Iza, Artur, Pola oraz kobieta z dzieckiem
Rytmiczny stukot kół wolno jadącego pociągu przyprawiał o szybsze bicie serca. Krajobraz przesuwał się niczym mknąca gazela. Zarysy drzew były niemalże nieuchwytne. Tylko księżyc, dziś w całej swej okazałości, stał w miejscu. Stały, nie poruszający się punkt.
Przedział w pociągu był zwyczajny. Nie była to ekskluzywna klasa. Każdy jednak miał swoje miejsce.
Przy oknie siedziała kobieta, ubrana była w długą kwiecistą suknię oraz rozpięty, gruby, wełniany sweter. Tuliła do siebie niemowlę, owinięte w beżowy ciepły kocyk. Maluch słodko spał w jej ramionach, zaś ona przyglądała się mu wzrokiem pełnym zachwytu.
W pewnym momencie oderwała oczy od dziecka, by rozejrzeć się po przedziale. Jej twarz nie kryła zaskoczenia, jakby nie spodziewała się, że ktoś prócz niej znajduje się w tym samym pomieszczeniu.
Artur rozejrzał się zaskoczony po wagonie kolejowym. Matka z dzieckiem, nieznajoma osoba i Izabela. Uśmiechnął się do niej i dotknął zajmowanego przez siebie siedzenia. Zdziwienie nie wynikało z miejsca oraz sytuacji, w jakiej się znalazł, a samym faktem zachowania pełnej świadomości podczas snu. Jeszcze nigdy niczego takiego nie przeżywał. Spojrzał ponownie na Księżyc, wsłuchał się w stukot kół pociągu. Siedział tak przez chwilę w całkowitym bezruchu skupiając się w pełni na chwili obecnej. Czuł fotel pod sobą, własne stopy w sportowych butach, twardość podłoża pod stopami, własne ręce o splecionych palcach. Odgłosy poruszającego się pociągu, a nie ograniczały się one do stukania. Pomiędzy każdym ze stuknięć był ledwie słyszalny szum wynikający z tarcia. Była też cisza kryjąca się pod spodem.
A skoro był to świadomy sen, to jaka była możliwość wpływania na niego? Przykładowo poprzez kreację obiektów lub modyfikację istniejących. Czy mógłby stworzyć podłużną świeczkę między niebieskim T-shitrem a kraciastą granatowo-szaro-białą koszulą? Skupił się na stworzeniu przedmiotu. Wręcz starał się go wyczuć poprzez zakończenia nerwowe korpusu. Czy mógłby zmienić kolor wykładziny w pociągu na różowy? Wyobrażał sobie ten wściekły, niemalże świecący neonowo róż.
Sięgając za koszulę popatrzył na podłogę.
Chociaż założenia były bardzo adekwatne do sytuacji, nic z tego nie wynikło. Nie udało mu się stworzyć świeczki. Wykładzina w pociągu nadal była brudno-szara.
Artur spojrzał na swoją rękę oraz wykładzinę z lekkim zmieszaniem widocznym na twarzy. Brak kontroli podczas świadomego śnienia? O czymś takim nigdy nie słyszał.
Sen. To musiał być sen bowiem innego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji nie widziała. Nie mógł jednak być normalnym. Fakt, umówiła się z Arturem ale nie skupiała na nim myśli do tego stopnia żeby się jej przyśnił. Jak już to bardziej podejrzewałaby o to, że w majakach sennych pojawi się Wojtek. Na uśmiech, jakim powitał ją znajomy, odpowiedziała tym samym, a później zrobiła to, co każdy robi gdy znajdzie się w nieznanym sobie miejscu, a mianowicie zaczęła się rozglądać. Nie znała obu kobiet, które wraz z nią znajdowały się w przedziale. To jednak było coś, co mogła przyjąć za jeszcze w miarę normalne. Może minęły ją na ulicy czy siedziały wraz z nią w metrze, a jej podświadomość zwyczajnie zachowała ich obraz i teraz odtwarzała.
- Wiesz dokąd zmierza ten pociąg? - zapytała Artura. Wybór osoby której zada pytanie był oczywisty, w końcu tylko jego znała. Skoro zaś był on wytworem jej podświadomości, powinien znać odpowiedź. W końcu to był jej sen. Raczej nie tworzyłaby kogoś, kto nie byłby w stanie przyjść jej z pomocą. Chyba, że sen ten miał być koszmarem, jednak tych zwykle nie miewała, a przynajmniej nie pamiętała takowych.
Czekając na odpowiedź wstała z zamiarem przejścia się po przedziale, sprawdzenia co widać było za każdym z okien. W końcu widok wcale nie musiał być taki sam z każdego z nich.
Za oknem wychodzącym na zewnątrz widać było bardzo szybko przesuwający się krajobraz. Można by go nazwać leśnym, gdyż składał się głównie z drzew. Nocne niebo i księżyc w pełni. To wszystko przesuwało się nieadekwatnie szybko w stosunku do prędkości z jaką wydawał się jechać pociąg. Gdy Iza podeszła do tego okna zwróciła też uwagę na karteczkę "nie otwierać" przyklejoną tuż obok dziurki od klucza.
Za drugim oknem było widać tylko od połowy korytarz prowadzący między przedziałami. Na korytarzu też były okna, krajobraz za nimi był identyczny, choć bez księżyca.
- Absolutnie nie mam pojęcia skąd ani dokąd - odparł spoglądając na Izabelę. Przez chwilę wpatrywał się w nią zastanawiając się czy jej twarz za chwilę nie stopi się albo nie zmieni we włochatego stwora. Przykładowo Chewbaccę. To mogłoby wyglądać ciekawie z boku. Podróż pociągiem z Wookieem. Nie, żeby miał coś do towarzystwa Izabeli.
Odpowiedź sprawiła, że Izabela westchnęła, chociaż nie przerwała sprawdzania przedziału. Była ciekawa czy da się przejść do innych. Jeżeli pociąg działał na takiej samej zasadzie jak te rzeczywiste to taka możliwość powinna istnieć. Co kryły?
- To dziwne, miałam nadzieję, że jako wytwór mojej podświadomości będziesz posiadał taką informację. Nie miałam pojęcia o tym, że aż tyle o tobie myślałam żebyś się tu pojawił, a jednak. To trochę niepokojące, ale w sumie… Widać jakaś część mnie próbuje mi coś w ten sposób przekazać. Tylko kompletnie nie rozumiem istnienia jej - odwróciła się od okna i wskazała na matkę z dzieckiem.
- Ten aspekt mi umyka - dodała z westchnieniem. Nie kontrolowałą tego co mówi bo nie było takiej potrzeby. To był sen, a gdzie indziej można było być w stu procentach szczerym i otwartym, i nie ponieść z tego powodu żadnych realnych konsekwencji? Na pewno nigdzie w świecie, w którym żyła. Coś na ten temat wiedziała bo zdarzało się jej próbować.
Artur zmarszczył brwi.
- Jak to twojej podświadomości?
- To chyba oczywiste - zdziwiła się tym pytaniem.
- Bez dwóch zdań jest to sen. Z całą pewnością nigdzie się nie wybierałam i zasnęłam jak zwykle, w swoim łóżku. Na porwanie też to nie wygląda więc po wykluczeniu tych opcji zostaje właśnie sen, a skoro jest to sen to ty jesteś jego elementem, czyli wytworem mojej podświadomości. Tylko nie bardzo rozumiem dlaczego muszę ci to tłumaczyć. Nie powinieneś sobie z tego… - nagle urwała, uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- No tak, próbuję narzucić logikę czemuś, co zwykle jej nie posiada. Jednak jedno mnie zastanawia. Nigdy nie miałam aż tak realnego snu, w którym wiedziałabym że śnię i miałabym pełną kontrolę. Lub takiego z dodatkową obecnością osób które znam. Ciekawe ile z tego będę pamiętać po obudzeniu.
