy badając jak zostały wszyte. Jej oddech przyspieszał i w końcu… ciekawa reakcji Isadore przesunęła palcami rozdzielając płatki jej kobiecości i dociskając do niej atłas.
Z ust Isadore wyrwał się cichy jęk, przyjemności i zaskoczenia.
- Później będziesz mogła się przyjrzeć… jeśli jesteś zaciekawiona.- zasugerowała lubieżnie.
- Ja… bardzo lubię ładną bieliznę. - Wyszeptała cicho czarodziejka, licząc na to że odgłosy samochodu nieco ją zagłuszą. Powoli cofnęła rękę.
- Nie wiem czy moja jest ładna. Na pewno jest wygodna.- zachichotała w odpowiedzi Isadore. Powoli dojeżdżały na miejsce, przed budynek uczelni.

Placówka wkomponowana w park wydawała się mała i przytulna z okrągłym placykiem i mostem nad suchą fosą i owym parkiem. Było to oczywiście złudzenie, także optyczne. Uczelnia była dość sporym budynkiem i pełnym tajemnic, a od strony wejścia widać było jedynie jej skrawek. Isadore zaparkowała i objęła ramieniem El, nachyliła się i powoli pocałowała jej usta, muskając wargi czarodziejki czubkiem języka.
- Na szczęście…- wymruczała po pocałunku.
El przyglądała się jej zszokowana, czując palący ją rumieniec. W końcu odchrząknęła i uśmiechnęła się niepewnie.
- Dziękuję. - Otworzyła drzwi automobilu i wyszła na podjazd upewniając się, że jej garderoba nadal jest schludna.
Następnie ruszyła w kierunku budynków. Było tu podejrzanie cicho i spokojnie. I nikogo nie było. Mimo to miała wrażenie, że jest obserwowana. Było tu coś… dziwnego w powietrzu.
- Miss Morgan?- usłyszała nagle stanowczy i głęboki głos. Pochodził on z ust kobiety zbliżającej się od strony parku. Wyprostowana sylwetka, wystudiowany krok, czarno biała, klasyczna fryzura, białe rękawiczki oraz parasolka służąca do podpierania. Choć kobieta podchodziła z niewymuszoną gracją w każdym kroku, było w niej coś… żołnierskiego. Jakiś wojskowy dryl w stalowym spojrzeniu oczu.
- Miss Morgan. Cieszę się że jest pani na czas, punktualność jest grzecznością królów.- rzekła na powitanie.- Jestem madame Waynecroft. Przełożona służby i ochmistrzyni tej posiadłości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline