Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2020, 22:22   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Poznań, 20.03.2019, środa



"Rano trzeba wstać, rano to jest
tak gdzieś po pierwszej..."

Upierdliwy dźwięk, wydobywający się z komórki Karola, udowadniał w dobitny sposób, iż powiedzenie "freelancer w noc się bawi, w dzień do dwunastej śpi" jest tylko i wyłącznie mitem, do obalenia którego nie trzeba sprowadzać Pogromców Mitów.
- Budzikom śmierć! - powiedziała Lena, gdy iPhone po raz kolejny w złośliwy sposób umknął spod palców Karola. - Jak go nie wyłączysz, to go rozwalę i zatańczę na jego szczątkach.
Karol spojrzał na Lenę, której wystające spod kołdry fragmenty ciała wyglądały zdecydowanie kusząco.
- Apage satanas... - powiedział.
- Nie poczuwam się - odparła dziewczyna, udając obrażoną. - Nie mam rogów i ogona... - dodała.
- To o twoich pomysłach dotyczących mojej biednej komóreczki - wyjaśnił. - Wstajemy, moja panno - dodał, bezceremonialnie ściągając z Leny kołdrę.
- Sadysta... - Dziewczyna spojrzała na niego z udawanym wyrzutem. Zdawała się nie dostrzegać, że pożyczony od Karola t-shirt, sięgający mniej więcej do połowy uda, znacznie się podwinął już jakiś czas temu. - Ja mam dzisiaj wolne... - dodała.
- Ale ja nie...
Lena wiedziała to równie dobrze, jak on - wszak po to siedzieli do trzeciej w nocy, by dopieścić projekt, który jemu mógł przynieść kolejne zamówienia, a im obojgu dość spore pieniądze.
Wstał i ruszył w stronę łazienki, nie przejmując się tym, iż góra od piżamy (a w tym tylko sypiał) nie zasłania nawet połowy pośladków.
Prawdę mówiąc Lena nieraz widziała ten fragment jego ciała... i nie tylko ten. Znali się od dziesięciu prawie lat i nieraz grali w rozbieranego pokera, czasami zgrywając się do ostatniej nitki.

Po szybkim prysznicu, mniej więcej ubrany, wyszedł z łazienki, w drzwiach mijając się z Leną, która rzuciła mu zdjęty przed sekundą t-shirt.
- Na drugi raz idę pierwsza - stwierdziła. - Grzebałeś się - dodała, zdecydowanie mijając się z prawdą.
- Trzeba było się przyłączyć... A może umyć ci plecy?
- A nie, dziękuję. Niczym Zosia-samosia jestem samodzielna, samorządna i samofinansująca - dodała żartem, zamykając drzwi.
Karol uśmiechnął się lekko i zabrał się za sprzątanie tapczanu.

- Co sobie życzysz na śniadanie? - spytał po paru minutach. - Płatki z mlekiem, jajecznicę, kanapki... podpieczone odrobinę? - przedstawił parę propozycji.
- Czy ja dobrze słyszałam? - Lena, zawinięta w dość kusy ręczniczek, wychynęła z łazienki. Na szczęście było tak ciepło, że nie mogła sobie nic przeziębić. - Kuchnia funduje śniadanko? To dla mnie kanapki. A tak w ogóle, to mógłbyś wreszcie kupić płaszcz kąpielowy...
- Za rzadko tu bywasz, by się inwestycja zwróciła...
- Inwestycja? - Lena nabrała powietrza, dzięki czemu bardziej się uwidoczniły niektóre jej walory. - Ja tu noce zarywam, by ci pomóc, a ty mi tu z inwestycjami wyskakujesz? Co się z ciebie taki Sknerus McKwacz zrobił? Obrażam się i już! - Dumnie zadarła nosa i obróciła się na pięcie, pokazując swemu rozmówcy nie do końca przesłonięte ręcznikiem miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Najwyraźniej obrażenie się nie było takie poważne, bowiem już po chwili Lena pojawiła się w kuchni, gotowa do udzielenia pomocy.
Kuchnia zasługiwała raczej na miano kuchenki. Gdyby weszła tu jeszcze jeszcze jedna osoba, to tłok by się zrobił niczym w tramwaju w godzinach szczytu. Jednak udało im się uporać z przyrządzeniem posiłku nie nadziewając się na noże czy widelce i nie polewając się herbatą czy kawą. Ku żalowi Karola Lena przepadała za tym napojem.
Cóż, nikt nie jest doskonały.

- Chyba guzik zgubiłeś... - Po skończonym śniadaniu Lena wskazała na wiszącą na szafie koszulę, niezbędną, niestety, kiedy miało się zamiar założyć garnitur. No ale skoro chciało się zrobić odpowiednie wrażenie na potencjalnym zleceniodawcy, to wypadało się porządnie przyodziać.
- Jeśli brak ci guzika przy koszuli to znak, że powinieneś się ożenić, lub rozwieść. - Karol rzucił znanym powiedzeniem.
- Czy to zawoalowana propozycja matrymonialna? - Lena niewinnie zamrugała błękitnymi oczętami. - Jestem wzruszona i zaskoczona...
- No ale chyba muszę ci odmówić... - dodała po chwili, nim Karol zdążył wymyślić jakąś dowcipną odpowiedź.
- I tak cię kocham - odparł Karol, po czym przesłał jej buziaka.
Chwilę później otworzył szufladę, w której trzymał odziedziczone po ciotce pudełko pełne nici, guzików, igieł i szpilek.


W dobie internetu Karol wolał kontaktować się ze swymi zleceniodawcami przez maile, ewentualnie wideokonferencje. Niektórzy jednak byli starej daty i woleli kontakt oko w oko. Klient nasz pan, a skoro płacił, to mógł mieć swoje fanaberie. Czasami więc trzeba było ruszyć się z domu nie tylko po to, by uzupełnić zapasy w lodówce.

Jak na marzec temperatura była dosyć wiosenna, lecz konieczność wbicia się w garnitur skutecznie uniemożliwiała skorzystanie z motocykla. Pozostawały taksówki lub komunikacja miejska, a że czasu było pod dostatkiem, Karol nie zadzwonił po taksówkę, a wybrał się na przystanek. Korków o tej porze nie było i po kilkunastu minutach Karol znalazł się na miejscu.



Jeszcze tylko windą na piętnaste piętro...
- Pan dyrektor czeka - powiedziała uprzejmym tonem w stu procentach profesjonalna sekretarka, na której urok osobisty Karola nie zrobił widocznego wrażenia.

Pan dyrektor faktycznie czekał. Potem była kawa, herbata i ciasteczka... a później można było przystąpić do interesów.
Jak się okazało, pan dyrektor znał się całkiem nieźle na rzeczy i wiedział, czego chce. Portal przypadł mu do gustu, uwag w zasadzie nie miał, miał za to kolejne dwa zlecenia. Tudzież zaliczkę, jako dodatek do zapłaty za poprzednią pracę. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, iż nie można żyć samą nadzieją na wynagrodzenie.



Rozmowy i negocjacje trwały tak długo, że skończyły się nieco po czternastej. Na tyle późno, że Karol uznał, iż najlepszym wyjściem będzie udanie się na obiad. Na szczęście niedaleko było może niezbyt zaciszne i niezbyt tanie miejsce, gdzie można było zjeść coś smacznego i w ten sposób uczcić udany interes.

Po drodze zdążył jeszcze zadzwonić do Leny, z informacją o udanym finale rozmów i zaproszeniem, w sobotę, do dowolnej restauracji na kolację, szampana... i podział łupów.

Czekając, aż przemiła kelnerka zrealizuje zamówienie, otworzył iPhone'a i zaczął przeglądać pocztę, sprawdzając nieprzeczytane do tej pory wiadomości. A tych było tyle, że o mały włos przegapiłby pojawienie się kelnerki. Ta, na szczęście, przyzwyczajona była do gości, których bardziej interesował własny biznes, niż jedzenie.
A to było na tyle dobre, że Karol na jakiś czas zapomniał o interesach. Nie na długo jednak, bowiem przyjemności przyjemnościami, ale robota czekała i nie zamierzała zrobić się sama.

Po powrocie do domu przebrał się szybko, włączył wiernego Mac'a i zabrał się za oglądanie dzieł konkurencji.
Niezbyt długo to trwało, bowiem - jako że była to środa, po południu czekały go kolejne zajęcia. Na szczęście szkoła, która udostępniała swoją salę gimnastyczną na potrzeby akademii parcour, nie znajdowała się daleko i można było dojść tam w parę minut.

- Kinia, Sławko... - Karol przywitał się z pozostałymi trenerami. - A gdzie Tołdi?
- My ci nie wystarczamy? - Kinga spojrzała na Karola z udawanym wyrzutem.
- Ależ skąd... - Karol uniósł ręce w obronnym geście. - Jesteście niezawodną pomocą, podporą i w ogóle...
- Dobra, dobra, skończcie już. - Sławek pokręcił głową. - Witek załatwia coś na strzelnicy. Podobno ostatnio za dużo nadymiliście i ktoś coś narzekał, że się można udusić.
- Duzi chłopcy i ich męskie zabawki... - Kinga pokręciła głową.
Na dalsze przekomarzania się nie było już czasu, bo pojawili się pierwsi kursanci. A potem była rozgrzewka, gimnastyka i właściwe ćwiczenia - skoki, przewroty, salta, obroty i inne akrobacje.



A na koniec kilka pokazowych występów w wykonaniu trenerów. Z wyraźnym zastrzeżeniem "nie róbcie tego sami w domu".

- Widzimy się za tydzień. - Sławek pożegnał kursantów. - Ja też uciekam - zwrócił się do pozostałej dwójki. - Oliwia pewnie już się nie może mnie doczekać.
- Zabiorę się z tobą - powiedziała Kinga. - Dawno jej nie widziałam. Pa, pa, Vini.
- Na razie...
Ledwo się rozstali, odezwała się komórka Karola.
- Tołdi? No i co załatwiłeś?
- Wszystko. - W głosie rozmówcy słychać było zadowolenie. - Zabieraj swoje żelastwo i przyjeżdżaj.


Dwie szybkie kanapki, łyk herbaty, a potem Karol przebrał się za czarnego rycerza, wziął pod pachę prawie-że-czarną skrzynkę, a potem dosiadł swego stalowego rumaka i ruszył na spotkanie.




- Panowie, strzelnica jest wasza - powiedział Marcin, współwłaściciel obiektu, na którym Witek i Karol mieli szansę zwiększyć swe umiejętności strzeleckie. - Tu macie słuchawki. Resztę znacie. A jeśli będę potrzebny, to będę u siebie. - Wskazał na swój kantorek.

Nie był potrzebny. Witold miał swego pacemakera od dwóch prawie lat, a Karol, choć stażem mu nie dorównywał, również wystrzelił ze swego navy trzy razy tyle, ile wynosił kaliber jego colta.
Założyli słuchawki, a potem był huk i dym. I po raz kolejny. I jeszcze raz...

- Podrzucić cię? - spytał Karol, gdy już wyszli ze strzelnicy.
- Nie, nie. Moja pani po mnie przyjechała.
Dopiero w tej chwili Karol dostrzegł szczupłą brunetkę, stojącą przy czerwonej toyocie.
- Julia... - Karol przywitał się z dziewczyną, którą Witold przedstawił im parę miesięcy temu, gdy jeszcze się nie zaręczyli. - Jeśli chciałaś się do nas dołączyć, to ciut się spóźniłaś... - zażartował.
- Dym źle wpływa na cerę - odpowiedziała żartem. - Ale obiecuję, że jak urządzicie zawody, to przyjdę was dopingować.
- Już to widzę... - Witek pokręcił głową. - Masz na nią zbawienny wpływ, Vini...


Zanim Karol zdążył odstawić motocykl do garażu i dotrzeć do domu było już sporo po dwudziestej. Pozostawało coś przegryźć, włączyć komputer i zabrać się do pracy.


Czekała go pracowita noc...



