Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2020, 21:26   #5
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
dialogi pisane wraz z Nami, Grave Witch i Alaronem


Coruscant, dolne poziomy Galactic City...

Oczywiście, że dolne. Tacy jak on nie są zbyt mile widziani na tych górnych. Jakże dawno nie był w stolicy. Ile to już minęło odkąd wyjechał stąd w pośpiechu? Będzie ze dwa lata. A teraz wracał. Po co? Nie przepadał przecież za tą planetą. Wśród tych wszystkich klubów, ciemnych alejek i masy twardzieli z bronią czuł się jak na swoim ojczystym Nar Shaddaa. A tamtego szczerze nie cierpiał. Jedyny pozytyw był taki, że nie miał problemów ze znalezieniem miejsca, w którym mógłby spędzić trochę wolnego czasu w ulubiony przez siebie sposób.

Teraz, wychodząc z Outlander Club, analizował w pamięci ostatnią partię. Dwadzieścia dwa punkty, prawie czysty sabacc! A jednak przegrał! Jakie były na to szanse? Przecież ten Zygerrianin niczego nie dobierał. Karabast*! Znowu był goły jak twi'lekańska tancerka... Przysłowie, w połączeniu z tym karking* miejscem, mimowolnie nasunęło mu skojarzenie z pewną osobą z jego przeszłości.

Otrząsnął się jednak, nie chciał o niej teraz myśleć. Zamiast rozczulać się nad własną przeszłością, postanowił zajrzeć do siedziby gildii przy placu Ductavisa. Potrzebował teraz kasy. W Outlander Club był po raz pierwszy, więc nie dostał kredytu, dzięki czemu nie popadł w kolejny dług, ale nie przeszkodziło mu to w przehulaniu większości posiadanych pieniędzy. Teraz żałował, że dał tak duży napiwek tej ładnej theeleńskiej kelnerce. Ale liczył, że dostanie od niej coś w zamian. Gdyby tylko wygrał tamtą partię na pewno by się nie zawiódł.

W gildii był tego dnia niewielki ruch. Ledwie parę nieznanych mu twarzy pałętało się po ciemnym pomieszczeniu, rozświetlonym tylko niebieskim światłem hologramów. Nyrhe zaczął przeglądać te z wizerunkami poszukiwanych, ale wszystkie oferty dotyczyły osób z innych układów, a jego nie było obecnie stać na bilet na prom. Zniechęcony ruszył już w stronę wyjścia, gdy jego uwagę przykuło ogłoszenie na tablicy. Nagroda nie była zbyt duża, ale pozwoliłaby mu odzyskać "płynność finansową". Zleceniodawcą była jakaś szycha z dzielnicy senackiej. Może być ciekawie...

Droid-szperacz AB01

Dwa lata wcześniej...

Twi’lekanka leżąc na brzuchu zakryła nagie pośladki skrawkiem pościeli. Przysunęła się do łowcy, opierając brodę o jego bark, a ciepłą dłoń położyła mu na torsie. Jej złociste oczy zerknęły na niego z zadowoleniem. Musiała przyznać, że seks z człowiekiem był naprawdę cudowny, a przynajmniej z tym człowiekiem. Miała podejrzenia, że czuła się tak dobrze przez uczucia, jakimi go darzyła.

- Kiedy powtórka? - lewy kącik ust uniósł się w prowokacyjnym uśmiechu.

Objął ją ramieniem i przycisnął mocniej do swojego ciała. Drugą ręką sięgnął do jej policzka, który zaczął gładzić koniuszkami palców.

- Za jakieś dziesięć do piętnastu minut - odpowiedział z uśmiechem. - Chyba że się postarasz, to może prędzej.

- Słucham?! - uniosła się na łokciu, aby móc na niego spojrzeć z lepszej perspektywy. Jej brwi drgnęły ku górze, a oczy zamrugały szybciej. Wpatrywała się tak w niego dobre parę sekund. - Myślałam, że umówimy się na jutro - dodała w końcu i pociągnęła kawałek kołdry, aby okryć jego przyrodzenie. Wyraźnie dając tym do zrozumienia, że nie planuje nic przyspieszać. - Ale mogę się zgodzić na za piętnaście minut. Jeśli będziesz mnie ładnie prosił - uśmiechnęła się mrużąc jak zawsze oczy.

On również podciągnął się do góry, tak aby zbliżyć swoją twarz do jej, którą wciąż gładził wolną ręką.

- Na każdego tak działasz czy tylko ze mnie próbujesz zrobić swojego niewolnika? - spytał uśmiechając się lekko. - Już kiedyś takim byłem i nie spodobało mi się.

Neri ściągnęła brwi i zmarszczyła nos. Jej uśmiech zdecydowanie zelżał. Piersiami położyła się na jego torsie.

- Przykro słyszeć - powiedziała nieco ciszej i przeczesała jego czarne włosy w okolicy skroni, gładząc go czule. Nie chciała dopytywać o szczegóły, typu gdzie i u kogo, uważała to za zbyt niestosowne. Chwila tym bardziej nie była odpowiednia. - Długo jesteś samotny?

- Samotny w jakim sensie? - spytał kładąc głowę z powrotem na poduszkę. - Bez dziewczyny? Może z tydzień. Bez stałej dziewczyny? Praktycznie od zawsze. A jeśli miałaś na myśli rodzinę, przyjaciół, czy takie tam, to od jakichś... - przerwał na chwilę by policzyć - ...szesnastu lat.

Neri westchnęła.

- Każdy człowiek tak płytko na wszystko patrzy? - niespiesznie głaskała jego skroń, chcąc aby czuł jej wsparcie i bliskość.

