Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 01:35   #3
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
część 1


Dwa lata wcześniej
Neri & Nyrhe

Nyrhe odszedł od lady recepcji i pomachał do swej towarzyszki trzymaną w ręce kartą do pokoju. Po chwili wsunął ją do kieszeni, a wolną ręką objął Twi'lekankę w pasie i przysunął do swojego boku. W drugiej ręce wesoło brzęczały dwie butelki aldeerańskiego wina. Nie było to oczywiście wino najlepszego rodzaju, ale wystarczyło, że było z Aldeerana. Lepsze renomy mieć nie mogło.

- Pokój jest na szóstym piętrze - oznajmił lekko podpitym głosem. Wypili wcześniej parę drinków w barze, a potem po dwa piwa w taksówce. - Pojedziemy windą? - wskazał na podwójne drzwi. Wzrok dziewczyny niemal odruchowo powędrował w ich kierunku, ale ponieważ nie znalazła w nich nic wartego uwagi, powróciła wzrokiem do współpracownika, z którym wyjątkowo postanowiła uczcić swój sukces. Było to bowiem dopiero trzecie, może piąte, zlecenie jakiego się podjęła, w tym pierwsze, w jej mniemaniu, poważne i naprawdę trudne! Była święcie przekonana, że bez Vicall’a by sobie nie poradziła tak dobrze. W sumie to dzięki niemu jedyną raną było zadrapanie na udzie, nic poważnego, mimo iż nieco piekło aż do teraz.

- Windą? - drgnięcie brwi było niekontrolowanym odruchem, kiedy to otwartą dłoń oparła o jego tors i subtelnie próbowała odepchnąć od niego swoje ciało. Choć uderzenie gorąca pojawiło się całkiem gwałtownie, była przekonana, że powodem nie był alkohol. W jej młodej głowie rysowało się inne, znacznie lepsze życie, bo u boku kogoś ważnego.

Neri była zbyt emocjonalną osobą, naiwną i łatwo przywiązującą się do ludzi, którzy okazali jej troskę i dobroć. W życiu brakowało jej kogokolwiek, czuła się samotna, dlatego też patrzyła na Nyrhe’go jak na kogoś, z kim chciałaby się budzić każdego poranka.

Twi’lekance nie udało się oderwać od mężczyzny, gdyż w swym geście nie była ani przekonująca, ani przekonana do tego, co próbuje zrobić. Pozostało jej jedynie tępo patrzeć na niego i próbować uniknąć jakiejkolwiek gafy, aby się nie ośmieszyć.

- Jeśli masz aż tak beznadziejną kondycję, to proszę bardzo. Ja się miewam dobrze, schody ze mną nie wygrają - uśmiechnęła się mrużąc złote oczy, które z trudem od niego oderwała, aby rzucić spojrzenie w stronę schodów.

- Wiem o tym - powiedział z przekonaniem. - Pamiętam jeszcze naszą gonitwę za celem po promenadzie. Prawie - wyraźnie zaakcentował to słowo - za mną nadążałaś - powiedział przekomarzając się z Twi'lekanką.

Bawiły go jej niezbyt stanowcze próby odepchnięcia go od siebie. A może siebie od niego? Lubił taką zabawę w kotka i myszkę. Ofiara nie może się zbyt łatwo poddawać, nawet jeśli już jest w jego łapkach. Chociaż po prawdzie to nie była ofiara jak każda inna. To w ogóle nie była ofiara. Nie musiał jej urabiać, jak wiele innych przedtem, nie musiał namawiać, przekonywać. To się po prostu tak jakby samo stało. Nawet nie musieli tego ustalać. Tak jak na akcji, zrozumieli się bez słów. Stało się, bo oboje tego chcieli.

- Problem polega na tym, że we wchodzeniu po schodach nie ma niczego interesującego. Może poza podziwianiem twoich kształtnych tyłów, gdy puszczę cię przodem - mrugnął do niej okiem, uśmiechając się szelmowsko. Następnie nachylił się ku niej i szepnął do ucha - Natomiast w windzie... - jej wyobraźni zostawił co takiego może się tam wydarzyć.

Przełknięcie śliny były na tyle głośne, że nie dało go się zamaskować nawet udawanym kasłaniem. Dlatego też nie spróbowała tej metody na zagłuszanie. Zamiast tego pacnęła go ręką w ramię i z większym niż przedtem przekonaniem, wyswobodziła się z uścisku. Nie mogła przyznać, że było to łatwe, ale jednak było warto. Poczuła, że nie jest od niego zależna tak bardzo jak przed sekundą jej się wydawało i mimo iż była w błędzie, uczucie to sprawiło, że na nowo odżyła w niej pewność siebie i asertywność.

Słowa płynące z jego ust sprawiały, że nie różnił się niczym od innych mężczyzn, a mimo to w jej oczach takowy był - lepszy. Nie potrafiła logicznie tego uargumentować, ale nigdy nie panowała nad emocjami tak dobrze, jak potrafił czynić to jej ojczym. Emocjonalność odziedziczyła po matce i była tego pewna, gdyż gdyby miała otrzymać te cechy po tacie, to zapewne nigdy nie doszłoby do sytuacji, w której ten opuścić rodzinny dom.

- … dzieje się jeszcze mniej. - skwitowała z udawaną oschłością, co oczywiście nie mogło ujść jego uwadze. W swym zimnym tonie Neri była tak mało przekonująca, że jej kobiecy urok jedynie nabierał na ekspresji.

- Stoisz w ścisku z masą różnorakich istot i nawet nie masz pewności, kto klepie cię po tyłku, ani kogo ty po nim klepiesz. Można trafić na osobę, której wierz mi, ale nie chciał byś nawet posmyrać blasterem, z obawy, że ci się lufa zapcha śluzem - mówiąc to z uśmiechem na ustach, gestykulowała próbując przekazać potencjalny komizm sytuacji i rakiem wycofywała się niespiesznie w kierunku schodów, którymi planowała wejść na szóste piętro całkiem poważnie.

