Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 17:05   #53
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Rozdzielili się. Ivor wedle swego postanowienia wyruszył na zwiedzanie jaskini, podczas gdy jego towarzysze zajęli się rozkładaniem małego obozu oraz przygotowywaniem ciepłego posiłku. Odchodząc widział jak druid ściągał z grzbietu kozicy niewielki kociołek, a Xhapion jednym machnięciem ręki rozpalił ognisko z drew, które im pozostały. Zapłonął pomarańczowy płomień, którego widok dodawał otuchy po chwilach spędzonych na mrozie oraz zdawał się zwiastować nadzieję. Wizyta dziwnego ptasiego gościa była zdecydowanie niepokojąca, a dmący wicher można było usłyszeć tutaj na dole.

Zaklinacz postanowił zacząć od dalej wysuniętych odnóg i wnęk, dzięki czemu nie musiałby potem nadkładać drogi oraz tracić cennego czasu na odpoczynek. Wilgotne, ciepłe powietrze wyciągało zagnieżdżony w ciele chłód, lecz nie pomagało na zmęczenie. Członki jego były ciężkie i niekiedy nie do końca chciały współpracować podczas chodzenia po śliskich skałach. Tak czy inaczej brnął dalej, a rozświetlony prostym czarem kamyk służył mu za latarnię. W świetle korytarze groty połyskiwały refleksami. Większość ze ścieżek prowadziła do małych oczek wodnych z ciepłą wodą lub skupiskami porostów i grzybów wspólnie składających się na małe, specyficzne ogrody. Atmosfera w ich pobliżu robiła się ciężka od wszędobylskich zarodników oraz specyficznych ostrych zapachów. Niektóre z grzybów udało się Ivorowi rozpoznać jako jadalne gatunki, a w zakamarkach pamięci odnalazł wspomnienie, w którym napotkany kiedyś medyk opowiadał mu o leczniczych właściwościach jaskiniowych porostów. Ostatecznie zdecydował się zebrać odrobinę jednych i drugich, by dopytać pozostałych czy rzeczywiście miał rację.

Kontynuując swą wędrówkę po zakamarkach jaskini nie natrafił na nic szczególnie ciekawego nie licząc paru fantazyjnych formacji skalnych oraz bardzo starych znaków niegdysiejszej bytności jakiegoś zwierzęcia, być może niedźwiedzia. W pewnym momencie jego uwagę przyciągnęła szczelina między skałami. Wokół jej krawędzi zgromadził się żółtawy osad, któremu zdecydował się przyjrzeć. Wyczuł siarkę i parę innych wulkanicznych zapachów, kiedy to usłyszał syk i wyziew uderzył go prosto w twarz. Kaszląc i dusząc się czuł jak jego płuca zaczęły palić, a oczy łzawić. Obijając się o ściany jaskini próbował wrócić do reszty, lecz czuł, że opada z sił. Nim dane mu było zrobić jeszcze parę kroków ogarnęła go ciemność.



Jakiś czas później, kiedy Xhapion wraz z druidem kończyli rozbijać obóz pojawił się przy nich Tassadunuar. Prędko zorientowali się, że coś jest nie tak, kiedy znaleźli u jego stóp nieprzytomnego Ivora. Druid chciał już się na niego rzucić, lecz Xhapion powstrzymał go.
– Leżał w jaskini. Zatruty wyziewem. – Słowa gada doleciały do uszu czarodzieja, a następnie smokowaty wycofał się do swego leża. Oni natomiast czym prędzej zajęli się swym kompanem i dzięki szybkiej interwencji druidycznej magii Ivor został postawiony na nogi, chociaż dalej czuł się nie do końca zdrowo, a palące uczucie w gardle towarzyszyć mu miało jeszcze przez długie godziny.



Posiliwszy się ciepłą strawą czaromioci postanowili skorzystać z dobrodziejstw groty i zakosztować gorących źródeł. Xhapion prewencyjnie oddelegował na ten czas swego lisa do pilnowania druida, co ten bezzwłocznie uczynił przekazując swemu panu co jakiś czas telepatyczne raporty. Z tych natomiast wynikało, że druid wykorzystał swoje zioła oraz znalezione przez Ivora grzyby by opatrzyć rany swoje, a przede wszystkim kozicy, która przez cały ten czas była poddenerwowana. Druid co jakiś czas zerkał na białe zwierzątko jakby sprawdzając czy nadal z nim jest. Potwierdziwszy swe przypuszczenia wracał do pracy.

Woda, w której się zanurzyli była ciepła i kojąca. W mgnieniu oka wypędziła z ciał nieprzyjemny chłód, a dręczące ich zmęczenie poczęło dosłownie znikać. Od bardzo dawna nie czuli takiej ulgi, lecz wrośnięte w ich dłonie kryształy dalej pozostawały utrapieniem. Mając znów chwilę, by się im na spokojnie przyjrzeć dostrzegli, że ich rozrost postępował i małe kryształki poczęły już wspinać się po przedramieniu. Wprawdzie nie zabrnęły nawet do jednej czwartej jego długości, lecz już teraz mogli znaleźć zalążki następnych.

W pewnym momencie Xhapiona tknęła myśl by sprawdzić jeziorko w kwestii obecności magii. Wykorzystał inkantację, splótł moc, a jego oczy wypełnił blask. Wtem począł dostrzegać magiczne aury wokół siebie, a dokładniej jedną, którą emanowała woda. Centrum tej mocy zdawało się znajdować w głębinach zbiornika, co tylko podsyciło jego ciekawość i chęć zbadania dna. Powstrzymał się jednak świadomy, że zmęczony pewnie i tak by wiele tam nie zdziałał. Przyglądał się więc jeszcze przez chwilę aurze celem zorientowania się jakiego rodzaju magią emanowało to miejsce. Z jego obserwacji wynikało, że mają do czynienia z poświatą magii wywołań, która najpowszechniej kojarzona była z niszczycielską magią żywiołów, lecz co warte odnotowania odpowiadała ona również za wiele zaklęć o naturze leczniczej, a właśnie taki, powiązany z pozytywną energią, miało to miejsce.

Kiedy zakończyli kąpiel i nadeszła wreszcie pora na zaznanie odrobiny snu zdali sobie sprawę, że czują się o wiele lepiej, aniżeli jeszcze chwilę temu. Wiązało się to oczywiście z ciepłem i wypędzeniem zimna, lecz było w tym coś jeszcze, jakby zostali napełnieni świeżą porcją witalności. Sen jedynie to potwierdził, bowiem każdemu z nich wystarczyło zaledwie parę godzin by w pełni odzyskać siły, tak te fizyczne jak i umysłowe oraz magiczne. Zaintrygowani takim obrotem sprawy zdecydowali się zbadać sprawę, ponieważ skrócony odpoczynek sprawił, że mieli do swojej dyspozycji trochę wolnego czasu.

Wróciwszy do wody Ivor zaklęciem rozświetlił jeden z patyków, który zabrał z drewna na opał i wówczas oboje zanurkowali. Wprawdzie nie byli urodzonymi pływakami, lecz ostatecznie udało im się dotrzeć do dna, które było pełne świecących delikatnym blaskiem zielonych kryształów. Pośród nich nie dostrzegli najmniejszych oznak obecności roślin, lecz miast nich było coś innego. Dwa bardzo stare szkielety spoczywające obok siebie, skąpane w zielonej aurze. Jeżeli kiedyś cokolwiek przy sobie miały dziś już nic z tego się nie ostało. Lekko rozczarowani skupili się więc na swoim głównym obiekcie zainteresowań i korzystając z własnej siły oraz znaleźnego kamienia ukruszyli dwa kawałki kryształu. Kiedy to czynili Xhapion przystanął na dnie by zaprzeć się o nie i wówczas poczuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. Jego stopa zahaczyła o coś, a ten odruchowo szarpnął nią. Kiedy zbliżył się do niego Ivor ze światłem rozpędzili powstały w wodzie obłok i zobaczyli, że pod osadem był kolejny szkielet, jeszcze starszy niż poprzednie. I o dziwo ten miał przy sobie parę rzeczy. Były nimi miecz, wisior oraz coś co wyglądało na latarnię. Wszystko nietknięte zębem czasu. Wiedząc, że kończy im się powietrze złapali za przedmioty i ruszyli ku powierzchni. Niestety te spowalniały ich i powoli czuli, że zaczynają się topić. Z całych sił poczęli płynąć ku górze, aż w towarzystwie kaszlu nie zaznali smaku powietrza.

Dłuższą chwilę zajęło im dojście do siebie. Powietrze stało się ważniejsze od wszystkiego innego. Zamieszanie zwabiło nawet smokowatego, który z drugiej strony jeziorka obserwował ich poczynania. Wyglądał zdrowiej i silniej niż wcześniej, lecz większość ran wciąż pozostawała nie do końca zagojona. Czaromioci kiedy tylko poczuli się na siłach zabrali się za oglądanie tego co znaleźli. W pierwszej kolejności Xhapion odprawił krótki rytuał, który jak wcześniej ze źródłem dał mu wgląd w to czy te posiadają magiczną naturę i tak było w rzeczywistości. Zarówno wszystkie przedmioty jak i kryształy wykazywały nasączenie magią z czego to miecz emanował najsilniej i dlatego to właśnie nim postanowili zająć się w pierwszej kolejności. Klinga była długa, jelec lekko zakrzywiony ku ostrzu, które posiadało zgrubienie w swej dolnej części pokryte drobnymi runami. Aura, którą emanował w zdecydowanej mierze wskazywała na magią transmutacji. Im dłużej mu się przyglądali tym jaśniejsze się dla nich stawało, że woda, która powinna z niego skapywać jakimś sposobem trzyma się głowni.

Druga w kolejności była latarnia, której uchwyt do trzymania był stworzony na podobieństwo szkieletowej ręki zaciśniętej wokół pierścienia, zaś całą konstrukcję wykonano z ciemnego metalu. Całość rozszerzała się ku górze, a otwory po bokach przypominały okna z niektórych rodzajów świątyń. Do tego wszystkiego u dołu każdej ze ścianek wyobrażano małą czaszkę. Co intrygujące wewnątrz nie znajdowało się żadne naczynie na oliwę lub miejsce na ułożenie świecy, a jedynie mała wklęsła wnęka. Z kolei aura samego przedmiotu była dla Xhapiona bardzo znajoma, bowiem reprezentowała ona magię nekromancji.

Następnie zabrali się za prosty amulet, którego centralną część stanowił owalny, krwistoczerwony kamień. Tak samo jak miecz emanował on aurą transmutacji oraz również wykazywał potencjał na powiązanie z właścicielem. Na koniec zostawili sobie zielone kryształy z dna jeziorka z aurą wywołań. Światło, którym lśniły było kojące, a sama bliskość kamieni zdawała się odpędzać zmęczenie oraz ból.

Kolejne długie chwile spędzili na wymienianiu się uwagami, spostrzeżeniami oraz wiedzą celem ustalenia możliwych właściwości każdej z tych rzeczy. Podczas ekspertyzy okazało się, że runy i zdobienia na ostrzu miecza nawiązywały do wody oraz kształtowania tejże. Latarnia z kolei rozświetliła się chłodnawym, niebieskawym światłem, kiedy Ivor ostrożnie uniósł ją i skupił się na blasku, ogniu, jasności i tym podobnych rzeczach. Xhapion z kolei odkrył, że na dnie wewnętrznego wgłębiania znajdowały się resztki obicia jakby wkładano tam coś twardego oraz parę bardzo starych plam jakby od grzyba lub czegoś podobnego.

Kiedy skończyli swe intelektualne zmagania ze znaleziskami odpoczęli jeszcze chwilę, dojedli resztę strawy podgrzewając ją odrobiną magii i wówczas pojawił się obok nich Tassadunuar. Popatrzył z zaciekawieniem na znaleziska, szczególnie jego uwagę zwrócił wisior oraz dwa kawałki zielonych kryształów. Niemniej koniec końców skierował swój wzrok na ich dwójkę i rzekł:
– Burza odeszła. Słońce świeci. Czas ruszać. Gotowi?
Druid zaś siedział na kamieniu nieopodal ze skwaszoną miną przyglądając się całej scenie.


 
Zormar jest offline