Sadrax pokręcił głową. Kompania mu się trafiła. Towarzysze broni. Drużyna bohaterów! Nic, tylko ręce załamać. Elf. Elf. Czarny elf. I diabelf. Powinni podróżować incognito, by nie wzbudzać sensacji. I śmiechu.
Ale nic to. W razie czego zrobi sobie własną drużynę.
Trzeba przyznać, że zły był nie na nich, a na innych tu obecnych. Oriona, Cesarza, dwór... Sadrax wpatrywał się w całe towarzystwo z niesmakiem. Na nieobecnych też był zły, zwłaszcza na tego, kto wywołał tę całą cholerną inwazję, przez co Sadrax musiał porzucić swoją wieżę i pewne... projekty. Dołącz do Kapituły, a damy Ci spokój, mówili. Cholerne kłamczuchy. Pewnie też elfy. Z serca i duszy, nawet jeśli nie z pozoru ciała. Był specjalistą, więc nie wahał się stawiać hipotez. Ani propozycji.
- Mistrz Sadrax. Mag - przedstawił się - Wybaczcie spóźnienie. Wiedziałem, że elfy, nim cokolwiek przedsięwezmą, będą starały się zaimponować wszystkim elokwencją.
- Wiemy, że jesteście elokwentni. Dalsze wysiłki w tym kierunku popsują własny efekt. Czy moglibyście już zatem skończyć popisywanie się i ruszyć w zadanym kierunku? Niektórzy z nas się spieszą.