Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2020, 11:43   #4
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin przywykł już dawno do podobnego traktowania także spłynęło to po nim jak po kacze, jednak dziś miał wyjątkowo kiepski nastrój po nocy spędzonej na twardych deskach. Wiedźmin wiedźminem, ale swój honor miał. Tym bardziej, że wziął już pieniądze za zlecenie, a to rzecz święta w każdym fachu. Przynajmniej tak powinno być.
- Nie wiedziałem, że jesteś tak popularny. - Zdążył szepnąć do Kosmy gdyż zdążył już nawet polubić tego inteligentnego młodzieńca. Po czym spokojnym chociaż stanowczym głosem odezwał się do nowo przybyłych.
- Wiedźmin zrobił swoje, wiedźmin może odejść? Nie tak szybko panowie. Ten młody człowiek jest pod moją opieką także zacznijmy może od początku. Kim panowie jesteście i jaki macie interes do mojego podopiecznego.
Wielka łapa jeźdźca w zbroi spoczęła na rękojeści miecza a usta skwasiły się w nienawistnym, pełnym oburzenia grymasie.
- Ty parszywy kundlu, jak się odzywasz do wielkiego mis…
Drugi mężczyzna natychmiast uciszył kompana unosząc dłoń i nakazując ciszę. Poprawił rondo kapelusza i wyprostował się w siodle.
- Myślę, że wiedźminowi rzeczywiście należą się słowa wyjaśnienia. Nazywam się Reginbald Flack, starszy mistrz Zakonu Płonącej Róży. Nie wdając się w szczegóły, moim zadaniem jest dopilnować żeby przez Biały Most nie przedostał się podejrzany element. Działam z bezpośredniego rozkazu jego wysokości, króla Radowida, ale przede wszystkim ku chwale Wiecznego Ognia. Nieludzie dostali prosty wybór. Mogą przed nami uciekać, albo zostać w Redanii i na własnej skórze poznać czym jest żar naszej wiary – zakonnik uśmiechnął się wymownie a potem wskazał palcem na Kosmę – Ten tutaj, jak donieśli życzliwi naszej sprawie wieśniacy, nie tylko nie zamierza uciekać, ale korzystając z twoich usług i protekcji wiedźminie dostać się na drugą stronę rzeki, by zbrukać swoim obrzydliwym jestestwem naszą ukochaną ziemię pobłogosławioną przez Wieczny Ogień. A na to, jak sam wiesz, nie mogę pozwolić.

Kurwa zaklął w myślach Draugdin. Nie ma to jak rozmawiać z fanatykami, a jeszcze gorzej rozmawiać z żarliwymi fanatykami. Jak to mówią kozła wystrzegaj się od przodu, bo bodzie, osła wystrzegaj się od tyłu, bo kopie, natomiast fanatyka wystrzegaj się ze wszystkich stron, bo nigdy nie wiadomo kogo ugryzie, a kogo opluje. Westchnął tylko ciężko i zaczął mówić spokojnym choć stanowczym głosem:
- Przede wszystkim nie mamy zamiaru , przedostawać się przez Biały Most tylko udajemy się do posiadłości hrabiego w Nirh Haben zgodnie z ogłoszenie typu - wiedźmin poszukiwany. Po drugie nie wiem, co wam mości panowie nagadał zabobonny lud, ale jakem wiedźmin słowem zaręczam, że ten tu znajdujący się pod moja opieką Kosma jest w stu procentach człowiekiem. Jego wygląd natomiast jest jedynie wynikiem rzuconego na niego uroku, który podjąłem się zdjąć i zamierzam tego dokonać. A po trzecie… Nie chce mi się gadać.
Draugdin wątpił, żeby tego typu argumentacja cokolwiek zmieniła jednak miał cichą nadzieję, że może zostawią ich w spokoju i pozwolą kontynuować podróż w zaplanowanym kierunku.
