Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 00:23   #4
Dust Mephit
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Stara prawda głosiła, że nieważne jest, ilu Ty zabijesz. Ważne, ilu zabije Ciebie. Zawsze warto było pilnować by ta druga liczba nie rosła powyżej zera. Morhołt skupił się na obronie - parowaniu ciosów mieczem, braniu ich na tarczę lub najwytrzymalsze części zbroi tak by się raczej po niej ześlizgiwały niż uszkadzały.

Hagan syknął przekleństwo, kiedy bełt minął tak nieruchawy i prosty do ustrzelenia cel. Andre kontynuował modlitwę. Przy plugawym nieżyciu zostało już tylko trzech krasnoludów. Ultrix rzuciła oszczepem, przeszywając piwny brzuch gnijącego krasnoluda, już napiszkowany strzałami. Grot wyszedł przez plecy, ale to nie powstrzymało potwora.

Wąsaty rybak podbiegł do swoich. Domniemani kultyści rzucili się w stronę zabarykadowanych drzwi, zaprzestając ostrzału. Chyba woleli zniknąć wam z oczu, zanim ta walka dobiegnie końca.

Dla tak doświadczonego żołnierza i do tego odpowiednio uzbrojonego unikanie prymitywnych ciosów bezmyślnych nieumarłych nie było żadnym wyzwaniem. Musiał jedynie uważać, by się nie zmęczyć, gdyż wrogom to nie groziło.

Płomienie przywoływane modlitwami przez aasimara sprawiły wreszcie, że naszpikowany strzałami i oszczepem Ultrix nieumarły wywrócił się i ześlizgnął wnętrznościami po drzewcu aż do samej kamiennej posadzki.

Pocisk Hagana dosięgnął nieumarłego tam, gdzie powinien mieć żuchwę. Nie miał. Oszczep Ultrix odbił się głucho od ściany komnaty.

Kiedy byliście zajęci dobijaniem gnijących krasnoludów, mieszczanie wyważyli drzwi wcześniej zabarykadowane przez Morhołta. Rozpalili pochodnię i ruszyli w nieznane, byle jak najdalej od was. Rudowłosa pewnie obawiała się dociekliwości żołnierza i Pogromcy zarazem. Zabrała zresztą maskę, która wypadła jej z sakwy, gdy została zupełnie zaskoczona okropnym widokiem nieumarłych i wytrącona z równowagi. Słyszeliście, jak siłują się z prawdopodobnie kolejnymi drzwiami. Trzasnęło drewno... ale jeszcze głośniej rozległy się krzyki. Najpierw zduszony, kobiety. - Co u... - A następnie okrzyki pełne zdumienia i zgrozy.

Gdyby nie tarcza, krasnoludzki zombiak o złamanej szyi już by miał okazję zranić Morhołta brudnymi, ostrymi paznokciami.

Z bełtem tkwiącym w miejscu brakującej żuchwy i oszczepem przeszywającym bark, nieumarły był wciąż nie do zatrzymania. Nawet płomienie Ojca Świtu nie były w stanie tego chwilowo zmienić.

-Ależ mnie ci kultyści irytują - westchnął Morhołt.
Słysząc odgłosy sugerujące, że i z drugiej strony może zbliżać się niebezpieczeństwo musiał się pospieszyć. I zaryzykować. Zaatakował wyglądającego na bardziej pokiereszowanego zombiaka i powiedział:
-Kto nie strzela, blokuje tamto przejście.

Hagan rzucił się w stronę drzwi, za którymi zniknęli zdemaskowani kultyści. Myślałeś, że serce pęknie ci ze strachu. Pochodnia niesiona przez kompanów martwego już Trystana musiała zgasnąć, kiedy wpadli w pułapkę. Nic nie widziałeś na drugim końcu krótkiego korytarza, ale ile słyszałeś. Bolesne jęki agonii. Odgłosy desperackiej walki. Prośby o pomoc. Wołania do bogów - chyba wszystkich, jacy im przychodzili do głowy. Trzasnąłeś w pośpiechu drzwiami i zabrałeś się do barykadowania przejścia.

