Rytmiczny stukot kół wolno jadącego pociągu przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Początkowo z zaciekawieniem obserwowała przesuwający się krajobraz. Drzewa mknęły jak gazele. Tylko księżyc, dziś w całej swej okazałości stał w miejscu. Stały nie poruszający się punkt wprawił ją w głębokie zamyślenie. Wkrótce jednak odwróciła się do towarzyszy. Rozejrzała się po przedziale.
Było ich ośmioro.
Pierwszy, tuż obok niej siedział przystojny mężczyzna o zgarbionej sylwetce. Miał nieco dłuższe brązowe oczy i kształtną żuchwę o męskim zarysie. Przyglądała się chwilę dłużej jego dłoniom. Koło niego siedział Stańczyk. Jego czerwona czapka ze srebrnymi dzwoneczkami dyndała w rytm poruszającego się pociągu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego niemrawo, był dziwny. W odpowiedzi zaczął robić do niej dziwne miny, zupełnie jakby chciał rozśmieszyć dziecko.
Wysoka, szczupła blondynka chyba też to zauważyła. Oderwała się od czytanego komiksu i obserwowała Stańczyka z lekkim rozbawieniem.
Opalony mężczyzna o wysportowanej sylwetce spał w najlepsze, jego głowa zabawnie kiwała się w rytm poruszającego się pociągu.
Drobna, wysportowana dziewczyna z burzą loków i urodą dziesiąta woda po kisielu o korzeniach meksykańskich, z zaniepokojeniem wpatrywała się w księżyc.
Pozostałe dwie osoby były zajęte rozmową. Nie przyglądała się im, jej wzrok przykuło coś innego.
Wanda zajęta była czytaniem książki. Wyglądała na dużo starszą niż była w rzeczywistości. Wokół jej oczu, na szyi i w kącikach ust rysowały się zmarszczki. Najwyraźniej poczuła jej spojrzenie. Uniosła głowę znad książki i uśmiechnęła się miło.
-Zaśpiewać Ci coś?- spytała z tym samym uśmiechem. Szczerze przerażona tą niecodzienną propozycją natychmiast pokiwała przecząco głową.
- Nie dziękuję. Nie przeszkadzaj sobie - odparła starając się zachować jak najmilszy ton głosu. Jednak mimo braku zgody dziewczyna zaczęła śpiewać.
-„A śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz”- przeciągając mocno ostatni wyraz. Nagle z jej szeroko otwartych ust trysnęła woda. Wanda siedziała nieruchomo a woda w oszalałym tempie zaczęła zalewać przedział. Wszyscy zerwali się do wyjścia. Drzwi były zamknięte i jak zwykle w sytuacjach, gdy trzeba przez nie szybko wyjść zatrzasnęły się na dobre.
A gdyby tak zatkać jej usta? Z niecnym zamiarem odwróciła się w jej stronę. Wanda leżała spokojnie na tapczanie. W ręku trzymała bukiet kwiatów. Najwyraźniej spała. Usiadła obok niej przyglądając się jej kamiennej twarzy. Z pokoju obok dobiegły czyjeś głosy. Zamknęła oczy i wytężyła słuch.
-Jak zmarła?- pytał kobiecy głos.
-We śnie. Prawdopodobnie około dziewiątej wieczorem - odpowiedział wyraźnie zapłakanym tonem jakiś mężczyzna. Otworzyła oczy. Po bukiecie kwiatów jedna za drugą, rytmicznym krokiem szły mrówki. Mrówka, za mrówką… Odruchowo odskoczyła od leżącej dziewczyny. W tym momencie zegar za jej plecami zabił dziewięć razy. Przez wpół zasłonięte żaluzje ukośnymi promieniami wpadało do pokoju słońce. Podeszła do okna. Otworzyła je. Świeże wonne powietrze ogarnęło ją falą ciepła. Bez zastanowienia rozłożyła ręce i wyleciała przez otwarte okno.