Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2020, 13:04   #5
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Kustosz biblioteki uniwersyteckiej w Santa Cruz, Samuel Gattis był człowiekiem dokładnym i skrupulatnym. Co więcej lubował się w hołdowaniu rytuałom. Codziennym rytuałom rzecz jasna. Takim jak porcja lodów czekoladowych, którą kupował po wyjściu z pracy w cukierni przy Westlake Park, czy późniejsze karmienie i obserwowanie kaczek regularnie odwiedzających oczko wodne, która to czynność koiła jego nerwy na równi ze szklaneczką wyciąganej spod lady whiskey… Cholerny Volstead i jego szlachetny eksperyment…
Do jego obrządków należał również codzienny przegląd dzienników z preferowanym przez Samuela The Pacific Sentinelem, z którego czerpał wiedzę dotyczącą wydarzeń na świecie i okolicy. Około godzinę spędzał z książką przy muzyce kompozytorów romantycznych oddając się lekturze i tyle samo poświęcał na uporządkowanie domu i ogródka. Wliczając wielce ceniony przez mężczyznę w jego wieku, spokojny sen, nie zostawało wiele czasu na kogoś z kim mógłby dzielić życie jakie sobie ułożył i któremu był wierny przez pół wieku z okładem. Zresztą i nigdy nie spotkał nikogo kto mógłby takie życie chcieć z nim dzielić. Nie obchodziło go to jednak specjalnie. Samuel Gattis bowiem z natury nie przepadał za ludźmi, a w szczególności ich niewieścią częścią, która tak wiele razy sprawiała mu rozczarowanie. Na uniwersytecie odbywało się to ze wzajemnością. Książka stanowiła dla niego artefakt znacznie cenniejszy od studenta, a często i innego pracownika naukowego, który choć cenił ją, to zbyt często za treść, a nie za to czym była. Czyli poświęconymi niejednokroć miesiącami i latami wyrzeczeń i bólu. Osobistym i nieśmiertelnym exegi monumentum ustawionym na cokole rozwoju ludzkości… A zresztą. Wierzył, że był to ostatni bastion, który nie podda się ludzkiej głupocie, bo i dlaczegóż miano by poświęcać czas i pieniądze na druk głupstw, których domem były popularne ostatnimi czasy pełne kuriozalnych reklam, ekspresy wieczorne.

To wszystko wiedział o nim każdy kto go choć trochę znał i poświęcał mu choć trochę uwagi. Zresztą Samuel wcale nie ukrywał się ze swoimi słabostkami, czy niechęciami. To o czym jednak nie wiedziano już tak powszechnie to to, że był rodzonym bratem znanego i bogatego Richarda Gattisa. Wynikało to głównie z faktu, że nigdy nie widywano ich razem, a ich drogi rozeszły się dawno temu. Samuel spodziewał się, że w jego głowie pojawi się w końcu myśl by pojednać się z młodszym bratem. Ku jego zaskoczeniu jednak lata mijały, a myśl ta miast zbliżać się oddalała się coraz dalej. Bo i prawdą było, że sobie w sprawie zerwanych relacji nie miał niczego do zarzucenia. Richardowi zaś… braciszkowi, któremu od małego pomagał zarówno w szkole jak i na podwórku… wszystko. A że fakt ten wprawiał go zawsze w humor kiedy potrzebna jest szklaneczka whiskey, albo trochę chleba dla kaczek, starał się o bracie nie myśleć. I tak mu to w nawyk weszło, że istotnie. Nie myślał. I nie spodziewał się pomyśleć do święta dziękczynienia, kiedy to trzeba będzie wymienić się kartkami gdy pewnego czerwcowego dnia okazało się, że Richard zaginął na morzu. Samuel szybko doszedł do siebie po tej wiadomości odkrywając w sobie nowe zastanawiające emocje i szybko postanawiając co z tą nowiną powinien zrobić.
Wiele jednak zrobić nie zdążył. Wkrótce bowiem, a mianowicie przed chwilą o godzinie 6:17, w kuchni zastał go telefon od bratanicy. “Opuszczony Eon” odnalazł się wyrzucony przez morze na plaży.
Mężczyzna ubrał się tak jakby to czynił codziennie i opuściwszy dom ruszył po taksówkę.

Z Nathalie stosunki utrzymywał poprawne. Co prawda jako młoda kobieta nie sprawiła mu ona pozytywnego rozczarowania, ale należała do rodziny Gattisów. A to i fakt, że również nie często widziano ją z tatusiem, sprawiało, że była w jego standardach znośna. I choć nie wpadała do niego na herbatkę i biszkopty, a i on z zaproszeniem się nie spieszył, to zdecydowanie częściej rozmawiał z nią niż z bratem.
A teraz Nathalie właśnie wysiadała z taksówki w miejscu gdzie zaraz jego własna się zatrzyma. I mieli oboje potwierdzić, jeśli dobrze zrozumiał, śmierć Richarda.
- Dzień dobry Nathalie - powiedział do dziewczyny poprawiając na sobie płaszcz i dopinając poły na znak, że zimno znajdował dokuczliwym. Nie silił się na słowa pocieszenia, bo i cóż one zmienią. Wiedział też, że nie będzie chciała zaczekać na plaży aż inni zbadają statek. Jak i on wszak nosiła nazwisko Gattis. Podał jej więc ramię i skinął w stronę schodów - Chodźmy.
Po czym ruszyli w stronę plaży.

Przyglądał się przez chwilę spowitemu poranną mgłą statkowi. Symbol bogactwa brata wypluty przez morze, któremu z taką pasją młodszy z Gattisów poświęcał czas. Z jakiegoś powodu niechciany i wzgardzony nawet przez rodzimą Monterey. A do tego odstawiony dokładnie tu gdzie się wszystko zaczęło. Do Santa Cruz. Dlaczego? Samuel był daleki od wiary w zabobony i gusła. Do szkółki niedzielnej też nigdy nie było mu po drodze. Ta część krwi płynęła w żyłach jego brata. Ale doceniał moc symboliki pewnych wydarzeń. I zauważał niewzruszoną sprawiedliwość jaką kierował się świat.

Schodząc po drewnianych schodkach w stronę policjantów, przytrzymał kapelusz, który porywisty wiatr próbował zerwać z jego głowy. Piasek na szczęście był mokry i można było iść po nim bez przeszkód w butach.
Skinął funkcjonariuszom na powitanie.
- Chcielibyśmy się z panami dostać na pokład, jeśli to możliwe - zwrócił się do najbliższego mundurowego - Jestem Samuel Gattis, a to moja bratanica Nathalie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline