Weszli jedynie kawałek w głąb jaskini, ale gdy zimno przestało im aż tak bardzo dokuczać Ivor zatrzymał się.
–
Tu nas zima nie dosięgnie – powiedział. –
Może mamy do czynienia z ciepłymi źródłami?
Nie czekając na odpowiedź sięgnął do kieszeni i wyciągnął znaleziony przy nieboszczyku amulet.
–
Ma w sobie magię – stwierdził. –
Oceniając po wyglądzie... to jakiś amulet ochrony. Co sądzicie?
Druid trochę ociężale wziął go w dłonie i począł oglądać krytycznie.
–
U wojów ze… Ze Skraja widziałem takie… Mo * khy* ły do nich jakieś odprawiali, chyba do wojny boga czy kogoś. O *khy* em… uh… ochronę i ciosy dobre prosili. – rzekł po chwili, a zmęczenie po raz kolejny dawało mu się we znaki.
- Możliwe, że ktoś rzucił na amulet zaklęcia ochronne - zastanowił się Xhapion, po czym skorzystał z jednego ze swych zaklęć. Czar ujawnił zaś, że amulet rzeczywiście emanował delikatną magiczną aurą, która składała się z mieszaniny energii charakterystycznych dla magii odrzucania oraz poznania.
Ślady krwi dobitnie świadczyły o tym, że w jaskini nie jest bezpiecznie. Ale na zewnątrz było jeszcze bardziej niebezpiecznie i przebywanie tam musiało się skończyć zamienieniem w bryłę lodu, a taka perspektywa zdecydowanie Ivorowi nie przypadła do gustu. Lepiej było zaryzykować spotkanie z niewiadomym.
–
Bardzo możliwe, że mieszkaniec jaskini nie lubi gości – powiedział. – Ale chyba nie mamy wyboru.[/i]
-
Myślisz, że jak bardzo los nam sprzyja, żebyśmy uniknęli spotkania z trollową wdową? - ośmielił się zażartować Xapion, ale czuł że cokolwiek tutaj spotkają lepiej będzie dla wszystkich, gdyby było rozumne na tyle, żeby uniknąć walki.
-
Gdyby pan troll mieszkał w takim pałacu, to by się z niego nie ruszał. - Ivor lekko się uśmiechnął. -
Chyba że miał żonę sekutnicę - dodał, mając nadzieję, że mieszkańcy jaskini nie będą wrogo nastawieni.
Ivor z pewnym zaskoczeniem wpatrywał się w smokopodobne stworzenie, które raczej do smoków się nie zaliczało.
–
Widzieliście kiedyś... – ugryzł się w język i nie użył słowa "coś", które mogło stanowić obrazę dla inteligentnego stworzenia – podobną istotę? – spytał cicho towarzyszy.
Oczy druida niebezpiecznie się zwęziły.
–
Znam to… ścierwo.
–
Od złej strony...? - spytał zaniepokojony Ivor.
–
A czym jest co sprzecznego naturze? – odrzekł mu starzec, a następnie wbił wzrok w oczy gada i kontynuował. –
Miejscowi jak bożka jakiego go traktowali, ofiary na drzewach wieszali. Ucennica zdrajca nie mogła przegnać go… Ale chyba kto dał mu za swoje....
Druid uśmiechnął się paskudnie, a ręka zacisnęła się mocniej na kosturze. Oczy gada również się zwęziły napiął się jeszcze bardziej.
Pod tym względem druid miał rację, jako że mieszkaniec jaskini wyglądał jak pomieszanie z poplątaniem różnych różności, zdecydowanie wyglądających na wybryk natury. Tak przynajmniej widział to Ivor.
–
Niezależnie od wszystkiego, lepiej nie prowokować konfliktów – syknął czarodziej cofając swojego chowańca z dala od zagrożenia.
–
Czy ofiary z istot rozumnych również mu składano? – spytał zaklinacz.
–
Nie wiem, a co to zmienia? Pozbądźmy się go!
Ivor spode łba spojrzał najpierw na druida, potem na mieszkańca jaskini.
–
Może lepiej dojdźmy z nim do porozumienia? – zaproponował
–
W obecnym stanie i tak niewiele moglibyśmy zrobić – dodał Xhapion. –
Poza tym nie podoba mi się zabijanie co popadnie – dopóki jeszcze można to jakoś wykorzystać, dodał już w myślach.
–
A co gadać z nim umiesz? – Druid odrzekł Ivorowi, po czym zwrócił się do Xhapiona. –
Ja siły mam! A okazji takij nie przepuszczę! – Naciskał dalej druid jednoznacznie zawzięty w swym postanowieniu.
Ivor nie odpowiedział druidowi, natomiast zwrócił się do mieszkańca jaskini.
–
Witaj – powiedział w smoczym, skinąwszy na powitanie głową. W końcu nie mieli do czynienia z byle jaszczurką, tylko z wielkim, na dodatek mówiącym gadem. –
Omal nie zamarzliśmy. Możemy sobie pomóc. My się ogrzejemy, a w rewanżu pomożemy tobie opatrzyć rany. Nasz druid – spojrzał na wymienionego –
zna się na tym.
Xhapion obserwował próby porozumienia się ze stworzeniem. W najgorszym wypadku mógł zaproponować skorzystanie z eliksiru leczącego, ale wyłącznie w wypadku gdyby nie stworzyło to zagrożenia dla nich.