Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2020, 14:57   #13
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

-To w takim razie odstawimy cię do rodziny do Rokit, i tak tam zmierzaliśmy. Tylko bądź ostrożny po drodze i się nas trzymaj. - podsumował Morlinn, zbierając się do drogi. Miał tylko nadzieję, choć nie wspomniał o tym przy Kubie, że ta "zaraza" jeszcze wszystkich w Rokitach nie dopadła.

Drużyna zebrała się i wyruszyła, wraz Kubą w drogę do Rokit. Po około dwóch godzinach wędrówki przez cichy las, podróżni wypatrzyli kolejny przewrócony i najwyraźniej kupiecki wóz, w podobnym stanie co poprzedni. Jak na razie jednak w jego pobliżu nie udało dostrzec żadnych “martwych”.

- Morliin, może kruk coś dojrzy? Zdaje się, że znaleźliśmy drugą karawanę, trochę mnie dziwi, że zbójcy nie znaleźli jej wcześniej. - Powiedział Janek, zaczynając się ostrożnie zbliżać do karawany, będąc gotowym sięgnąć po magię, gdyby cokolwiek przypominającego żywego trupa, zaczęło się ruszać.

Morlinn westchnął, spoglądając na swojego kolegę w Sztuce.
-Znowu to samo, czy zaraz znajdziemy kolejnych zagubionych nieumarłych? - Skinął głową na swego chowańca, wydając mu polecenie przelecenia nad karawaną.

Czy to “szczęście” czy może właściciel wozu odszedł wystarczająco daleko, tym razem jednak zwiad kruka nie przyniósł żadnych informacji na temat kogoś w pobliżu. O czym jednak Morlinn mógł się dowiedzieć to o fakcie iż już naprawdę niedaleko widać było pola. Roity były w zasięgu ręki.

Janek zbliżył się do porzuconego wozu, by przejrzeć co zostało porzucone tym razem. Miło by było znaleźć jakiś pergamin, czy papier, ale nie miał wielkich nadziei.
Na wozie głównie leżało porwane już i przemoczone sukno, oraz sporo glinianych garnków. Przynajmniej dwadzieścia uniknęło stłuczenia.
Janek rozejrzał się czy coś było w rozbitych garnkach. Dodatkowe racje by się mogły przydać, meli przecież dodatkową gębę do wykarmienia. Niestety, była to sama glina. - Nie podoba mi się, jak blisko wioski stoi ten wóz. Jakby widzieli, że coś jest nie tak, podeszli sprawdzić i nie wrócili. - Powiedział z zamyśleniem czarodziej.

Aodan kucnął i rozejrzał się za śladami pod wozem i wokół niego. Szukał czegoś nietypowego. Śladów walki, porzuconych w pośpiechu drobiazgów, tropów prowadzących poza trakt czy wskazujących na obecność potworów… choć napotkani ludzie, a raczej to, co zostało z ich cielistych skorup, wcale nie musiało się śladami od zwykłych ludzi odróżniać. Różnicę mógł czynić chód, w przypadku ożywionych trupów wolny i powłóczysty. Paladyn starał się wziąć to pod uwagę.
Może minęło zbyt wiele czasu, bo półelfowi nic nie udało się ustalić.

Morlinn skinął głową Jankowi, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu śladów stóp wiodących od wozu do wioski.
-Nie podoba mi się ta konkluzja, ale jest prawdopodobna...tak czy inaczej wioskę musimy sprawdzić.

- Ruszajmy. - Wzruszył ramionami Janek i z wolna zaczął stąpać w kierunku wioski. Chwilowo mu się nie śpieszyło.


***

Rokity

Gdy Leśnej drodze ustąpiła droga polna, poszukiwacze przygód widzieli już w oddali strzechy Rokit. Idąc w stronę wioski, podróżni nie spotkali jednak żywej duszy… ani żadnej innej zresztą też. Dotarłszy do pierwszych drewnianych zabudowań, cudzoziemcy spostrzegli iż wszystkie drzwi są pozamykane, gdy przechodzili obok przywitało ich ujadanie psów tu czy ówdzie, jednak wszyscy mieszkańcy, jak się wnet okazało, skupieni byli przy leżącej na końcu wsi (Rokity leżały wzdłuż jednej drogi) kaplicy.

Janek przyglądał się zgromadzonym, chciał dojrzeć, czy widać jakiś ruch, czy tylko nienaturalny bezruch, oraz na wszelki wypadek, policzyć mieszkańców. Choćby po to, by wiedzieć, jak szybko brać nogi za pas.
Kaplica była dość daleko, ale bezsprzecznie stał przy niej tłum: dziesiątki ludzi, może setka może nawet więcej. Z tej odległości nie sposób było dostrzec czegoś nienaturalnego.
- Morlinie, może twój kruk by się lepiej spisał? Nie wiem, czy są zdrowi, czy zarażeni. - Powiedział Janek, rozglądając się za jakimkolwiek zwierzęcym życiem, czy to psami, czy kurami. Było i się odzywało, co dodało mu nieco pewności siebie. Może to była po prostu pora jakiejś tutejszej ceremonii. Zaczął iść w kierunku zgromadzenia, żeby chociaż z grubsza ocenić ilość obecnych.
- Mój miecz w razie czego też się dobrze spisze - powiedział Aodan i ruszył w kierunku tłumu.
-Tak, poczekajcie wyślę kruka, sprawdzi czy oni wyglądają na normalnych ludzi, jeżeli stoją w milczeniu i nikt się nie odzywa to jest to raczej podejrzane… jeżeli to nieumarli to trochę za dużo ich na nas….skomentowal Morlinn wydając rozkaz swojemu chowańcowi.
Zwiad kruka upewnił śmiałków o “zwyczajnej” naturze zbiorowiska.

Cudzoziemcy wraz z Kubą dotarli do placu przy kaplicy. Poważne i ponure twarze mieszkańców obrzuciły podróżnych podejrzliwymi spojrzeniami lecz nikt nie rzekł słowa i tubylcy wnet zwrócili uwagę z powrotem na kaznodzieję, stojącego przed drewnianą trumną spiętą solidnymi, żelaznymi łańcuchami.

Głos klechy (bez wątpienia głoszącego miejscowy kult Jedynego) niósł się po przykościelnym placu:
- Drodzy parafianie, opłakujemy dziś przedwczesną śmierć Jeremiasza. Niech pociechą będzie nam fakt, że poszedł on teraz do lepszego świata, módlmy się by jego wieczny odpoczynek trwał wiecznie i… bez przeszkód. Jeremiaszu! - zawoływał kaznodzieja - tęsknimy za tobą, lecz nie powracaj już do naszej wioski, opuść ten ziemski padół i przenieś się do lepszego świata z naszym błogosławieństwem! - kapłan kontynuował nawet po tym jak głuchy dźwięk dobiegł od strony trumny. Mieszkańcy wzdrygnęli się lecz szybko odzyskali opanowanie. Coś wewnątrz znów zadudniło a cała trumna zakołysała się na boki jednak zebrani zignorowali to.

- Jak myślicie, chowają nieumarłego, czy kogoś żywego żywcem? Coś mi tu się kupy nie trzyma. Mam nadzieję, że nie powariowali wszyscy. - Powiedział Janek, stanąwszy w pół kroku, kiedy usłyszał łomotanie dochodzące z trumny.

-Przekonajmy się…. Morlinn wysunął się do przodu, było to ryzykowne ale trzeba było zdobyć informację, a nie tkwić bezczynnie….
-Dobrzy ludzie, przybyliśmy tu wam pomóc w walce z zarazą….czy w trumnie znajduje się jeden z tych nią dotkniętych, tak jak spotkało to rodziców chłopca, którego uratowaliśmy? - skinął głową w stronę Kuby.
Matylda trzymała dłoń wspartą na ramieniu chłopca gotowa aby w każdej chwili powstrzymać jego ewentualną ucieczkę.

- Kuba? - ze zbiorowiska ludzi wyłoniła się kobieta koło trzydziestki.
- Ciocia Lodzia! - Kuba szybko ruszył by przypaść kobiecie do spódnicy.
- Kuba… co się stało, gdzie rodzice?
- Ciociu, ciociu, zachorowali… - chłopak zaczął płaczliwym głosem relacjonować ostatnie wydarzenia z życia (i nie życia) swoich najbliższych zupełnie się przy tym rozkładając. Zbiorowisko gapiów posępnie kiwało głowami.

- Prawda - klecha zwrócił się do poszukiwaczy przygód. Kara boża spadła na tą dobrą niegdyś wioskę - mężczyzna zaczął podnosić głos i wykonywać przy tym zamaszyste, teatralne gesty. - kara boża, za pogaństwo, czary i skąpstwo. Najpierw ci cygańscy szarlatani, Rozpowiadali o tym, jakie do cuda i skarby znaleźć można w starych grotach, “ruinach czarnoksiężnika” tak to nazywali. Dziewucha ich, dumnie przezywająca się “wiedźmą” ponoć wielkie moce tam uzyskała. Tak to szarlatani wędrowni lud naszych Rokit, poczciwy lecz głupi omamili. Potem grupka innych niemądrych głupców, “poszukiwaczy przygód” zwiedziona kłamstwami tych cygańskich oszustów ruszyła ku Jaskinia Zła, które powinny być pozostawione zapomniane, jak bóg przykazał. Kiedy jeden z nich wrócił, przyniósł zarazę! Karę za grzechy! - grzmiał kaznodzieja. W czasie gdy “nieboszczyk” w trumnie wierzgał się coraz bardziej.

- Lepiej otwórzcie tą trumnę i zostawcie nas samych… - Aedon huknął głosem i błysnął mieczem - a później pokażcie, gdzie są te ruiny i jaskinie.

Ludzie podnieśli głosy w oburzeniu, jednak nikt nie próbował przeciwstawiać się strasznie wyglądającemu półelfowi z wielkim mieczem. Nikt też jakoś specjalnie nie kwapił się by “bronić” trumny.

- Klechy jedynego zaczynają mi działać na nerwy. - Mruknął po nosem Janek.
- Nieżywcem kogoś zakopujecie? Zdurnieliście do reszty? Najpierw trzeba dobić. Inaczej wsadzicie nieumarłego do ziemi a ten będzie kopać. Najpierw rozedrze drewno, potem ziemię, na koniec wyjdzie na górę, w takim samym stanie jak został zakopany! Czyj to był w ogóle pomysł?! - Wydarł się czarodziej we wściekłym oburzeniu.

Kilku wieśniaków podrapało się po głowach a gdy już jakieś spojrzenia na kogoś padały, padały na kaznodzieję.

- Jeśli zaczną biec po widły, rozdzielamy się na dwie strony i spotykamy w okolicach wozu. - Jan dodał tak, żeby tylko towarzysze go słyszeli. Był aż nadto świadom, że ludzie mogą różnie reagować, ale czasem jego język był szybszy niż rozsądek.

-Spokojnie dobrzy ludzie, w obliczu takiego zagrożenia jak ta zaraza musimy działać z rozsądkiem… poszukujemy Edyty Miller, córki radnego Juranda z Kurkowa, to młoda dziewczyna… czy był ktoś taki może w grupie owych "poszukiwaczy przygód"? - Czarodziej starał się od odciągnąć uwagę od wybuchu swojego konfratra…

- Ano była. - zaczęła Leokadia wciąż tuląca Kubę. - Tak o sobie ta panienka właśnie mówiła, “Edyta”. No i faktycznie, z tymi no…
- Kompanią Zielonej Tarczy - podpowiedział mężczyzna, który wyłonił się z tłumu i objął Leokadię.
- No właśnie - dokończyła kobieta - choć po prawdzie tylko jeden z nim miał tarczę, ale faktycznie była zielona.

- Co wy tu... obcy - klecha chyba już nie wytrzymał sytuacji w której kto inny niż on sam mówi - chcecie tu ciało Jeremiasza rąbać pod samym domem bożym? - powiedział może bez groźby ale z wyraźnym oburzeniem w głosie.

- Ciało? Brzmi jakby chętnie go jeszcze poużywał. Natomiast jeśli to, według was jest ktoś martwy, to rozumiem, że chcecie zakopać niespokojnego ducha pod samym domem bożym? - Pytanie Morrlina sprowadziło go nieco na ziemię, faktycznie przypałętali się tu w konkretnym celu. - Tak pytam, co ja się w zwyczaje w waszej wiosce wtrącał. Więc ci poszukiwacze powiadacie powrócili? Ktoś przeżył, wiecie gdzie poszli? - Nieco zmienił temat Janek.
- Ano - odezwał się inny jeszcze mężczyzna - Jeden z nich wrócił. Ciężko ranny żelazem. Majaczył w gorączce, pochowaliśmy go na cmentarzu jak Pan Bóg przykazał.
Przez chwilę Janek zastanawiał się, czy zapytać, czy pochówek odbył się zanim, czy po tym jak nieszczęśnik z gorączką umarł.
- Żelazem powiadacie? Czyli prędzej bandyci, lub ludzie. - Rzucił namyślając się nad sprawą. - Aodanie, może sprawdzisz czy Jeremiasz żyje, a jeśli nie, to może powinniśmy najpierw upewnić się, że nie będzie żywym przeszkadzał? - Skierował słowa do pół-elfa. - A gdyby trumnę najpierw stąd kawałek przenieść, coby nie pod samym domem bożym to robić? Można też spalić. Jeno mnie o wasze dobro chodzi, jak się nieumarły przebudzi, to do żywych ciągnie, a bólu ani zmęczenia nie czuje a poświęcona ziemia nie zawsze działa tak jak powinna. - Dodał kierując słowa do miejscowego klechy.
Kaznodzieja popatrzył ze zdziwieniem na Jana.
- Jak to… spalić? Ciało sługi bożego zbezcześcić? A jak wtedy wstanie z martwych na sądzie ostatecznym? - zatrwożył się klecha.
- Miejmy nadzieję, że już nie wstał. - Mruknął cicho pod nosem czarodziej. - No właśnie, więc chyba lepiej mieczem, prawda? - Klesze przedstawił mniej drastyczną alternatywę.

