Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2020, 21:54   #28
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tien i C-SGK1 wyruszyli niezwłocznie. Górskimi wąwozami ruszyli na północny-wschód, zakręcając potem szerokim łukiem na zachód. Z powodu ich ran, tempo wędrówki nie było zbyt wysokie, ale i tak poruszali się zdecydowanie szybciej niż jeszcze wczoraj, podróżując z grupą uczniów. Dopiero rankiem Tien uznał, że mogą zaryzykować lot. W linii prostej udali się na zachód.

Po krótkim odpoczynku nad brzegiem morza, ruszyli dalej. Przelecieli nad wielką wodą, a wówczas ich oczom ukazał się teren pokryty gęstym lasem. Wówczas też android dostrzegł na linii horyzonty cieniutką, pionową linię, której koniec niknął w chmurach. W miarę jak się zbliżali stało się dla niego jasne, że to jakaś monstrualnych rozmiarów budowla.

Gdy znaleźli się jeszcze bliżej, Tien zmienił kierunek swego lotu i zaczął się wznosić coraz wyżej. C-SGK1 poszedł za jego przykładem. Wkrótce lecieli już pionowo w górę wzdłuż czegoś w rodzaju olbrzymiej, kamiennej kolumny. Android mógł zaobserwować liczne zdobienia na jej powierzchni, ale poruszali się zbyt szybko, by mógł je lepiej zanalizować. Najbardziej niezwykłe było jednak to, że wznieśli się już na pokaźną wysokość, a szczytu wciąż nie było widać.

Dopiero po dłuższym czasie spomiędzy chmur wyłoniła się kulista budowla. Obaj oddalili się nieco od kolumny, czy jak już się C-SGK1 domyślił, wieży, a następnie wlecieli w przestrzeń między dolną częścią kuli, a jej kopułą. Ku zdziwieniu androida nie było tam nic wartego uwagi. Prosta, złożona z kamiennych kafli, podłoga, sufit w podobnym stylu i szereg kolumn, biegnący wokół i podtrzymujący rzeczony sufit. Były też schody prowadzące na dół, na których po chwili pojawił się...


- Tien Shinhan, nie wyglądasz najlepiej - zauważył gospodarz. - To ci powinno pomóc - rzucił mu coś niewielkiego.

C-SGK1 nie był w stanie dojrzeć co to dokładnie było, ale trójoki najwyraźniej doskonale wiedział, bo nie namyślając się w ogóle włożył to coś do ust, pogryzł i połknął. Ku zdumieniu androida, następnie zaczął zdzierać z siebie bandaże, a co jeszcze dziwniejsze, pod nimi nie kryły się już żadne rany.

- Senzu - wyjaśnił mu Tien. - Mówiłem ci, że istnieje sposób by się szybko wykurować. Nie wiem tylko czy podziała też na ciebie...

- I się nie dowiesz - oznajmił biały kot z laską. - Nie rozdajemy ich byle komu. Musiałby udowodnić swoją wartość.

- Ale mistrzu Korinie, przecież dostał się na sam szczyt wieży.

- Tak, ale oszukując. Nie wspiął się, tylko tu przyleciał. Ale nie będziemy mu przecież kazali pokonywać całej drogi na dół tylko po to by miał się tu dostać z powrotem, bo przecież nie macie czasu, prawda?

- Jak się tego...?

- Zgadywałem. Yajirobe, rusz tu swój tyłek!

Po chwili na schodach pojawił się grubas z kataną.


- A więc, przyjacielu Tien Shinhana - kot zwrócił się do C-SGK1. - Jeśli pragniesz spożyć Senzu, musisz pokonać tego tu Yajirobe w uczciwej walce do pierwszej krwi.

- Mam pokonać tego cudaka? - spytał Yajirobe. - Żaden problem.


Zbliżający się punkt rósł szybko i wkrótce Marduk mógł się przekonać, że rzeczywiście był on Raditzem. Długowłosy saiyanin zatrzymał się tuż przed swoim towarzyszem i spojrzał na niego z wrednym uśmieszkiem na twarzy.

- Co to, boisz się swoich? - spytał. - Nie martw się, niczego ci nie zrobię za tamto. Co do Vegety, gdy już się dowie, nie byłbym taki pewny - zaśmiał się paskudnie, choć Marduk zdawał sobie sprawę, że to tylko takie żarty z jego strony. A przynajmniej taką miał nadzieję.

- Dzięki twojej głupocie dopisało nam jednak szczęście - Raditz kontynuował już poważniejszym tonem. - Gdy tu leciałem zauważyłem sporej wielkości budowlę, wystającą znacznie powyżej linii drzew. Niemożliwe żeby zbudowali ją ci, którzy wykorzystują tą planetę jako kryjówkę, za bardzo rzuca się w oczy. Chodź, sprawdzimy to.

Raditz wystrzelił z powrotem w kierunku, z którego przybył. Mardukowi nie pozostało nic jak tylko ruszyć jego śladem. Saiyanie przemykali nad koronami drzew aż w końcu mogli zobaczyć budowlę, o której mówił pierwszy z nich. Był to w zasadzie bardziej kompleks budynków, wbudowany w dużych rozmiarów skałę, które zapewne były ze sobą połączone siecią tuneli lub jaskiń.

Wojownicy wylądowali na czymś w rodzaju placu, który mógł być kiedyś lądowiskiem. Mardukowi zdawało się, że pod warstwą wieloletniego pyłu, dostrzega zarys kół, najpewniej specjalnych lądowisk dla saiyańskich kapsuł. Przed nimi znajdowały się potężne wrota, zamknięte na głucho. Po ich prawej stronie znajdowało się chyba coś w rodzaju panelu sterowania.


- Masz dziesięć sekund. Dziesięć sekund, aby udowodnić że jesteś królem. A jeśli mnie nie przekonasz... Raz... Dwa...

- I co zrobisz? Zabijesz mnie? - tamten odpowiedział kpiąco.

- Trzy... Cztery...

- I niby jak miałbym to udowodnić? - hardość w głosie acrozjanina jakby zelżała.

- Pięć... Sześć...

- Czego ty w ogóle chcesz? - a teraz pojawił się strach.

- Siedem... Osiem...

- Dobrze! - krzyknął. - Już dobrze! W wewnętrznej kieszeni płaszcza mam królewski pierścień, służący do pieczętowania korespondencji. Jest na nim symbol królewskich insygniów. Innego dowodu nie mam!

 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline