Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2020, 22:20   #8
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację




Marcel, Karol, Wiktoria oraz Marta

Rytmiczny stukot kół wolno jadącego pociągu przyprawiał o szybsze bicie serca. Krajobraz przesuwał się niczym mknąca gazela. Zarysy drzew były niemalże nieuchwytne. Tylko księżyc, dziś w całej swej okazałości, stał w miejscu. Stały, nie poruszający się punkt.
Przedział w pociągu był zwyczajny. Nie była to ekskluzywna klasa. Każdy jednak miał swoje miejsce.
Przy oknie siedziała dziewczyna. Miała charakterystyczne długie, neonowozielone włosy. W jej nosie znajdował się niewielki kolczyk. Nosiła czarną wiosenną kurtkę, kolorowe legginsy o wzorze rozlanych farb, oraz żółte Martensy. Przez ramię przewieszoną miała torbę z tęczowym wzorem. Początkowo wyglądała przez okno, ale coś przykuło jej uwagę wewnątrz przedziału. Odwróciła więc głowę, by się po nim rozejrzeć.
Jej wzrok zatrzymał się na Stańczyku. Jego czerwona czapka ze srebrnymi dzwoneczkami dyndała w rytm poruszającego się pociągu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego niemrawo. Był jakiś dziwny. W odpowiedzi zaczął robić do niej dziwne miny, zupełnie jakby chciał rozśmieszyć dziecko. Marta uśmiechnęła się rozbawiona.

Marcel rozejrzał się po otoczeniu. Znajdował się w przedziale pociągu, który najpewniej zmierzał do jakiegoś celu. Jakiego? Zastanawiał się nad tym w milczeniu. Wyjrzał przez okno w poszukiwaniu wskazówek, jednakże niepewny zarys drzew nic mu nie mówił. Jedynie blada tarcza księżyca mesmeryzowała, szczególnie zwracając jego uwagę. Mężczyzna przymrużył oczy, obserwując jej sylwetkę w milczeniu. Była majestatyczna, niczym prawdziwa królowa. Może jej promyki docierały do nich niczym srebrne niteczki i obwiązywały kończyny. Myśleli, że posiadają wolną wolę, natomiast w rzeczywistości byli niczym więcej, jak kukiełkami. Od wieków pociąganymi za sznureczki przez panującą na nieboskłonie boginię...

Feliński wzdrygnął się, słysząc znienawidzony dźwięk dzwoneczków.
To go otrzeźwiło.
Spojrzał na błazna.

Jeśli wcześniej zastanawiał się, gdzie się znalazł, to teraz już wiedział. Musiał trafić do piekła. Dante podróżował przez dziewięć nieświętych kręgów, mając za towarzysza Wergiliusza. Marcel miał Stańczyka. I cokolwiek by się nie działo, ostatnio nie mógł go zgubić. Przynajmniej teraz nie był sam i wokół znajdowało się mnóstwo innych ludzi. Którzy… o dziwo… zdawali się widzieć potwora!
"Ich dręcz, nie mnie", w myślach zaklął błagalnie błazna.

Feliński przeniósł wzrok na zielonowłosą dziewczynę. Kolorowe włosy, kolczyk w nosie, barwne ubrania... Na pewno była odważna i pewna siebie. Sprawiała wrażenie ciekawej osoby, z którą przebywanie dawało mnóstwo frajdy. Bez wątpienia mogłaby nauczyć go, jak dobrze się bawić, wyluzować i wreszcie... przestać się garbić. Marcel tak o tym myślał, kiedy wpadł na genialny plan. Wstał i zmienił miejsce. Usiadł tuż obok nieznajomej. Nachylił się w jej stronę i zakrył usta dłonią, jak gdyby miał zaraz zdradzić wielki sekret. Lub zacząć tajną naradę.
- Na następnym przystanku wysiądziemy razem - szepnął. - A jego zostawimy tutaj - podbródkiem wskazał diabła.
Może dzięki temu po przebudzeniu błazen przestanie go prześladować. A zacznie atrakcyjna, przebojowa dziewczyna. Mogłaby mu podpowiadać kawały, fajne teksty i anegdotki, czym zabłysnąłby w towarzystwie. Na pewno byłoby to lepsze od ciągłych wyzwisk i przekleństw.
Chciał tej zamiany jak niczego innego.
- A jeśli nie ty, to może któreś z was ze mną wysiądzie...? - Marcel przeniósł wzrok na przystojnego mężczyznę i atrakcyjną blondynkę, którzy również jechali z nim w przedziale. Wymieniłby Stańczyka na każdą inną osobę, a wszyscy tutaj wydawali się przyzwoici.
"Z jednym tylko wyjątkiem", pomyślał, spoglądając na błazna ciężkim wzrokiem.
Zielonowłosa zaśmiała się w uroczy sposób.
- Dobrze - zgodziła się. - Co to będzie za przystanek? - zapytała jednocześnie wyciągając dłoń by objąć mężczyznę, który się do niej przysiadł. - Jest uroczy - dodała jeszcze wskazując podbródkiem Stańczyka.
- Och, dziękuję...! - zaczął Marcel. Wpierw pomyślał, że komplement kobiety był skierowany do niego. - Nieważne... - mruknął, spuszczając wzrok, kiedy ogarnął, że jednak tak nie było.
"Nawet dziewczyny mi kradniesz, błaźnie", Feliński pomyślał z żalem. Zapomniał już o pytaniu dotyczącym przystanku.

Wiktoria siedziała z rozłożonym komiksem, który trzymała w dłoniach i opierała o kolana. Tytuł "Punisher" z charakterystycznym motywem czaszki widniał na okładce jej lektury, której jednak kobieta nie czytała, zajęta rozglądaniem się po przedziale. Jej mina zdradzała wyraźne niezadowolenie miejscem, w którym się znalazła. Na jej udach leżała mała, brązowo-biała futrzasta kulka. Zwierzę przypominało bardziej przerośniętą wiewiórkę niż kota czy psa. Spało sobie w najlepsze, zwinięte w kłębek.

Na pytanie wypowiedziane przez chłopaka siedzącego przy zielonowłosej, blondynka skierowała ku niemu swoje spojrzenie, ale zaraz je odwróciła.
- Kolejny durny sen... - mruknęła do siebie pod nosem i zamknęła komiks. Zaczęła wpatrywać się na jego okładkę, jakby próbowała przewiercić ją wzrokiem albo szukała czegoś co nie jest widoczne na pierwszy rzut oka, a może po prostu o czymś intensywnie myślała.

Karol na moment spojrzał za okno.
"Księżyc na niebie jak bałałajka..."
Ten był dokładnie taki sam jak tamten, co bezczelnie wgapiał mu się do mieszkania, jakby nigdy nie widział kobiecych kształtów. Albo też chciał sobie przypomnieć pewną nockę...
Może by i powiedział mu, co myśli o wtykaniu nosa w nie swoje sprawy, ale ze względu na obecność osób trzecich darował sobie. Rozmowy z Księżycem, Twardowskim czy Luną/Selene wyglądałyby dziwnie. Może nie tak dziwnie, jak przebrany za Stańczyka facet, ale jednak.
Faktem było, że nikt go tu nie znał i że nie zepsułby sobie opinii, ale mimo wszystko lepiej było nie ryzykować.

Wyjrzał ponownie przez okno.
Coraz więcej rzeczy mu nie pasowało, ale nie zamierzał tego mówić.
Przede wszystkim nie pamiętał, żeby wsiadał do pociągu. Zasnął we własnym łóżku... Na szczęście był ubrany jak należy, a nie jedynie w górze od piżamy na grzbiecie.
Z samym pociągiem też było coś nie tak - koła stukały jakby zmorzył je sen, przedział wyglądał jak osobówka sprzed dziesięciu lat, a krajobraz za oknem śmigał jakby siedzieli w Pendolino na dopalaczach.
- Lepszy taki sen, niż koszmary - skomentował cicho słowa blondynki.
Jeśli to był sen, to nie mógł narzekać. Bywały gorsze. I nie chciałby powtórki z takiej rozrywki.
Na wszelki wypadek odpukał.
A potem sięgnął po komórkę by sprawdzić, co powiedzą Mapy Google. Nie miał zamiaru mówić, że nie ma pojęcia, dokąd jedzie.

- Każdy koszmar zaczyna się spokojnie - odpowiedział Marcel. - Nie chwaliłbym dnia przed zachodem słońca - dodał. Zagryzł wargę. - Choć ono już zaszło, więc chyba możemy - skinął głową, spoglądając raz jeszcze na księżyc za oknem. - Z drugiej strony horrory mają miejsce głównie po zmroku. Więc należy się obawiać.
Zmrużył oczy.
- Czy tylko ja się zgubiłem? W tej wypowiedzi? Bo zgubiłem się i zdaje się, że nie tylko w niej. Bez wątpienia jesteśmy zagubionymi na planie astralnym duszami, które już nigdy nie powrócą do ciała. Będziemy jeździć tym pociągiem przez wieczność. Za nasze złe uczynki - skinął głową. Wszystko do siebie pasowało.
Może to jednak nie było piekło, tylko czyściec. Mimo wszystko trochę lepiej.
- Jest faktem, że zostałem śmiertelnie otruty chlebem i czekoladkami, zanim tutaj trafiłem. Przez tego właśnie błazna. Skoro ja umarłem, to wy pewnie też.
Ciekawiło go, w jakich okolicznościach, ale pytanie o to byłoby zbyt wścibskie. Marcel starał się być kulturalny wobec nieznajomych.
I znajomych w sumie też.

- Samo to, że jestem w komunikacji miejskiej świadczy, że to koszmar - skomentowała Wiktoria i odłożyła swój komiks na siedzenie obok. Wzięła na ręce śpiące zwierzątko. Rozwinięte i przytulone do jej piersi, okazało się być psem rasy chihuahua. Blondynka wstała i podeszła do drzwi przedziału, chcąc sprawdzić czy da się wyjść. Jednak te okazały się zamknięte.

- To raczej wygląda na pociąg - uprzejmie sprostował Karol. - Dalekobieżny - sprecyzował.
Doszedł do wniosku, że rozmowa z Twardowskim byłaby mniej dziwna niż twierdzenie, że znajdują się w drodze na Sąd Ostateczny.
- Zdecydowanie bardziej wolę teorię, iż to sen, niż że umarłem - dodał. - Tobie to może obojętne, ale mi - nie. A jeśli jedzie z nami pies, to raczej czeka nas wędrówka do Krainy Wiecznych Łowów, a nie błąkanie się po astralnych bezdrożach produktem pamiętającym czasy peerelu.

- Ach wybacz, że nie użyłam określenia "transport zbiorowy" - rzuciła Wiktoria do Karola, poirytowana czy jego uwagą, czy może raczej miejscem w jakim się znajdowali. - To jest tylko durny sen. Tak samo jak poprzedni. Nie macie powodu do paniki - dodała przekonana co do swojego zdania, jakby było to przynajmniej dla niej oczywiste.

- Wybaczam, wybaczam. - Uśmiechnął się do niej na znak, że traktuje to w kategoriach żartu. - Często miewasz takie sny? I skąd wiesz, że to akurat twój sen? - zainteresował się.

Marcel zastanawiał się. Pytania nie były skierowane do niego, ale i tak włączył się do rozmowy.
- Myślę, że wiemy tylko tyle, że nic nie wiemy - mruknął. - Sen zwyczajny, czy też sen wieczny? Dowiemy się tego z czasem. Jeśli to sen, to na pewno nigdy wcześniej takiego nie miałem. Jest dziwny, ale w inny sposób, niż zazwyczaj. Wydajecie się stosunkowo normalni - powiedział i zrobił ręką bliżej nieokreślony ruch. - Wiecie... wszystkie kończyny na swoim miejscu, całkiem logiczne wypowiedzi... brak macek, czułek, skrzydeł, kłów, rogów... Nie przypominacie zwyczajnych rezydentów moich koszmarów. Aż automatycznie założyłem, że jesteście prawdziwymi ludźmi, a nie jedynie wytworami mojej podświadomości. Jak jest naprawdę? Odpowiedź na to pewnie poznam z czasem.
Zerknął na blondynkę, która próbowała ich opuścić. Następnie na komórkę w dłoniach wciąż siedzącego mężczyzny.
- I co, masz zasięg? - zapytał. - Tak w ogóle, mam na imię Marcel.
- Karol - przedstawił się posiadacz telefonu. - Nic. Ciemno jak w... w noc bezksiężycową. - Pokazał pytającemu ekran komórki, po czym schował iphone'a.
- Transport zbiorowy jest bardziej ekologiczny - odezwała się w końcu zielonowłosa. - Przynajmniej nie przykładamy ręki do śmierci naszej planety. Chociaż, jeżeli to tylko sen, to chyba nie ma znaczenia? - po tych słowach zatrzymała wzrok na dłużej na Marcelu.
- Marta - przedstawiła się patrząc nadal na niego. - Marta Jakubowska - dodała. - I co? Zamknięte? - zapytała kierując wzrok na blondynkę i zawieszając go na niej znacznie dłużej niż trzeba.
- Ha ha ha! HA HA HA! - Stańczyk zawył ze śmiechu. Coś tak bardzo go rozbawiło, że złapał się za brzuch i zgiął w pół. - Woda. WODA! Ha ha ha!
I nim ktoś zdążył zapytać o co chodzi z tą wodą, wszyscy zauważyli, że do przedziału w którym się znajdowali zaczęła wlewać się woda. Pierwsza spostrzegła to Wiktoria, gdyż woda wpływała przez dolną szparę w drzwiach przy których stała, jej buty mocząc jako pierwsze.