Różne dziwactwa działy się we śnie, więc nadmiernie gadatliwa Izabela mówiąca, że jest we śnie była czymś niemal normalnym. Przynajmniej w porównaniu do zjawiających się znikąd kosmitów czy innych chomików w zadkach ludzi. Odwrócił się w kierunku okna, a potem znów popatrzył na Izabelę.
- Wasze twarze się nie zmieniają - oznajmił lekko zmieszany.
- Dlaczego miałyby się zmieniać? - zapytała zdziwiona.
- Bo tak się dzieje we śnie. I nie mogę stworzyć świeczki - odparł spoglądając na zegarek raz, by sprawdzić która godzina. Przyjrzał się jej dokładnie, po czym opuścił rękę. Odwrócił wzrok na obraz prezentujący się za oknem. Ponownie popatrzył na zegarek, by sprawdzić czy wygląda tak samo i czy godzina się zgadza.
Za każdym razem zegarek pokazywał godzinę 21:00. Nie zmieniała się.
Pola przez chwilę, bez słowa, przysłuchiwała się wymianie zdań przez współtowarzyszy jej podróży.
Sen? Bardzo realistyczny. Podniosła dłoń i spróbowała policzyć palce – każdy wie, że w śnie nigdy nie to nie udaje, a jeśli nawet – palców zawsze jest inna ilość niż pięć. W tym śnie okazało się to możliwe. Bez problemu zauważyła, że jej dłoń ma pięć palców.
A potem wstała i podeszła do drzwi przedziału, z zamiarem wyjścia na korytarz.
Drzwi przedziału nie otworzyły się gdy Pola za nie pociągnęła. Wyglądało na to, że są zamknięte.
- Czy możecie być ciszej? - zapytała matka z dzieckiem półszeptem. - Sen, czy nie sen. Po pierwsze jestem tu i słyszę co mówisz więc wolałabym żebyś mówiła o mnie, do mnie. A po drugie, lepiej żeby jeszcze chwilę pospała. Ciiii… - mruknęła patrząc na dziecko - A śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz… - zanuciła po tym, lekko bujając malucha.
Nagle Pola poczuła, że robi jej się mokro w butach. Wszyscy mogli zauważyć powoli wlewającą się przez dolną szparę w drzwiach wodę.
- Wiedziałem, że coś się wydarzy i chyba wiem do czego to zmierza. W snach nigdy nie jest spokojnie. Domyślam się, że nic to nie da, ale… warto spróbować - powiedział Artur sięgając do paska. Zatrzeszczał otwierany rzep, zaś chwilę później rozłożył multitoola Leathermana. Te urządzenia należały do klasy “Hulk”, czyli niezniszczalne. Zatem we śnie pewnie ulegnie zniszczeniu. Nie bał się utopienia. To znaczy bałby się, gdyby to była rzeczywistość. Tutaj przecież nie mógł umrzeć, ale nie znaczyło to, że podobała mu się perspektywa ultrarealistycznej symulacji topienia. Na to się nie pisał. Czytał trochę o uczuciach związanych z tym nieprzyjemnym rodzajem odchodzenia z tego świata. Palące płuca walczące o ostatni oddech, ból i te sprawy. Nie, podziękuje. Postoi.
Rozłożył narzędzie do postaci kombinerek, chwycił odwróconym chwytem. Zamachnął się i… zawahał. Logiczne rozwiązanie nielogicznego problemu. Co jeśli głośne zachowanie sprawiło, że mały Cthulhu zaczął się budzić? Artur nie miał pod ręką żadnego Znaku Starszych Bogów i tylko mniej więcej wiedział jak on wygląda. Krzywa, pięcioramienna gwiazda z okiem - nie okiem w środku. Albo trącenie drzwi wyjściowych zadziałało jak w grach komputerowych typu Silent Hill lub Resident Evil. Podejście do określonej lokacji przywoływało Pyramid Heada czy Nemesis. To była gorsza opcja. Może podejście do okna? Może spojrzenie na zegarek. Schował go natychmiast w rękawie i usiadł, choć wzrok uciekał mu w kierunku źródła wody.
- Wróćmy do pozycji wejściowej i dajmy dziecku spać - powiedział cicho siadając w tym samym miejscu, w którym się ocknął. W dłoni wciąż ściskał kombinerki.
Nagle wszyscy jakby się ocknęli ze snu. Iza musiała przyznać, że poczuła się trochę speszona tym pouczeniem ze strony matki. Natomiast kolejne słowa Artura już ją nieco uspokoiły. Mówił dokładnie tak, jak ktoś we śnie powinien. Od rzeczy, a przynajmniej tak to brzmiało.
Woda jednak… Tak, to niby też było właściwe dla snu, nie znaczyło to jednak że akurat taki typ potwierdzenia się jej podobał. W przeciwieństwie do Artura nie miała przy sobie nic, co by było przydatne do rozbijania szyb czy prób otwarcia drzwi przedziału. Jedyne co mogła spróbować to otworzyć jedno z okien. Nawet drobna szpara byłaby wystarczająca. Grunt, to nie panikować. Sen czy nie.
Pola tylko zaklęła, po czym weszła na siedzenie - nie widziała powodu, aby niszczyć swoje najlepsze buty.
Matka z dzieckiem spiorunowała wzrokiem przeklinającą Pole. Nic jednak nie powiedziała w temacie przekleństw.
- Rozlałaś coś czy to z korytarza? Może ktoś rozlał coś na korytarzu? Jest tam ktoś? - pytając kobieta spojrzała kolejno na Polę a później na Izę, gdyż obydwie dziewczyny podchodziły do okna przez które można było zobaczyć korytarz.
Tymczasem kałuża wody robiła się coraz większą.
- Przepraszam - Pola spojrzała na kobietę. - Nikogo tam nie widac, chyba z zewnątrz się leje.
Usiadła wygodniej na wagonowej kanapie, podwijając pod siebie nogi.
- Nie chciałam obudzić bąbelka. Słodziak. Jak ma na imię?
- I czy żyje? To znaczy… czy oddycha? - zapytał Artur. Oczywiście nie było to równoznaczne. Chociaż… może było, ale bynajmniej nie w rozumieniu oddychania jako wymiany gazowej, w którą zaangażowane były płuca, a procesy mitochondrialne. Spojrzał w kierunku powiększającej się kałuży. Co jeśli się mylił i woda nie zamierzała ich utopić tylko mały Cthultu właśnie przywoływał kolegów? Jak w Sinking City. Woda do kostek nie wyrządzała Reedowi żadnych szkód, ale kiedy wpadł do głębszej, pasek życia pomniejszał się dość szybko. Nic zatem bohaterowi po umiejętności pływania i nurkowania. Może by jednak wydrapać Znak Starszych Bogów? Nie był pewny czy zadziała tu zwykłe “abra-kadabra, stoliczku nakryj się”, czy trzeba uciec się do bardziej skomplikowanych symboli. Ani czy ma to jakieś znaczenie. Przyjrzał się uważnie dziecku czy nie zdradza objawów wczesnych macek Davy’ego Jonesa.
- Umiem udzielić pierwszej pomocy - dodał szybko gwoli wyjaśnienia. Spojrzał nieśmiało przez okno. Może zobaczy tam Buźkę z filmów o Bondzie. W którymś z nich była scena w pociągu.