Matylda zwróciła się w stronę kaplana:
-Szlachetny wielebny ojcze, zaiste na własne oczy widziałam że dotknieci zarazą nawet z grobu potrafią powstać a dolą Bożych sług jest niesienie ciężaru osłony maluczkich przed splugawieniem ich umysłu. I w tym przypadku spopielenie ciała będzie najwyższą ofiarą złożoną jedynemu. Dekapitacja byłaby zapewne równie skuteczna, jednak śmierć przez obcięcie głowy nie jest przeznaczona dla ludu, a jedynie dla możnych tego świata. Nadto spopielenie wydaje się pewniejsze.

Morlinn przewrócił oczami na kwiecistą mowę Matyldy, choć miał nadzieję że na tych wieśniakach zrobi wrażenie. W każdym razie szło ich całkiem dobrze, ten kapłan najwyraźniej nie czuł się na tyle pewnie, by judzić ludzi przeciwko przybyszom.

Kaznodziei aż dolna szczęka lekko opadła słuchając Matyldy.
- Emm… cóż, w imię boże więc, czyńcie co konieczne dobrzy ludzie - powiedział klecha przywołując gestem jakiegoś człowieka, który podał mu żelazny klucz.
- Pasuje do łańcuchów… - wyjaśnił kaznodzieja oferując go poszukiwaczom przygód.

- Dziękujemy wielebny, dobra decyzja...otworzycie tę trumnę? - Morlinn skinął głową.

Aodan wziął klucz, ale najpierw stanął blisko trumny i wciągnął powietrze. Jeśli jego zmysły podpowiadały mu, że to nieumarły, nie zamierzał jej otworzyć. Zmysły nie pozostawiały półelfowi cienia wątpliwości: w trumnie przed nim znajdował się nieumarły.

- Wyczułbym nieumarłego na milę. Nie ma już dla niego ratunku. Poza ogniem. - Aodan schował miecz do pochwy. Ciężkozbrojny odszedł od trzęsącej się trumny powolnym krokiem. Nie patrząc za siebie rzucił przez lewe ramię klucz. Jeśli kaznodzieja miał odrobinę refleksu, powinien był go złapać, ale tym ponury paladyn już się nie przejmował.

Kaznodzieja wyciągnął dłonie nieco za późno (chyba nie spodziewał się, że ktoś mu te klucze będzie rzucać) i całe to łapanie wyszło trochę pokracznie, ale jednak jakoś udało mu się złapać.

Gdy Morlinn wypowiedział tajemną frazę i z jego dłoni błysnął magiczny płomień. Kaznodzieja, który w zasadzie był już przekonany, znów zaczął biadolić:
- Moce ciemne, diabelskie, demoniczne, przeklęte i pogańskie… - mamrotał wykonując przy tym jakieś religijne znaki - zarazę na pewno przyniosą… - coraz bardziej złowrogie narzekania kleryka przerwało pęknięcie nadpalonej trumny i wynurzenie się ze środka nieumarłego. Stojący najbliżej ludzie momentalnie odskoczyli, kilka kobiet zaczeło piszczeć, jedna zemdlała, niemal wszyscy obecni ludzie zaczęli natomiast wykonywać te same co kaznodzieja gesty dłońmi.
- Święty boże miej nas w opiece! - krzyknął kleryk.
Zombie zaczęło już płonąć ale jeszcze nie zgasł w nim nieumarły wigor.

Matylda wzdychnęła ciężko, po tym z rapierem w ręce ruszyła do ataku.
Ostrze kobiety świsnęło między płomieniami niemal przepaławiając martwiaka na pół od szyi po tors. Ciało nieumarłego rozwarło się więc na dwie połowy połączone jedynie w biodrach.
Janek nie zastanawiając się wiele, stwierdził, że trzeba działać i również posłał ognisty pocisk i nieumarłego. Nie chciał się wcześniej ujawniać z byciem magiem, ale lepiej było wykończyć zombie, zanim rzuci się na kogokolwiek.
Zmasowany atak magii i miecza to było dla nieumarłego za wiele, wkrótce zombie obróciło się w popiół. Pozostawiając po sobie nadpaloną trumnę. Grupa awanturników stała otoczona zgromadzeniem zszokowanej, wystraszonej i trochę zniesmaczonej gawiedzi.




Sesja przeniesiona na rolegate,com

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 05-03-2020 o 11:31.
Amon jest offline