Usta mówiły jedno, ale ton głosu, jej oczy, coś zupełnie innego. Broniła się, ale chyba tylko dla zasady. A fakt, że to robiła, tylko go bardziej zachęcał.

Chwycił ją za lewą dłoń, gdy stopę oparła już na pierwszym stopniu.

- O tej porze w windzie nie będzie ścisku - powiedział łagodnie. - Chyba że będziesz tego chciała - znów uśmiech i mrugnięcie. - I zapewniam cię, będziesz wiedziała kto położył łapę na twoim tyłku.

- Czasami niewiedza nie jest taka zła
- oznajmiła bez przekonania, chyba tylko po to, aby coś odpowiedzieć. Coś innego niż to, czego on pragnął usłyszeć.

- Skoro masz tak fantastyczną kondycję, to dlaczego za wszelką cenę próbujesz przekonać mnie do tej windy? - wraz z pytaniem brew Neri drgnęła z zaciekawieniem - Obawiasz się o aldeerańskie szkło? - spojrzeniem wskazała na trzymane w jego dłoni dwie butelki. Zatrzymała się na nich z uśmiechem na ślicznej twarzy, gdyż przypominały jej o niezwykłym sukcesie i sumce, jaką udało jej się zarobić. Była z siebie naprawdę dumna. - Musisz użyć lepszych argumentów - wzruszyła ramionami w tym samym momencie, w którym ponownie na niego spojrzała.

Nyrhe ścisnął mocniej dłoń Neri, ale tylko na chwilę, jakby chcąc zademonstrować swoją przewagę. Zaraz jednak ją puścił i powiedział:

- Nic na siłę - uśmiech nie znikał z jego twarzy, gdy wpatrywał się w piękne oczy kobiety. Oczy, które całkowicie go pochłonęły. - Pamiętając o twojej ranie, chciałem ci jedynie zaoszczędzić bólu - stwierdził przesadnie niewinnym tonem. - Zależy mi tylko na twoim szczęściu - dodał w ten sam sposób. - Ale jeśli wolisz - ton zmienił się na sztucznie przygnębiony - to chodźmy schodami.

Nerin’hashee przechyliła głowę na bok jak uroczy szczeniak, który nie zrozumiał intonacji głosu. Jej tchin drgnęło zauważalnie, a zaraz za nim bardziej subtelnie poruszyło się tchun. Zamrugała pospiesznie i uwolnioną ręką sprawdziła, czy wciąż ma swoje uczciwie zarobione kredyty w kieszonce ukrytej od wewnętrznej strony bluzki. Niekontrolowany odruch.

- No dobra! - westchnęła potężnie schodząc z pierwszego stopnia schodów i pewnym krokiem podchodząc do windy. Kiedy spojrzała na mężczyznę przez ramię, winda zjeżdżała na dół, aby odebrać zdecydowanych na podróż w górę gości.

- A ładny ten pokój chociaż?

Nyrhe nie odrywał wzroku od oczu Twi'lekanki. Ruch jej ręki nie umknął jego uwadze, ale nie był teraz dla nie ważny.

- Nie wiem, jestem na tej planecie od paru dni - odparł jej. - Ale mam dziwne przeczucie, że nie będziemy rozczarowani.

Gdy drzwi windy rozsunęły się, skłonił się teatralnym gestem, zapraszając ją do środka niczym swoją królową.

Wraz ze słodkim uśmiechem, złote oczy Neri zmrużyły się urokliwie. Skorzystała z kulturalnego zaproszenia, choć uważała, że nie jest ono poważne, a jedynie miało na celu zademonstrować żartobliwy gest przepełniony sztuczną teatralnością. Zaśmiała się cicho pod nosem i kiedy była już wewnątrz, odwróciła się przodem do wyjścia. Dłonie splotła za plecami na wysokości swoich bioder, stając prosto jak struna z dumnie zadartym noskiem.
Milczała oczekując piętra szóstego.

Mężczyzna wszedł do środka i stanął zaraz przed nią, wcześniej wciskając przycisk z numerem sześć. Nie dotykał jej, ale dzieliły ich dosłownie centymetry. Niemal przyciskał ją do ściany. Jego twarz znalazła się na wprost jej twarzy. Ich nosy prawie się stykały. I choc czuł, że uszło by mu to na sucho, że ma wręcz przyzwolenie na to, choć bardzo tego pragnął, nie uczynił kolejnego kroku. Ograniczył się tylko do wpatrywania się w jej oczy, promieniujące złotym blaskiem.

Nastolatka skamieniała jak na zawołanie. Jej usta wygięły się w głupkowatym grymasie, a oczy otworzyły szeroko, że niemal wyszły z orbit. Chciała go spytać, co właściwie robi, ale dość szybko zdała sobie sprawę z tego, jak idiotycznie zabrzmi to pytanie. Chciała też powiedzieć cokolwiek, ale prócz tego, że zdołała lekko rozewrzeć usta, nie wydobył się z jej gardła żaden dźwięk. W jej głowie było zbyt wiele myśli, aby po prostu dać się ponieść i nawet wypity wcześniej alkohol nie mógł przyspieszyć tego, do czego dążyła ta znajomość.

Gorąc płynący przez ciało uderzył do głowy w sposób gwałtowny, a ona wciąż nie drgnęła. Jedynie jej lekku zawierciły się niespokojnie na głowie, jakby chcąc coś powiedzieć i mając ku temu więcej odwagi, niż ich właścicielka. Gdyby nie hurgot telepiącej się windy, bicie serca Neri byłoby wyraziste jak dudniąca w barze muzyka, z hukiem poruszająca swym łomotem wnętrznościami.

Nyrhe nie był pierwszym, który patrzył na nią w ten sposób, nie był też pierwszym, który używał wobec niej takich a nie innych słów, właściwie to nie był pierwszym niemal w niczym, a mimo to potrafił nadać temu znaczenie. Znała go tylko kilka dni, nie było to wiele, a zdążyła polubić jego sposób bycia. Za każdym razem zachwycała się też włosami, które zawsze chciała dotknąć, a nigdy nie miała odwagi tego zrobić. Mimo iż jechali windą sami, wcale nie czuła się bardziej odważna, aby zrobić jakikolwiek krok ku zbliżeniu się do siebie. Nie była wcale pewna, czy tego chciała, choć jej ciało mówiło zupełnie coś innego.

Drugie, trzecie, czwarte… Mozolne poruszanie się między piętrami przedłużało się w nieskończoność, w której to czuła ciepło mężczyzny. Pachniał przyjemnie, z wyjątkiem woni wypitego alkoholu, którą to puściła w niepamięć bardzo szybko, aby układanka pożądliwości wciąż do siebie pasowała. Jej emocjonalność potrafiła wmówić jej wszystko, aby tylko pasowało do wymagań. Po chwili ciszy, jaka między nimi nastała, chciała znowu coś powiedzieć, tym razem żartobliwego i z przekąsem, ale nie umiała się wysłowić i przedłużyła tylko milczenie. W oczekiwaniu nerwowo zerkała na zmieniające się cyfry, wyczekując szóstki.

Aż wreszcie upragniony numer pojawił się na tablicy. Oboje usłyszeli cichy dzwoneczek i drzwi windy rozwarły się, umożliwiając im wyjście na korytarz. Jednakże na drodze dziewczyny wciąż stał Nyrhe, który nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią wciąż, a z każdą sekundą jego pożądanie rosło coraz bardziej. Czuł gorąco, a właściwie prawdziwy żar, który wydobywając się z okolic żołądka, rozlewał się po całym ciele. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przechylił delikatnie głowę na lewo i zbliżył jeszcze bardziej do twarzy Twi'lekanki. Ich usta już prawie się ze sobą zetknęły, gdy mężczyzna nagle oprzytomniał. Nie, nie tak, upomniał sam siebie. Nic na siłę. Nie traktuj jej jak pierwszej lepszej. Nie idź na skróty. Ona na to nie zasługuje.

Jednym ruchem wycofał się szybko do tyłu i odsunął na bok, umożliwiając Neri wyjście.

Gdyby miała więcej siły w swym filigranowym ciele, pewnie wyrzeźbiłaby w blaszanej ścianie windy foremkę na kształt swojej figury. Neri przylgnęła mocno do ściany, która uniemożliwiła jej wycofanie się. Kalkulowała w głowie pozytywne negatywne skutki tego, co mogłaby teraz zrobić na tyle długo, że w końcu okazja sama usunęła jej się z drogi, pozostawiając tor bez żadnych przeszkód i dwuznaczności. W pewnym sensie nawet się zawiodła, choć z drugiej strony złapała ponownie rezon. Rzuciła mu lekki uśmiech i bardzo szybko opuściła windę, jakby ją jakaś zła siła po tyłku dźgała rozżarzonymi prętami.

- W sumie ja rozumiem, że to oszczędność i ostatni wolny pokój, ale chyba wrócę i wezmę osobny - palnęła niespodziewanie w chwili, gdy krótki dźwięk windy oznajmił, że jedzie do kolejnego wezwania i zniknęła z ich piętra.

- Nie ma co się tak cieśnić, stać nas przecież żeby jak na cywilizowanych osobników przystało, mieć swój własny kąt, łóżko, prysznic, kanapę, ławę, dywan... - zaczęła wymieniać zupełnie bez ładu, choć w jej głowie były to potencjalne miejsca, gdzie z dużym prawdopodobieństwem skończą, jeśli naprawdę nie znajdzie osobnego pokoju. Miała gdzieś z tyłu głowy wciąż to wrażenie, że jego uczucia ukierunkowane są tylko na jeden tor, a ona pragnęła uchronić siebie przed dolą własnej matki.

Odwróciła się na pięcie i zetknęła twarzą w twarz z Łowcą. Uśmiechnęła się szerzej mrużąc oczy.
- Tobie też będzie wygodniej. - stwierdziła uprzejmie. Prawdopodobnie argument z ostatnim wolnym pokojem wcale nie znalazł stałej lokacji w jej neuronach i został pominięty przez przekaźniki.

On tymczasem nie uśmiechał się wcale. Po raz pierwszy poczuł niepewność. Czy ona żartuje, czy mówi poważnie? Czy to tylko gra, a może naprawdę rozważa taką możliwość? Czyżby aż tak błędnie odczytał sygnały? Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło. Chociaż nie, to nieprawda. Zdarzało mu się to wielokrotnie, zwłaszcza gdy zabawiał się dla zabicia czasu i nawet niespecjalnie zależało mu na sukcesie. Zupełnie inaczej niż teraz...

A może sam jest temu winien? Kobiety nie lubią niezdecydowanych. W sprawie windy mu uległa, ale w windzie zdarzyło się coś dziwnego. Coś czego dotąd nie przeżył. Zawahał się. Czy to możliwe, że przez to zaczęła się wycofywać? Wyczuła jego niepewność, jego brak zdecydowania jak dalej postępować?

Za dużo myśli! Nie powinien zastanawiać się nad kolejnym ruchem, powinien go wykonać. I dlatego nie odpowiedział dziewczynie, nie odezwał się ani jednym słowem. Zamiast tego sięgnął po taktykę z tych licznych, często nieudanych, spotkań, gdy zdecydowanym działaniem musiał wybadać grunt. Uda się, albo nie, byle rozwiać wątpliwości. Wolną dłoń położył na jej policzku, palcami sięgając do karku, a następnie gwałtownie przysunął ją do siebie i wpił swoje usta w jej wargi.

Brak odwzajemnienia uśmiechu zbił ją z tropu. Zmusił, aby zastanowiła się, co właściwie powiedziała nie tak, że spojrzał na nią inaczej niż dotychczas. Uraziła go? Nie powinno sprawić mu to przykrości. A może po prostu poczuł, że przegrał? Starał się jak mógł, a mimo to nie udało mu się łatwo zaliczyć? Jak powinna to odebrać?

Nieświadomi tego, że obydwoje intensywnie myślą, stali w milczeniu po raz kolejny i patrzyli na siebie w niezrozumieniu. Zapomniała o bólu nogi, zapomniała nawet o tym, z jakiego powodu w sumie tutaj się znaleźli, nie potrafiła również poskładać w całość relacji, jaka między nimi się pojawiła.

Jedyne, co przyszło jej do głowy to to, aby znowu się odezwać, sprostować, wyjaśnić, dojść do porozumienia, uzgodnić coś. Głowiła się tylko nad tym, jak zacząć? Wyznanie miłości musiałoby być dla niego żałosne i zabawne, ot głupia nastolatka, co to dopiero zaczyna strzelać do ludzi, podjarała się ilością zarobionych kredytów i pomyliła entuzjazm do hajsu z miłością do człowieka. “Nie bądź śmieszna”, skarciła się w myślach, nadąsała w tej samej chwili, przez co jej usta wykrzywiły się w grymasie i wydęły. W tym też momencie ręka mężczyzny pogładziła jej policzek, musnęła skórę szyi i zatrzymała się na karku.

Neri ściągnęła brwi i przechyliła głowę na bok. Był to gest, który czyniła gdy czegoś nie rozumiała, ale w tej chwili dała mu idealną okazję do zbliżenia, co też postanowił wykorzystać. Nie opierała się niemal wcale, choć jej ciało przez pierwsze dwie sekundy były spięte, po tym czasie rozluźniło się, oddając się niewielkiej przyjemności. Rozwarła usta pozwalając na pogłębienie pocałunku, czym potwierdziła, że nie jest niechętnie nastawiona, a jedynie mocno zmieszana i niepewna swojego postępowania.

Bardzo niechętnie oderwała się od ciepłych ust mężczyzn i jeszcze parę sekund jej złote oczy pozostały zasłonięte powiekami barwy piasku gorącej pustyni.
- Czy to jest czymś w rodzaju podpisu pod wspólnym kontraktem Łowcy? - dopiero w trakcie wypowiadania tych słów niespiesznie otworzyła oczy. Jej ton głosu zmienił się na bardziej kobiecy, niż był dotychczas - Zawodowa współpraca? - doprecyzowała równie miękko i melodyjnie, a uśmiech na jej twarzy przywodził na myśl czułość i przywiązanie.

Nyrhe uśmiechnął się znów, spoglądając w złociste oczy kobiety. Dłoń wciąż trzymał na jej policzku. Kciuk przesuwał w górę i w dół. Gest ten był dla niej wystarczająco przyjemny i uspokajający, aby nie chcieć go przerywać.

- Chciałabyś? - spytał.

Nie mógł powstrzymać wizji, która zakradła mu się do głowy. Wizji ich dwojga, współpracujących ze sobą, działających niczym jeden umysł w dwóch ciałach. Tak jak to miało miejsce w ciągu ostatnich dni. Przydałby mu się taki partner, bez dwóch zdań. Choć w tym momencie nie o to mu chodziło, Neri kiwnęła twierdząco głową z pełnym przekonaniem, nie odczytując w zadanym pytaniu żadnych dwuznaczności.

Mężczyzna wolną ręką sięgnął do pleców dziewczyny, tą w której wciąż trzymał butelki z winem, sięgnął za jej kolana, podciął nogi i jednym płynnym ruchem dźwignął całe jej ciało w górę. Trzymając ją na rękach ruszył w stronę drzwi do ich pokoju, powodując namnożenie się myśli w jej młodej głowie.

- Kartę mam w wewnętrznej kieszeni kurtki - brodą starał się wskazać miejsce jej ukrycia. Przytaknęła dając do zrozumienia, że wie co ma na myśli. Sięgnęła więc po kartę i przyłożyła do czytnika, który cichym piknięciem oznajmił jej odczyt i wpuścił Łowców do środka. Gdy drzwi zawinęły się automatycznie za ich plecami, Neri zawierciła się, aby wyswobodzić się z objęć. Jej wzrok zapatrzony był na umeblowanie pokoju, które choć należało do skromnych, wywarło na niej wrażenie i miała ochotę nieco się rozejrzeć.

Kiedy jej stopy dotknęły podłogi, odebrała od mężczyzny obie butelki wina, aby postawić je na wysokim stoliku w kształcie stożka odwróconego do góry nogami. Przechadzała się niespiesznie po pokoju, choć na chwile starając się oczyścić myśli z pożądliwych uczuć. Stanęła przy ogromnym oknie zaciekawiona widokiem z takiej wysokości.

- Przez te kilka dni w końcu nie czułam się samotna - mruknęła wpatrzona w światła stolicy, opierając się o szybę czołem i otwartą dłonią prawej ręki - To miejsce jest takie ogromne, a zarazem tak bardzo puste. Chciałabym zawsze przemierzać je wspólnie. - zawiesiła na chwile głos, pozostając odwróconą do niego tyłem.
- Czy to jest możliwe?

Nyrhe nie wiedział w pierwszej chwili co powinien odpowiedzieć. Dziewczyna wydawała się być smutna, choć przecież nie powinna. Wypełnili zadanie, dostali zapłatę, mieli trochę czasu na... rozrywki. To był wesoły moment. A przynajmniej taki powinien być. Stanął za nią, również wpatrując się w okno, ale nie w panoramę miasta, a w jej twarz odbitą w szybie. Skąd na niej tyle trosk? Objął ją delikatnie w pasie i oparł brodę na jej ramieniu. Swoim szorstkim zarostem otarł się o jej policzek.

- Nie wiem - powiedział zgodnie z prawdą. - Jeśli będziesz potrafiła ze mną wytrzymać, to czemu nie?