Wiktoria odruchowo zrobiła krok w tył, odchodząc od wody i puszczając klamkę od drzwi do przedziału. Normalnie by uznała, że na korytarzu coś się rozlało, bo normalnie drzwi nie wyglądały na szczelne, ani wytrzymałe na tyle by utrzymać spiętrzoną wodę.
Ale to był cholerny sen i nawet rekina za drzwiami mogła się spodziewać.

- Na razie nie zamieniliśmy się w łódź podwodną - powiedział Karol, który najpierw podniósł nogi, by się znaleźć dalej od wody, a potem spojrzał przez okno i zobaczył drzewa i księżyc. Uśmiechnął się odruchowo, jako że określenie "mokry sen" nabrało nagle nowego znaczenia.

Marcel pomyślał, że miał rację, twierdząc wcześniej, że ten sen może zmienić się w koszmar. Nie spodziewał się tylko, że tak szybko się potopią.
- Okno… - mruknął, patrząc tam, gdzie padał wzrok Karola. - Może da się otworzyć? Chociaż uchylić?
Nawet nie wiedział, czy to było możliwe i czy przedział rzeczywiście był na tyle szczelny, żeby wypełnić się w całości wodą i ich zatopić. Koszmary jednak rządziły się swoimi prawami i Marcel w tej chwili w ogóle nie myślał w tak racjonalny sposób. Przybliżył się do szyby i spróbował pociągnąć ją nieco w dół.
Szyba ani drgnęła. Marcel dostrzegł, że obok klamki na której trzymał dłoń znajduje się zamek na klucz. Sądząc po rozmiarach otworu, bardzo mały klucz. Była też niewielka kartka, ostrzeżenie BHP: czerwone przekreślone kółko z dopiskiem “nie otwierać”.


- No i nici z randki - podsumowała Marta, która również podkurczyła nogi umieszczając je na siedzeniu. - Może zasłonimy czymś szparę? - Niestety, w wyposażeniu przedziału nie było zasłonek, więc rozejrzała się wśród towarzyszy, oceniając czy ktoś ma przy sobie coś odpowiedniego. .
Wiktoria przez chwilę rozważała wejście na siedzenie, ale skoro był to sen to nie widziała w tym sensu, bo w końcu woda dosięgnie do siedzeń i wyżej. Przestąpiła więc na powrót bliżej do drzwi, nie przejmując się już, że woda leje jej się prosto na buty.
- Może właśnie trzeba otworzyć te drzwi - powiedziała blondynka oglądając je. - A przy oknie nie ma młotka do wybijania szyb? - zasugerowała. - Ty - spojrzała na Karola - wyglądasz na silnego. Dałbyś radę wyrwać tą półkę? - wskazała na metalową konstrukcję nad siedzeniami na której stawiało się walizki. - Można by jej użyć jako dźwigni - wyjaśniła powód namawiania do poczynienia wandalizmu.
Tymczasem Marcel zaczął się rozbierać. Na razie ściągnął tylko koszulkę.
- Może to trochę spowolni napływ wody… - mruknął. - Ostatecznie wszyscy mamy na sobie ubrania - powiedział.
Przykucnął przy szparze i spróbował wcisnąć w nią jeszcze ciepły materiał. Następnie obejrzał się na pozostałych pasażerów przedziału.
- Jedna koszulka może nie wystarczyć - mruknął i odwrócił wzrok. Nie chciał namawiać kobiety do rozbierania się i zaczął czuć się z tym nieco niezręcznie, jednak okoliczności chyba usprawiedliwiały tę propozycję.
- Zbiorowy striptiz... - Karol pokiwał głową z udawanym uznaniem. - Dobry pomysł. Ale to zapewne niewiele da, prócz uciechy dla oczu.
Wszedł na siedzenie i spróbował wyrwać półkę, o której mówiła dama z pieskiem.
Marcel jak najbardziej zgadzał się z Karolem, że ta koszulka nie była ich ostatecznym rozwiązaniem.
- Może kupi ci to trochę czasu - powiedział, próbując wcisnąć materiał w szparę pod drzwiami. - Powiedz, jak będziesz potrzebował mojej pomocy z półką.
Feliński nie był siłaczem, ale mimo wszystko co dwa komplety mięśni to nie jeden. Miał tylko nadzieję, że półka zmieści się między siedzeniami pod drzwiami. I że w ogóle ją oderwą. Wydawało się to ich najlepszą opcją.
Półka ciągnięta przez Karola poluźniła się, co dawało szansę na powodzenie tej misji.
Marta zdjęła z ramienia tęczową torbę i odwiesiła na wieszak. Ściągnęła z siebie kurtkę, która następnie podała Marcelowi. Pod spodem miała zwykłą czarną koszulkę.
- Może to pomoże - powiedziała.
- Jeśli to twój sen - Karol spojrzał na anonimową niewiastę - to powinnaś mieć w spinkę do włosów lub pęk kluczy w torebce...

Wiktoria odsunęła się kiedy Marta i Marcel zaczęli swoimi ubraniami zasłaniać szparę którą wlewała się woda. Widocznie ta dwójka nie rozumiała o co jej chodzi.
- To jest sen. A jak w śnie, gdy spadamy, to budzimy się w momencie upadku - blondynka podała przykład. - Może tu też po prostu trzeba pozwolić, żeby woda się wlała - po tych słowach spojrzała na Karola. - Mam wsuwkę - odparła blondynka i sięgnęła wolną ręką do schludnie upiętych włosów. Wyciągnęła ją, przez co pasemko oparło jej na policzek. - Ktoś chce próbować otworzyć zamek przy oknie?
- To nie sejf bankowy, więc kto wie, może się uda - odparł Karol. Zostawił na chwilę półkę i odebrał od blondynki wsuwkę, po czym zaczął majstrować przy okiennym zamku.
Marcel poczuł się trochę zdezorientowany. Czyli teraz chcieli, żeby zalała ich woda? Nigdy wcześniej nie przyśniło mu się umieranie i nie chciał, żeby to się zmieniło.
- Jeśli chcesz, żeby nas zalało, to po co otwierać okno lub odrywać półkę? - zapytał blondynkę.
- Ja bym wolała. Ale mamy demokrację, więc wam nie będę stawać na drodze - odparła Wiktoria. - Może jak nie uda się z oknem, to wybierzemy mój sposób.
- Myślę, że możemy spróbować przeżyć. A jak nam się nie uda, to chcąc nie chcąc wybierzemy twoją opcję i się utopimy - powiedział Marcel. Nie był do końca pewny dlaczego, ale wydało mu się to trochę komiczne. Jakby nazwali porażkę niczym innym, jak planem B.
- Popieram. Też wolałabym spróbować przeżyć - odezwała się zielonowłosa dziewczyna - dziwnie by było siedzieć i czekać.
- Nie wydaje mi się, by utonięcie było przyjemnym sposobem umierania - powiedział Karol. - A może znajdziemy przyjemniejszy sposób. Obudzenia się - dodał tytułem wyjaśnienia. - Poza tym zawsze może się okazać, że to nie sen. Po co więc ryzykować?

Wiktoria uśmiechnęła się do Marcela, ale nic nie powiedziała. Na powrót spojrzała na Karola.
- Jak nie uda się tobie z zamkiem, to metalową półkę możesz jeszcze użyć do wybicia szyby - zasugerowała, wskazując na nadszarpnięty element wystroju przedziału. - Jeśli o mnie chodzi to jestem przekonana, że to tylko sen, nawet jeśli się różni od poprzedniego. Że znowu przysnęłam na kanapie - westchnęła.
- Sen, sen, sen, ha ha ha, sen, sen, sen… - nie włączający się w próby ewakuacji błazen cicho mamrotał sobie pod nosem, czasami podśmiewając się z… czegoś. By uniknąć wody w butach usiadł po turecku na swoim miejscu.
Marcel myślał.
- Czasami ludziom przytrafiają się nietypowe sny, takie… magiczne. Nie wiem, czy jest tak naprawdę, ale słyszałem o tym od czasu do czasu. Może to taki sen z konsekwencjami. I jeśli umrzemy tutaj, to to samo zdarzy się w rzeczywistości - powiedział to, po czym się wzdrygnął. Z jednej strony to była nieprzyjemna wizja, a z drugiej robiło mu się trochę zimno bez koszulki. - Możesz przytrzymać te ubrania? - poprosił Martę.
Dziewczyna okazała się jak najbardziej gotowa do pomocy.
- Dzięki - szepnął do niej z lekkim uśmiechem.

Następnie wstał z zamiarem dokończenia dzieła Karola i kompletnym oderwaniem półki. Zaczął żałować, że tak niechętnie odpowiadał na zaproszenia na siłownię, które składał mu chłopak siostry. Choć z drugiej strony siła fizyczna w rzeczywistości niekoniecznie przekładała się na tą w świecie snów. Marcel nie wiedział, nie był na tym polu ekspertem.

- Niech to... - Karol z niesmakiem przyjrzał się wsuwce, która zaczęła przypominać wyrób rzemiosła abstrakcyjnego. - Filmy kłamią, albo zamki są coraz lepsze - dodał, pokazując światu efekt swych działań. - Na korytarzu też jest tyle wody? - spytał. Na ten moment w przedziale była do kolan, za oknem, przez które zaglądał księżyc, wody nie było widać.
Tymczasem Marcel napiął wszystkie mięśnie kończyn górnych… aż usłyszał głośny trzask. Nie spodziewał się tak naprawdę, że mu się uda, ale też Karol wykonał lwią część roboty. Impet posłał Felińskiego do tyłu i tylko cudem się nie przewrócił.
- Jezu - mruknął, biorąc głęboki oddech. - Przynajmniej jeden sukces - uśmiechnął się nieśmiało do towarzyszy. Bał się cieszyć zbyt głośno, bo wtedy mógłby zerwać im się na głowę dach, czy coś w tym stylu.
Stańczyk zaczął głośno bić brawo i wiwatować, zupełnie jakby Marcel wbił gola w meczu o mistrzostwo świata. Feliński był zaskoczony takim entuzjazmem ze strony błazna. Chyba że te wiwaty były czysto sarkastyczne i związane z tym, że się o mało nie zabił.
- Świetnie - również blondynka pochwaliła starania Marcela. - Hymm... Na korytarzu nie widać wody - zwróciła pozostałym uwagę na to. - Nadal nie chcecie zabrać się za drzwi? - zapytała pozostałych, którzy oponowali otwieraniu ich.
- Można spróbować - powiedział Karol. - Gdybyśmy musieli uciekać z przedziału, to lepiej na korytarz, niż skakać przez okno.
Kto mógł wiedzieć, jak zareaguje przedział gdy okaże się, że ofiary nie dadzą się utopić?
- Czyń w takim razie honory, Marcelu - Wiktoria zachęciła chłopaka wskazując skinieniem głowy na szybę w drzwiach, żeby uderzył w nie tym, co trzymał w rękach.
Feliński najchętniej przekazałby tę półkę komuś innemu, ale nie dał tego po sobie poznać. Skinął głową i podniósł metal wyżej, chcąc nim uszkodzić szybę. I tylko szybę. Woda wokół nich podnosiła się i Marcel poczuł ukłucie niepokoju. Pomyślał, że z każdą chwilą sugestia Wiktorii, żeby pozwolić na śmierć, zdawała się coraz bardziej abstrakcyjna. Wymagałoby to ogromnej siły woli, której Marcel nie posiadał. Z instynktem przetrwania bardzo ciężko było walczyć.
- Odsuńcie się - poprosił.
Następnie zamachnął się półką, chcąc sprostać powierzonemu mu zadaniu.
- W escape room´ie byłoby to nie do pomyślenia - zażartowała sobie Marta odsuwając się od drzwi i siadając na przeciwko Stańczyka. Patrzyła jak Marcel zamachuje się na szybę w drzwiach.
Po tym uderzeniu szyba pękła w kilku miejscach, nie wypadając jednak z drzwi i nadal stanowiąc przeszkodę.
- Weź kurtkę i walnij w szybę - zaproponował Karol, podając Marcelowi swoją kurtkę. Został w t-shircie z napisem Fly Motion, której jednak nie zamierzał zdejmować.
- Po prostu zamachnij się jeszcze kilka razy na tą szybę. Tylko bardzo kruche szło da się zniszczyć po jednym razie - stwierdziła na to Wiktoria, zachęcając do kontynuowania tej czynności.
- Ale po co mi kurtka? - zapytał Marcel.
Karol troszczył się o to, że było mu zimno? Wydawało się to bardzo miłe, ale w tych okolicznościach niewiarygodne. Chyba że miała mu jakoś pomóc w uderzeniu? Marcel chwilowo nie rozumiał w jaki sposób. Poczuł się zirytowany, bo stawy w obu jego dłoniach zaczęły mu nawalać. Coraz bardziej bolały po przebytym zmiażdżeniu i nie były też w żaden sposób przyzwyczajone do jakiegokolwiek wysiłku. Najpewniej powinien po prostu przekazać półkę Karolowi, ale ciężko było przyznać się do podobnych słabości. Męska duma wygrywała nawet z instynktem przetrwania.
Uderzył po raz drugi w szkło. A potem następny.
Szyba w końcu ustąpiła. Rozpadła się i wyleciała na korytarz. Wtedy woda jakby przyśpieszyła tempo. Nie wystarczyło już siedzieć by nie mieć z nią kontaktu. Zdawała się wlewać każdą najmniejszą szparą drzwi z takim ciśnieniem, że wcześniej położone tam ciuchy odpłynęły.
Wyglądając na korytarz można było odnieść wrażenie, że płynie tamtędy wartka rzeka. Głęboka przynajmniej do wysokości okna.
- Oh nie - wyrwało się z ust Marty. Chociaż to był sen, chyba… tak zakładali, to strach wkradł się w jej oczy.
- Wychodzimy na korytarz? - spytał Karol, który w obliczu nadmiaru wody wolał znaleźć się na szerszej przestrzeni, niż w jakiejś klatce.
- Woda tu, woda tam, siam sia la la lam - zanucił wesoło błazen, dodając do tego ruchy głowy dzięki którym dzwoneczki zaczęły wybijać rytm do jego piosenki. Stańczyk zwinnie niczym małpa wspiął się na pozostawioną z drugiej strony pustą półkę na walizki.

Wiktoria zbliżyła się do wybitego okienka, żeby na własne oczy zobaczyć co tam jest.
- Ja nie mam problemu z pływaniem, a wy? - zapytała i zaczęła zdejmować beżowy płaszcz. Wyglądało na to że zamierza przejść na drugą stronę drzwi.
- Ja też nie - powiedział Karol. - Chcesz iść pierwsza, czy mam ruszyć przodem?
Podszedł do drzwi i, wykorzystując kurtkę, z której nie skorzystał Marcel, zaczął oczyszczać brzegi z resztek szkła.
Tymczasem pierwsze strumyki wody zaczęły wpadać również przez wybitą szybę .
- Tylko trzeba się pospieszyć - szepnął Marcel, widząc napływającą wodę.
Wcale nie zamierzał pchać się przed szereg. Mógł poczekać, aż jego towarzysze wyjdą pierwsi.
- Nie zapomnij o psie - mruknął do blondynki. Nie chciał, żeby utopił się.
- Ja chętnie poczekam - powiedziała nieco nerwowo zielonowłosa.
Wiktoria zdjęła płaszcz, przekładajac sobie pieska z ręki do ręki. Później zrzuciła buty na obcasie i została mając na sobie idealnie wyprasowaną błękitną koszulę z żabotem oraz świetnie skrojone do sylwetki granatowe spodnie z jakiegoś lejącego się materiału.
- To ja mogę iść pierwsza - zgłosiła się na ochotnika blondynka. Dłonią objęła tak pieska, że trzymała go za szelki jakie miał na siebie założone. Zwierzątko tuliło się do niej, ale nie wierciło, w pełni ufając właścicielce.
- Ja go potrzymam, będzie ci łatwiej przejść - zaproponował Karol.
- Esteban nie lubi obcych - pokręciła głową Wiktoria. - Poza tym waży tyle co piórko - uśmiechnęła się i pocałowała zwierzątko w czoło. Położyła płaszcz na spód wnęki po okienku, tak żeby resztki szkła nie pokaleczyły. Następnie ostrożnie zaczęła przekraczać drzwi, jednak wtedy nie wiadomo skąd pojawiła się fala wody wpychająca dziewczynę na powrót do przedziału.
- Nie tym razem! - zaśmiał się głośno błazen. - Nie tym razem! Głupki!
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline