Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2020, 12:33   #12
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Umbree za dialog

Ojciec Brimfeld dość szczegółowo opisał wygląd brata Pietera. Według duchownego nie było żadnych przesłanek ku temu, że w Munkenhof mogłoby dziać się coś niecodziennego. Kapłani Morra nie należeli do osób będących na celowniku przestępców. Bardziej prawdopodobny byłby zatarg z fanatykami mrocznych potęg, którzy zwykle atakowali znienacka. Ojciec Pieter nie byłby zapewne w stanie przewidzieć zamachu na swoją osobę, a tym bardziej mu przeciwdziałać. Stała czujność przypominająca paranoję nie pasowała Bastianowi do kapłana Boga Snów. Winckler miał pewne podejrzenia co do tego co mogło się stać z opiekunem cmentarza jednak wolał nie wszczynać paniki jeszcze przed wyruszeniem do źródła problemu.

Okazało się, że świątynia leży w środku lasu, a sama budowla jest bardzo stara. Cmentarz przed wieloma laty był miejscem, w którym pojawiały się problemy z nieumarłymi. Bastian wiedział, że zło potrafiło tkwić w ukryciu czekając czasem setki lat aby uderzyć z niespotykaną dotąd siłą. Patrząc na swoich kompanów wiedział, że zniosą wiele jednak nie wykluczone, że ktoś na tej misji dokona żywota. Winckler zrobiłby wszystko aby wrócili w komplecie jednak w starciu z chaosem niczego nie można być pewnym.

Duchowny nie musiał mówić o szczegółach swojej wizji. Bastianowi wystarczyło to, że wysyłał aż piątkę specjalistów z grupy do zadań specjalnych. Nie mogło chodzić o nic błahego i tego łowca wampirów był pewien. Cel ich podróży leżał aż sześć dni od Bechafen i nie wykluczone, że już po drodze będą musieli walczyć o życie. Jednak mimo iż żyli w niebezpiecznych czasach Winckler nie wyobrażał sobie swojego życia inaczej…


Sprzęt Bastiana był w zasadzie gotowym do drogi. Łowca dbał o niego systematycznie sprawdzając jego stan. W plecaku mężczyzny nie mogło zabraknąć przyborów higienicznych takich jak mydła, grzebienie, przybory do golenia i dwa zestawy ubrań. Mimo iż Winckler wyglądał na typowego wojownika to tak naprawdę był bliższy mistrzowi przetrwania gotowemu na niemal każdą wyprawę. Łowca wampirów uwielbiał podróżować pieszo i to na trakcie czuł, że żył w pełni. Nieskrępowany otaczającymi go murami i zasadami cywilizacji. Mogąc się wykąpać w wartkim, górskim strumieniu, załatwić potrzebę w leśnej gęstwinie czy nacieszyć skórę kąpielą błotną, za którą szlachta nierzadko płaciła garściami Karli.


Śniadanie w towarzystwie kompanów Winckler zjadł z nieskrywaną przyjemnością. Mimo iż łowca był uśmiechnięty to nie miał pojęcia czy nie byli w Katedrze ostatni raz w pełnym, nienaruszonym zębami czasu i nieumarłego ścierwa składzie. Po posiłku grupa jeszcze raz przemyślała trasę. Wyruszyli bez zbędnej zwłoki. Grupa do zadań specjalnych zbierała się misji szybko i sprawnie. Byli tymi, którzy dyskretnie zajmowali się problemami w cieniach nocy. Rozwiązywali problemy, o których zwykli śmiertelnicy nie mieli nawet pojęcia. Dla szarego mieszkańca Imperium byli jedynie garstką podróżnych, którzy czasem ginęli z niewiadomych przyczyn. Taka, niestety, była prawda, bo jak mawiali „Ktoś musiał czuwać, aby ktoś mógł spać spokojnie”.


Pierwszy etap podróży, którym było dotarcie do mostu na Górnym Talabeku minął grupie do zadań specjalnych całkiem przyjemnie. Bastian nie narzekał na pogodę, bo zawsze mogło zacząć padać. Przed rozpoczęciem współpracy z resztą obecnej ekipy Winckler podróżował zwykle sam będąc wtedy przyzwyczajonym do ciszy nieprzerwanej żadnym słowem. Jak się jednak okazało po “połączeniu sił” z pozostałymi zdecydowanie bardziej mi pasowało poruszanie się w grupie. Zawsze mógł liczyć na wsparcie w walce, ale też szło z kimś sensownie porozmawiać. Bastian wykorzystywał ku temu okazję. Jedną z nich był postój w Gryfonim Lesie, który grupa przemierzała już drugiego dnia zmagań. Widząc kończącą posiłek Gretę, wojownik przysiadł się nieopodal, na obalonym pniu drzewa. Dał kobiecie chwilę po czym zagadnął.


