Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 18:31   #14
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
W drodze do Buta
Hassan słyszał o karczmie, o której wspomniał Itlon, dlatego ruszył od razu, przepychając się przez tłum, który czasami odsuwał się z drogi, czasem po prostu sunąc przez gromady przechodniów naprzód, a czasem musiał używać drzewca glewii, na co mniej rozgarniętych przechodniów.
- Dobrze znasz tego swojego….kumpla? - Hassan jakby mielił w ustach stosunkowo nieznane mu słowo. Widać było, że północny dialekt wspólnego, używany w Mulmaster nie był jeszcze jego mocną stroną.
- Jestem stąd. - odpowiedział Itlon poprawiając kapelusz. Jakby na potwierdzenie, mężczyzna zdawał się płynąc w morzu ludzi bez większego trudu znajdując drogę, którą towarzysz z południa musiał sobie torować.
- Nie o to pytałem - Hassan odwrócił się do swojego towarzysza - Można mu zaufać? - wojownik odsunął delikatnie, jak na swoją posturę jakąś pstrokato ubraną mieszczkę, która uśmiechnęła się pogodnie. Wojownik skrzywił się, co od biedy można było uznać za uśmiech i brnął przez tłum dalej.
- W tym mieście nie należy ufać nikomu.
- Znamy się dobrze, jeśli ktoś ma coś wiedzieć, to będzie to on. -
dodał po chwili, jakby rozstrzygał poziom zaufania jakim darzył swojego informatora.
- Dobra. Rozwaga to cnota. Gdzie ta knajpa… - Hassan stanął przy jednym z nabrzeży, patrząc na zamknięte na głucho okiennice jednego z budynków. Nad jego wejściem smętnie zwisał hak na drewnianej krokwi, a buciora, który stanowił szyld i wizytówkę knajpy nigdzie nie było widać - zaraza...musieli dzisiaj? Nie rozumiem barbarzyńców. Co komu szkodzi mieć knajpę w jednym miejscu? - głośno narzekał wojownik*


But
Mężczyźni dotarli do buta. Odrobinę dłużej im to zajęło, bo But był w innym miejscu. Nie mogli się jednak rozpytywać o niego, bo i tak nikt by im nie dał odpowiedzi. W końcu im się udało i zeszli w czeluści piwnicy jednego z okolicznych budynków. Gdy weszli spojrzenia powędrowały w ich kierunku. Znajome dla Itlona twarze kiwnęły mu tylko głowami i na nowo zasępiły się nad swoimi trunkami. Dzisiejszego dnia było całkiem sporo krasnoludów. Siedziały przy jednym ze stołów i mrukliwie sączyły piwo. Za ladą stała kobieta, której ruchy zdradzały niezwykłą precyzję. Andrea podobnie jak pozostali bywalcy tego miejsca była dość melancholijną osobą o zapadniętych policzkach i cieniach pod oczami. W jej spojrzeniu jednak kryła się bystrość, której nie można było zaobserwować u każdego mieszkańca tego miasta.
- Ty pytaj, a ja spróbuję....nie rzucać się chwilowo w oczy - mruknął do Itlona Hassan i zajął miejsce przy szynkwasie, uśmiechając się szeroko do Andrei - Kumysu. A jak nie ma, to miodu.
Itlon kiwnął głową w kierunku barmanki i po chwili cieszył się zimnym piwem korzennym.
- Nie narób mi problemów - klepnął go w ramię jakby chciał „naznaczyć”, by nikt go nie ruszał samemu kierując się w stronę jednego ze stolików. Ominął krasnoludów zagadując do kilku szemranych typów w innym kącie Buta. Trwało to może z dziesięć minut, kiedy Itlon wymieniał uwagi z ludźmi pozdrawiając co jakiś czas inne, równie kaprawe i zakazane mordy.
Vojta zmienił jeszcze stolik kilka razy powtarzając „rytuał” powitań, gestów i rozmów. Przy okazji wydając ostatnie pieniądze na kolejne kufle piwa.
Gdy po pół godzinie wrócił do baru był zadowolony i lekko podchmielony.
- Mam dobrą i złą wiadomości. Którą chcesz najpierw? - spytał Hassana.
- Dobrą - Mruknął Hassan siedząc na jednym z wysokich stołków przy kontuarze. Okazało się, że w knajpie nie podają niczego innego niż piwo, więc wojownik i tak siedział już nieco zdenerwowany. Bebnił jednak tylko palcami o blat, i marszczył krzaczaste brwii, próbując nad sobą zapanować. Póki co, szło mu nieźle.
- Wiem, gdzie znajduje się ten mag. -
-A ta zła? - Humor wojownika zaczynał się poprawiać
- Spłukałem się kompletnie. - Itlon uśmiechnął się zawadiacko.
Hassan westchnął głośno, po czym wyciągnął z mieszka złotą monetę i postukał nią przed Andreą - Wystarczy za tego ochlapusa, czy powinienem mu wyrwać głowę i nabić ją na sztachetę w płocie? - zapytał, mając nadzieję, żartobliwie.
- A chcecie za tę monetę to zrobić? Za tyle pieniądza to pozwolę nawet burdę tu zrobić o ile meble przetrwają. - barmanka równie nieudolnie, co i ponuro, odpowiedziała swoim żartem. - Cztery miedziaki za kufel.
- Złociutka… - Hassan pochylił się w stronę barmanki, patrząc jej głęboko w oczy - weź abakus, policz wszystko i wydaj jakąś resztę, zaokrąglając, powiedzmy do srebrnika. Dorzucę kolejnego, jeśli nie będziesz pamiętać, że w ogóle coś zamawialiśmy - uśmiechnął się najpiękniej jak potrafił i mrugnął do kobiety.
Andrea uśmiechnęła się czego Itlon nie pamiętał aby widział. Sprawnie odliczyła odpowiednią ilość monet.
- Kto wie. Może kiedyś się nieco kumysu znajdzie dla hojnego klienta.
- Dzięki. Chyba jej się spodobałeś. To rzadkość, by Andrea uśmiechała się szczerze do kogokolwiek. - zagaił Itlon, gdy Andrea oddaliła się poza zasięg głośnego szeptu.
- Będę mieć więcej informacji jutro rano w Sercu. Pewnie będzie coś na początek poszukiwań, ale lepiej się stąd zbierajmy. Ktokolwiek uwięził Zouculara, na pewno miał tu przychylne uszy. Im szybciej stąd znikniemy, tym lepiej. Resztę opowiem jak się wszyscy spotkamy. -
- Słuszna uwaga. Szczerzyć się do tej dziewki to jedno, ale chyba nie chciałbym wylądować z nią w łóżku - mruknął cicho Hassan i czym prędzej zbierając swoje graty z przed kontuaru, wyszli na ulicę.
 
psionik jest offline