---------- Poznań, 20.03.2019, środa, 21:00 ----------

Praca szła kiepsko. Widocznie poprzedni nieco zawalony wieczór dawał we znaki. Karol miał wrażenie, że zaraz będzie musiał włożyć w oczy zapałki by nie usnąć.
Wtedy jego uwagę przykuło dzwonienie dzwonów w pobliskim kościele. Wybijały dziewiąta wieczór. I pach….
Jego wspaniały Mac nagle zgasł.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie...? - Karol z niedowierzaniem spojrzał na czarny ekran.
Odbijało się w nim światło księżyca w pełni, widocznego zza nie zasłoniętych okien.
- Wsadzę cię na tapetę. - Karol przeniósł wzrok z ekranu za okno. - Panie Twardowski, magiem pan ponoć jesteś. Może by tak małe czary-mary? Odwdzięczę się przy okazji?
Nie czekając na odpowiedź zabrał się za sprawdzanie wszystkich kabli.
Były nieco zakurzone, a na jednym mógł znaleźć ślady po brudnych dłoniach. Tymczasem, pach…
Mac zwany Brutusem stawiał na nowo system.
- Ożesz, ty... - Karol podejrzliwym wzrokiem spoglądał na zmartwychwstały komputer, zastanawiając się, jakiż to diabełek macza swe paluszki w nietypowym zachowaniu Mac'a, któremu do tej pory takie zachowania nie przychodziły do głowy. Czy raczej do procesora głównego.
W zbawcze działanie imć Twardowskiego niezbyt wierzył, ale cóż... Gdyby to u niego miał dług, to obietnica Karola była niczym nobile verbum.
A na razie czekał, co dalej zrobi Mac.
Całe szczęście komputer włączył się. Zażądał hasła.
- Mój skarb... - Karol pogłaskał klawiaturę, po czym wpisał średniej długości rządek literek, cyferek i rozmaitych ozdobników, które kiedyś, w przypływie natchnienia, ustalił jako hasło administratora. Które Mac-Brutus przyjął z entuzjazmem pozwalając mu zalogować się do systemu. Wyglądało na to, że wszystko działa. Karol mógł kontynuować pracę… O ile oczywiście zrobił "backup".
Automatyczne zapisywanie dokumentów ocaliło większość wstukanych z klawiatury pomysłów. Nawet Mac nie był na tyle rozpustny, by zapisywać wszystkie zmiany z częstotliwością 'co pół minuty'. I chwała za to programistom, bo pewnie nawet najbardziej wypasiony sprzęt w końcu by się zapchał na amen.
Uzupełniwszy poczynione wyskokiem Mac'a zaległości Karol zapisał wszystko, po czym zgrał pliki na pendrive.
- I co teraz? - Oparłszy się wygodnie o oparcie fotela spojrzał na ekran. - No dalej, panie Twardowski. Pokaż się pan i powiedz, co mogę dla pana zrobić.
Równocześnie odciął Mac'a od internetu i odpalił najnowszy program antywirusowy.
Antywirus nieco zdziwiony, że został zainstalowany na Mac OS rozpoczął skanowanie. Takie czasy…
Pasek postępu wlekł się mozolnie.
Z zamyślenia wyrwał Karola dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił. Gdy wziął telefon do ręki, okazało się, że dzwoni Kaśka.
- Tak...? - Karol potraktował rozmowę jako urozmaicenie oczekiwania na to, aż Bitdefender sprawdzi wszystkie pliki.
- Elo! Co robisz? - zapytała dziewczyna. Po tych pierwszych słowach słychać już było, że jest delikatnie mówiąc "podchmielona".
- Hello, Kate - odparł Karol. - Cóż cię sprowadza w moje skromne progi? - zainteresował się, milczeniem pomijając jej pytanie.
- Dosłownie - odpowiedziała Kasia - jestem pod twoją klatką schodową - zakomunikowała. - Jesteś na chacie?
- Jestem, oczywiście. Naciskasz domofon i już... - Nie zdradził zaskoczenia. - Na co czekasz?
W odpowiedzi usłyszał dźwięk własnego domofonu.
- No bo nie chciałam wpadać bez zapowiedzi - oznajmiła Katarzyna, dość poważnym tonem. Po tym słychać było jakiś trzask i nieładne przekleństwo.
Karol, nie czekając, dopadł do domofonu i nacisnął przycisk.
- Wchodź! - powiedział, równocześnie do słuchawki domofonu i do telefonu.
Dziewczyna weszła. Dość długo wspinała się po schodach, by w końcu zapukać do drzwi mieszkania.
Zgoła niepotrzebnie, bo te były uchylone.
- Wejdź, proszę. - Karol otworzył drzwi na oścież.
Tylko troszkę się zataczając Kaśka weszła przez drzwi.
“Ratujesz mi życie” usłyszał Karol, chociaż Kaśka akurat nie poruszała w ogóle ustami, a słowa te były ciche, jakby słyszał je przez szklankę przystawioną do drzwi.
Przez moment stał nieruchomo, całkiem jakby chciał zatrzymać dziewczynę w przedpokoju. Potrząsnał lekko głową i przesunął się, by Kasia mogła przejść krok dalej.
- Daj tę kurtkę i siadaj - powiedział, równocześnie zamykając drzwi. Wcześniej sprawdził, czy nikt inny nie idzie po schodach.
"Boże, zaraz zwymiotuję… ale wstyd. Nie mogę tam wejść. Muszę do toalety." - Karol znów to usłyszał, chociaż Kaśka na głos powiedziała tylko:
- Muszę do toalety.
- Tak, tak... - Zaskoczenie tylko częściowo odebrało Karolowi mowę. - Proszę...
Powiesił kurtkę na wieszaku, potem otworzył drzwi.
- Co się stało? Jesteś blada...
"Dziewczyna mnie rzuciła i popadłam w katastrofalną depresję", usłyszał Karol, chociaż Kasia odpowiedziała:
- Za dużo wypiłam. Byłam w pobliżu i…
"Boże, zwymiotuję…"
- Sorry muszę tam… - Kaśka wskazała toaletę i tym razem nie czekając na resztę przesłuchania ruszyła do niej.
"Ale świat wiruje, katastrofa. Nawet ta toaleta wiruje".
Karol przez moment stał jak wmurowany, po czym, nie zastanawiając się zbytnio, wpakował się za nią do łazienki, by - w razie czego - pomóc dziewczynie w zajęciu odpowiedniej pozycji. Niezbyt mu się uśmiechało sprzątanie całej łazienki. O tym, jak się po zarzyganiu łazienki będzie czuć Kasia, wolał nawet nie myśleć.
Kasia celowała to toalety. Faktycznie, nie chciało jej się siusiu. Rzuciła swoją torbę gdzieś w kąt łazienki.

- Przepraszam - powiedziała po opróżnieniu zawartości żołądka. - Byłam w pobliżu… - powtórzyła się. "Właściwie klatkę obok" pomyślała, zaś Karol wiedział, że chodzi o tę po prawej stronie, przed która stoi zielona ławka i popsuty przez wandali kosz na śmieci.
Ale skąd wiedział? Tak jakoś przyszło mu to na myśl.
- To dobrze, że byłem pod ręką - odparł, powoli wycofując się z łazienki. Usiłował zebrać myśli, jako że nie do końca rozumiał napływające do mózgu sygnały. A raczej nie potrafił pojąć, skąd się owe sygnały biorą. Bo zachowanie Kasi sugerowało, iż przynajmniej część z nich jest prawdziwa, a to z kolei kłóciło się z jego rozumieniem świata. - Zostawiam cię na moment, a potem porozmawiamy.
Na wszelki wypadek pozostawił drzwi do łazienki uchylone.

Kasia została w łazience jeszcze kilka chwil. Słychać było spuszczaną wodę. Później słychać było odkręcony kran. Nieco dłużej.
Karol usiłował wychwycić jakieś jej myśli, ale nic do niego nie dotarło.
W końcu dziewczyna wyszła. W rękach trzymała ręcznik.
- Użyłam twojego ręcznika - powiedziała. Miała zwilżone włosy z przodu, co mogło świadczyć o tym, że myła twarz. - I pasty. Ale szczoteczki nie. - Uśmiechnęła się przy tym lekko.
"Czuję się dużo lepiej" przeszło przez myśli Kasi, a Karol miał szczęście znów to usłyszeć.
- Ręcznikowi nic nie będzie - zapewnił dziewczynę. - A pasty ci u nas dostatek - zażartował. - Siadaj. - Podprowadził Kasię do najwygodniejszego fotela. - Kawa? Mocna herbata? - zaproponował.
- Mocna kawa - poprosiła dziewczyna. “Fajny tapczan, zawsze wydawał mi się taki wygodny”.
W ostatniej chwili powstrzymał się przed spojrzeniem w tamtą stronę. Tudzież zaproponowaniem, by się przesiadła.
- Przymknij na moment oczęta, a ja wstawię wodę - powiedział. - Czarna, bez cukru, czy wprost przeciwnie? - spróbował ją odrobinę rozweselić.
- Bez cukru, dzięki - powiedziała dziewczyna, rozsiadając się na fotelu i faktycznie przymykając oczy. Wyobrażała sobie jak wraca w takim stanie do domu i jaką minę robi na jej widok jej matka, z którą nadal mieszkała pod jednym dachem. W głowie dziewczyny zawrzały różne popularne matczyne zwroty, nawiązujące do nieodpowiedzialności. A przecież była już dorosłą kobietą.
Wszystkie te wyobrażenia Karol zobaczył w swojej wyobraźni niczym za mgłą.
Czy Kasia byłaby szczęśliwa, gdyby się z nią podzielił tą wiedzą? Szczerze wątpił. Z pewnością byłoby lepiej nic nie mówić. I nie pchać się z nieproszonymi radami.
Wlał do czajnika nieco wody, zapalił gaz. Teraz pozostawało tylko czekać na gwizd i świst.
- Co się stało? - spytał, przysiadłszy się na krawędzi fotela.
- Pokłóciłam się z chłopakiem - odpowiedziała Kasia, chociaż Karol ujrzał wtedy w wyobraźni obraz dziewczyny, nie zaś chłopaka. Dziewczyna ta mieszkała klatkę obok, więc Karol znał ją nawet z widzenia. Wiedział, że ma na imię Karolina. Miała czarne włosy i od dawna nosiła się nieco gotycko. W myślach jego rozmówczyni pojawiła się zaś krótka panika, strach przed powiedzeniem Karolowi prawdy.
- Dupek - powiedział. - Nie wie, co traci. Nigdzie nie znajdzie drugiej takiej, jak ty. To... taka poważna kłótnia? - spytał ze współczuciem.
- No trochę skomplikowana - odpowiedziała Kasia - chciałby, żebym przedstawiła go rodzinie i żeby wszystko było takie oficjalne, a ja jeszcze nie chcę.