- Ojciec Brimfeld często miewa tak niepokojące wizje? Z całym szacunkiem dla niego, ale jeszcze rok temu uznałbym nas za szaleńców kierujących się przeczuciem staruszka. - łowca wampirów był spokojny, a o duchownym mówił z szacunkiem pomimo nieco ostrych słów.

- Odkąd go znam, miewał kilka - odparła Greta. - Zwykle wtedy, gdy ma się wydarzyć coś naprawdę niepokojącego. Pewnie dla postronnych obserwatorów byłoby nie do pomyślenia, żeby tłuc się do jakiejś wioski ze względu na sen staruszka, ale takie sny bywają prorocze. A nawet jeśli nie, to zawsze prowadzą do rozwiązania jakiejś sytuacji. Ja też, gdy byłam jeszcze bardzo młoda, miewałam sny o krukach i świątyni Morra. To one zaprowadziły mnie na ścieżkę, którą obecnie podążam. A co ciebie zawiodło na twoją, Bastianie? Jeśli to nie tajemnica. - Uśmiechnęła się lekko, niemal niezauważalnie.

- Moje powody… - zastanowił się Winckler. - Powiedzmy, że były mniej intuicyjne. Jeden wampir rozkochał w sobie moją matkę, a po wykryciu pozbawił ją życia. Inny za to zabił moją ukochaną Anette. - westchnął Bastian. - Nie było innego wyjścia jak idąc za ciosem, po pierwszym i drugim krwiopijcy, ruszyć w pogoń za kolejnymi. Skoro los sprawił, że udało mi się przeżyć dłużej niż większość ludzi tej profesji coś musi w tym być. W całej tej historii trochę mi szkoda nekromanty, który na początku śledztwa wydał mi się wampirem… - tym razem to łowca się uśmiechnął. - Sny o krukach… Nadal je miewasz? - zapytał ciekawski mężczyzna.

- Przykro mi z powodu twojej matki i ukochanej - powiedziała Greta, patrząc mu w oczy. - Teraz obie są już w lepszym miejscu. Co do snów… czasami mam jakieś sny związane z symbolami mojego Boga, ale nie chciałabym o tym rozmawiać, to dość osobiste wizje, związane albo z moją rodziną, albo tym, czym się zajmuję dla kapłanów. Masz jakieś swoje przeczucia co do tego, co mogło stać się z bratem Weissem? - Zgrabnie zmieniła temat.

- Niestety, nie jestem facetem, który dopatrywałby się w jego braku kontaktu czegoś innego niż zaginięcia lub śmierci… - Bastian spojrzał na Gretę poważnym wzrokiem. - Nawet leżąc chorym czy rannym po wypadku ojciec Pieter wysłałby posłańca z wieściami i datkami. Podejrzewam, że nie wyjawione nam szczegóły wizji mogły wskazywać na stan opiekuna cmentarza albo nawet pośrednio wskazywać przyczynę braku kontaktu z nim. Gdyby w tej wizji leżał chory albo ze złamaną nogą kapłani nie wysyłali całej grupy tylko jedną, góra dwie osoby. - Winckler spojrzał w dal. - Ja w zasadzie nie miewam snów od lat. Ani koszmarów, ani tych z gatunku przyjemnych. Zupełnie nic. Czy to normalne?

- Również uważam, że z ojcem Weissem coś się stało. Coś złego, biorąc pod uwagę, że wysłano nas do wioski w piątkę. Tak, jak mówisz, gdyby był chory czy ranny, zawsze wysłał by posłańca do Bechafen, a tak… jest to mocno podejrzane. Przekonamy się z pewnością na miejscu, ale trzeba nastawić się na najgorsze - powiedziała. - Jeśli chodzi o brak snów, to według badań prowadzonych przez kapłanów Morra, ma to związek ze zdrowiem. Ale nie mentalnym, a fizycznym. Im bardziej zmęczony jesteś, tym gorzej ze śnieniem, tak przynajmniej twierdzą braciszkowie z Katedry. - Uśmiechnęła się lekko. - Może za bardzo angażujesz się w swoje zadania i powinieneś trochę zwolnić, odpocząć, a wtedy pojawią się sny? Nie mam pojęcia, nie jestem uczoną, ale być może coś w tym jest, o czym piszą w swoich opasłych księgach.

- Brak snów nie jest niczym dotkliwym. - powiedział wojownik z lekkim uśmiechem. - Nawet czasem mam wrażenie, że dzięki temu się lepiej wysypiam. W mojej profesji raczej nikt nie jest w stanie zwolnić czy wypocząć. Pod względem fizycznym poczwary na które polujemy są od nas silniejsze, szybsze i zręczniejsze. Wiadomo, że całego świata nie naprawimy, ale krok po kroku, a tego bagna jest coraz mniej. Chociaż czasem mam wrażenie, że im dłużej w tym człowiek siedzi tym bardziej bagno rośnie na jego oczach. - Winckler zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Gretę. - Czy twój dar jest przekazywany z pokolenia na pokolenie? Twoi rodzice lub dziadkowie mieli podobne sny?

- I to jest najdziwniejsze, bo byłam jedyną akolitką w mojej rodzinie. Siostra jest medyczką, druga wyszła za jakiegoś szlachcica i całkiem dobrze jej się żyje, leżąc i pachnąc, brat pomaga ojcu w interesach, a kolejni dwaj znaleźli powołanie w wojsku. Ja jako jedyna zostałam wezwana do świątyni Morra przez swoje sny. Nie chciałam jednak zostać kapłanką, za bardzo ciągnęło mnie w świat, a że byłam bystra i pomysłowa, kapłani stwierdzili, że bardziej przydam się w Stowarzyszeniu Całunu, zwłaszcza, że odpowiednio mnie przygotowali do pewnych rzeczy. No i tak to wygląda, jeżdżę tam, gdzie mnie potrzebują, ostatnio wspólnie, jak sam zauważyłeś. Najwyraźniej uważają, że jesteśmy odpowiednią grupą do różnych zadań - powiedziała, uśmiechając się do niego lekko. - Uzupełniamy się, a to podstawa.

- Dużo masz rodzeństwa. - zauważył Bastian. - Ja, niestety, byłem jedynakiem i tak jakoś wyszło, że żadna rodzina mi nie została. Zdecydowanie masz najbardziej pasjonujące zajęcie porównując do medyczki i szlachcianki. Chociaż medyk też pewnie często ma kolorowo. - zaśmiał się Winckler. - A tak poza Morrem, powołaniem, misjami od duchownych… Czym interesuje się Greta Hansen? Ja na przykład lubię naturę, a raczej obcowanie z nią. Czasem biorę ten namiot... - mężczyzna pokazał na niewielki namiot przyczepiony do jego plecaka - i wychodzę w las aby zobaczyć czy sobie poradzę sam jeden. Łowię ryby, poluję, ale moim ulubionym zajęciem jest tropienie. - łowca wampirów spojrzał na kobietę czekając cierpliwie na odpowiedź.

- Lubię czytać, choć biblioteka w Bechafen nie ma aż tak wielkiego wyboru książek, jakbym chciała. Oprócz tego lubię jesień i - może cię zaskoczę - deszcz. Uważam, że w takiej pogodzie jest coś niepokojącego, a zarazem przyjemnego. Przynajmniej dla mnie. Wiem, dziwna jestem - uśmiechnęła się. - Oprócz tego lubię spacerować po Bechafen, ale rzadko mam na to czas. Może kiedyś, w wolnej chwili pospacerujemy razem, a potem wybierzemy się razem na ryby? Pokazałbyś mi, jak się je łapie. No właśnie, lubię też uczyć się nowych rzeczy - mrugnęła do niego.

- Pewnie. - odpowiedział Bastian energicznie. - Sam od dawna nie miałem okazji nauczyć się nic zupełnie dla mnie nowego. Ponoć jestem całkiem bystry, ale czytać czy pisać nie potrafię. Powietrze po deszczu to coś wspaniałego. Jest takie bardziej rześkie. Spacer i łowienie ryb brzmi nieźle. Nie znam się na psychologii, ale ponoć mając plany na przyszłość człowiek lepiej radzi sobie z teraźniejszością. - uśmiechnął się Winckler. - Moją ulubioną porą roku jest zima. Już jako łowca głów ją kochałem, bo goście z listów gończych byli wtedy tacy ospali. Kto by ich tam ścigał w zamieci, przez zaspy. - zaśmiał się. - Oczywiście nie tylko z powodu łatwego zarobku to mój ulubiony czas w roku. Lubię śnieg, chłód i atmosfera w zajazdach czy karczmach jest wtedy zupełnie inna. Chociaż rozumiem kogoś komu bardziej się widzi grzane wino, ciepły koc i takie tam.

- Zimę też lubię, ale raczej oglądaną zza szyby w jakimś przytulnym miejscu, przy kominku i kubku grzanego mleka - powiedziała, uśmiechając się do Bastiana. - Co do czytania i pisania, możemy zmienić ten stan rzeczy. Mogę spróbować cię nauczyć, jeśli tylko chcesz. - spojrzała mu w oczy.

- No to jesteśmy umówieni. - zakończył z uśmiechem łowca wampirów. - Co prawda nauka łowienia ryb za czytanie i pisanie to niewiele, ale umiem więcej z dziedziny przetrwania. Dzięki za przyjemną konwersację. - spojrzał na nią Bastian po czym powoli, niechętnie wstał i zabrał się za usuwanie śladów obozowiska.


Widząc liczną, solidnie uzbrojoną obstawę karawany kupieckiej Winckler przypomniał sobie jakie opinie krążyły o tamtejszej okolicy. Ostermark był pełen dziwadeł, których ludzki umysł nie był w stanie ogarnąć. Każdy cień i szelest trafiające do ludzkiej percepcji automatycznie były wrzucane do garnca wyobraźni, która potrafiła wydać na świat przeinaczony twór. Ludzie jednak nie zachowywali się w ten sposób bez powodu. Stały za tym wampiry i nieumarli, którzy istnieli naprawdę. Nie były to sztuczne obrazy, którymi wyłącznie straszyło się małe dzieci. Na ich widok dorośli mężczyźni lali w gacie prędzej niż wystraszone podlotki. Na samą myśl o wstaniu z grobu swego ojca, matki czy brata przeciętny przedstawiciel Imperium był w stanie zblednąć, a nierzadko zafajdać bieliznę. Bastian Winckler, któremu zło odebrało całą rodzinę nie należał do strachliwych, ale miał na tyle zdrowego rozsądku i pokory aby nadal żyć. Łowcy wampirów wiedzieli, że głupota heroiczna była najkrótszą drogą do Ogrodów Morra.

Bastian nie tracił werwy nawet kiedy lunął deszcz. Mroźny wiatr nie był w stanie złamać ducha mężczyzny, który przeżył tyle co on. Natura zapewne chciałaby zawrócić dobrych ludzi ze ścieżki kolizyjnej ze złem – być może ratując komuś z nich życie – jednak oni nie mogli zawrócić czy zboczyć z raz obranej drogi. Ich celem był stary, wielki cmentarz, od którego zdrowo myślący człowiek chciałby trzymać się z daleka. Ktoś jednak musiał zająć się sprawą ojca Pietera. Musieli być w Imperium ludzie, którzy na widok szaleństwa nie obrócą wzroku tylko chwycą za broń.

Zalana deszczem, zarośnięta mogiła na zapomnianej przez Bogów polanie była testem od samego Morra. Grupa do zadań specjalnych miała ostatecznie go zdać decydując się na godny pochówek dla leżących tam ludzkich szczątków. Ktoś by pomyślał, że nawet gdyby minęli ten nieopisany grób nic by się nie stało. Nikt by się nie dowiedział. Dla Bastiana minięcie tego znaleziska byłoby jednak nie do pomyślenia, bo oni sami by wiedzieli. Winckler należał do osób, dla których sama podróż miała większe znaczenie niż jej cel. Nie ważne było dotarcie do celu jeżeli po drodze złamało się własne postanowienia i porzuciło zasady. Jego kręgosłup moralny i etyczny był mocny. Nie zapowiadało się aby w najbliższej przyszłości to się miało zmienić.

Greta chciała odkryć tajemnicę tego grobu zapewne zmierzając do odprawienia odpowiedniego pogrzebu. Laura natomiast… Schmith miała swój styl, na który Winckler nauczył się już reagować. Mimo iż postronna osoba widząc łowcę wampirów i słysząc jak zwracała się do niego „smarkula” widziałby jej zęby w tabakierce to… Postronny nie znał tła ich znajomości. Nie miał pojęcia jak się poznali i ile sobie zawdzięczali.

- Nieładnie tak się zwracać do starszych, drogie dziecko. - zaśmiał się Winckler grożąc Laurze palcem. - Pochowamy to ciało tutaj. Nie ma sensu go przenosić. - dodał zerkając na worek, który dziewczyna wyciągnęła na kości denata.

Laura pokazała mu język jak małe dziecko. Patrząc na jego spojrzenie dotyczące worka przewróciła oczyma i odpowiedziała.

- Nie chcemy go przenosić, ale wypadało by zebrać szczątki nie gubiąc ich po okolicy bardziej co? - powiedziała zaczepnie.

- Upewnimy się czy to ludzkie szczątki, a jak tak będzie to pochowamy je tu gdzie się znajdują. - wytłumaczył "Bastion" z uśmiechem świadczącym, że dobrze się bawił. Laura jedynie wzruszyła ramionami.

Łowca miał zamiar zejść ostrożnie do dołu aby pomóc Grecie w identyfikacji zwłok. Gdyby te nagle miały zamiar wstać i stawiać opór Bastian był najbardziej odpowiednią ku temu osobą. Ten delikwent zostanie tam pochowany czy mu się to spodoba czy nie. Miał szczęście, że trafił na dobrych ludzi…
 
Lechu jest offline