Morhołt odrąbał przeszyty oszczepem bark nieumarłego. W odpowiedzi spadły na niego kolejne, nieskładne ciosy. Wszystkie zdołał wyparować.
Bicie serca później aasimarskie płomienie dokonały dzieła. Został już tylko jeden gnijący krasnolud - o złamanej szyi, którego bezmyślne, mordercze spojrzenie było wlepione w Morhołta. Oszczep Ultrix przeszedł na wylot przez jego głowę, rozrywając sczerniały, krwisty mózg na drobne kawałki.

W tym czasie Hagan wciąż był zajęty barykadowaniem drzwi. Krzyki złapanych w morderczej pułapce mieszczan stawały się coraz cichsze. Cokolwiek czaiło się tam w ciemności, było niebezpiecznym drapieżnikiem. Zabierało jedne życie za drugim.

Morhołt zadał cios mieczem. Pewny wygranej odsłonił się niefortunnie i ten jeden, jedyny raz został zraniony, ledwie draśnięty, uderzeniem żywego trupa.

Końcowe słowa modlitwy do Ojca Świtu wybrzmiały. Święte płomienie zabrały plugawe nieżycie z ostatniego z gnijących krasnoludów. Zdyszani, przerażeni, osmarowani krwią i mózgami patrzyliście to na siebie, to na stertę ciał kultystów i nieumarłych, to na budzące grozę kolumny rzeźbione w kształt purpurowych robali, to na trumnę przytarganą przez popleczników Trystana, to w stronę drzwi, zza których jeszcze przez kilka bić serca dochodziły krzyki, prośby i modlitwy mordowanych ludzi... Walka dobiegła końca.

Kapłan wyciągnął z tobołka płaszcz który zabrał z drzewca. Wręczył go Ultrix by skryła nim swój negliż po czym wzniósł litanię do Słońca by zasklepić jej rany. Hagan siedział przez chwilę oparty o zabarykadowane drzwi wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w pozostałości po walce. Krzyki mordowanych ludzi wciąż rozbrzmiewały mu w głowie. Poczuł jak żołądek przewraca się na druga stronę. Nie był pewien, czy to przez szybkie hausty zatęchłego powietrza, doprawionego odorem rozkładających się zwłok, czy może przez nadmiar wrażeń dzisiejszego dnia. Zawirowało mu w głowie. Przekręcił się szybko i opierając kolana o kamienną posadzkę zwymiotował.

Andre podszedł do Morhołta by obejrzeć jego rany, gdy zauważył, że są to draśnięcia udał się do zwłok mieszczan, by sprawdzić czy nie mieli przypadkiem jakichś znamion lub rzeczy które mogłyby wydawać się podejrzane. Nadal pamiętając o rozkopanych grobach szukał łopaty.

Bard otrząsnął się w końcu i stanął na nogi.
Nie wiem jak wy, ale ja mam już dość na dzisiaj. Jeśli się lepiej nie przygotujemy, skończymy jak oni. Trzeba nam zabrać wszystko co może się przydać i wracać zanim zastanie nas zmierzch. - powiedział lustrując komnatę w poszukiwaniu co wartościowszych przedmiotów. W końcu stanął na chwilę przy trumnie. Ciekawość nie dawała mu spokoju. Zdecydował się na uchylenie wieka.

-Nic mi nie jest, przemyję to wodą i starczy - mruknął żołnierz. - Inni ucierpieli bardziej. - Hej, wracajcie, tu już jest bezpiecznie - zawołał do tych co ginęli gdzieś w korytarzu po drugiej stronie. W końcu kim by nie byli, to w końcu ludzie. Nikt nie zasłużył na śmierć w takim miejscu. Morhołtowi nikt już nie odpowiedział.

Goblińskie skarby zadziwiały różnorodnością, jednak były warte niewiele. Świeżo wybita moneta z odległego królestwa Nyrondu. Niewielkie, kunsztownie wykonane nożyczki o tępych ostrzach. Odlany z cyny medal, jaki wręcza się za odwagę krasnoludzkim weteranom w dziedzicznym księstwie Ulek. Zdobiony, mosiężny guzik, pasujący rozmiarem bardziej do człowieczego niż goblińskiego odzienia. Pięknie pachnące, lawendowe mydło w kształcie ludzkiej dłoni, z brakującym palcem serdecznym. Pięć stóp zielonej satyny, poplamionej czymś, co zdaje się się być zaschłą krwią. Małe, ceramiczne figurki - pogryzione - przedstawiające pannę młodą i pana młodego. Pozłacana łyżka, z żelazem widocznym w kilku porysowanych miejscach. Coś, co błyszczało jak kosztowny klejnot, okazało się tylko gładkim kawałkiem zielonego szkła. Kałamarz zawierający jeszcze trochę niebieskiego atramentu. Szklana fiolka wypełniona słodko pachnącym proszkiem kremowego koloru. Drewniana szkatułka, w której pobrzękiwały jakieś monety - o prostej konstrukcji, ale wyglądającym na skomplikowany zamku.
Po uchyleniu wieka Hagan zdziwił się. Jego nozdrza nie spotkały słodkawego smrodu rozkładu. W środku trumny leżał nagi mężczyzna. Nie wyglądał naturalnie. Twarz bardziej przypominała obciągniętą szarą skórą czaszkę niż ludzkie oblicze. Nie miała zbyt wielu charakterystycznych cech poza szczęką. Przesadnie rozbudowaną, pełną ostrych zębów.
Andre zaś znalazł potrzebną łopatę przy jednym z grubych popleczników. Wszyscy trzej zabici byli przygotowani jak do krótkiej, jednodniowej wyprawy. Martwy Trystan miał przy sobie purpurowe szaty i maskę. Podobną jak ta rudowłosej kobiety, której imienia już raczej nie poznacie. W kształcie srebrnej, humanoidalnej czaszki, o rozdziawionej i najeżonej ostrymi zębami paszczy.
Poczuliście swąd dymu, kiedy Ultrix porozrzucała po całej sali pochodnie. Po goblińskich legowiskach, śmieciach i krzywych stołach zaczęły pełzać powolne płomienie.

-Spalmy to gówno i spieprzajmy stąd. Cokolwiek mogło by się tu upiec pewnikiem na to zasługuje
- powiedziała Ultrix.

-Andre! - zawołał bard zaniepokojony dziwnym odkryciem po uchyleniu wieka trumny. - Możesz na to zerknąć? Eee, ten typ wygląda podejrzanie. Nie potrzebujemy jakiegoś kołka i wody święconej czy czegoś podobnego?

Spalimy go razem ze wszystkim innym. Bogowie sami rozpoznają swoich.
- odpowiedziała barbarzynka.
-Zdekapituj te zwłoki Ultrix i wychodzimy, nic tu po nas. - zasugerował kapłan. Ultrix popatrzyła na zwłoki po czym wzruszyła ramionami, chwyciła za topór i spuściła zza głowy jego ostrze na szyję denata.

Otwarcie ślepi w ostatnim momencie. Nieludzki ryk. Ostre kły rozrywające ciało Ultrix.
Spodziewaliście się wszystkiego... ale nic się nie stało. Ultrix wytarła beznamiętnie topór.
Wyszliście przed ruiny wieży. Po tym, co przeżyliście, wyglądały bardziej złowieszczo niż przedtem.
Spojrzeliście na zamglone słońce. Moglibyście być pewni, że nie wrócicie do Słonych Bagien przed zmrokiem, ale chociaż zdążycie dojść do drogi, a stamtąd będzie już łatwo.
Andre przy użyciu znalezionej łopaty pochował wskazywane przez nadnaturalne zmysły szczątki w jednym miejscu. Trochę się napracował, ale odetchnął wreszcie z ulgą. Ruszyliście.

***

Rozmowy, wybuchy śmiechu, pogwizdywania. Zauważyliście grupkę mężczyzn. Pięciu. Uzbrojonych. Niechlujnie ubranych, o nieogolonych twarzach. Siedzieli na pieńkach ściętych drzew i pili. Prawdopodobnie rum. Mieli ze sobą dwa psy myśliwskie. Leżały przy nogach postawnego brodacza. Wydawało wam się, że jeszcze was nie zauważyli, a z takimi to nigdy nie wiadomo co im do łbów przyjdzie. Przy odrobinie szczęścia moglibyście spróbować ich wyminąć idąc przez wzgórza na fort Burle, ale wtedy na pewno zastanie was ciemność jeszcze zanim dojdziecie do traktu.

W drodze powrotnej Hagan przygrywał na lutni jakąś naprędce wymyśloną melodię.

Trzy gobliny, siedmiu krasnoludzkich zombie i ghul,
Czworo pogromców stawiło czoła martwemu złu!
Jeno Bogowie wiedzą co w kurhanach czai się,
Wkrótce o tym usłyszysz, bo czwórka...
- bard przerwał grę. - Wiecie co? Powinniśmy się jakoś nazwać.

-Nie uważam tego za coś istotnego, ale pozostawię to Twojej inwencji twórczej - kapłan zrobił pauzę. - Idziemy jak szliśmy czy omijamy tych wątpliwych badaczy runa leśnego?

Pół-elf nie odpowiedział. Spojrzał w stronę Morhołta i Ultrix, którzy przyjęli tego dnia najwięcej ciosów.

Morhołt wzruszył ramionami.

-Mam wyjebane. Równie dobrze mogę komuś wyjebać. - Wypowiedziała się Ultrix w materii napotkanej grupy.

-Jak myślicie, czy ta zgraja goblinów chce nas zaatakować? - Brodacz zapytał się kamratów, wskazując na was toporkiem. Rozległ się drwiący śmiech.

-Zdechlaki! - Zawołał niepozorny zbrojny, męczony pijacką czkawką. - Jesteście przyjaciółmi czy... hip! wrogami?

[MEDIA]http://i.pinimg.com/originals/41/72/3a/41723a59b9301316c9c860094e75f1ba.png[/MEDIA]
jeden z pijanych zbrojnych

Psy myśliwskie stanęły na łapach i nie odrywały ślepi od kundla, który szedł przy nodze Andre.

-Patrzcie, to ten święty! Poznaję go... bóg zapłaci jeśli nas czymś poczęstujesz!

-Jedyne czym was poczęstuję to gniew boży - powiedział kapłan podniesionym głosem, bez krzyku, jednak wyraźnie słyszalnym dla szukających zaczepki.

-Niech mu święty wybaczy, za dużo rumu wychłeptał i zaczepki szuka, no nie panowie?
- Odezwał się cwaniaczek z kolczykiem w uchu. Pozostali przytaknęli.

-Z taką to by można dopiero walkę stoczyć. W łóżku! - Gładząc delikatny wąsik, jeden z nich przypatrywał się Ultrix. A zaraz kilku kolejnych.

-Z goblinem?! Bo to chyba goblin, nie?! - Wyszeptał łysy. A przynajmniej mu się zdawało, że szeptał.

-Pogromcy! - Gadaninę przerwał wyraźny basowy głos. - Na coś się dzisiaj przydaliście? Czy tylko wyprowadziliście na spacerek całe to żelastwo? - Poklepał dłonią pochwę miecza.

Morhołt nic nie mówił, oglądał sobie swój toporek do rzucania.

-Wybaczcie panowie, ale musimy już ruszać. Wkrótce będzie zmierzchać, a przed nami jeszcze kawałek drogi - odezwał się Hagan.

-To musi być ciężka praca, cały czas tak walczyć i sobie jeszcze miłej pogawędki odmawiać! Hola, chodźcie się napić i pokażcie chociaż jakieś trofeum! Każdy potrzebuje przerwy, nawet Pogromca!

-Od kiedy Pogromcy są takimi ponurakami...? Może to nie Pogromcy, tylko... tylko... bandyci jacyś? - Awanturnicy naciskali coraz mniej, ale wciąż oczekiwali, że rzucicie im jakiś interesujący ochłap z waszych przygód lub zapewnili im rozrywkę w inny sposób.

-A co tam macie do picia? - Zapytała Ultrix odkładając plecak i z młotem zarzuconym na ramię skracając dystans do mężczyzn.

-Rum... chcesz? Bierz! - Wykolczykowany podsunął niepewnie butelkę.

-Co cię tak podrapało? - Zaciekawił się ten wąsaty.

-To skąd was przyniosło? Miny macie nietęgie. - Dopytywał się dalej ten o najniższym i najdonośniejszym głosie.

Ultrix załyczyła - Żywe trupy chciały mi się dobrać do dupy.

Parsknęli zduszonym śmiechem. - Żywe trupy? - Ten z kolczykiem powtórzył sceptycznie.

-Musiały czegoś bronić, nie? Może czegoś... cennego?

-Napij się jeszcze i zdradź coś więcej!
- Zachęcał wąsaty.

Ultrix kątem oka zauważyła, że jedna z glinianych butelek nieznacznie ruszyła się sama, jakby popchnięta przez niewidzialną siłę. Twoja bystrość wzroku nie pozostała niezauważona. Brodacz położył ciężki but na flaszce i przesunął za sakwę, przy której siedział.

-Chuj wie - Powiedziała zgodnie z prawdą kobieta po czym machnęła do zbrojnego towarzysza. - Podejdź Morhołt, może ty wiesz coś więcej, chłopaki mają tu kilka wyskokowych butelek widzę i może i z tobą się podzielą. Nie?

-Morhołt... - Brodacz powtórzył imię ściszonym głosem, co wyłapały tylko uszy Ultrix, jako że pozostali z was nie zdecydowali się jeszcze podejść bliżej.

-"Chuj wie", znaczy podwinęliście ogon, a skarb dalej czeka na prawdziwych twardzieli? - Zapytał łysy awanturnik. - Pokażcie gdzie, to dokończę robotę za was.

-Daj jej spokój Gwinear, widzisz przecież, że zasłużyła na masaż. Co najmniej na masaż... - Pogładził wąsik.

-Nie mam zamiaru tu tracić więcej czasu. Jeżeli nie masz w planach zrównać ich z ziemią to się pośpiesz. W karczmie oprócz rumu będzie strawa i towarzystwo godniejsze naszej uwagi - zirytował się Andre.

-Święty rumu nie pije czy tylko udaje? Pije, co? To bardziej niż pewne! - Zagadywał Ultrix jeden z awanturników.

-Książki o nim nie piszę to i nie wiem. - Ultrix wykonała pierwszy krok z powrotem ku kompanom. - Dzięki za napitek tak czy siak chłopaki, trzymajcie się. - Kiedy Ultrix ruszyła, zawirowało jej w głowie. Coś było nie tak...

Morhołt zbliżył się, obserwując towarzystwo. Żołnierz czasem wie, czy ktoś chce go zabić czy tylko groźnie wyglądać albo się poprzechwalać. I czy to profesjonaliści czy amatorzy. Zabijanie zmienia oczy. Robią się zimne. A już na pewno potrafi poznać czy to są bracia żołnierze, nawet byli, czy banda jakichś cywilów.