I pod warunkiem, że Macrath nie odrąbie mu głowy za długi. Ale tym będzie się martwił jutro. Dziś myśli chciał poświęcać tylko jej. Oczami wyobraźni widział ją u swojego boku na kolejnych akcjach. Podczas tego zlecenia świetnie się rozumieli, niemal bez słów. Można by pomyśleć, że znają się od lat. I dziwnym sposobem tak się przy niej czuł. Z jakiegoś powodu stała mu się bliska.

- Jeśli bardzo czegoś chcesz, wszystko jest możliwe - szepnął jej w ucho, czym sprawił że przez jej drobne ciało przeszedł dreszcz. Poczuł to, gdy ją obejmował. Jej smukła szyja wyprostowała się i napięła.

Zaufała mu. Uwierzyła w gesty i słowa jak naiwne dziecko, które bezwarunkowo ufa dorosłemu. W końcu przestała nawet dostrzegać powód, dla którego mógłby ją wykorzystać. Nie chodziło oczywiście o pieniądze, skąd mogła wiedzieć o jego długach? Początkowo miała wątpliwości czy aby nie myśli o niej wyłącznie w kontekście seksualnym, jak czyniło to większość mężczyzn. Obawy te jednak zniknęły. Wyczuła szczerość w jego słowach, a dotychczas nigdy się nie pomyliła. Miała dar, którym potrafiła przejrzeć kłamców na wylot.

Co prawda mówił ogólnie, ale między wierszami odczytała odpowiedź. Zgrabnie odwróciła się w tej małej przestrzeni, jaką jej pozostawił, opierając się teraz plecami o szybę. Dość szybko ich spojrzenia się spotkały i tylko utwierdziła się w przekonaniu, że jej nie zostawi. Pomyślała pierwszy raz, że być może wcale nie jest taka śmieszna ze swoimi uczuciami, że można kogoś pokochać po kilku dniach i nie potrzeba wcale wielu lat znajomości.

Dłoń Twi’lekanki niepewnie powędrowała w okolice jego skroni. Jej spojrzenie skupiło się na wędrówce ręki. Smukłe palce zakończone zadbanymi, krótkimi paznokciami, pogładziły czule jego skórę i wsunęły się między krótkie, acz według niej i miękkie, włosy. Jej śliczne usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który po raz wtóry sprawił, że zmrużyła nieco oczy. Podobało jej się to, co nazywano włosami. Ludzie dzięki temu wydawali jej się tacy uroczy. A jeśli nie ogólnie ludzie, to na pewno Nyrhe.

- Wytrzymam - odpowiedziała półszeptem na to, co powiedział jej niemal minutę temu. - Mówiłam, że mam dobrą kondycję - skwitowała żartobliwie odnosząc się do nie tak dawnej dyskusji na temat schodów. Nyrhe uśmiechnął się szeroko, słysząc żart.

Wplecione we włosy palce wciąż głaskały jego głowę i chłonęły zmysłem dotyku ich inność. Skoro już się odważyła to sprawdzić, nie chciała też szybko się wycofać, dlatego nie przerywała. Zamiast tego zbliżyła się do niego bardziej, przez co musiała odepchnąć się od zimnej szyby. Krągłe piersi Twi’lekanki zetknęły się z jego torsem, a głowa przechyliła się na bok tylko po to, aby wygodniej było powtórzyć pocałunek, który zaczęli już na korytarzu. Jej miękkie, smakujące słodko usta, zetknęły się z wargami mężczyzny niezwykle czule i delikatnie. W jej geście było więcej emocji niż tylko pożądanie, co dało się wyczuć poprzez subtelność. Drobne, kobiece ciało zadrżało niewyraźnie choć w ścisłym objęciu było to wyczuwalne.

Wyczuwając ciepło jej ciała, jego krągłe kształty, przestał myśleć o czymkolwiek poza nią. Smak jej ust doprowadzał go do ekstazy. Jej słodki zapach przyćmiewał wszystko inne. Jego lewa ręka powędrowała w górę do karku Twi'lekanki. Instynktownie przycisnął ją do siebie, jakby się bał, że w każdej chwili może mu się spróbować wyrwać. Przycisnął mocniej swoje usta do jej, zamieniając delikatne muśnięcia warg w głęboki, namiętny pocałunek. I choć tym razem nie planowała uciekać ani się wycofywać, to wcale nie doprowadziło to do upojnego momentu.

Chwilę trwało nim się od niej odkleił. Wpatrywał się teraz w jej piękne, złote oczy, które zdążyły już zawładnąć jego duszą. Lewą ręką głaskał tył jej głowy, prawa wciąż spoczywała na plecach, choć musiał walczyć z pokusą by nie zjechać nią trochę niżej. Na jego twarzy wykwitł delikatny półuśmiech.

- Napijesz się wina? - spytał.

Krótkie mrugnięcie oczami i kiwnięcie głową dało mu pozytywną odpowiedź. Skoro sam postanowił przerwać, nie zamierzała napierać. W pewien sposób było to dla niej nawet miłe, że nie dąży usilnie do jego, a przynajmniej stara się wykorzystać też inne okoliczności, jakie przyniosła sytuacja, w której oboje się znaleźli.
- A wypuścisz mnie? - zapytała nie odrywając od niego spojrzenia, wciąż czując się zamknięta w męskim uścisku. - Będzie trochę ciężko się poruszać w takim szyku - stwierdziła z udawaną powagą.

- Kwestia praktyki, jak sądzę - odpowiedział nie zmniejszając nacisku. - Możemy trochę potrenować, jeśli chcesz.

Śmiejąc się wypuścił ją ze swoich objęć i podszedł do stożkowatego stolika. Z pobliskiej szafki wyciągnął dwie... szklanki i wzruszywszy ramionami, położył je obok butelek. Zdjął kurtkę, którą rzucił na krzesło, a następnie wibronożem zabrał się za otwieranie wina.

- Musisz mi wybaczyć - powiedział siłując się z korkiem - ale na Nar-Shaddaa nie zwykliśmy wypuszczać z rąk tego, co nam w nie wpadło - korek skapitulował. - Inaczej wpadało to w ręce kogoś innego.