W tym momencie rozległ się gwizd i świst zwiastujący gotującą się wodę.
Karol obrzucił ją uważnym spojrzeniem, lecz nie powiedział ani słowa. Zniknął na moment w kuchni i wnet wrócił, niosąc filiżankę pełną czarnej jak noc kawy.
- Gorąca - uprzedził. - Nie wiem, co ci poradzić. Jeśli to coś poważnego, to może on ma rację. Chcesz jeszcze posmakować wolności, czy też się boisz, że on się nie spodoba twojej rodzinie?
W wyobraźni Kasi pojawiło się kilka obrazów, które Karol miał zaszczyt zobaczyć.
Matka dostająca zawału.
Matka dzwoniąca po egzorcyste.
Matka wywalająca jej rzeczy przez okno i krzycząca, że ma się wynosić.
Matka tak smutna, jak rok temu gdy zmarł ojciec. Zawiedziona swoją córką.
- Tak, że się nie spodoba - przyznała Kasia. Ujęła kubek z gorącą kawą za wystające ucho. Powąchała, przymykając przy tym oczy.
Przypuszczenia Kasi były dość prawdopodobne, przynajmniej niektóre z nich, chociaż Karol znał panią Dorotę i miał wrażenie, że ogólne wyobrażenia Kasi były nieco przesadzone. Ale nie dziwił jej się. Jego rodzice byli dość tolerancyjni, ale z pewnością nie byliby zachwyceni. Z tym jednak, że oni mieli już wnuki, a Kasia była jedynaczką...
- A czy próbowałaś z nim porozmawiać? Tak na spokojnie przedstawić sytuację? Może zrozumie? A może ja z nim porozmawiam? Bo ja cię rozumiem i może zdołam mu jakoś to wytłumaczyć?
- O zapomnij - odpowiedziała dziewczyna. Zaczęła dmuchać w gorący napój, widocznie z nadzieją na szybsze ostudzenie go. - To byłoby dziwne, gdyby ktoś rozmawiał w moim imieniu - "z moją dziewczyną" pomyślała Kasia, ale powiedziała - z moim chłopakiem. Próbowałam rozmawiać o tym, ale ma mnie za tchórza i mówi…- Kasia urwała szukając w głowie słów.
"Jak tu nie wpaść w kozi róg?" zapytała samą siebie w myślach.
- Co jak co, ale tchórzem to ty nigdy nie byłaś - powiedział. - A co w tym dziwnego? W dzisiejszych czasach różne dziwne rzeczy się dzieją. Poza tym jestem twoim przyjacielem, więc kto, jak nie ja, może przemówić w twoim imieniu. - Uśmiechnął się do niej.
Kasia milczała przez chwilę. Spróbowała upić łyk kawy. "Jest moim przyjacielem, a ja nawet jemu boję się powiedzieć. Jestem tchórzem. A może powinnam?"
Dziewczyna nadal w milczeniu spojrzała na Karola. Patrzyła mu przez chwilę prosto w oczy.
- A więc? Skoro jesteś w kłopotach, to pomoc ci się przyda, prawda? - Podjął próbę przekonania dziewczyny.
- Bardzo mi pomagasz przygarniając mnie w takim stanie. - Kasia położyła swoją dłoń na jego. - Matka by mnie zabiła, jakbym rzygała w łazience. O ile bym dojechała jakoś do domu.
- Chyba jej nie doceniasz. - Karol poklepał ją po dłoni. - Jestem przekonany, że by tego nie zrobiła. Za to z tym dojazdem... - Uśmiechnął się lekko. - Tu możesz mieć rację. Możesz do niej zadzwonić, że wrócisz jutro?
- Napiszę smsa, żeby się nie martwiła. Dzięki, Karol. - Przyjaciółka uśmiechnęła się. - Będę ci winna piwo, albo dwa.
- Dogadamy się - zapewnił ją. - Zjesz coś do tej kawy? Kuchnia dysponuje szerokim zestawem kanapek - powiedział kuszącym tonem.
- O zapomnij, przed chwilą zwróciłam wszystko co wcześniej zjadłam, na szczęście z większością tego co wypiłam. Nie będę ryzykować jeszcze przez jakiś czas. - Kasia upiła ostrożnie łyka kawy. W myślach analizowała, czy powinna szczerze porozmawiać z Karolem czy nie.