- Wanda - odpowiedziała kobieta - ma na imię Wanda. - Nie patrzyła jednak na Poli, chociaż to ona zadała to pytanie. Jej wzrok wysyłający gromy i pioruny padł na Artura. - Oczywiście, że żyje. Mam ją uszczypnąć żebyś uwierzył? - kobieta nie uszczypnęła córki, zamiast tego odchyliła ją nieco od siebie, by każdy w przedziale mógł zobaczyć słodką buzię szkraba. Mała Wanda akurat przeciągle ziewnęła ukazując bezzębne dziąsła. Wyglądało na to, że dziecko ma dwa, może trzy miesiące. - Coś dużo robi się tej wody - zaniepokoiła się matka, również podkurczając nogi i umieszczając je na siedzeniu.
Faktycznie, wody przybywało w jednostajnym tempie.
- Może warto by jakoś zablokować ten dopływ… - Pola myślała głośno. - Choć z drugiej strony - takiej wody to musi być ograniczona ilość, prawda? W razie czego wypłynie oknem.
- A dokąd jedziecie? - najpierw spojrzała na kobietę z dzieckiem, jako najmniej pasująca do ich gromady, a potem na pozostałych “podróżnych”.
- Obawiam się, że we śnie logika i racjonalność nie musi obowiązywać. Równie dobrze zatrzymać dopływ może rozwiązanie i ponowne zawiązanie sznurówek, a z butelki może wylać się ocean. Lubię Lovecrafta, więc niestety możemy się spodziewać utopienia lub zabójczych macek - wyjaśnił Artur kobiecie o ciemnej karnacji, po czym odezwał się ponownie.
- Może spróbuj wrócić do drzwi tyłem, a potem na swoje miejsce. Wiesz… jakbyś cofała się w czasie lub przewijała film. Ja zajmę się Znakiem - zwrócił się do kobiety o ciemniejszej karnacji. To, że mała dziewczynka nie wydawała się być wcieleniem Przedwiecznego nie oznaczało, że Znak nie zadziała podobnie do uniwersalnej inkantacji “czary-mary”. Jednym ruchem złożył kombinerki, zaś drugim rozłożył nóż, którym zaczął wyskrobywać symbol.
- Prosze cię - prychnęła, ale widząc że facet mówi poważnie przewróciła oczami i posłusznie odtworzyła swoje podejście do drzwi - tym razem tyłem. Wyglądało jednak na to, że nic to nie dało.
- Mogłabyś jeszcze spróbować je otworzyć? Woda zaczęła lecieć mniej więcej po próbie otworzenia drzwi, moim dwukrotnym sprawdzeniu godziny, sprawdzeniu okien przez Izabelę, wybudzaniu się Wandy oraz rozpoczęciu usypiania przez jej mamę. Może coś z tego było zapalnikiem? Strzelam, nie mam pojęcia - mówił zabierając się za wydrapywanie oka z płonącą źrenicą.
Pola znieruchomiała, wyraźnie ogłupiała
- Jak mam do tyłu udać, że otwieram drzwi?. - spojrzała na wandala.
Dla Izy zaś to wszystko… Cóż, wyglądała właśnie jak sen. Nie widziała, że Artur ma takiego fioła na punkcie Lovecrafta by w ogóle pamiętać o czymś takim jak znaki. Ona co prawda raz czy dwa czytała książki tego autora, jednak nie znalazły one miejsca na jej półkach ani w pamięci. Znałą ogóły i tyle.
- Widzieliście może gdzieś klucz? - zapytała, dodając swoją cegiełkę szaleństwa. Zastanawiała się czy może o to w tym chodzi by znaleźć klucz pasujący do tej dziurki którą znalazła. Wydawało jej się to bardziej prawdopodobne niż skuteczność chodzenia do tyłu i wydrapywanych znaków.
Miejsc w których można było szukać wspomniany klucz nie było wiele. W przedziale mógłby znajdować się co najwyżej: w koszu na śmieci, między fotelami, pod fotelami (co byłoby dość problematyczne ze względu na ilość wody - za kostki - która zdążyła już wylać się do przedziału). Każdy też posiadał skromny zasób osobistych rzeczy.
- Ja nie widziałam klucza. Podoba mi się pomysł z zablokowaniem dopływu - odezwała się matka z dzieckiem - tylko czym? Wolałabym nie czekać czy woda zacznie wypływać oknem, bo wtedy porządnie już nas zmoczy. A co z małą Wandą? Wanda, nie może zginąć! - kobieta mocniej przytuliła do siebie niemowle - Nie pamiętam dokąd jadę - po tych słowach rozejrzała się po przedziale, jakby mogła być tu wywieszona kartka z napisem informującym o kierunku jazdy. Niestety nie znalazła takiej. - A reszta? Ktoś pamięta? - popatrzyła po twarzach zebranych.
Izabela pokręciła przecząco głową w odpowiedzi na pytanie kobiety z dzieckiem. Nie zamierzała rezygnować ze znalezienie klucza, chociaż powiększająca się ilość wody działała nieco dekoncentrująco. Chociaż klucz mógłby w najgorszym razie pomóc w tej kwestii. Z tego też powodu zabrała się za jego szukanie. Mógł przecież być gdzieś przyklejony, wrzucony, cokolwiek. To był sen, miejsce w którym się znajdował nie musiało być oczywiste. Tyle, że niektóre rzeczy naprawdę jej nie pasowały do teorii snu, uznała jednak że będzie się nad nimi zastanawiać później.
- Można spróbować zatkać otwór ubraniami. Powinno zadziałać, przynajmniej na jakiś czas - zaproponowała.
-
Ja bym najpierw spróbowała kluczami... Każdy z nas ma jakiś przy sobie, prawda? - Pola zaczęła przegrzebywać swoją torbę. Znalazła klucze do studia, do domu, boxu dla psów, do corsy, oraz zapasowe do szatni dla klientów. Dodatkowo klucz do skrzynki na listy, oraz do linki rowerowej.
- Warto spróbować - powiedział cicho nie precyzując do której propozycji się odnosił. Niewykluczone, że do obu. Znak nie działał tak jak wszystko pozostałe. Z tym snem było coś nie tak. To nie był zwykły przypadek świadomego śnienia. W takim przypadku śniący ma pełną kontrolę nad snem. Właśnie o to chodziło w świadomym śnieniu. O wolność od ograniczeń i swobodę robienia wszystkiego, czego nie można było zrobić w realnym świecie.
- Świadomie śniący mają pełną kontrolę nad snem. Ja jej nie mam. Spróbujcie coś wyczarować - zwrócił się do trójki kobiet wyglądając na korytarz, by sprawdzić co jest źródłem wody. O ile ono istnieje. I czy po drugiej stronie drzwi też jest tyle samo wody. Spojrzał także na dach oraz podłogę. W standardowych przedziałach raczej nie było włazów, ale we śnie… kto wie? Zapukał też w ścianę sprawdzając odgłos jaki wyda, po czym podszedł do okna, by sprawdzić czy któryś z jego kluczy zadziała.
Izabela szukała klucza. Ten jednak, nie był nigdzie na widoku. Nie był nigdzie przyklejony, nie znalazła go między fotelami. W koszu na śmieci wrzucony był worek… Worek był pusty.
Pola przyglądała się kluczą które miała w torebce. Ten do corsy odpadał w przedbiegach. Ten do skrzynki na listy i linki rowerowej wyglądały na warte wypróbowania.
Artur wyglądając na korytarz nie był w stanie określić źródła wody. Przez okno widział, że na korytarzu jest woda. Prawdopodobnie wartka rzeka, która tam teraz płynęła miała głębokości po pas.
Dach i podłoga nie miały żadnych włazów. Odgłos wydawany przez ścianę nie przykuł szczególnie jego uwagi.
Pierwszy klucz, który chwycił był zdecydowanie za duży w stosunku do otworu. Jedynym panującym kluczem był ten od skrzynki na listy. Ten chociaż wszedł do dziurki, nie dał się w niej przekręcić.
