Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 21:58   #17
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Elizabeth dygnęła głęboko przed stojącą przed nią kobietą. Po czym wyprostowała się by zaprezentować swój schludny strój. Włosy związała ciasno, więc nawet szalona jazda z Isadore nie zniszczyła jej fryzury.
- Elizabeth Morgan. - Przedstawiła się dla formalności.
- Ufam, że sumienna z pani niewiasta i niestrachliwa. - Waynecroft parasolką wskazała na otaczający posiadłość zdziczały park. - Czasem różne rzeczy stamtąd wychodzą. Są neutralizowane, co prawda, zanim wyrządzą szkody, ale… praca na Uniwersytecie wymaga silnej woli.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - Odpowiedziała spokojnie El, choć jej myśli już krążyły wokół tego co mogło się pojawiać na tych terenach.
- Panienki referencje? - spytała kobieta wyciągając dłoń w białej rękawiczce ku Elizabeth.
El sięgnęła do torby i wydobyła z niej starannie złożone referencje, po czym podała je pannie Waynecroft. Ta wzięła je w dłonie i zaczęła przeglądać mrucząc pod nosem: mhmm… acha… mhmm. Po czym spytała. - Z jakiego powodu zrezygnowała panna z pracy u miss Duncan?
- Gdyż zaproponowano mi lepsza ofertę pracy, a i obowiązki w nowym miejscu bardziej mi odpowiadały. - El odpowiedziała spokojnie cały czas przyglądając się stojącej przed nią kobiecie.
- Powiem to tylko raz. Proszę nie mieć złudzeń. Nie złapie tu panienka bogatego męża. Takie romansowanie może zakończyć się tylko złamanym sercem i niechcianą ciążą. - odparła ochmistrzyni. - Światek uniwersytecki to nie tania nowelka dla panienek. Romanse z centowych chałturek nie zdarzają się w rzeczywistości.
- Panno Waynecroft… przychodzę tu do pracy, a nie by romansować. - El zachowała spokój. Była ciekawa jak popularne było wśród służby to całe romansowanie.
- Mam nadzieję. - wzrok kobiety wodził mimowolnie po kształtach El ukrywanych po przyzwoicie skromnym odzieniem. Jakie myśli wywoływał u panny Waynecroft urok, który na siebie rzuciła? Trudno było zgadnąć. - I jestem panią Waynecroft. A dokładnie… wdową Waynecroft. A co do twoich obowiązków. Pracujesz od ósmej do osiemnastej z dwiema półgodzinnymi przerwami. Sześć dni w tygodniu, z jednym dniem wolnym. Mieszkasz tu w pokoju dwuosobowym, wkrótce przydzielę ci i pokój i sublokatorkę. O jedenastej wieczorem masz leżeć w swoim łóżku. Sprawdzam to na wyrywki. Taki jest rytm pracy, no chyba że zostaniesz osobistą pokojówką jednego z wykładowców lub wykładowczyń.
- Dobrze. - El zawahała się. Czyżby.. właśnie została przyjęta? - Kiedy mogę przywieźć swoje rzeczy?
- Wieczór będzie odpowiednią porą na to. Wtedy też załatwimy formalności. Więc moja droga, masz jakieś pytania co do pracy? - spytała ochmistrzyni potwierdzając przypuszczenia El.
- Myślę, że łatwiej będzie mi zadać pytania gdy zobaczę moje miejsce pracy. - Odpowiedziała ze spokojem, w głowie już zastanawiając się jak spotka się dziś z Charlesem i z Simeonem jutro. - Może tylko… jakie są zadania osobistych pokojówek wykładowców?
- To już zależy od umów między nimi. Generalnie taka osobista służąca zajmuje się potrzebami profesora. Ja w szczegóły nie wnikam. Pilnuję tylko zawarcia i dotrzymywania umowy, przez obie strony. - odparła dyplomatycznie i wymijająco wdowa Waynecroft.
- Oczywiście. - El przytaknęła, jakby odpowiedź kobiety wydawała się jej oczywista. - Wobec tego pojawię się z moimi rzeczami wieczorem.
- To dobrze. A co do obowiązków to nie są one skomplikowane. Ścielenie i zmiana pościeli, sprzątanie, mycie podłóg i okien, pranie, prasowanie, wynoszenie śmieci i nie wchodzenie do pomieszczeń, do których wchodzić nie wolno. To z grubsza wszystko… a i może ci się zdarzyć kelnerowanie w krótkiej spódniczce. No ale w porównaniu z przyjęciami panny Duncan, to i tak dość grzeczne imprezy. - wyjaśniła ochmistrzyni.
- Brzmi jak typowe obowiązki. - Przytaknęła El.
- Bo nimi są. Te plotki krążące na temat uczelni są bezpodstawne. - odparła ochmistrzyni z ironicznym uśmieszkiem. - Magia nie służy do błaznowania, a kadra nauczycielska prowadzi poważne badania.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - El uśmiechnęła się nieznacznie. Była niemal pewna, że tak nie jest. Czemu? Bo moc zachęca do eksperymentów i większości z nich pewnie ciężko będzie nazwać “poważnymi badaniami”. - Więc jeśli Pani pozwoli,udałabym się do domu by spakować moje rzeczy.
- Oczywiście.- odparł kobieta gestem dłoni zezwalając na odejście.
El obróciła się i ruszyła w kierunku podjazdu. Czekał ją bardzo pracowity wieczór i chyba…. Będzie musiała sobie sprawić taki strój jak Amelia bo mocno wątpiła, by mogła sobie pozwolić na spanie o 10-tej.
Isadore czekała w samochodzie czytając jakąś gazetę, a na widok El zapytała z uśmiechem.
- Jak było?
- Szybko. - Czarodziejka jeszcze raz obejrzała się na ogród. - Wychodzenie… będzie dosyć problematyczne. - Westchnęła ciężko i wsiadła do auta.
- Och… z pewnością coś wymyślić. To gdzie teraz ?- zapytała Isadore odkładając gazetę na bok.
- Nie chciałabym zajmować twego czasu Pani… Muszę wrócić do domu i zebrać swoje rzeczy. - El nie wspomniała o randce z Charlesem. Isadore miała rację. Po prostu coś wymyśli. Jutro zobaczy jak można się wymknąć z uczelni.
- Czyli wprost do domu.- samochód artystki ruszył, acz niezbyt oczywistą trasą. Najwyraźniej kobieta miała dość ekscentryczne podejście do takich spraw. Przemierzając zawiłe uliczki Uptown, kobieta dojechała do niedużej posiadłości i zatrzymała się tuż obok niej. Wskazała ową niedużą i nieco zaniedbaną gotycką budowlę palcem.
- To jest mój dom. Jakbyś potrzebowała pomocy, dorobić na modelingu, pogadać o wszystkim lub zrobić głupstwo po pijaku. Wbijaj jak w dym do mnie. Portierowi wystarczy rzec, że jesteś modelką.- rzekła wesoło Izadore.
- Dobrze… - El wpatrywała się przez chwilę w dziwny budynek, po czym rozejrzała się po okolicy by znaleźć jakieś punkty charakterystyczne.
Sam budynek się wyróżniał spomiędzy otaczających go kamienic, niemniej czarodziejka zauważyła też nieduży pomnik ku czci założycieli miasta na pobliskim małym placyku.
- Dobra to skoczymy po coś na wynos i jedziemy wprost do ciebie. - samochód ruszył gwałtownie. - Jeśli masz jakiekolwiek pytania czy to w kwestii Uptown, czy też ogólnie to nie wahaj się ich zadać. Nie krępuj się, jestem otwarta na każdy temat.
- Może zabrzmi to dziwnie, ale… szukam pewnej koronki. - El zarumieniła się lekko rozglądając się po dzielnicy.
- Sklepów z pasmanterią jest sporo w Uptown. Możemy kiedyś połazić po nich razem. - odparła z uśmiechem artystka. - Z jakiego powodu interesują cię koronki? To twój mały afrodyzjak?
- Szyję bieliznę. - El zarumieniła się. - Chciałam coś uszyć dla.. przyjaciółki.
- Bardzo bliska taaa przyjaciółka? - teraz to dłoń Izadore wodziła po kolanie i udzie El.
- Bardzo. - Odpowiedziała cicho czarodziejka, starając się jakoś zapanować nad ciepłem, które rozlewało się po jej udzie.
- W takim razie jak znajdziesz czas dla mnie, to zabiorę cię wtedy na rajd po sklepach, acz…- suknia, choć tłumiła doznania Elizabeth, to ich nie blokowała. A palce muskały przez materiał w bardzo sugestywny sposób. - … w innej będziesz sukience. Ta jest okropna.
Elizabeth nie wytrzymała i roześmiała się.
- Byłam na rozmowie o pracę pokojówki. Pani Waynecroft i tak nie wydawała się być zachwycona. - Po chwili jednak westchnęła. - Będe miała tylko jeden dzień wolny.
- I wieczory pewnie też. Może. - zaśmiała się Izadore nie przerywając zwiedzania uda palcami. - Na takich uczelniach wszystko się może zdarzyć.
- T..tak… - Czarodziejka mocno oparła się o fotel, czując jak jej ciało zaczyna drżeć. - Podobno… można zostać prywatną służbą czarodzieja. - Szepnęła.
- Trzeba uważać na kogo się trafiło. - zaśmiała się Izadore sięgając palcami między uda El. - Ale mam wrażenie, że jeśli dostanie ci się ktoś ładniutki, to nie będziesz narzekać.
Doznania, choć przyjemne, bardziej zaostrzały apetyt niż go zaspokajały.
- Nie.. nie wiem jacy są czarodzieje. - Mówiła coraz bardziej rozpalonym głosem z trudem powstrzymując się przed rozchyleniem ud.
- Różni. Od sztywnych nudziarzy, przez salonowe lewki, po prawdziwie pokręconych zbereźników. Magia daje różne możliwości, choć ponoć loży błękitnych magów już nie ma. - odparła Izadore cierpliwie tańcząc palcami po podbrzuszu El. - Ale mam wrażenie, że ciebie bardziej interesują me czyny od moich słów, prawda?
- Przyznam, że mam potworny problem bo.. staram się skupić na jednym i drugim. - El spojrzała na rozpalonym wzrokiem na Izadore.
- Możemy zatrzymać się w jakiejś zacisznej bocznej uliczce. Jeśli się nie boisz. - panna Duncan z pewnością się nie bała. Ale jej pomysł zakrawał na szaleństwo!.
Czarodziejka, przez chwilę się nad tym zastanawiała, ale czy po nocy z Simeonem mogłaby się bać?
- Nie… nie boję się ciebie. - Szepnęła.
- Niby czemu miałabyś. Co jest we mnie takiego strasznego? - zapytała zadziornie Izadore.
- Wydajesz się być bardzo doświadczona jeśli chodzi o.. relacje z kobietami. - El zarumieniła się.
- I mężczyznami. I w ogóle… różne relację. Żyję pełnią życia i wywołuję skandale. Tak się sprzedaje sztukę w dzisiejszych czasach. - wyjaśniła kobieta.
- Ale chyba.. robisz to też bo lubisz, prawda? - El poddała się i rozchyliła nieco nogi.
- No jeśli chodzi o ciebie, to z pewnością będzie to przyjemne. - oblizała wargi Izadore. - Naprawdę mam ochotę zobaczyć co ukrywasz pod ubraniem.
Pieszcząc intymny zakątek przez grube bariery materiału, panna Duncan rozglądała się za miejscem do wykorzystania na krótki postój.
- Może jednak.. po prostu odwiedzę cię… później. - Spytała czując jak jej bielizna zaczyna przemakać.
- No nie wiem. Jestem ciekawa. - mruczała Izadore, w końcu jednak odsunęła dłoń i dodała żartobliwie. - Trzymam cię za słowo.
- Dobrze. - El odpowiedziała uśmiechem. Mimo wszystko poczuła ulgę. Jednak robienie tego na ulicy… to nie było jej ukochane zajęcie.
Artystka skupiła się na prowadzeniu pojazdu, a czarodziejka dostrzegła, że raczej oddalały się od jej domu, niż dojeżdżały. Budynki zaczynały być bowiem ozdabiane smokami, dachy robiły się spadziste a ulice wypełniać się zaczęły skośnookim tłumem. Wjechały bowiem do słynnego Azjatown, pełnego egzotyki i zbrodni. Matka zabraniała tu bywać El.
- To… najkrótsza droga? - El spoglądała na nietypowe twarze i ozdoby.. niektóre… były inspirujące. Szczególnie ubrania.
- Nie. Zgłodniałam, a tu są najlepsze restauracje… według mnie. - odparła Izadore i uśmiechnęła się. - Wezmę coś na wynos i jedziemy do ciebie.
- Dobrze… a to jedzenie.. jest smaczne? - Czarodziejka zawiesiła wzrok na jakiejś obcisłej sukience, jednej z mijanych kobiet i włosach upiętych za pomocą… drutów do szycia?
- Mnie smakuje. - odparła z uśmiechem panna Duncan.
- Słyszałam, że to bardzo niebezpieczne miejsce. Co.. co te kobiety mają we włosach? - Spytała wskazując ruchem głowy na jedną z mijanych azjatek.

[IMG]http://i.pinimg.com/736x/04/be/42/04be42aba2dce5fffbaa6beaa65c6e56.jpg[IMG]
- Szpile do włosów. Niektóre są używane jako broń. Niemniej póki trzymasz się ulic przeznaczonych dla gaijin, to nic nie grozi. Co najwyżej kradzież kieszonkowa. - odparła beztrosko artystka.
- Niektóre są bardzo piękne. - El obiecała sobie że wypyta o takie szpile Dalię.
- To prawda. Mam parę takich sukni i szpil. - odparła z uśmiechem Izadore.
- Są bardzo ekstrawaganckie… pasują do ciebie. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. Rozmowa o strojach była dla niej dużo łatwiejsza niż tematy igraszek i czarodziei.
- Nie jestem pewna czy rzeczywiście pasują. Musiałabyś mnie w jakiejś zobaczyć by ocenić. - odparła Duncan zalotnie trzepocząc rzęsami. Po czym skręciła ku dość wystawnej restauracji przed której to stały masywne statuy ni to lwów ni to psów. broniąc wejścia do restauracji.
- Zaczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.- rzekła panna Duncan i wysiadła z pojazdu.
- Dobrze. - El chętnie zwiedziłaby tutejszą restaurację, ale nie chciała dyskutować z kimś kto i tak wiózł ją do domu.
Czarodziejka została sama w aucie, mogąc się z ciekawością rozglądać dookoła. Sama też przyciągnęła uwagę wysokiego mężczyznę w niebieskim kimonie, przystojnego długowłosego… półelfa. Koło niego stali dwaj inni skośnoocy, każdy z krótkim mieczem. Jakby jego ochroniarze.
Nie mogąc zrobić wiele więcej uśmiechnęła się delikatnie i nieco niechętnie odwróciła wzrok. Jeśli miał ochroniarzy musiał być kimś ważnym. Ktoś ważny w tej okolicy mógł być też bardzo niebezpieczny, więc na wszelki wypadek wolała nie ryzykować. Skupiła się na dzisiejszym spotkaniu z Charlesem. Czy powinna mu mówić o Simeonie… cały czas nie wiedziała jakie plany miał wobec niej mężczyzna. Westchnęła ciężko. Najgorsze, że ona sama nie wiedziała jakie ma wobec siebie plany.
Z tymi myślami czarodziejka pozostała sam na sam, przez kilkanaście minut. Potem zjawiła się panna Duncan z papierowymi pudełeczkami pokrytymi dziwnymi znaczkami, z których to dochodziły równie egzotyczne co smakowite zapachy. Ostrożnie umieściła je na tylnych siedzeniach automobilu i zwróciła się do El.
- Gotowa na powrót do domu?
- Tak.. - Czarodziejka jeszcze raz zerknęła w kierunku, w którym wcześniej dostrzegła pięknego półelfa.
- Pewnie czaromiot. Chyba wpadłaś mu w oko.- zażartowała Izadore siadając za kółkiem. I wyjaśniła krótko.- To miejscowa nieoficjalna policja podległa Tongowi tej dzielnicy.
- Tongowi? - El spojrzała na kobietę nieco zaskoczona.
- Tong to nieoficjalna… rada dzielnicy. I nielegalna. Jak te służby porządkowe, które widziałaś. Niemniej Tong negocjując z organizacjami przestępczymi trzyma Azjatown w iluzji praworządności oraz w spokoju. I to sprawia, że na wiele rzeczy Rada Miasta przymyka tu oko. Nawet na zaklinaczy i czarnoksiężników… cóż… zazwyczaj.- wyjaśniła Izadore ruszając.- To miejsce ma swoich funkcjonariuszy prawa, ale ci ruszają swoje tyłki z posterunku, gdy sytuacja całkiem wymknie się spod kontroli i strzelają na prawo i lewo.
- Nie widywałam w swojej okolicy zbyt wielu elfów i półelfów… kilka w Pączku… - Elizabeth jeszcze raz zerknęła odjeżdżając za przystojnym mężczyzną. - U nas to głównie krasnoludy.
- Tu też ich zbyt wielu nie zauważysz. - odparła z uśmiechem Duncan.- I jeszcze mniej krasnoludów. W Azjatown za to można trafić na hengeyoukai.- odparła artystka i pisnęła cicho.- Och… wiele bym dała, by takiego poznać.
- Czym… czym oni są? Czemu chciałabyś ich spotkać? - Czarodziejka nie była w stanie ukryć ciekawości.
- Są likantropami wschodu… tylko wpływ natury jest słabszy w ich krwi. Więc nie są opętani wpływem księżyca i zmieniający w krwiożercze bestie. Za to przemieniają się w małe słodkie zwierzątka.- wyjaśniła entuzjastycznie artystka jadąc coraz szybciej.
El przytaknęła jednak jej wzrok coraz częściej uciekał w kierunku drogi. To musiało być przykre zmieniać się w cokolwiek. Ona.. lubiła swoje ciało.
- Większość elfów mieszka w Uptown. Są bardzo cenionymi rzemieślnikami, choć jak dla mnie ich sztuka jest za bardzo pretensjonalna i zbyt tradycyjna. Podobnie jak krasnoludy, za bardzo patrzą w przeszłości.- tymczasem Duncan rozgadała się prowadząc automobil.
- Widziałam pończochy robione przez jednego elfa… były piękne. - Wyszeptała w zadumie El spoglądając na okolicę, którą wiozła ją Izadore. Jak ona sobie tutaj poradzi? Wszystko było tak.. nowe.
- I z pewnością były piękne. Elfy mają zwinne paluszki.- zachichotała figlarnie Izadore. - I nie tylko paluszki.
- A co jeszcze? - Spytała zupełnie nieświadomie El.
- Takie rzeczy musisz poczuć… elfy są tam między biodrami, dość długie.- zaśmiała się artystka. - I rozkoszne.
El roześmiała się.
- Nie wiem czy będę miała okazję. - Czarodziejka zapatrzyła się na drogę. Teraz i tak miała.. dwóch kochanków. A do niedawna była dziewicą.
- Nigdy nic nie wiadomo.- odparła Izadore z pewnością w głosie i zerknęła na El. - Wydajesz mi się osóbką z dużym apetytem na życie i jego przyjemności.
- Ale też coraz większą ilością obowiązków i jednak.. - Jej głos przycichł. - przywiązującą się do ludzi.
- Zawsze możesz wrócić do mnie na służbę.- zażartowała w odpowiedzi panna Duncan i dodała.- Wkrótce dojedziemy na miejsce. Masz jeszcze jakieś pytania, zanim tam się zatrzymamy?
- Jak.. przekażecie mi informacje? - El rozejrzała się po znajomej dzielnicy.
- Wpadnę do ciebie w odwiedziny, może zabiorę cię na randkę.- odparła figlarnie Izadore zerkając na El.- Nie sądzę, żeby nastąpiło to szybko. Najpierw musisz się tam zagnieździć.
- Postaram się zrobić to jak najszybciej. - Czarodziejka powiedziała to bardziej sobie niż swojej towarzyszce. Musiała przyznać, że nieco się.. bała tej nowej sytuacji.
- Nie ma co się spieszyć.- mruknęła panna Duncan i dodała z uśmiechem.- I pamiętaj o swojej obietnicy, którą mi złożyłaś.
Przesunęła znacząco palcem po udzie El, a potem zatrzymała pojazd przed jej domem.
- Pamiętam. - El zarumieniła się i powoli wysiadła z auta.
Artystka zaśmiała się beztrosko i ruszyła gwałtownie automobilem, gdy panna Morgan podeszła do drzwi domu. Czarodziejka westchnęła ciężko. Teraz czekało ją pakowanie… na szczęście nie miała bardzo dużo dobytku. Niepewnie zajrzała do przedsionka.
 
Aiko jest offline