Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2020, 11:33   #52
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
zerwone oczy z wolna przeniosły się na Ivora, gdy ten mówił, lecz gdy wspomniał o druidzie znów skupiły się na tymże.
Nie pomoże. Pragnienie starca. Zabić Tassadunuara. Nie pomoże. Tassadunuar pomoże. Przeprowadzi przez góry. Bez starca. Śmierdzi wilkiem. Bez niego. – Odrzekł zaklinaczowi, a jego postawa dalej pozostawała napięta, gotowa do skoku.
Druid zniesmaczony przysłuchiwał się wymiany zdań w smoczej mowie.
I co rześ mu gadał?
Zaproponowałem mu współpracę – odparł Ivor, który miał wrażenie, że smokowaty mówi prawdę. – Nie wierzy tobie, ale powiedział, że jeśli się rozdzielimy, to pomoże nam przejść przez góry.
Nie możemy kazać mu iść na mróz i śnieg - zwrócił się ponownie do Tassadunuara – bo to by oznaczało dla niego śmierć. A on nam parę razy ocalił życie – dodał, po czym powtórzył to samo we wspólnym, na użytek swoich towarzyszy.
Druid spojrzał na Ivora z niedowierzaniem.
Myślenie wiatr ci wywioł? Długo czaiłem śje na ścierwo to! I je wreszcie mam!
- Oszalałeś? - syknął z cicha Xhapion. - Nie jesteśmy w stanie walczyć z tym stworzeniem.
Ja jestem! – odsyknął mu z pełnym przekonaniem.
Mamy na głowie ważniejsze sprawy, niż wasze niesnaski – powiedział Ivor, z ponurą miną spoglądając na druida. – Mamy do uratowanie wiele istot, a może i nawet świat. Potem możecie się pozabijać, ale nie teraz. Wybij to sobie z głowy.
Druid ni to prychnął i to burknął przypatrując się Ivorowi przez chwilę.
Niech bedzie to twojemu – rzekł niezbyt tym uradowany, rzucił znaczące spojrzenie smokowatemu, po czym odszedł ku wejściu do groty i zatrzymał się dopiero przy kozicy.
Tymczasem czaromioci mogli zauważyć, jak napięta sylwetka gada lekko się rozluźnia.
Jak na razie problem jest rozwiązany – powiedział zaklinacz, kierując te słowa do gada. – Możemy zatem porozmawiać o wzajemnej pomocy. Jak widzę, ktoś cię bardzo nie lubi. I nie mówię i naszym towarzyszu, druidzie.
Obcy z południa. Była walka. Obcy zabijali. Ginęli mieszkańcy. Osada atakowana. Ja chronię. Kilku powaliłem. Mała iskra. Rzucała ogniem. Wszędzie ogień. Rany i ból. Zawiodłem.
Xhapion spojrzał wymownie na Ivora.
Czy ta grupa miała jakieś symbole, którymi się posługiwali? – dopytał jaszczura w jego języku.
Nie wiem – Gad odrzekł po chwili.
- Czy zostało coś z tych, których powaliłeś? - spytał Ivor. - Może z tych resztek byśmy mogli coś wywnioskować?
W wiosce. Może. Nie. Tutaj. – Głos Tasadunuara robił się słabszy. – Rany. Palą. Ból.
- Mam miksturę leczenia - powiedział Ivor, wyciągając fiolkę i postępując krok naprzód. - Czy zanurzenie w wodzie nie łagodzi bólu? - spytał.
- Chyba że są to rany magiczne - zastanowił się Xhapion. - Wtedy nie jestem pewien czy sama mikstura by wystarczyła.
- Mam jeszcze trochę mocy w dłoniach - przypomniał bardziej sobie, niż Xapionowi, Ivor. - Jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy.
Podszedł do gada, chcąc wypróbować wszystkie dostępne możliwości. Ten w pierwszym odruchu cofnął się, lecz ostatecznie pozwolił mężczyźnie się zbliżyć. Dłoń Ivora zetknęła się z ciemnymi łuskami i przez rękę zaklinacza przepłynęła świetlista energia. Na styku ciał zajaśniało złote światło, które jednak szybko zgasło. Przyglądając się smokowatemu dostrzegli, że część odsłoniętej skóry straciła na intensywnej czerwonej barwie, a co większe bąble zniknęły, lecz nic ponad to.
Dalej boli. Dziękuję.
- Mam jeszcze miksturę... - zaproponował zaklinacz, a następnie podał mu eliksir. Płyn rozlał się po paszczy gada. Po chwili przeszedł go dreszcz i kolejne, tym razem o wiele większe fragmenty poparzonego ciała zostały zaleczone. Do pełnej sprawności smokowatemu było zdecydowanie daleko, lecz w chwili obecnej prezentował się już całkiem dobrze. Podniósł się z wody i przeciągnął czemu towarzyszyły grymasy bólu. Dopiero teraz mogli sobie lepiej uświadomić jego rozmiary, mierzył on bowiem dobrych kilka metrów.
Dziękuję. Jestem dłużnikiem. Kim jesteście? Dokąd wędrujecie?
- Zagubionymi i przemarzniętymi wędrowcami - wtrącił się Xhapion, jak gdyby nagle wyrwał się z letargu. - Mnie zwą Ezechiel a to mój towarzysz Darvan. Wędrowaliśmy do najbliższego miasta w celach naukowych.
W międzyczasie wydał polecenie swojemu chowańcowi, żeby wrócił. Nikt nie zauważył, kiedy mały śnieżnobiały lis zniknął pomiędzy skałami. Dzięki połączeniu czarodziej zdobył przynajmniej jako taki obraz pieczary. Nie wiadomo było jedynie co znajduje się w tunelu prowadzącym w głąb góry. Znalazł jednak legowisko gada pełne nazbieranych łupów wątpliwej wartości. Bardziej interesowały go zielone kryształy na dnie zbiornika, w którym znajdował się ich obecny rozmówca. Czyżby to dlatego właśnie tam go znaleźli?
- Czy są jacyś inni ranni tej potyczki? Nikt więcej nie potrzebuje pomocy?

Wielu – odpowiedział z wyraźnym żalem. – Wielu rannych. Wielu zabitych. Tamtych tylko grupa. Nie duża. Pomocy potrzeba. Słaby jestem. NIe zdołam. Zawiodłem.
Gad spuścił łeb. Kiedy go podnosił by znów spojrzeć na swych gości zatrzymał się przez chwilę na ich dłoniach.
Dziwne rany. Kryształy w rękach.
Ivor/Darvan skinął głową.
- Natrafiliśmy jakiś czas temu na pewien bardzo stary artefakt - powiedział. - Przeżyliśmy spotkanie, ale... hmmm... obdarowano nas takim darem. - Uniósł dłoń, by pokazać gadowi klejnot wrośnięty w dłoń. - Czy widziałeś kiedyś coś takiego? - spytał.
Smokowaty zbliżył głowę, obejrzał i obwąchał wystawioną rękę.
- Nie. To żyje. Czuję to. - Zamyślił się na chwilę. - Powód wędrówki?
- Żyje, a przynajmniej rośnie - stwierdził zaklinacz. - Chcemy powstrzymać grupę głupców - postanowił być szczery - którzy przez masowe morderstwa chcą zwrócić uwagę bogów. Nasz towarzysz - skinął głową w stronę druida - zna kogoś, kto mógłby nam pomóc.
Gad skinął głową.
- Moje góry. Znam zakamarki. Znam ścieżki. Kogo szukacie? Pomogę. Wedle słowa.
Ivor spojrzał na druida.
- Kim dokładnie jest ten twój znajomy? - spytał. - Siggard?
Starzec obdarzył go niezbyt przychylnym, zmęczonym spojrzeniem.
- Sprzecznym naturze stworem! OT kim! W starej warowni mieszka! *Tfu*
Smokowaty przysłuchiwał się słowom druida, po czym wpatrywał się w dwóch magów wyczekująco.
Xhapion westchnął i pokręcił głową. Jak to ludzka zawiść potrafi oślepiać.
- Szukamy tego, który mieszka obecnie w starej warowni - powiedział.
- My o nim nic nie wiemy - dodał Ivor. - Nawet nie wiemy, gdzie jest ta stara warownia - przyznał.
Gad wysłuchawszy tych słów przez dłuższą chwilę przyglądał się druidowi. Kiedy ten to zauważył odpowiedział mu nieprzyjemnym spojrzeniem.
Znam warownię. Znam ruiny. Znam mieszkańca. Przyjaciel mój. Stary smok. Srebrne łuski. Wielka wiedza. Pomoże wam. – rzekł powracając uwagą do Ivora i Xhapiona.
- Czy w takim razie pomożesz nam się tam dostać? - spytał Ivor, chociaż nie był całkiem pewien, czy chce się spotkać z kolejnym smokiem. - Chyba że chcesz byśmy najpierw spróbowali pomóc twoim... podopiecznym...
Wdzięczny byłbym. Moja odpowiedzialność. Moja słabość. Siły niepewny. Swojej siły. Waszej siły. Rezultat niepewny. Kolejna walka. Więcej ofiar. Może mniej. Kolejne pewne. Wasz konflikt. Ważny konflikt. Zaprowadzę. Pomoc za pomoc. Wy pomogliście. Ja... – Smokowaty zamilkł. Uniósł głowę nasłuchując. Wtem jego ciało zwinęło się i pomknął w kierunku wejścia do pieczary, gdzie czuwał druid. Starzec widząc nadciągającego smokowatego pochylił się jakby chciał na niego skoczyć. Wtem gad jednym susem przeskoczył go i wpadł do korytarza. Czaromioci ruszyli za nim. Kiedy dobiegli do korytarza dosłyszeli najpierw trzepot skrzydeł, a potem przeciągły syk. Gdy ten ucichł ostrożnie, niepewnie postąpili za smokowatym. Znaleźli go u wylotu jaskini, gdzie pochylał się nad czymś co wyglądało jak sokół lub inny drapieżny ptak, lecz było w nim coś jeszcze, coś niezwykłego. Mianowicie niektóre z jego piór miały odcień pomarańczu, żółci lub czerwieni, a spod upierzenia dobiegał bardzo delikatny blask niby żaru węgli. Czarne oko zwierzęcia poruszało się niespokojnie, lecz reszta jego ciała była całkowicie nieruchoma. Wyglądał przy tym jakby zamarł w locie.