- Ja też powinnam mieć jakieś klucze - powiedziała kobieta z dzieckiem. Po czym delikatnie i powoli by nie znudzić niemowlaka, wsadziła dłoń do kieszeni. Maluszek zaczął się wiercić, to spowodowało, że matka znów zaczęła śpiewać - A śpij kochanie, jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz… - i przestała szukać swoich kluczy.
Pola zaczęła majstrować przy dziurce, przy użyciu swoich kluczy do skrzynki na listy, oraz do linki rowerowej.
Obydwa klucze weszły do otworu, jednak tak samo jak w przypadku kluczy Artura, nie dały się przekręcić.
- Spróbujesz z moimi? - zapytała kobieta z dzieckiem patrząc na Artura. - Ale musisz sam wyjąć je z mojej kieszeni - dodała. Ostatnia próba samodzielnego wydobycia kluczy skończyła się lekkim przebudzeniem malucha. Widocznie matka nie chciała znów ryzykować.
W tym czasie Iza zabrała się za szukanie klucza na podłodze. Zakasała rękawy i przeszukała prawą stronę przedziału pod fotelami. Tam nic nie znalazła.
Nie zamierzała jednak się poddawać i zaczęła przeszukiwać lewą. Chociaż coraz bardziej wątpiła w powodzenie. Przy sobie miała tylko niezbędne klucze do domu, do mieszkania i do piwnicy w bloku. Nie sądziła w to by któryś pasował do okna, chociaż gdyby nie znalazła klucza pod siedzeniami to zamierzała spróbować i tego sposobu. No, chyba że pasować będzie któryś z kluczy matki dziewczynki. To by w sumie mogło mieć jakiś sens, biorąc pod uwagę to, że woda zaczęła wpływać po tym jak mała się obudziła.
- Właśnie miałem zapytac czy mogę spróbować twoimi. Mogłabyś się odwrócić? Byłoby mi łatwiej je wyjąć - poprosił Artur przed rozpoczęciem poszukiwań kluczy w kieszeniach matki Wandy.
- Jasne - odpowiedziała kobieta i usiadła bardziej bokiem, by dostęp do jej kieszeni był ułatwiony - prawa kieszeń swetra - dodała - ta duża.
Artur włożył dłoń do kieszeni kobiety. Poczuł, że znajdują się tam dwie rzeczy. Pierwszą był pęk kluczy, którego szukał. Drugą kartka papieru, formatu zbliżonego do A6 złożona na pół.
Po wyjęciu pęku kluczy i przyjrzeniu się mu, mógł zauważyć, że są tam dwa mniejsze klucze, które nadają się do sprawdzenia.
W tym czasie Iza przeszukująca podłogę pod fotelami po prawej stronie poczuła pod palcami niewielki metalowy przedmiot. Aby wydostać go musiała zamoczyć kolana. Jej buty były już i tak pełne wody, która sięgała teraz do połowy łydek. Było warto. Przedmiotem tym okazał się być klucz.
- Czy kiedy wkładałaś klucze do kieszeni była w niej kartka? Może to po prostu lista zakupów. Po prostu w tym miejscu niczego nie można być pewnym... - zaczął się tłumaczyć Artur.
- Hej, znalazłam klucz - poinformowała wesoło Iza, wstając i podnosząc w górę swoją zdobycz.
- Możemy spróbować czy będzie pasował. Chociaż nadal uważam, że na wszelki wypadek powinniśmy także spróbować zatamować tą wodę - dodała, zabierając się za zdejmowanie swojego płaszczyka. Pod spodem miała tylko kaszmirowy sweterek ale w przedziale nie było tak zimno by stanowiło to duży problem.
- Nie wiem o czym mówisz - powiedziała kobieta z dzieckiem do Artura. - Klucz? Tu na ziemi. To brzmi dobrze, ciekawe czy pasujący.
- Zanim otworzymy okno… Skoro nie kojarzysz, żebyś miała jakąkolwiek kartkę w kieszeni, to możemy spojrzeć co na niej jest? - zapytał matkę Wandy wskazując dłonią na jej kieszeń.
Kobieta zmarszczyła brwi i przez chwilę bez słowa patrzyła na Artura. W końcu kiwnęła głowa potwierdzająco.
- Dobrze - powiedziała. Artur sięgnął więc jeszcze raz do kieszeni jej swetra by wyjść kartkę. Jedno spojrzenie wystarczyło by wiedzieć co to jest. Już zanim rozłożył ją by spojrzeć na napisy, był całkowicie pewny, że trzyma w dłoni bilet.
BILET
27 marca 2019
Z: WARSZAWA CENTRALNA - ODJAZD: 15:20
DO: SZCZECIN GŁÓWNY - PRZYJAZD: 21:10
przesiadki: 0 | czas przejazdu: 6:10
WAGON 3: M. Do siedzenia 23
War. Um. Wagon z przedziałami
PLN 39,00
Gotówka
Godzina zakupu: 14:40
|
- Jedziemy do Szczecina… i jest 27 marca, nie 20 - zakomunikował na wpół do siebie. Minęło dokładnie siedem dni od momentu, który pamiętał jako ostatni. Dodatkowo czas przejazdu nie zgadzał się z różnicą między odjazdem z Centralnego a celem. Dwadzieścia minut. Co to mogło znaczyć? Czy to tylko pomyłka PKP? Artur niezbyt często korzystał z usług kolei. Nie miał o nich najlepszego zdania.
- To w końcu sen - Iza wzruszyła ramionami.
- Z którego możemy później nic nie pamiętać albo ewentualnie zapamiętać jakieś drobne fragmenty. Nie wiem jak wy, ale ja z pewnością się do Szczecina nie miałam powodu wybierać. W sumie to ciekawe. Sprawdźcie, może też macie bilety - zaproponowała, na chwilę odkładając próbę sprawdzenia klucza by poszukać własnego biletu. No w końcu skoro matka dziewczynki go miała, to dlaczego oni by mieli nie mieć?
- Fajnie, fajnie - mruknęła Pola wpatrując się w swój bilet . - Wygląda na to, że umknął mi - nam - spojrzała na pozostałych - tydzień życia. Może mamy amnezję wsteczną? Chociaż nie planowałam podróży do Szczecina, do Warszawy zresztą też nie.
- To co? Próbujemy te klucze?
- Można by uznać, że umknął, gdyby to co w tej chwili przeżywamy działo się w świecie realnym. Skoro jednak to sen… - Iza nie dokończyła, zamiast tego składając z powrotem swój bilet i wsuwając go do kieszonki torebki.
- Tak, nie widzę powodu dla którego mielibyśmy zwlekać z tymi próbami - poparła pomysł.
- A tak w ogóle to skąd jesteś? - zapytała Polę. Co prawda była ona jedynie tworem jej podświadomości, Iza jednak i tak była ciekawa odpowiedzi.
- Ciekawe - powiedziała matka z dzieckiem do Artura - to naprawdę dziwny sen. Co mogłybyśmy robić w Warszawie? - po tych słowach w zamyśleniu spojrzała na swoją córeczkę.
Poziom wody stale się podnosił, teraz sięgał już za kolana.
Nie czekając na odpowiedź na zadane pytanie, Izabela podeszła do okna by skorzystać ze znalezionego klucza.
Klucz pasował do dziurki, dało się go bez problemu przekręcić. Kiedy Iza to zrobiła, nagle szyba w oknie opadła w dół wpuszczając do przedziału podmuch świeżego, zimnego powietrza. W tym samym momencie otworzyły się drzwi przedziału. Woda zaczęła wlewać się w oszalałym tempie. Matka z dzieckiem krzyknęła:
- Wanda nie może zginąć!