- Dziwne.
- zamyśliła się z niespotykanym opanowaniem, mimo iż wewnątrz wciąż buzowały w niej emocje. - Sądziłam, że mam prawo wyboru, a nie że wpadam w czyjeś łapy, albo się z nich wyślizguję

Podszedł do niej ze szklankami napełnionymi czerwonym płynem. Wręczył jej tą odrobinę pełniejszą, po czym stuknął o nią swoim naczyniem, z którego po chwili wychylił dwa łyki.

- Opowiedz mi coś o sobie - poprosił, spoglądając na nią zaciekawiony. Skupiła wzrok na naczyniu wypełnionym szkarłatnym płynem. W tym samym momencie rana na udzie nieco zapiekła, jakby barwa trunku przypomniała o nim niespodziewanie. Neri wydawała się być niewzruszona i nadzwyczaj spokojna, choć jej mowa ciała dawała sprzeczne sygnały.

- Ty mi opowiedz coś o mnie - odpowiedziała w końcu podnosząc wzrok i tylko na moment spojrzała na niego, aby w jednej chwili bez-emocjonalnie go wyminąć - W końcu wpadłam ci w ręce, musisz wiedzieć wiele o swoich zdobyczach, pewnie więcej niż one same - klapnęła sobie na kwadratowym siedzeniu, które przypominało pudło ze świecącymi diodami. Założyła nogę na nogę i zamoczyła usta w winie. Nie było zbyt dobre, ale wierzyła, że kiedyś zarobi na lepsze. Szczególnie, jeśli nie będzie sama, a uwierzyła, że już nie będzie.

- Widzisz... - nie dał się zbić z tropu. Ton jego głosu nadal wskazywał na pewność siebie, ale jednocześnie na dobry humor. - Sam tak z początku myślałem, ale... - zawahał się. Łyknął jeszcze trochę wina, a potem kontynuował. - Ty zdajesz się być inna. Jesteś inna. Inna niż wszystkie, które dotąd spotkałem. Wyjątkowa. Karabast! - zaklął i podszedł bliżej. Na jej zimnym wyrazie twarzy drgnęła brew. Kucnął tak by jego oczy znalazły się na wysokości oczu dziewczyny. - Zawsze jestem pewny siebie, działam sprawnie, a teraz... Przy tobie plączę się, nie wiem co powiedzieć, nie wiem co zrobić. Myślę, że... - znów się zawahał. Ona zaś przechyliła głowę na bok i zamrugała pospiesznie złocistymi rzęsami. Przyglądała mu się w ciszy, sunąc opuszkiem palca po obrzeżach szklanki.

Podniósł się, opróżnił szklankę jednym haustem, a następnie podszedł do stolika by ją z powrotem napełnić. Korzystając z tego, że jest zajęty, sama również niepostrzeżenie wypiła wszystko i westchnęła mrukliwie. Wstała zgrabnie z miejsca, aby również podejść do stolika.

- Zresztą zapomnij, to i tak bez sensu - powiedział i znów przechylił szklankę.

- Mam dobrą pamięć - odpowiedziała z pogodnym uśmiechem, biorąc butelkę wina i dolewając sobie samodzielnie - Jeśli nie dziś, to dowiem się jutro, pojutrze, za trzy dni, za tydzień. - odstawiła butelkę i upiła nieco alkoholu. Nie odrywała spojrzenia od mężczyzny, zastanawiając się, co go tak nagle zmartwiło, że uznał to za bezsens.

- Naszą zaletą jest to, że nie odkładamy spraw na później, wykonujemy wszystko najszybciej i najsprawniej, jak tylko jest to możliwe. - próbowała usadzić jego pewność na stałe w nim, zaznaczyć wewnętrzną siłę i podkreślić zalety, które w nim dostrzegła.

- I wcale się nie plączesz - dodała już mniej poważnie, a bardziej wesoło, przybliżając się o krok i opierając dłoń na jego lewym barku.

Nyrhe gapił się w trzymaną przez siebie szklankę. Na dźwięk słów Nire uśmiechnął się lekko, ale nie podniósł wzroku. Gubił się w tym wszystkim. Gdy robił krok naprzód, ona się cofała, gdy on się cofał, ona szła naprzód. Zabawa w kotka i myszkę... Tylko najwyraźnie mylnie uznał siebie za kota. Uśmiechnął się szerzej na tą myśl.

Położył dłoń na dłoni kobiety i wtedy wreszcie znów spojrzał na nią. Jego uścisk był delikatny, ale mocny. Nie zamierzał pozwolić jej się odsunąć.

- Co my właściwie robimy? - spytał bez wyrazu.

Nerin’hashee zaśmiała się krótko słysząc to pełne niepewności pytanie, zupełnie jakby spotkała zagubionego chłopczyka w parszywej okolicy, a on niewinnie prosił, aby go stąd zabrać. Do tej pory wydawało jej się, że jest nader emocjonalną osobą i z jej wahaniami nie może się nikt równać - w sumie, dalej tak uważała, ale przynajmniej tym razem miała poczucie, że nie tylko ona ma w sobie ten ogień.

- Staramy się żyć najlepiej jak potrafimy - odruchowo wzruszyła ramieniem, kiedy odpowiadała na pytanie. Splotła ich dłonie we wspólnym uścisku, zakleszczeniem dając poczucie stabilności. - I chyba dobrze nam to idzie, prawda? Myślę, że wspólnie możemy zarobić więcej, niż osobno. - zerknęła na trzymaną w drugiej ręce szklankę - I stać by nas było na lepsze wino - parsknęła krótko, powracając wzrokiem do jego twarzy.
- Poza tym łatwo się zakochuję. Wybacz. Taka przypadłość - dodała półżartem ze znacznie szerszym uśmiechem, jakby chciała zdjąć ciężar otaczającej ich atmosfery, która zupełnie niespodziewanie ich przytłoczyła. Miało to być w końcu opicie sukcesu, a zmierzało to w złym kierunku. Może po prostu powinna trochę opuścić gardę, ale tak już na stałe?

- Może to jest zaraźliwe? - spytał Nehry całkiem poważnie. - A przynajmniej w twojej obecności - delikatnie gładził kciukiem po wierzchu jej dłoni. Zaśmiała się krótko w odpowiedzi, starając się, aby nie potraktował jej wyznania na poważnie. Mimo iż było prawdziwe.

- Mogę zdjąć kurtkę? - zapytała nagle kiedy zrozumiała, że aby to zrobić, musiałaby wyszarpać swoją rękę z uścisku, a nie chciała robić tego na siłę. W końcu wcale nie czuła się z tym niekomfortowo.

- Ładnie ci w niej - mężczyzna ocenił, przyglądając się odzieży Twi'lekanki - ale jeśli chcesz to oczywiście proszę - uśmiechnął się odsłaniając nieco swoje białe zęby.

Wykorzystując fakt, że dziewczyna odłożyła swoją szklankę na stolik, sięgnął po butelkę i uzupełnił jej oraz swoje szkło. Gdy już pozbyła się zbędnego balastu, wręczył jej naczynie z powrotem, a przyglądając się jej wyglądowi, powiedział:

- W tym też pięknie wyglądasz.

- We wszystkim pięknie wyglądam i w niczym pewnie równie ładnie
- oznajmiła nieskromnie chwytając szklankę, a drugą ręką złapała jego dłoń i zrobiła zgrabny piruet. Po prostu wiedziała, że gdyby mu pozwoliła, to nad wyglądem mógłby się rozpływać całymi godzinami. Już multum takich komplementów słyszała, a i jeszcze więcej wulgarnych.

- Umie Pan tańczyć, Panie Nyrhevi’icall? - rzuciła mu wyzywające spojrzenie

- Ja, tańczyć? - spytał zdziwiony, jednocześnie chłonąc oczami płynne ruchy Twi'lekanki, zostawiając jej pełną swobodę ruchów mimo trzymanej wciąż przez niego dłoni. - Nie, nie potrafię. Znaczy nie wiem, nigdy nie próbowałem. Jakoś nigdy nie miałem ku temu okazji.

- Ciekawe
- zaintrygowała się odpowiedzią, nie pozwalając aby wino marnowało się w szklance. Sukcesywnie opróżniała szklankę, jednocześnie wprawiając biodra w ruch i nucąc nieznaną mu piosenkę melodyjnym głosem. - Za cicho tutaj, w głowie wciąż słyszę strzelaninę - wyznała kołysząc ciałem na boki, w rytm niesłyszalnej muzyki.
- Ale przynajmniej rana mniej dokucza. A ty, jak się czujesz? Pewnie nie jesteś z siebie aż tak nieziemsko dumny jak ja, hm? Nie raz i nie dwa gorsze zlecenia wykonywałeś? Mylę się?

- Wiesz jak to jest
- przyznał nieskromnie. - Ale dzisiaj miałem pietra jak wyskoczyła na nas ta banda Trandoshan. Pięknie załatwiłaś tego wielkiego. Prosto między oczy - dolał dziewczynie więcej wina. - Masz do tego talent - stwierdził przyglądając się jej ruchom. - Nie sposób oderwać oczu.

- Mam wiele talentów
- kiwnęła w podzięce kiedy dolewał jej wina. Delikatnie poruszyła trzymaną jego ręką, aby też się nieco poruszył i nie stał tak sztywno niczym zastygnięte zwłoki. - Większość po matce, mniej po ojczymie - przyznała bez obaw - Ale więcej ci nie powiem jeśli nawet nie spróbujesz ze mną zatańczyć, Nyrhevi’icall.

- Eee... Będziesz chyba musiała prowadzić
- mężczyzna rzekł niezbyt pewnie. Normalnie by się na to nie zgodził, ale alkohol w jego żyłach powodował, że tracił codzienne zahamowania. Poza tym nikt przecież nie widział, a jej naprawdę niełatwo odmówić. - Dlaczego tak dziwnie mnie nazywasz?

Przyciągnęła go do siebie bez użycia większej siły. Nie opierał się, więc nie była ona potrzebna. Twi’lekanka oparła przedramię o bark mężczyzny, aby wygodnie jej było trzymać szklankę z winem. Nie musiała jej odkładać, przecież nie miała zamiaru wyczyniać z nim gwiazdorskich układów tanecznych.
- Musisz mnie objąć w talii, a reszta sama ci wyjdzie. Możesz też trzymać dłoń na biodrach - poinstruowała jakby to miała być najbardziej banalna rzecz świata; taniec. On tymczasem posłusznie położył jej rękę na biodrze. Sama nie była ekspertką, ale tyle jeszcze zdążyła się nauczyć, nim straciła swoją Unin’atwi (matkę).

Kiedy przyjęli już odpowiedni szyk, a ich ciała ponownie zbliżyły się do siebie, jej wewnętrzny ogień zapłonął ponownie. Uczucie było na tyle przyjemne, że najchętniej pozostałaby w tej bliskości aż do rana.

- Nie nazywam cię dziwnie - zaczęła z szerokim uśmiechem - Twi’lekanie wymawiają imiona łącząc je z nazwiskami. Jeśli ktoś zhańbi swoje imię, wymawiamy je oddzielnie, akcentując przy tym osobno imię jak i nazwisko. - wytłumaczyła pogodnie, będąc dumna z tego, kim jest i że może komuś o sobie powiedzieć. Komuś, komu ufa.

- Nyrhe. Vicall. - zademonstrowała twardo wymawiając jego pełne imię. Brzmiało to pogardliwie, podle i gorzej, niż jakby użyła najwymyślniejszego wulgaryzmu.

- Auć. Zabrzmiało jak najgorsza zniewaga - odpowiedział, starając się jednocześnie dotrzymywać jej kroku, nie rozlać wina i nie deptać jej po palcach, co jak słyszał często się zdarzało. Efekt był taki, że zamiast patrzeć jej w twarz, rozglądał się wszędzie na boki, z przewagą kierunku dolnego. - Czyli ty będziesz... - zastanowił się chwilę - ...Nerih'ashee? - wymówił z błędem.

- Nerin’hashee - wymówiła jednym tchem, dźwięcznym, kobiecym tonem. - Ale twoja wersja też brzmi ładnie. Lubię gdy wymawiasz moje imię, nawet jeśli to samo Neri. To wystarczy - uśmiechnęła się, mimo iż nie mogła złapać z nim kontaktu wzrokowego. Westchnęła bardzo głęboko nabierając w płuca powietrza i wprawiając tym samym swoją klatkę piersiową w ruch, przez co przez moment jej piersi wydawały się większe.
- Dobrze ci idzie - pochwaliła go po chwili i wzięła trzy duże łyki wina - W czym jeszcze jesteś dobry? Póki co przetestowałam aż sześć umiejętności.

- Sześć? To chyba zaliczasz chodzenie i mówienie
- zaśmiał się mimowolnie z własnego żartu, przez co stracił na chwilę rytm. - Przepraszam. Pomyślmy... Umiem strzelać, ale to już wiesz. Walka na wibronoże, albo na pięści. Nieźle sobie radzę z lataniem, gorzej z naprawianiem. Jestem szybki i całkiem zwinny. I znam kilkanaście gier w karty - uśmiechnął się szeroko. - A jakie są twoje specjalizacje? Jak taka dziewczyna jak ty zostaje łowcą nagród?

- Och, to wymieniłeś inne niż ja poznałam
- mruknęła przylegając do jego ciała ściślej i otarła się gładkim policzkiem o jego szorstki, acz przyjemny, zarost - Ja miałam łatwiej, ojczym jest “kimś ważnym” w pewnej organizacji. Znam podstawy niezbędne do pracy, aby nie skończyć jako tancerka, piosenkarka czy krawcowa. Wiem, że te zlecenia są potencjalnie niebezpieczne i może się wydawać, że o mnie nie dba, ale… Jestem pewna, że zniszczy każdego, kto mnie skrzywdzi, a przeżyje spotkanie ze mną - odpowiedziała przytulając się do niego, niegłośno, gdyż jej usta znajdowały się blisko ucha mężczyzny.

Nyrhe wolną rękę przeniósł z biodra na plecy dziewczyny. Znów zmysły przytępił mu jej cudowny zapach. Znów poczuł ciepło jej ciała. Jej gładka skóra ocierała się o jego twarz. Zamknął oczy by móc się lepiej ponapawać tym cudownym uczuciem. O dziwo, gdy o tym nie myślał, taniec szedł mu o wiele lepiej. Ocierając się o jej policzek, odsunął głowę trochę do tyłu i oparł się czołem o jej czoło. Nosem dotknął jej kształtnego noska. Spoglądając jej w oczy powiedział:

- Myślisz, że twój ojczym uznałby to za krzywdę, gdybym cię znów pocałował? - spytał. - Neri? - dodał szeptem.

- Myślę, że nie o wszystkim musi wiedzieć, Nyrhevi’icall. - odpowiedziała cicho i kolejny raz tego wieczora musnęła miękkimi wargami jego usta, tylko raz i tylko na krótko.
- Ale jeśli chcesz, to mogę o tobie wspomnieć. Może… dzięki temu ułatwi ci to dalszą pracę? - przesunęła paluszkiem od jego ust, przez szyję i tors, na którym się zatrzymała i zaczęła kreślić palcem kółka - Jesteś zdolny, silny, sprawny, inteligentny, charyzmatyczny… Jesteś cenny. - zmrużyła uroczo oczy i musnęła ponownie jego usta.

- Czy to rozmowa rekrutacyjna? - spytał lekko się uśmiechając. - Bo jeśli tak, to muszę cię ostrzec, że jestem wolnym duchem i nie lubię mieć szefa nad sobą. Najlepiej pracuje mi się solo. No... - spojrzał na nią wymownie - ...może w duecie. W każdym razie musiałabyś mi dostarczyć sporo przekonujących argumentów - podkreślił ostatnie słowo - bym to rozważył. Pewnie zajmie ci to całą noc.

- Skoro nie chcesz to nie
- odpowiedziała błyskawicznie, a jej ton głosu momentalnie ze słodkiego pomruku zamienił się w poważny i nieczuły. Odbiła się od mężczyzny jak sprężyna, wykonując zgrabny obrót wokół własnej osi, dzięki czemu łatwo i z gracją strąciła jego dłoń z talii.
Zakręciła się wdzięcznie, przybliżając się do stolika i dolewając sobie wina, tym samym kończąc jedną z dwóch butelek.
- Graj więc solo. - skwitowała wiercąc w mężczyźnie swoim okrutnym spojrzeniem.

Nyrhe podrapał się wolną ręką po karku. Wyglądał jak uczniak, którego przed chwilą skarcił nauczyciel.

- Słuchaj - powiedział łagodnie. - Przykro mi, że moja odpowiedź cię nie zadowala, ale wolałabyś żebym cię okłamał? Zgodził się na wszystko, a potem zostawił z niczym? Naprawdę wolałabyś żebym był taką osobą?

Wyciągnął wibronóż i podszedł do stolika, gdzie zabrał się za otwieranie drugiej butelki.

- Nie chcę wstępować do gangu. W domu napatrzyłem się jak działają i jak traktują swoich członków, gdy ci nie są już potrzebni. Mogę dla nich pracować na kontrakt, ale to wszystko - słowa wypowiadał bardzo szybko, jakby były czymś co musiał powiedzieć, ale nie było to zbyt istotne. Dopiero po chwili zwolnił tempo. - Do tej pory zwykle pracowałem sam, ale... Może pora na zmianę? Słuchaj, musiałaś to zauważyć. Tworzymy niezły duet. Rozumiemy się bez słów, jak gdybyśmy pracowali razem od lat. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale taka jest prawda. Co byś powiedziała na dłuższą współpracę?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline