Thingrim
Drzwi dyliżansu otworzyły się z głośnym zgrzytem, wpuszczając snop słabego słonecznego światła do ciemnego wnętrza. Postać skulona w środku zacharczała przeciągle, zaszlochała, kryjąc się instynktownie przed blaskiem, niczym oślepione świtem nocne stworzenie. Miała na sobie długą, falowaną suknię. Materiał uszkodzony był w wielu miejscach, pokryty był plamami, od tych krwisto czerwonych, po brudno-brązowe i zielone. Czerwono-zielone zaschnięte zacieki pokrywały też widoczną część jej bladych kostek wystających znad podniszczonych niskich kobiecych butków. Skuliła się. Wymamrotała coś niezrozumiale, wciskając się w kąt siedziska. Nie dało się nie zauważyć, że większość czerwonych zacieków na materiale znajdowała się w okolicach je pasa i poniżej niego.
Tjori zaklął szpetnie. Zaczął wręcz drżeć ze złości, choć zapewne jeszcze nie wiedział na kogo albo na co. Ale widok kobiety, mimo że człeczej, nie pozostawił go obojętnym. -Dobrze tam wszystko aby?! - rozległo się od wozu z ust drugiego brodacza. |