- Każda Twi'lekanka jest taka dociekliwa? - spytał, po czym szybkim ruchem złożył krótki pocałunek na jej ustach. W odpowiedzi zmarszczyła nos bardzo wyraźnie. Przez chwilę mierzyła go swoim spojrzeniem.

- Nie będę cię pytać o twoje dziewczyny, nie ważne jest jak żyłeś kiedyś, tylko jak planujesz żyć teraz - spokojny ton głosu unosił się lekko między nimi - Bardzo stary jesteś? - zapytała o wiek w nieco mniej konwencjonalny sposób.

- Podobno człowiek jest tak stary, na jakiego się czuje - odpowiedział szczerząc zęby. - Ale przebieg mam niewielki, skończyłem 23 lata.

- I jakie masz plany na dalsze życie, skoro ponoć jesteś tak młody, że jeszcze wiele go przed tobą? - dopytała z zainteresowaniem.

- Ponoć? - niezbyt udanie udał oburzenie. - To co przed chwilą robiliśmy wyglądało ci na działalność staruszka? - dodał. - Plan jest taki żeby robić to w czym jestem dobry. A dobry jestem w byciu łowcą. Jeśli pytasz mnie o konkrety: gdzie się osiedlę, czy planuję się ożenić i ile mieć dzieci, to ci nie odpowiem. Nie stać mnie na luksus posiadania planu na życie. Jestem łowcą, a to znaczy życie w drodze za pieniądzem. Ale przynajmniej pozbawione monotonii dnia codziennego. Nie muszę wstawać z samego rana żeby zdążyć na zmianę do fabryki. Każdego dnia czeka mnie coś innego i nigdy nie wiem co. Zresztą nie muszę cię chyba do tego przekonywać, co? Przecież jesteś taka jak ja.

Neri zamyśliła się i wykrzywiła usta w grymasie. A potem naburmuszyła policzki i wydęła usta. Aż w końcu wypuściła przez powstały z nich dziobek powietrze.

- Nie do końca. Nie nazwałabym siebie profesjonalnym łowcą. Raczej początkującym. Oprócz paru naprawdę nieistotnych zadań, to… wcześniej tańczyłam w klubie. Po prostu… miałam taki czas, że zwątpiłam w siebie. Zaczęłam wierzyć, że pisane jest mi takie samo życie, jakie miała moja matka. Że być może to brzemię Twi’lekanek, że nie mają wiele do zaoferowania oprócz ciała - dziewczyna spuściła wzrok już jakiś czas temu. Palcem zaczęła rzeźbić koła na jego skroni, delikatnie i czule. - Wyrzucili mnie gdy skopałam jakiegoś Duga, który wspiął się na scenę aby mnie obmacać. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki rozpęd kopniaka daje obkręcenie się wokół stalowej rury - zmrużyła oczy patrząc gdzieś w bok w zamyśleniu. A po chwili kącik jej ust nieco się uniósł.

- Przyjemne wspomnienie? - spytał widząc jej delikatny uśmiech, jednak ona nie odpowiedziała. - Szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć. Tańca również - zaśmiał się cicho. Dłonią podniósł jej brodę odrobinę w górę, tak by na niego spojrzała. - Jesteś taka jak ja. Nie mówię o umiejętnościach, doświadczeniu, czy metodach działania, te każdy ma inne. Mówię o tym co w środku - palcem dotknął jej piersi. - Prowadzisz życie łowcy, patrzysz na świat jego oczami i rozumujesz na jego sposób. Jesteś taka jak ja, nawet jeśli twierdzisz inaczej.

Twi’lekanka położyła dłoń na jego dłoni, przytulając ją do swojej piersi. Wtuliła głowę pod brodę mężczyzny, ocierając się o niego swoimi lekku i pocałowała w szyję.

- Chciałabym, żebyś miał rację - westchnęła cicho. - Lubię tańczyć i lubię śpiewać, tylko… te wszystkie obleśne spojrzenia sprawiają, że można stracić poczucie siebie. Gubisz się i nie masz pewności czy właśnie na to w życiu zasłużyłeś. Na to spojrzenie, bez względu czy jest nienawistne, pożądliwe czy wstrętne. Na pewno też nie raz musiałeś się mierzyć z tym. Za spojrzeniem ukryte jest tak wiele - przytuliła się jeszcze mocniej do niego. - Nie zawsze ma się odwagę spojrzeć komuś w oczy - zdawało się, że swoimi słowami nie zmierza do niczego konkretnego.

Nyrhe przypomniał sobie jak ludzie na niego patrzyli, gdy był dzieciakiem na Nar Shaddaa. Ale wtedy się tym nie przejmował. Był nikim i nie wiedział, że może zostać kimś. Nie miał porównania, więc czym miał się przejmować?

- Chyba wiem co masz na myśli - pocałował czule dziewczynę w czubek jej głowy. - Ale w końcu się z tego wyrwałaś. Udowodniłaś, że stać cię na więcej. Teraz sama rozdajesz karty. A co do tańczenia - przerwał na chwilę. - Zawsze możesz tańczyć ze mną, jeśli nie obawiasz się o swoje stopy. Albo dla mnie, ale wtedy nie obiecuję braku obleśnych spojrzeń - pocałował ją raz jeszcze.

- Z trudem cię namówiłam, abyś ze mną zatańczył - stwierdziła. - A póki co wolałabym jednak nie dawać więcej występów. Wciąż pamiętam ostatni, wcale nie było to jakoś dawno. Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej… - mruknęła smutno.

- Gdybym wiedział, że w stolicy czekasz na mnie ty, dotarłbym tu szybciej - powiedział głaskając ją po prawym lekku. - Ale w końcu tu dotarłem, a w moich stronach mają takie powiedzenie, że wytrwałym osobom los cofa godziny na chronometrze. Nadrobimy stracony czas, zobaczysz.

- O ile nie zmienisz zdania… - mruknęła cicho.

- Czemu miałbym to zrobić? - zapytał, a Nerin’hashee jedynie wzruszyła ramionami.

- Przecież różnie bywa. Ciebie nigdy nikt nie zostawił bez słów wyjaśnień?

Nyrhe milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. Najwyraźniej wreszcie podjął jakąś decyzję, bo powiedział:

- Nie licząc moich staruszków to nie - powiedział bez wyrazu. - Ale nie mam do nich żalu. Gdy eksploduje ci głowa, nie masz czasu na pożegnania.

- Słucham?! - Neri uniosła się nagle prawie uderzając głową w jego brodę. Jej zdumione spojrzenie bezwarunkowo skupiło się na twarzy mężczyzny. - Co masz na myśli? - dopytała jakby nie wierząc w dosłowność słów. Wyczuwalne było szybsze bicie jej serca.

- Niepotrzebnie o tym wspomniałem - powiedział bardziej do siebie niż do niej. - Nie macie tu niewolników, ale tam gdzie się urodziłem i wychowałem było ich wielu. Żeby ich upilnować wszczepiają im w szyję niewielkie ładunki wybuchowe - palcem dotknął na swojej szyi blizny o długości opuszka. - Gdy oddalą się na zbyt wielką odległość… Bum.

Złociste oczy Twi'lekanki stały się jeszcze większe niż dotychczas były. Wraz z ich rozwarciem, brwi kobiety poszybowały w górę wyrażając zdziwienie. Usta zaś jej wygiął grymas nie tylko zniesmaczenia, ale i wyraźnego smutku. Zamilkła na wystarczająco długo, aby ów milczenie można było nazwać niezręcznym. Jej wargi poruszyły się w mowie kilkukrotnie, jednak prócz westchnienia lub głośnego nabrania powietrza, nie przyniosły żadnego słowa. Nyrhe spojrzał na nią. Jego twarz wyglądała na zatroskaną.

- Szokuje cię ta praktyka czy też fakt, że mówię o tym tak swobodnie? - spytał.

- To, że coś takiego cię spotkało, a ja się żalę na swoje życie - spokojny ton głosu nie wyraził pogardy do samej siebie, ani rozpaczy nad ludzkim losem, niemniej jednak był łagodny i szczery. Możliwe, że kobiece nuty brzmiały nawet pocieszająco - Od teraz nie musisz czuć się samotny - starała się uśmiechnąć, jednak uśmiech ten był dość słaby - I nie musisz o tym wszystkim pamiętać… Nie będę już pytała. Przepraszam.

- Nie mogę o tym zapomnieć - uśmiechnął się lekko. - To jest częścią mnie. Nie byłbym tym kim teraz jestem, gdyby to się nie wydarzyło - delikatnie, acz stanowczo przyciągnął ją do siebie, tak by znów się na nim położyła, ale z twarzą na wprost jego twarzy. - Nie przejmuj się tym. Było, minęło - złożył na jej ustach kolejny krótki pocałunek. - Wiem, że przy tobie samotność mi nie grozi - pogłaskał ją po policzku.

Neri dawała sobą sterować, tym jak ma leżeć i kiedy powinna go pocałować. Nie chciała go jednak zrazić do siebie, bała się że jeśli zrobi coś nie tak, to on ucieknie. Zakochała się jak głupia, przez co pragnęła, aby ją adorował i był zadowolony z jej poczynań.

- Zrobię wszystko abyś był szczęśliwy - mruknęła z przekonaniem składając przyjemny pocałunek na jego ustach.

- Już jestem - zapewnił. Nie przestawał głaskać kciukiem jej policzka. Wpatrywał się w jej piękne, złote oczy. Były tak niezwykłe, niespotykane u ludzi. Fascynowały go i przyciągały do siebie. Tak jak sama Neri. Gdyby tak mogli w tym łóżku leżeć już zawsze. - A ty? - zapytał niespodziewanie. Odpowiedziała mu uśmiechem, a potem zatopiła się w długim pocałunku, który zapoczątkował dalsze, miłosne uniesienie.


Chwila obecna...

Światło dnia powitał z jednej strony z radością, w końcu trochę się za nim stęsknił, a z drugiej strasznie go irytowało, bo musiał stale mrużyć oczy i trzymać nad nimi dłoń żeby w ogóle móc coś zobaczyć. W zakamarkach Coruscant odwykł od słonecznego blasku. Ale może to i lepiej, że nie widział jak ludzie na promenadzie mu się przyglądają. W swojej znoszonej, skórzanej kurtce pilota, z blasterami przy pasie i lekko pordzewiałym droidem-szperaczem zdecydowanie nie najnowszej generacji, musiał budzić spore zainteresowanie wśród elit miasta i całej Republiki przy okazji. Chociaż zapewne nie były to same elity. Raczej ich służący, sekretarki, asystenci, ochroniarze itd. Przecież najbogatsi nie będą się zniżać do poruszania się piechotą.

Zwłaszcza jego blastery musiały doprowadzić do konsternacji co poniektórych, o czym świadczył fakt zatrzymania go przez patrol CSF. Ściślej mówiąc trzy różne patrole. A przecież od turbowindy do drzwi budynku, w którym czekał na niego klient, nie było więcej jak pięćset metrów. Na szczęście karta członkostwa w gildii wystarczyła by każda z grup gliniarzy się od niego odczepiła. Po tych problemach wreszcie udało mu się trafić na miejsce.


- Zaraz, zaraz, panie starszy - Nyrhe odezwał się po raz pierwszy od początku spotkania. - Znaczy… Chciałem powiedzieć wasza eleganckość - skłonił się teatralnie. - Widać, że jesteś świeży w tym biznesie. To ty nas powinieneś przekonać do wzięcia nibobo**, a nie my ciebie do powierzenia go nam. Tak to działa, a pięć tysięcy na czterech za podróż do jakiegoś boboqueequee*** nie brzmi najlepiej. Dziesięć tysięcy brzmi już nieźle. Skoro to takie proste zadanie, po co szukasz łowców? Czemu nie wyślesz swoich ludzi, co?

Kąciki ust Pathana drgnęły lekko ku górze.

- Doprawdy? A kimże to jesteś, że mam o ciebie zabiegać? Nie obraź się, chłopcze, ale nie jestem przekonany co do tego, że wiesz jak ten “biznes” działa. Pierwsza robota? Nie musisz odpowiadać - powoli obszedł biurko i usiadł na fotelu, po czym rozpoczął mentorskim tonem. Iktotchi uśmiechnął się krzywo przypatrując się Pathanowi. - Zleceniodawca może zabiegać o łowcę, gdy w danym miejscu nie ma innych. Zapewniam, że na Coruscant nie jesteście jedyni. Albo wtedy, gdy zleceniodawcy zależy na pewności wykonania trudnego zlecenia, a rozmawia z łowcą, który to niemalże gwarantuje. Taka sytuacja także nie zachodzi z dwóch powodów: nie rozmawiam z najlepszym z najlepszych i nie jest to trudne zlecenie. Mnie wystarczy jeden, średnio rozgarnięty pilot, który spędzi jakiś czas na lenistwie w nadprzestrzeni, zapakuje ekspedycję na statek i wróci tą samą trasą robiąc tyle, co poprzednio. Za to oferuję sześć tysięcy kredytów. Niech będzie, że dam świeżakom zarobić - uśmiechnął się lekko i zamilkł na dłuższą chwilę najwyraźniej oczekując na kolejne ewentualne pytania.

- A pytanie o swoich ludzi? - mruknął Iktotchi spoglądający podejrzliwie na potencjalnego pracodawcę.

- Oh, przepraszam. Oczywiście. Łowcy nagród, jak sama nazwa wskazuje, łowią nagrody. Mogę dla kaprysu wystawić zlecenie na wykonanie zakupów na kolację. Tym także może się zająć łowca nagród, o ile wynagrodzenie będzie dostatecznie wysokie. Takie przypadki się nie zdarzają dlatego, że nikt nie lubi przepłacać - poinformował uprzejmie Nyrhego. - A nie powierzę tego zadania moim ludziom, ponieważ wszyscy są oddelegowani do innych robót. Obecnie nie mam kogo posłać. A nie mogę też pozwolić, żeby mój transport dryfował gdzieś w przestrzeni - wyjaśnił Joonh.

Nautolanka przysłuchiwała się jednym uchem. Na dobrą sprawę nie interesowało jej to zadanie. Gdyby nie Nils, pewnie by nawet na nie nie zerknęła. No ale Nils się wtrącić musiał, przez co przyszło jej zmarnować cenne minuty czekając na to, żeby się dowiedzieć, że przyjdzie jej zapolować na zaginiony statek. Cóż, bywało gorzej. Przynajmniej mogła sobie pooglądać wystawione na pokaz dzieła sztuki wszelakiej. Szczególnie ową rzeźbę przedstawiającą jej rodaka.

- Biorę - poinformowała krótko. - Proszę przesłać mi te wszystkie informacje i widzimy się po wykonaniu zadania - dodała, przenosząc spojrzenia na Neri, oczekując że ta także zgodę wyrazi i będą mogły się oddalić.

- Doskonale. Mój droid przy wyjściu przekaże wszelkie szczegóły - rzekł Pathan.

- Koochoo damin um beeogola Nechaska**** - Nyrhe mruknął pod nosem poirytowany. Wyciągnął od dziadka dodatkowy tysiąc, a mógł wyciągnąć jeszcze więcej, gdyby tylko ta znajoma Neri się nie wyrwała. Co więcej mógł z niego wyciągnąć coś więcej o tym zadaniu, bo staruch łgał jak Hutt, który… No, jak Hutt. Coś tu śmierdzi i to bardzo. Nikt nie wzywa bandy łowców jeśli nie spodziewa się, że blastery pójdą w ruch. - Karabast*, wchodzę w to - powiedział na głos.

- Wybornie - rzekł zleceniodawca spoglądając pytającym wzrokiem na pozostałych.

Nerin’hashee wciąż walczyła ze sobą patrząc na Nyrhego. Była osobą bardzo emocjonalną, dlatego z trudem powstrzymywała wybuch. Miała ochotę rzucić się na niego i oklepać po ryju, wziąć za szmaty i wypierdolić przez okno… Albo przyjąć zlecenie i wykopać go w eter galaktyki. Mężczyzna mógł czuć na sobie to nienawistne spojrzenie, widzieć drżące usta i zaciskające się szczęki. Z trudem posłała uśmiech do Lestrii, a gdy już jej się to udało, nie wyglądał on tak energicznie i beztrosko jak zawsze.

- Odpowiada mi to. Zawsze w trakcie powrotu można kogoś wykopać w przestrzeń, mniej gęb do podziału - powiedziała przenosząc krótkie spojrzenie na Nyrhego, a potem z powrotem na zleceniodawcę, któremu posłała sztuczny, acz uprzejmy uśmiech. Wstała i kiwnęła głową. Im ich będzie mniej tym lepiej, sześć koła najlepiej dzielić na dwóch. - Bo rozumiem, że obojętne jest ilu z nas wróci? - zapytała całkowicie retorycznie, aby po prostu podkreślić swój stosunek do innych i zniechęcić do zadania.

Nyrhego zaskoczyła wypowiedź Neri. Zmieniła się przez te lata. A może zmieniła się przez niego? Pomimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kogo najchętniej wykopałaby w kosmiczną pustkę, nie potrafił powstrzymać cisnącego się na twarz uśmiechu. Nauczyła się liczyć kredyty i nie ufać współpracownikom. W tym zawodzie to postęp.

- Skanuj - szepnął w kierunku siedzącego mu na ramieniu Ejbi. Teraz przynajmniej będzie miał jej hologram.

Iktotchi spojrzał na pozostałych i odchrząknął:

- Wiadomo co się stało ze statkiem?

Zleceniodawca pokręcił głową.

- Jak mówiłem, utraciliśmy łączność. Zapewne jakiś problem techniczny, ale muszę przyznać, że nie znam się na takich kwestiach.

- Skąd wiadomo, że nie padł ofiarą piratów i w ogóle jest co zbierać? - dopytywał łowca, zaś Pathan westchnął cicho i ponownie przyjął mentorski ton.

- A widzieliście ostatnio na tej trasie piratów? Idę o zakład za duże pieniądze, że nie. Od jakiegoś czasu ten szlak jest najbezpieczniejszym ze wszystkich. Jedynym zagrożeniem są problemy techniczne. Być może z powodu kolizji z asteroidą. Albo powodem była burza na planecie. Mogę jedynie spekulować.

Iktotchi mruknął w zamyśleniu. Wydawał się zaaprobować odpowiedź, po czym wypalił nagle:

- Co było na statku?

Lestria wyczuła gwałtowny przypływ emocji ze strony zleceniodawcy. Na tyle intensywny, że wyczuła go pomimo uwagi znajdującej się w całkowicie innych rejonach. Był zdenerwowany, zirytowany, choć nie dawał tego po sobie poznać. Siedział w milczeniu wbijając wzrok w naczynie z wolno przelewającą się membrozją. Zdawało się, że nikt oprócz niej tego nie zauważył.

- Mógłbym powiedzieć, że to nie twój interes, chłopcze. Tylko nic to nie da. I tak wejdziesz do ładowni, żeby sprawdzić, zatem równie dobrze mogę powiedzieć. Jestem handlarzem dzieł sztuki. Skupuję je ze wszystkich zakątków Galaktyki, sprowadzam, a potem sprzedaję na aukcjach tym, którzy zapłacą najwięcej. Sztuka, chłopcze - powiódł dłonią po pomieszczeniu - Ona znajduje się w ładowni.

Ciekawość Nautalanki została pobudzona, a uwaga przeniesiona na zleceniodawcę, chociaż nadal zajmowała się przeglądaniem zebranej w pomieszczeniu sztuki. Co prawda jeszcze chwilę temu chciała po prostu wyjść, jednak teraz… Cóż, zmieniła zdanie.

- Czy załoga wiedziała jaki rodzaj ładunku przewozi? Albo jakaś jej część? - spytał Nyrhe, podchwytując temat rozpoczęty przez rogacza.

Pathan oparł się na fotelu i złączył palce dłoni.

- Naturalnie. Każdy mój pracownik wie, że handluję sztuką. Część z okazów kupowali na moje polecenie po przesłaniu mi hologramów. Pozostałe musieli sprawdzić pod kątem zgodności z umową. Ostateczne oględziny i tak należą do mnie, bo moi ludzie nie znają się na sztuce jak ja. Oczywiście nie każdy musi znać się na wszystkim. Wykonują bardzo dobrą pracę - Joonh powoli, z namaszczeniem pokiwał głową.

- Ufasz swoim ludziom bezgranicznie? - zapytał Nyrhe. - Może był w załodze ktoś w miarę nowy? Albo może któryś się zadłużył?

Zleceniodawca pochylił się na chwilę nad komputerem. W następnej chwili pomiędzy łowcami a nim pojawił się hologram statku.

- 578-R od Amalgamated Hyperdyne. Ten statek jest jednym z najbardziej wadliwych środków transportu w historii. Trzecia usterka podczas trzeciego lotu. I ostatniego. Szkoda, że nie wiedziałem tego zanim go kupiłem. Moi ludzie nie nawalili. To nie była ich pierwsza ani nawet piąta wyprawa. To ta kupa złomu - dźgnął oskarżycielsko palcem półprzezroczysty model transportowca. Zgodnie z oczekiwaniami projekcja nic sobie z tego nie zrobiła.

- O jakim ładunku, gabarytowo i wagowo, mowa? Gdyby, z powodu uszkodzenia statku, trzeba go było przeładować na inny, wolę o tym wiedzieć.

Twarz Joonha skierowała się ponownie ku komputerowi. Opuścił rękę na blat i wyświetlił plan ładowni. Pustej. Lestria poczuła lekki przypływ irytacji, który powoli narastał.

- Przeładowanie nie będzie potrzebne. 578-R to jedna, wielka usterka, ale nie na tyle poważna, by nie był w całości. A tylko taki mógłby być powód usprawiedliwiający przeniesienie towaru na inny statek. Absolutnie żadnego dotykania czegokolwiek. Oprócz posągów są tam towary delikatne jak obrazy. A jeśli zobaczę odcisk choćby kawałka palca na którymkolwiek z towarów, to nie dość, że żadne nie dostanie ani kredytu, to obciążę was kosztami renowacji. Sztuka jest świętością. Nie dotyka się jej, jeśli nie jest to konieczne, nie przebywa w zbyt bliskim sąsiedztwie i nie oddycha na nią, jeśli nie jest otoczona polem siłowym. Żadnego dotykania świętości - odparł na tyle stanowczo, że Iktotchi, wyglądający na osobę lekceważącą wiele zasad i praw, skinął głową na znak zrozumienia. Złość zleceniodawcy wyczuwana przez Nautolankę zaczęła opadać zaraz po wypowiedzeniu ostatnich słów.

- Zapewniasz jakiś transport czy mamy podróżować publicznymi liniami?

Lico Pathana nagle rozpromieniło się. Pokiwał głową jak dobrotliwy dziadek.

- Oczywiście! Jak mogłem zapomnieć? Na lądowisku czeka na was holownik - Lifter typu IV. Od Paten Ironwerks, więc nie ma obaw o usterki. Gotowy do trasy od zaraz. Kiedy moglibyście najszybciej wyruszyć? Nie zamierzam ukrywać, iż zależy mi na czasie.

- Co jest priorytetem? - dopytała Nerin’hashee - Nigdy nie można być sto procent pewnym tego, co poszło nie tak, więc to ważne: zależy Panu bardziej na ludziach czy sztuce? Co mamy ratować? I jeśli nie będzie na statku żadnych dzieł, a jedynie martwe ciała… to co wtedy? Nie dostaniemy wynagrodzenia bo wrócimy z niczym?

Zleceniodawca namyślał się przez chwilę.

- Rzeczywiście nie można być pewnym… ale to skrajnie nieprawdopodobne. W razie jakichkolwiek komplikacji pozostaniemy w stałym kontakcie.

- Zamknę kilka spraw i mogę ruszać - powiedział Iktotchi w odpowiedzi na wcześniejsze pytanie Pathana, skinął głową i ruszył do wyjścia. Gdy przechodził koło Nyrhego zatrzymał się na chwilę i mruknął cicho. - Zabieraj się stąd, one są moje.

Vicall spojrzał na tamtego z mieszaniną zdziwienia i politowania.

- Może jeśli kupisz sobie nową twarz - odpowiedział hardo - bo z takim ryjem, to nie sądzę.

No nie, następny, pomyślał. Wyglądało na to, że podczas tej misji będzie bardzo samotny. Neri, jej koleżanka, a teraz jeszcze jakiś napaleniec, obawiający się konkurencji. A miał nadzieję, że chociaż Rogatego uda mu się do siebie przekonać, na wypadek gdyby Twi'lekanka i Nautolanka faktycznie spróbowały się go pozbyć, choć uważał to za mało prawdopodobny scenariusz, przynajmniej w przypadku pierwszej z nich. Teraz okazało się, że będzie miał kolejnego "przyjaciela", na którego trzeba będzie uważać.

- Miej na niego oko - szepnął do Ejbiego, gdy Iktotchi zniknął za drzwiami. - Ale trzymaj się w bezpiecznej odległości.

Przeszło mu przez myśl, że chęć pochędożenia może być tylko zasłoną dymną. Gość mógł chcieć pozbyć się Nyrhego z innego powodu. Jeśli szykował jakiś numer, powiedzmy przejęcia drogocennego ładunku i sprzedanie go komuś za znacznie więcej niż sześć tysięcy, nie potrzebował ewentualnego konkurenta. Dziewczyny mógł zlekceważyć, Vicall nie raz spotykał się z takim nastawieniem w tej branży. Według wielu "twardzieli" z blasterem przy pasie, kobiety nie były groźne. Wielu z nich takie myślenie wpędziło do grobu. Nyrhe pamiętał małżeństwo Zabraków Odana i Call z Iridonii, którzy świetnie to wykorzystywali. On koncentrował na sobie całą uwagę przeciwnika, a ona strzelała tamtemu w plecy.

A nawet jeśli nie taki jest pomysł Rogatego, warto dowiedzieć się jakie to sprawy musi podomykać. Być może zamierza przygotować jakąś niespodziankę dla Nyrhego, o czym warto byłoby zawczasu wiedzieć. Będzie też musiał porozmawiać z Neri. Niełatwo mu będzie ją przekonać, ale jeśli chociaż uda mu się wzbudzić w niej wątpliwości, być może wspólnie z Nautolanką będą miały na oku tego faceta.

Neri odprowadziła wychodzącego spojrzeniem.

- Będzie jakaś legalna umowa czy działamy “na słowo i zaufanie”?

- Oczywiście, że będzie - Nautolanka odezwała się po raz drugi, wreszcie odwracając wzrok od dzieł sztuki. - Prawda? - zwróciła się do zleceniodawcy, uśmiechając lekko. Póki co zdawała się kompletnie ignorować to co działo się w trakcie spotkania.

- Możemy, jeśli macie takie życzenie. Istotnie łatwiej będzie zawrzeć zmianę nagrody w umowie niż zmieniać zlecenie. Będzie gotowe przed odlotem - odparł Joonh.


Dwa lata wcześniej...

Nyrhe obudził się tuż przed świtem, a przynajmniej tak mógł przypuszczać po godzinie widniejącej na chronometrze, bo przecież na niższych poziomach Galactic City nie miał szans zobaczyć słońca. Za oknami wciąż było ciemno, nie licząc latarni i setek neonów porozwieszanych wzdłuż całej ulicy. Mężczyzna przeciągnął się potężnie i zerknął w prawo, gdzie zobaczył wybrzuszenie na cienkiej kołdrze, które zdradzało obecność ponętnego ciała Twi'lekanki. Leżała odwrócona do niego plecami. Jej lekku wiły się na poduszce i prawie sięgały jego twarzy.

Ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej, tak by nie budzić śpiącej dziewczyny i spuścił nogi z łóżka. Wdepnął w coś mokrego. Dywan zalany winem, jak przypuszczał. Ucieszył się, że po pierwszym razie zgasili światło. Miał wrażenie, że pokój nie spodobałby mu się w stanie w jakim się obecnie znajdował. Radość nie trwała jednak długo, bo po zrobieniu paru kroków kopnął bosą stopą w krzesło, z którego coś spadło na podłogę. W ostatniej chwili powstrzymał się przed przekleństwem i teraz już ostrożniej ruszył w stronę, w której jak przypuszczał znajdowała się łazienka.

Trafił do niej za drugim podejściem. Najchętniej wziąłby prysznic, ale nie chciał budzić Neri. Zresztą kto wie czy, gdy już się obudzi, nie zrobią paru rzeczy, po których znów musiałby się kąpać. Mimowolnie uśmiechnął się na tą myśl. Dlatego też ograniczył się tylko do opłukania twarzy i oczywiście umycia zębów. Oddech musiał mieć nienaganny.

Łazienkę opuścił z postanowieniem wyjścia do jakiejś pobliskiej knajpy i załatwieniem jakiegoś śniadanka. Szkoda że nie zdążył się dowiedzieć co Twi'lekanka lubi najbardziej. Będzie musiał zamówić coś zwyczajnego, co każdemu pasuje. Przekradł się z powrotem do łóżka, przy którym powinny leżeć jego ciuchy. Miał nadzieję, że uniknęły bliższego kontaktu z rozlanym winem.

Najciszej jak potrafił założył gacie, spodnie, potem koszulkę. Gdy znalazł buty i skarpetki ruszył w stronę krzesła i wtedy nadepnął na coś co zraniło go w stopę. Cicho syknął z bólu i usiadł na drewnianym siedzisku. Schylił się i podniósł z podłogi kurtkę Neri. Musiała spaść z oparcia, gdy Nyrhe kopnął krzesło, idąc do łazienki. Ale kurtka nie mogła mieć takiego wybrzuszenia, jak to na które nadepnął. Nie myśląc o tym co robi, wymacał pobieżnie kurtkę i natrafił na to czego szukał. Sięgając do wewnętrznej kieszeni wyciągnął...

Sakiewka z kredytami! Wypłata Neri za ich wspólne zadanie. Mniej więcej tyle ile mu brakuje żeby spłacić Macratha. Nyrhe spojrzał w kierunku łóżka, na którym leżała piękna Twi'lekanka. Nie mógł jej przecież tego zrobić. Ale wtedy będzie musiał uciekać z Coruscant i to jeszcze dziś. Dotąd wolał o tym nie myśleć, koncentrując się na wieczorze z Neri, ale teraz ten fakt uderzył go, wyrzucając z głowy wszystkie radosne myśli. Czy ona zechce uciec wraz z nim? Pewnie że nie. Kto by zamienił w miarę wygodne życie w stolicy na ciągłą ucieczkę bez wizerunków na znalezienie zatrudnienia? Bo kto zatrudni ściganego listem gończym łowcę? Nawet jeśli to list za karciane długi. A gdyby ją obudził? Poprosił? Może zgodziłaby się mu pożyczyć? A jeśli jednak nie? To jego jedyna szansa żeby utrzymać się w zawodzie. Przecież jeśli dziewczyna mu odmówi, to jej nie zaatakuje, nie ogłuszy, nie zastrzeli. Na to się nie zdobędzie. Na cichą ucieczkę może tak.

Ale to będzie dla nich koniec. Tylko czy oni w ogóle mają przyszłość? Albo ją okradnie, czym zniszczy ich związek, albo będzie musiał zostać poszukiwanym dłużnikiem bez perspektyw, a wtedy ona i tak go zostawi. I nie będzie mógł mieć o to do niej żalu. Uczucie uczuciem, ale żeby kochać trzeba żyć, a nie da się przeżyć bez kredytów. Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? Nie ma, odpowiedział sam sobie, przestań się oszukiwać. Ich związek jest nie do odratowania. Ale może ocalić własną karierę.

Nigdy by się do tego nie przyznał, ale gdy chował sakiewkę do własnej kieszeni, pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. W tej jednej chwili nienawidził samego siebie. Gardził swoją osobą. W tym momencie wiele by dał by cholerny doktor Cobb wyciągnął ładunek któremuś z jego rodziców, a nie jemu. Ale tak się nie stało, oni zginęli, on przeżył i musiał żyć dalej.

Prawie całkiem ubrany wstał z krzesła, ale nie mógł się powstrzymać by nie spojrzeć jeszcze raz na łóżko, na którym nie tak dawno przeżywał jedne z najlepszych chwil swojego życia. I nie chodzi tu o seks, ale o bliskość z drugą osobą, pokrewieństwo dusz jakby powiedział Reendo, jego stary znajomy z Nar Shaddaa. Gdzieś podświadomie czuł, że drugi raz czegoś takiego nie doświadczy. Taką szansę ma się raz w życiu.

Dlatego nie mógł tak po prostu zniknąć. Bez słowa. Wiedział jednak, że jeśli poczeka aż Neri się obudzi, nie będzie potrafił się zdobyć na ucieczkę. Wymyślił inny sposób. Ukrył się jeszcze raz w łazience i na jej datapadzie nagrał następującą wiadomość:

"Najdroższa Neri. Gdy będziesz tego słuchać, ja będę już daleko. Nie będę ci się tłumaczył, bo żaden powód nie usprawiedliwia tego co zrobiłem. Przepraszam cię za wszystko, nie zasłużyłaś na tak nieludzkie traktowanie. Zadałaś się po prostu z nieodpowiednim facetem. Nie zadręczaj się tym, nie jestem tego wart. Przełknij to, wyciągnij wnioski i żyj dalej. Twój Nyrhe."

Wyszedł po cichu z łazienki, zakradł się do łóżka od strony, po której spała Twi'lekanka. Spojrzał jeszcze raz, ostatni raz, na jej piękną twarz. Teraz taką spokojną, być może nawet szczęśliwą, a za parę godzin... Położył datapad na nocnej szafce, a potem znów zwrócił się w jej stronę. Najdelikatniej jak potrafił przykrył jej odsłonięte ramię kołdrą. Pragnął ją pocałować, choćby w czoło, ale powstrzymał się. Nie mógł jej obudzić, bo wówczas cały plan nie wypali.

- Też cię kocham - wyszeptał tylko, po czym wstał i skierował się do wyjścia.


Chwila obecna...

Nyrhe opuścił gabinet Pathana jako ostatni, przepuszczając w drzwiach Neri i tą Nautolankę. Ruszył w ślad za nimi, zachowując bezpieczny dystans. Chwilę się wahał, ale w końcu paroma susami pokonał dzielącą ich odległość i chwycił Twi'lekankę za rękę, zatrzymując ją w miejscu.

- Musimy pogadać - powiedział poważnym tonem.

Neri doruchowo wyrwała się z jego wstrętnych łap.

- Nic nie musimy, odczep się.

- Chodzi o coś ważnego - Nyrhe nie ustępował. - Jeśli poczujesz się przez to lepiej, twoja koleżanka może być przy naszej rozmowie. I tak byłoby lepiej, gdybyś jej wszystko powtórzyła.

Nerin’hashee skrzywiła się jeszcze mocniej, patrząc na niego z pogardą. Stała tak kilka sekund, jakby zastanawiając się nad jego słowami, po czym przewróciła oczami i ruszyła w stronę windy. No jeszcze tego jej brakowało, aby Lestria słuchała opowieści o naiwnej Twi’lekance.

Nyrhe wypowiedział bezgłośnie przekleństwo, wznosząc uczy ku górze, po czym ruszył w ślad za oddalającą się Neri. Znów chwycił ją za rękę, ale tym razem mocniej, by niełatwo było jej się wyrwać. Kiedy Neri poczuła ból, wolną ręką zaciśniętą w pięść wycelowała prosto w bok jego twarzy. Cios całkowicie go zaskoczył. Do tego był naprawdę mocny. Głowa odskoczyła mu na bok i żeby ustać na nogach musiał zrobić krok w tył. Z tego wszystkiego puścił dziewczynę. Rozmasowując bolącą szczękę, spojrzał na Neri i powiedział:

- Nie chodzi o na... - urwał patrząc na Nautolankę. - Nie chodzi o to co było. Chodzi o to zadanie. Wysłuchasz mnie wreszcie?

- A musisz koniecznie teraz? Naprawdę uważasz, że jesteś taki ważny, abym poświęcała czas przed zadaniem na to, aby z tobą o nim gadać? Nie możesz później? Nie jesteś najważniejszy w tej galaktyce, może lepiej będzie ci się żyło gdy w końcu to zrozumiesz i przestaniesz forsować swoje “ja” - wypluła z siebie na jednym wdechu i kiwnęła głową do Lestrii, dając jej znak, że jakby co to nie musi na nią czekać.

- Nie chodzi o mnie tylko o ciebie - Nyrhe poruszał żuchwą na boki. Musiał przyznać, że dziewczyna ma cios. - A niewykluczone, że i o twoją przyjaciółkę - dodał ściszonym głosem.

Pieprzy. Wiedziała dobrze, że pieprzy. Chce zyskać na czasie i tyle. Chce z nią gadać i odkupować swoje winy. Żałosny. Stanęła prosto i naburmuszyła delikatnie policzki. Złote oczy wpatrzone w niego w oczekiwaniu próbowały go zabić. Gdyby jej spojrzenie potrafiło ranić, już dawno nie miałby głowy. Bolał go sposób w jaki na niego patrzyła, ale przecież nie mógł spodziewać się po niej ciepłej reakcji. Przynajmniej ona jedna na pewno była szczera.

- Słuchaj - zaczął bez ogródek. - Pewnie też to zauważyłaś, ale ta sprawa śmierdzi jak wychodek Hutta. Facet wysyła bandę łowców nagród, płacąc im grosze, by odzyskali drogocenny ładunek, wart pewnie miliony kredytów, który transportował jakimś łatwo psującym się rzęchem i jeszcze utrzymuje, że to będzie spacerek. To się wszystko kupy nie trzyma. Ale nie to jest najważniejsze. Ten Iktotchi - Nyrhe wspomniał ich nowego wspólnika - coś kombinuje. Nie wiem jeszcze co, ale się dowiem. Podejrzewam, że w pierwszej kolejności będzie chciał wyeliminować mnie, więc tymczasowo nic ci z jego strony nie grozi. Ale jeśli mu się uda, musisz się pilnować. Zresztą pilnuj się już teraz. Nie odsłaniaj się przy nim. Uważaj na niego, na wszystko co związane z tym zadaniem... Na mnie też, jeśli musisz - zamilkł na chwilę. - To wszystko co miałem do powiedzenia. Do zobaczenia w kosmoporcie - wyminął ją i nie oglądając się za siebie, ruszył w stronę windy.

Przewróciła oczami z irytacji. Usiadła na jednej z czerwonych kanap, postanawiając przeczekać, aż Nyrhe zjedzie na dół. Nie miała zamiaru kolejny raz dzielić z nim windy. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, nie chcąc nawet na niego patrzeć.


---------------------------------------------------------------------------------------------------

* karabast, karking - (las. i hut.) wulgaryzmy
** nibobo - (hut.) kontrakt/zlecenie
*** boboqueequee - (hut.) coś w rodzaju piekła, tu w znaczeniu "wygwizdów"
**** koochoo damin um beeogola Nechaska - (hut.) durny dziadyga i głupia księżniczka
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 03-02-2020 o 21:31.
Col Frost jest offline