- Mam tylko nadzieję, że po nocy nie będziesz buszować po kuchni - zażartował.
Kasią wstrząsnęło na samą myśl o jedzeniu, co odzwierciedliło się też w jej myślach.
- Nie, nie - zapewniła.
Karol wstał na chwilę, by zrobić sobie herbatę.
- No to opowiedz mi o nim - zaproponował, gdy wrócił z kuchni. - Niech wiem, co, twoim zdaniem, nie spodoba się w nim twojej mamie. Za młody, za stary, ma dwie lewe do roboty, handluje dragami, słucha metalu... Może znajdziemy jakieś plusy, które przekonają twoją mamę?
- To dziewczyna. Nie chłopak - wypaliła w nagłym przypływie odwagi.
- Aaaahaaa... - Karol był zaskoczony, ale tylko tym, że wreszcie padło szczere wyznanie. - To zmienia postać rzeczy... Troszkę.
- Odrobinkę - przyznała Kasia czerwieniąc się. - Przepraszam - dodała.
- Rozumiem. - Odstawił herbatę na stół i poklepał ją po dłoni uspokajającym gestem. - Trzeba będzie coś wymyślić, by przekonać twoją mamę. Bo ona może mieć wątpliwości...
- I telefon do Rydzyka - zażartowała sobie Kaśka, wyraźnie rozluźniona. Odczuwała podwójną ulgę. Nie musiała już kłamać, a Karol zareagował jak prawdziwy przyjaciel. Właściwie miała ochotę rzucić mu się na szyję i przytulić. Co też Karol swobodnie wyczytał z jej myśli.
Której to myśli nie wypadało wykorzystywać... Chociaż...
Przyklęknął przy jej fotelu i położył dłonie na jej ramionach.
- Będzie dobrze - zapewnił. Dziewczyna pochyliła się, by go objąć i przytulić. W myślach opiewała swojego wspaniałego przyjaciela. Był ideałem.
Karol odpowiedział uściskiem, chociaż był nieco speszony opinią, jaką miał u Kasi.
- Opowiedz więc o niej - poprosił. - Coś wymyślimy.

Kasia opowiadała. Mówiła o tym jak się poznały, polubiły, pokochały. O które fascynują ją w partnerce i tych które irytują. Jakby nie patrzeć, język miała rozluźniony alkoholem, który zdążył wchłonąć jej organizm. Rozmawiając z Karolem czuła się bardzo swobodnie. W końcu Karol okazał się przyjacielem idealnym, który rozumie wszystko.
Po pewnym czasie w myślach dziewczyny zaczęły się pojawiać coraz częściej wyrazy zmęczenia i chęci położenia się spać. Karol oczywiście wychwycił ów moment i zgrabnie zaproponował dziewczynie możliwość skorzystania z prysznica. Rozmowy na temat tego, co, jak i kiedy powiedzieć jej mamie postanowił odłożyć do rana.
- Możesz mi pożyczyć jakąś koszulkę do spania? - zapytała zadowolona z propozycji.
- Coś tam znajdę - obiecał Karol. - Zrobię łóżko i podrzucę ci jakieś giezełko... Może być t-shirt? Bo koszul nocnych jakoś nie używam - dodał żartem. - Tylko nie zaśnij pod prysznicem, bo mi się utopisz i będę ci musiał zrobić sztuczne oddychanie. - Uśmiechnął się i podał jej rękę, by jej pomóc wstać z fotela.
- Może być t-shirt - dziewczyna podała Karolowi dłoń, pozwalając by jej pomógł - zostawię drzwi nie zamknięte na zamek, ale nie wchodź bez potrzeby - mrugnęła przy tym do Karola okiem.
- A już myślałem że powiesz, żebym nie wchodził bez pukania - uśmiechnął się do niej. - Jeśli nie chcesz pomocy przy myciu pleców, to nie będę ci przeszkadzać. - Tym razem to on mrugnął do niej.
Karol zobaczył, że głowie Kasi pojawiło się jakieś miłe wspomnienie. Znał je dobrze, gdyż był jego uczestnikiem. Byli razem, w świetle księżyca, nadzy. Ich ciała oblewała ciepła woda. Nie byli sami. Razem z nimi było kilka innych osób. Chlapali się, podtapiali... Miał miłe ręce... Ale był wtedy zajęty Kinią... Cóż... troszkę im zazdrościła.
Karol też sobie to przypomniał. Kasia wyglądała wtedy jak nimfa wodna. Ale nie wyglądała na zainteresowaną jego osobą. W przeciwieństwie do Kini, która na dodatek wyglądała równie kusząco.
- W razie czego wołaj - powiedział. Uśmiechnął się lekko.
- Jasne - odpowiedziała Kasia, po czym powoli skierowała się w stronę łazienki, by zaraz zniknąć za drzwiami.
Karol zabrał się za robienie tapczanu. Wyszukał też koszulkę. Inną niż ta, w której spała Lena.
Kwadrans później wyszła z łazienki. Miała mokre włosy i była owinięte ręcznikiem. Trochę zbyt małym i nieco zbyt krótkim.
- To co z tym t-shirtem?
Karol przyglądał się jej przez odrobinę zbyt długą chwilę.
- Mam wrażenie, że ci nie jest potrzebny. - Uśmiechnął się, równocześnie podając jej koszulkę, która do tej pory czekała na oparciu fotela. - Zaraz dostaniesz szczoteczkę do zębów.
- Serio? Masz na chacie dodatkową szczoteczkę dla gości? - zapytała jednocześnie wsuwając na siebie tshirt i pozwalając żeby ręcznik opadł. Oczy Karola mogły wychwycić co lepsze widoki.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, nic się nie zmieniłaś od czasów Jeziora Gorzyńskiego - powiedział z uśmiechem, po czym podniósł ręcznik. - No, prawie nic - dodał.
- Jak to prawie? - dopytywała Kasia, uznając, że "prawie" oznacza, że jednak coś się zmieniło. Jednocześnie ponownie wspomniała "miłe ręce" Karola, które mogłyby ją przytulać. Pewnie byłyby prawie tak ciepłe jak woda tamtego wieczoru, miłe i bezpieczne.
- Masz jeszcze ładniejszy biust - odparł Karol, przez ułamek sekundy zastanawiając się, jak by Kasia zareagowała, gdyby ją przytulił. Ale wolał nie sprawdzać. - I, hmmm...
- Serio? - dziewczyna mimowolnie spojrzała w dół. - Może nie zwróciłeś wcześniej uwagi, że jest taki ładny.
Kasia usiadła na pościelonym tapczanie, po czym zaczęła wsuwać się by znaleźć się od strony ściany. Miała żółte majtki w arbuzy.
Karol uśmiechnął się mimowolnie.
- To na moją cześć te zabezpieczenia? - zażartował. - To znaczy, że i ja się będę musiał kulturalnie przyodziać- dodał z uśmiechem.
- Zabezpieczenia? - zdziwiła się Kasia, wyraźnie nie wiedząc co Karol ma na myśli.
- Naprawdę sypiasz w majteczkach? - wyjaśnił.
- No tak. Jak nie mam piżamy. Nie chcę żeby było ci jakoś niekomfortowo - wyjaśniła.
- Jak widać, jestem przyzwyczajony do sypiania z paniami, które są nawet bardziej skąpo odziane. - Wskazał na kalendarz. - W tym domu panuje dowolność, jeśli chodzi o strój. A trudno było nie zauważyć, jak jest ładny. - Wrócił do poruszonego wcześniej tematu.
- Rozumiem - odpowiedziała Kaśka chowając nogi pod kołdrę. "A co mi tam" - pomyślała dziewczyna. Po chwili jej majtki znalazły się na podłodze niedaleko stóp Karola. - Lepiej?
- Znacznie - odparł z uśmiechem, odkładając jej majteczki na fotel. - Powyłączam wszystko i za chwilę do ciebie dołączę. Ale nie musisz czekać z zaśnięciem - dodał.
Kaśka nie czekała. Kiedy Karol wrócił dziewczyna już słodko spała.
On nie tak prędko zasnął i to nie ze względu na śpiącą obok, skąpo odzianą dziewczynę
To, co mu się przytrafiło, to, że potrafił odczytać część myśli Kasi... To było nie do uwierzenia. Ale nie był pijany, nie śnił (na wszelki wypadek się uszczypnął), no i część myśli pasowała do następujących po nich zdarzeń.
- Panie Twardowski... Pan żeś tak narozrabiał? - powiedział cicho, spoglądając na zerkający przez okno księżyc.
Ale odpowiedź nie nadeszła. A nawet jeśli, to była nieco spóźniona, bo Karol w końcu też zasnął.
 
Kerm jest offline