- Tak, wiedźminie, wiemy, że zmierzacie do Nirh Haben, inaczej byśmy was tak szybko nie znaleźli. Wiemy, też że tutejszy władyka posiada promy, i bez żadnych glejtów ani pozwoleń, swobodnie się przemieszcza z jednego brzegu na drugi. Nie traktuj mnie więc jak skończonego głupca i prostaka. Zapłacono ci byś przemycił to stworzenie. To czy jest człowiekiem, zdecyduję ja a nie ty najemniku. Daję ci ostatnie ostrzeżenie. Mój towarzysz z ochotą rozwali ci ten łysy czerep, zobacz jak się w nim gotuje. W przeciwieństwie do niego, uważam, że wy wiedźmini jesteście czasem pożyteczni, dlatego pozwalam ci odejść. To jaka jest twoja decyzja, słucham?
Gdyby nie to, że Draugdin przywykł już po latach do podobnego traktowania to ciśnienie skoczyło by mu pewnie niewyobrażalnie. Zachowując spokój powtórzył to co mówił wcześniej akcentując mocniej ważniejsze słowa.
- Zobligowałem się do zdjęcia klątwy z tego człowieka i zrobię wszystko, żeby tego dokonać, a gdy się okaże, że to jednak nie klątwa, a potwór jak sami twierdzicie to sam osobiście załatwię tę sprawę, mości rycerzu.
Draugdin znał swoje możliwości. Przypuszczalnie nie powinien mieć większych problemów z zabicie tych dwóch rycerzy nawet bez wspomagania się eliksirami jednak wolałby tego uniknąć. Nie żeby się przejmował, jednak miał silna osobistą motywację do tego, żeby pomóc Kosmie, jak również liczył na zarobek za wykonanie najbliższego zlecenia. Nie potrzebował na tą chwilę robić sobie więcej wrogów i ściągać na głowę połowę bractwa Zakonu Płonącej Róży.
Flack spojrzał na swojego towarzysza i lekko skinął głową. Rycerz zeskoczył z siodła, wydobywając wielki dwuręczny miecz z mahakamskiej stali.
- Teraz porozmawiamy po mojemu odmieńcze - powiedział tubalnym głosem.

Puls Draugdina nie podskoczył nawet o pół tętna, jego twarz pozostawała zupełnie beznamiętna, nawet wtedy gdy za plecami usłyszał tętent kopyt. Sześciu…nie, siedmiu ludzi zbliżało się od strony lasu. Ani mistrz zakonny ani jego pomagier nie mieli o tym pojęcia, skupili się na wiedźminie. Rycerz, dzierżąc w rękach długą, zdobioną rękojeść zakończoną rzeźbionym kwiatem róży zdążył zrobić trzy kroki w kierunku przeciwnika, kiedy nagle stanął jak wryty patrząc mu przez ramię. Jeźdźcy zbliżali się galopem, przewodziła im młoda dziewczyna z burzą rudych, kręconych loków. Po chwili konie przystanęły, a rudowłosa wyjechała przed szereg i popatrzyła zuchwale na nieznajomych.
- Kim jesteście i co robicie na ziemiach mojego ojca?
Draugdin już w sumie cieszył na okoliczność możliwości dania nauczki samozwańczym obrońcom wiary. Jednak z tego wszystkiego nawet nie zdążył zsiąść z konia. Może dlatego, że w przeciwieństwie do mistrza zakonu i jego przydupasa słyszał zbliżających się jeźdźców już od dobrej chwili. Siedmiu konnych pojawiło się niemalże znikąd i stanęli szpalerem dookoła jak mniemał dowodzącej nimi pięknej, młodej, ognisto rudowłosej dziewczyny. Mimo, że puls wiedźmina nadal nie uległ zmianie jednak gdzieś w dole poczuł przyjemne mrowienie. Co on mógł za siebie, że rudowłose strasznie go kręciły.
- Jeżeli jesteś pani córką hrabiego to pozwól mi się przedstawić. Nazywam się Draugdin i jestem wiedźminem. Udajemy się z moim towarzyszem podróży do Nirh Haben w odpowiedzi na ogłoszenie, a ja nigdy nie odmawiam, gdy potrzebne są moje usługi. - Powiedział jak zwykle spokojnym głosem patrząc przez cały czas kobiecie prosto w oczy.
- Ci zaś panowie próbują nam to uniemożliwić nastają na mojego towarzysza, który jest pod moją osobistą opieką. - Dokończył wiedźmin bardzo ciekaw jak teraz potoczą się wydarzenia w zaistniałej sytuacji.

Młoda hrabianka nieznacznie uśmiechnęła się kącikiem ust, być może wyczuwając w spojrzeniu wiedźmina pewną śmiałość i zainteresowanie. Choć ubrana była w męski strój do jazdy, Draugdinowi nie umknęły jej kształty, przebijające się przez ćwiekowane spodnie i oliwkową tunikę.
- Istotnie jestem córką Richeliusa de la Blanche. Długo kazałeś na siebie czekać wiedźminie. Boję się czy nie za długo, ale to już przedyskutujesz z panem ojcem. Czuj się zaproszony, twój towarzysz, oczywiście też niech skorzysta z naszej gościnności – dodała. Kosma wbił mocno wzrok w ziemię, za wszelką cenę próbując ukryć swoją szpetotę, ale podziękował uprzejmym skinieniem.
- Chwileczkę – Reginbald Flack starał się mieć niewzruszony wyraz twarzy, ale nie był wiedźminem, tylko zwyczajnym człowiekiem, Draugdin bez problemu dostrzegł jak drży mu powieka – Wiedźmin, może iść z wami, ale tym drugim my się zaopiekujemy
- Doprawdy? A kto tak powiedział? – rudowłosa posłała zakonnikowi litościwy uśmieszek a powieka fanatyka zadrżała jeszcze mocniej.
- [i] Jestem Reginbald Flack, jeden ze starszych mistrzów Zakonu Płonącej Róży. Działam na mocy prawa nadanego mi przez jego wysokość, króla Radowida. Ten tutaj, jak przypuszczamy, jedynie podaje się za człowieka a w istocie jest bestią, którą mamy obowiązek…
Hrabianka natychmiast przerwała tyradę.
- Sram na króla Radowida i jego prawa. Przypominam ci starszy mistrzu, że tu JESZCZE jest Temeria. A dokładniej, od tamtych wzgórz, aż po Pontar to ziemie Richeliusa de la Blanche. Którego reprezentuję ja, Igrid de la Blanche. I to ja tutaj ustanawiam prawa. Jeśli najdzie mnie ochota by wychłostać w gołą rzyć każdego, kto na sztandarach nosi symbol Wiecznego Ognia, myślisz, że coś mnie powstrzyma?
- Bluźnisz pani….
- Oj, nie słyszałeś jeszcze jak potrafię bluźnić, dopiero się rozgrzewam. Chcecie się organoleptycznie przekonać czy blefuję? Czy podniosę rękę na świętobliwych mężów? W odróżnieniu od kompana, wyglądasz na takiego co myśli głową, nie kutasem. Jak ci się wydaje mistrzu Flack, jestem kobietą czynu, czy raczej rzucam słowa na wiatr?
Flack się więcej nie odezwał. Przeniósł rozgniewane spojrzenie na Draugdina i Kosmę, spiął lejce, zawrócił konia i ruszył w tym samym kierunku z którego przybył. Jego towarzysz przez chwilę stał, gapiąc się na Igrid jak malowane ciele po czym schował miecz i poszedł w ślady swojego mistrza. Hrabianka uśmiechnęła się promiennie do wiedźmina.

- Czy ten zakapior naprawdę chciał iść z tobą na miecze mistrzu Draugdinie? Wygląda na to, że uratowałam mu życie.
Draugdin tylko uśmiechnął się rozbrajająco do pięknej Igrid i zauważył w jej oczach, że to wystarczy za odpowiedź. Widział tą kobietę pierwszy raz w życiu i nie wiedział skąd posiadała taką wiedzę na temat wiedźminów jednak domyślał się, że nie miała wątpliwości co do wyniku ewentualnego starcia. Mimowolnie już ją lubił.
- Nic dodać nic ująć piękna Pani. Tak jak niezliczone są mniej lub bardziej wiarygodne podania o wiedźminach, tak zabobon i żarliwość wiary na pokaz są równie niezmierzone. Jak sama zauważyłaś nie, żebym sobie nie poradził, jednak niezmiernie jestem rad za pomoc i jestem wdzięczny za nią. - Odezwał się Draugdin po czym uprzedzając pytania i niedomówienia dodał:
-[i] Zwą mnie Draugdin, a ten tutaj młodzieniec to Kosma. Jego niespotykany wygląd jest wynikiem rzuconego uroku. Ja natomiast zgodziłem się wziąć go pod opiekę do czasu znalezienia sposobu na odczynienie klątwy. Obiecałem to jego rodzicom. Postanowiliśmy zejść z głównego szlaku, żeby uniknąć podobnych sytuacji, a że przy okazji było po drodze do Nirh Haben tak też znaleźliśmy się tutaj Jednak jak sama Pani widziałaś kłopoty same nas też znalazły.
Mówiąc te słowa Draugdin przy pomocy wyuczonego i dopracowanego do perfekcji zmysłu szybkiej obserwacji przyjrzał się dokładnie wybawicielom. Sześciu zbrojnych lekko opancerzonych i uzbrojonych. Ja mniemał stawiali na szybkość i mobilność przed siłą pancerza. Po ich ogorzałych od wiatru twarzach wywnioskował, że byli zaprawieni w bojach i znali się na swoim fachu.
Co do samej dziewczyny widać było na pierwszy rzut oka, że daleko jej było to schematu ubranej w koronkowe suknie i mdlejącej od byle czego hrabianki. Męski strój do jazdy konnej jedynie podkreślał jej kobiece kształty i dawał duże pole do popisu wyobraźni, a tej Drauginowi nie brakowało.
Uśmiechnął się rozbrajająco i zapytał:
- Wtajemniczysz mnie Pani po drodze choć trochę w czym tkwi problem czy to nie rozmowa na tu i teraz?
- Oh, mistrzu Draugdinie, z chęcią bym ci opowiedziała całą historię, ale pan ojciec mi nie daruje, jeśli odbiorę mu tą przyjemność. Biadaczek stracił już nadzieję, że ktokolwiek odpowie na jego ogłoszenie. Nie mam jednak nic przeciwko byś stanowił moją eskortę – zatrzymała spojrzenie na oczach Draugdina i znów nieznacznie uśmiechnęła - Moi ludzie zaopiekują się twoim przyjacielem, nie traćmy więc czasu, w drogę.
Igrid pociągnęła za wodze, jej klacz parsknęła po czym ruszyła kłusem w kierunku lasu.

Wydarzenia potoczyły się lepiej niż mógłby oczekiwać tym bardziej, że wiedźmini bardzo rzadko byli tak serdecznie witani i z taka niecierpliwością wyczekiwani.
- Kosma nic ci nie grozi z ludźmi hrabiny, także zobaczymy się później. - Powiedział do zakapturzonego młodzieńca. Ten kiwnął mu głową, że zrozumiał i zgadza się.
Draugdin spiął boki konia i ruszył kłusem żeby dogonić Igrid. Gdy zrównał się z nią wyrównał tempo tak żeby jechać równolegle z rudowłosą pięknością.
- Swoją drogą zaintrygowała mnie pani. - Rzekł, a odpowiadając na jej zaciekawione spojrzenie dodał: - Musisz Pani Ingrid dużo wiedzieć o wiedźminach skoro aż tak mi zaufałaś zamieniając eskortę sześciu zbrojnych na towarzystwo jednego zabójczy potworów. Hmmm. Bardzo interesujące.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 31-01-2020 o 11:53.
Draugdin jest offline