Śmierdzi iskrą. Woń ognia – rzekł smokowaty, gdy nadeszli i zobaczyli jego zdobycz.
- Co to jest za dziwaczny stwór? - Ivor z niedowierzaniem przyglądał się niby-ptakowi. - Zapewne czyjeś oko i ucho - dodał. - Skręćmy mu kark i po sprawie - zaproponował.
- Ewidentnie to stworzenie nie należy do miejscowej fauny - potwierdził swoim “fachowym okiem” czarodziej. Zwrócił się do jaszczura. - Czy wyczuwasz tę samą woń co od tych, którzy cię zaatakowali?
Tak.
Usłyszawszy tę odpowiedź czaromioci raz jeszcze przyjrzeli się stworzeniu i zauważyli, że jego oko uspokoiło się. Wcześniej rozbiegane teraz wpatrywało się bezpośrednio w nich.
Ivor zrobił miły wyraz twarzy, pomachał... a potem walnął stwora kosturem w łeb.

Rozległ się trzask łamanej kości i oczy magicznego zwierzęcia zaszły mgłą. Bijący od niego blask zgasł, a wkrótce potem cały począł zmieniać się w niewielka chmurkę dymu, której towarzyszyła woń spalenizny. Szary obłok rozwiał się od jednego uderzenia mroźnego wiatru.
Smokowaty obserwował całą scenę uważnie, po czym wytknął głowę na zewnątrz. Rogi i pysk omiatał wicher, a gdzieniegdzie osadzały się drobinki śniegu.
- Długa burza. Wiele godzin. Odpoczynek potrzebny. - rzekł, gdy powrócił do nich przez cały czas mierząc ich wzrokiem, a także spoglądając z rezerwą na druida, który nastroszony obserwował kawałek dalej.
- Muszę się z tym zgodzić, Tasadunuarze - powiedział Ivor. - Muszę przyznać, że jesteśmy zmęczeni i wędrówką przez śniegi i zamieć, i walką z trollem. Odpoczynek dobrze zrobi nam wszystkim. - Podobnie jak smok spojrzał na druida, po czym spojrzał na tego ostatniego. - Czy mamy czuwać przez całą noc, czy też zachowasz się rozsądnie i potraktujesz Tasadunuara jako sojusznika w walce z dużo większym złem?
Druid skrzyżował spojrzenie z Ivorem, po czym przeniósł je na gada.
- Będzie po waszemu - rzekł wreszcie niechętnie. Xhapion spojrzał na niego mrużąc oczy.
Zaklinacz odetchnął z ulgą.
- Gdzie najlepiej urządzić mały obóz? - spytał w smoczym, spoglądając na gada. - Ewentualnie rozpalić ognisko... Musimy coś zjeść - dodał, a po chwili powtórzył ostatnie zdanie we wspólnym, kierując te słowa do druida.
Ciepła woda. Kojąca wody. Odpędza zmęczenie. Małe jaskinie. Dobre legowiska – odparł smokowaty.
Zrobię co. ALE nie dla TEGO – zgodził się starzec rzucając na odchodne gadowi kolejne spojrzenie. Ten zaś obserwował jego odejście z większym niż wcześniej zainteresowaniem, jakby coś przykuło jego uwagę.
- O co chodzi? - spytał, w smoczym, Ivor.
Głód... – odpowiedział tamten, a dwaj magowie podążyli za jego spojrzeniem, który skupiony był na kozicy.
- Nawet o tym nie myśl! - powiedział Ivor ostrzegawczym tonem.
Smokowaty skinął mu głową.
Gość. Gość bezpieczny. Nie jedzenie.
Następnie ruszył ku wnętrzu groty zostawiając magów samych.
- Obawiam się, że nasz towarzysz może nie zapomnieć dawnych uraz - zwrócił się Xhapion półgębkiem do Ivora. - Masz jakiś sposób, żeby ograniczyć jego zapędy? Gdybym odzyy skał część sił to mógłbym go uśpić gdyby coś się działo ale nie na długo.
Ivor przez moment wpatrywał się w kompana.
- Możesz mieć rację... - powiedział. - Będziemy musieli go pilnować i tyle. Co, oczywiście, utrudni nam życie, ale jak mus, to mus...
On sam, jak na razie, nie zamierzał iść spać. Zamienił jeszcze kilka słów zTassadunuarem, a że ten nie miał nic przeciwko temu, Ivor wybrał się na zwiedzanie jaskini.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 12-03-2020 o 12:21.
Noraku jest offline