Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 17:05   #3
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
***

Słońce stało w zenicie, gdy Draugdin i jego nowy podopieczny zeszli z gościńca i ruszyli na wschód, do Nirh Haben. Kosma zdążył się jeszcze wyściskać z matką i ojcem, a wiedźmin zamienił parę słów z Angusem. Kompanioni pożyczyli sobie powodzenia na szlaku i pomyślności w podróży a toast zapili, a jakże, nalewką z mandragory. Kosma okazał się mniej rozmowny od druida, ale nie był też milczkiem. Istotnie jego rodzice mieli rację, chłopak imponował oczytaniem, z pamięci cytował księgi, które dawno temu i Draugdin studiował w Kaer Morhen. Potrafił oddzielić ludowe bajanie od nauki, wiedział, że wiedźmini to ludzkie dzieci przemienione w mutanty, a nie jak czasem gadano, bękarty czarownic, parzących się z psami. Dociekał czym jest Próba Traw, jakie eliksiry zastosowano, by poddać kandydatów genetycznym przemianom. I nawet jeśli Draugdin niechętnie dzielił się tajemnicami swojego fachu, miło było posłuchać młodego wykształciucha.

Chłopak nosił czarny płaszcz z kapturem zasuniętym głęboko na twarz a kiedy mijali kolejnych uchodźców, pochylał wzrok ku ziemi, świadomy, że jeśli ktoś zobaczy jego gębę, w najlepszym wypadku ucieknie z krzykiem, a w najgorszym, spróbuję ubić maszkarę. Po kilku godzinach wędrówki trakty zaczęły świecić pustkami. Wiedźmin i jego podopieczny mijali opuszczone wioski i osady, puste domy i chałupki, pozamykane karczmy i warsztaty. Wyglądało jakby wszyscy ludzie i nieludzie przestali nagle istnieć a na świecie ostały tylko świerszcze i ptaki. Gdy przed wieczorem słońce po raz ostatni wyjrzało zza chmur, mogli nacieszyć oczy skąpanymi w pomarańczowym świetle falami pszenicy poruszanymi przez jesienny wietrzyk . Na łąkach wciąż kwitły polne kwiaty, a przezroczyste potoki pełne były tłustych ryb. I Draugdin i Kosma mieli świadomość, że na wiosnę w tym samym miejscu zastaną tylko popiół i kurz, w potokach pływać będą fragmenty pokiereszowanych zbroi, a na polach miast kwiatów wyrosną usypane naprędce groby i kurhany.
- Emhyr, ty w rzyć kopany chwoście. Chuju – mamrotał dziad proszalny, którego pod wieczór, mijali na polnej drodze. Żebrak w nienawiści do cesarza Nilfgaardu nie ustępował w niczym druidowi Angusowi. Na wiedźmina i zakapturzonego młodzieńca nawet nie zwrócił uwagi. Szedł z rozprutym worem założonym na ramię powtarzając litanię przekleństw.

Gdy nastał zmrok zatrzymali się przy jednej z opuszczonych przy drodze chałupinek by nie spać pod gołym niebem. Drzwi nie były nawet zaryglowane, cały dobytek, od poduszek i pierzyny, po cynowe kubki wyniesiono. Wiedźmin zajął drewniane łóżko w sypialnej izdebce, Kosma zaległ na piecu gdzie urządził sobie legowisko. Rankiem, po śniadaniu byli gotowi do dalszej podróży. Przed południem na horyzoncie zamajaczyła niebieska nitka ciągnąca się nieprzerwanym ciągiem od wschodu do zachodu. Pontar. To znaczyło, że Nirh Haben jest już niedaleko.

To wiedźmin pierwszy usłyszał jeźdźców.
Pociągnął za uzdy, zatrzymując wierzchowca, spojrzał za ramię.
- Co się dzieje? – spytał Kosma, zupełnie nieświadomy tego, że ktoś się do nich zbliża. Dwa uderzenia serca później, zza pogórka wyjechało dwóch mężczyzn na bojowych rumakach. Jeden nosił ciężką płytową zbroję, głowę osłaniał kolczy kaptur, do pasa przytwierdzony miał dwuręczny miecz. Drugi, starszy i o głowę niższy od kompana, ubrany był w szary powiewający na wietrze płaszcz, pod którym Draugdin zauważył przyszywanicę. Szerokie rondo czarnego kapelusza rzucało na jego twarz złowrogi cień. Z nozdrzy wierzchowców buchała para, konie ciężko oddychały, wydawały się zmęczone. Jeźdźcy musieli je długo forsować, jakby kogoś ścigali. Widząc wiedźmina i jego towarzysza zwolnili i stępem podjechali bliżej. Jeździec w kapeluszu wskazał na chłopaka.
- Ty jesteś Kosma, syn Zygfryda? Odsłoń kaptur chłopcze, pokaż nam no tu swoją gębę. Do ciebie wiedźminie nic nie mamy, możesz odejść. Nie szukamy zwady, zepnij lejce i jedź tam gdzie miałeś jechać.
Dopiero po chwili Draugdin zauważył przyszyty do płaszcza jeźdźca herb Zakonu Płonącej Róży
 
Arthur Fleck jest offline