Ultrix zakołysała się i upadła jak ścięta na twarz. Wykolczykowany zbrojny śledził jej ruchy niczym głodny wilk. Niemal w tym samym momencie dopadł do jej ciała. Z nożem w ręku. Ostrze błysnęło w świetle zachodzącego słońca, kiedy przystawił je do szyi Pogromczyni. Sądząc po szybkości, z jaką to wszystko się odbyło, mieliście do czynienia z profesjonalistą. Przynajmniej jednym. Dezerterem, byłym żołnierzem, tudzież najemnikiem... Musiał być to jego pomysł, bo pozostali, nie dość że pijani, jeszcze przez chwilę byli zaskoczeni obrotem sytuacji. Niepewni, co zrobić, po prostu chwycili za broń i wstali z pieńków.

-Chcecie ją z powrotem, co? Broń na ziemię, rozbierać się do golasa i wypierdalać stąd!
- Krzyknął wykolczykowany prowodyr.

-Wiesz na kogo napadłeś kretynie?! - Zadrwił Hagan - Jej plemię jest niedaleko stad. To dzikusy. Wytropią was bez najmniejszego problemu i powbijają wasze dupska na pal. Będziecie cierpieć godzinami zanim wam flaki wypłyną przez odbyty!

-Daję ci ostatnią szansę zanim spłoniesz żywcem. - w dłoni aasimara pojawił się płomień, a jego oczy zaświeciły na czerwono - zacznę powoli, tak by mój towarzysz mógł obedrzeć cię ze skóry.


-Może zdążysz, kto wie. Ale potem to już zadecydują broń, wyszkolenie i współpraca - spokojnie powiedział Morhołt - więc radziłbym udawać, że to taki kiepski pijacki żart. Wtedy tylko zarobisz w zęby jak się obudzi, a ty będziesz w okolicy. Inaczej nie będzie litości. A do reszty z was nic nie mam. Chwilowo. Schowajcie żelastwa, zanim odbiorę je wam i wypłazuję nimi po rzyciach.

Po słowach Hagana na twardym obliczu wykolczykowanego awanturnika pojawiła się niepewność. Znikła, kiedy pozostali zbrojni zrobili krok. Co prawda chwiejny, ale do przodu. Z kuszami w rękach. Jeszcze nie naładowanymi.

-Wydaje mi się, że lekcje wyszkolenia i współpracy pobieraliśmy w tym samym miejscu. - Oznajmił brodacz. - Były całkiem dobre muszę przyznać. Kolejnych nie potrzebujemy. A z tych kusz strącimy każdy łeb.

Święty i obdzieranie ze skóry? Coś mi tu nie pasuje chłopaki... tym bardziej musimy się nimi zająć.
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, jednak nikt jeszcze nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu.

Bard widząc, że kompani dodali brodaczowi pewności, postanowił zwrócić kolejne słowa do nich - naprawdę chcecie ginąć przez idiotyczne pomysły tego tchórza, co chowa się za kobietą? Nawet jeżeli tutaj wam się jakimś cudem uda, do jutra jej pobratymcy was znajdą i pozabijają.

-Też mi pomysł.
- Burknął brodacz. - Jak ją teraz wypuścimy, dzikusy zrobią dokładnie to samo, a jeszcze was będziemy mieć na karku... i to w pełnym rynsztunku. Lepiej dajcie mi dobry powód żeby was nie pozabijać. A z tobą... - zwrócił się do wykolczykowanego - policzę się później.

-Nie zależy nam na jakiejś zemście. Jak coś jej się stanie, wszyscy mamy przesrane. W tej kwestii jedziemy na tym samym wózku. Kiedy barbarzynka się obudzi, powiemy jej, że ją odbiliśmy. - bard wyciągnął powoli łup z kurhanów i rzucił brodaczowi - na znak dobrej woli. To wszystko co znaleźliśmy przy tych trupach. Niewiele. Zbyt mało by ryzykować gniew barbarzyńców. Weźcie i rozejdźmy się w pokoju.


-Jeszcze wasze sakiewki. - Zażądał.

-Jak pozbędziemy tych paru miedziaków, nie będę miał jak jej zełgać, żeśmy ją odbili. A ona lubi pić. - Hagan zrobił wymowne spojrzenie w stronę pół-orczycy - Musimy iść na kompromis. Inaczej nie dam rady przekonać tej dzikuski, żeby za wami nie lazła.

-Już nie polezie... - Wykolczykowany wstał na nogi chwiejnym ruchem. W dłoni trzymał nóż. Kapała z niego krew Ultrix. Leżała z poderżniętym gardłem. - Dobry ork to martwy ork. Jak w Ponurym Lesie.

Zapadła napięta cisza pełna nerwowych spojrzeń.

-To się może skończyć na jednej śmierci, ale nie musi. Żadnych fałszywych ruchów! Nie zbliżać się!
- Groził brodacz. - No już, wynoście się stąd! - Wskazał kuszą kierunek, w którym powinniście się udać dla własnego dobra. Szczute psy myśliwskie szarpały się na smyczach i warczały groźnie. Mieli przewagę liczebną, kusze i psy. Jednak zbrojni byli już nieźle wstawieni. Może poza wyraźnie sprytniejszym od pozostałych "kolczykiem". Gdybyście pragnęli pomścić Ultrix, wynik wendetty byłby ciężki do przewidzenia.

"Kolczyk" przewidział, że zrobi się krwawo. Był szybszy. Nacisnął spust kuszy. Niecelny bełt świsnął koło ucha Hagana. Zanim Morhołt zdążył rzucić toporkiem, już dwa psy myśliwskie rzuciły się, gotowe zagryźć go na śmierć. Jedyny w miarę trzeźwy z szumowin nic nie robił sobie z podszytej magią litanii przekleństw Hagana. Grajek schował się za kamieniem w obawie przed kolejnym bełtem wystrzelonym w jego stronę. Morhołt zajęty był obroną przed wściekłymi psami. Podpity łysol okrążył go. Pchnął kordelasem. Żołnierz obrócił się i w porę sparował cios.

Pozostali zbrojni rzucili się za kamienie, pieńki drzew. Brzęknęły cięciwy kusz. Wszystkie wycelowane w Andre. Mieli go jak na dłoni. Rum jednak nie pomagał. Jeden grot utknął w boku Pogromcy. Zacisnąłeś zęby z bólu. Poczułeś palcami krew. Na wykolczykowanego zbója zstąpił z niebios blask palący jego skórę. Dopiero teraz zrozumiał, że groźby świętego nie były czczym gadaniem.

-Święty! Oby twoje kości bielały jutro na słońcu! - Wykrzyczał zza kamienia Kolczyk. Wychylił się. Wycelował. Niosący śmierć pocisk minął Andre o włos.

Morhołt zamiast rzucić toporkiem wbił go w bark łysola. Zbrojny aż ryknął z bólu. Widać było strach w jego oczach. Nie chciał dzisiaj umierać. Bicie serca później Pogromca musiał już znowu odgrażać się od psów myśliwskich. Kątem oka dostrzegł, że Andre spieszył mu na pomoc.

-Eee, panowie, chyba spierdalamy - wycharczał zaskoczony raną łysy, bardziej do siebie niż do oddalonych kompanów.

-Barbarzyńcy i tak was wypatroszą za to co zrobiliście! Głowa mordercy i nasze rzeczy za wasze życia!
- Krzyknął bard.

-No zamknij tą gębę cuchnący śmierdzielu bo nie mogę trafić w twój głupi łeb! - Wykrzyczał przez zaciśnięte zęby schowany za głazem Kolczyk.

-Psia mać. - Trzy bełty utkwiły jeden po drugim w tarczy Andre. - Jeszcze cię dorwiemy!

Bandyta jeszcze próbował swoich szans z Morhołtem. Coraz mniej pewnie, ale jednak. Żaden z pijackich, desperackich ciosów nie miał szans dosięgnąć trzeźwo myślącego żołnierza. Morhołt stał pewnie na nogach, osłaniał się tarczą i bił młotem bojowym.

Żadna ze stron przez pewien czas nie mogła zdobyć żadnej przewagi... Hagan zamierzał to zmienić. Niecenzuralne, ale zaklęte słowa Hagana sprawiły, że Kolczyk musiał pomyśleć dwa razy, zanim ponownie wychyli się zza głazu.

Draśnięcie kordelasem zaskoczyło Morhołta. Żołnierz był tak odzwyczajony od bycia ranionym, że takie drobne rany tylko budziły w nim złość. - Prędzej ostrze mi się stępi o ten zakuty łeb... - Wymamrotał do siebie pijany łysol widząc, jak niewiele jest w stanie wskórać.

Andre wziął zamach. Straszliwe uderzenie buzdyganem w plecy niemal rozciągnęło łysego zbója bez czucia na trawie.

--W nogi! - Mamrotał do siebie.

-Ty będziesz następny!
- wrzasnął Andre wskazując buławą w najbliższego z bandytów.

-Ile razy jeszcze mam pudłować zanim zrozumiesz aluzję i uciekniesz? - zapytał zmęczonym tonem Morhołt.

Wykolczykowany wychylił się. Wymierzył. Strzelił. Bełt odbił się od głazu. Hagan odetchnął z ulgą. Bandzior syknął przekleństwo pod nosem. Pies myśliwski rzucił się na opancerzone udo Morhołta. Nie zdołał wytrącić żołnierza z równowagi. Pogromca nie robił sobie też wiele z ugryzienia.

- Stul... gębę! - Najtrzeźwiejszy ze zbójów złapał się za wykolczykowane uszy. Nie mógł już znieść zaklętych słów Hagana, które wdzierały się do jego głowy i powodowały fizyczny ból.

Wystrzelone z pijacką celnością bełty świstały w dużej odległości nad waszymi głowami, odbijały się od głazów, lądowały w trawie. Przerażony utratą krwi łysol rzucił się do ucieczki. Zapomniał zupełnie o obronie. Andre brutalnie uderzył w tył głowy buzdyganem. Bandyta padł trupem. Wydawało się, że jego kamraci nagle zamarli.

-Gwinear! - Zawołał brodacz zaskoczony śmiercią kompana. - Howel, Malgen, bierzemy ich!

-Nie odnajdzie spokoju po śmierci, zadbam o to! - Krzyknął Andre

Śmierć podziałała otrzeźwiająco. W oczach bandytów pojawił się niebezpieczny, lodowaty błysk. Zamiast rzucić się do ucieczki niczym szczury, zamierzali pomścić Gwineara.

Andre zamachnął się buzdyganem na żądnego krwi psa, ale zwierzę zdążyło się uchylić.

-Tchórz was zostawia z bigosem, który nawarzył! Chcecie ryzykować za niego tyłki?! - Krzyknął Hagan kiedy wykolczykowany zbir zaczął uciekać. - wydajcie nam go, a ocalicie swoje życia! - Haganowi trudno było trafić w ruchomy cel. Spudłował.

Pies zawył żałośnie, kiedy miecz Morhołta przeszył go na wylot. Żołnierz zaparł się butem i wyciągnął zbroczony miecz z tułowia zwierzęcia.

-Zajebię cię! - Krzyczał bandyta, kiedy szarżował na Hagana z kordelasem uniesionym nad głową. Pogromca zdążył jednak uniknąć ciosu. Ślepy kundel stanął w obronie Hagana. Rzucił się na zbója. Przewrócił go na ziemię i zaczął szarpać kłami. Nieco dalej pies myśliwski gryzł bezlitośnie Morhołta, ale ciężkozbrojny żołnierz potrafił sobie poradzić nie z takimi wrogami i przeciwnościami losu.

Jeden bełt przebił się przez kolczugę i ugodził Andre w pierś. Widziałeś jak przez czerwoną mgłę. Andre powtórzył swoje okrutne dzieło. Ruszył w stronę Hagana. Uniósł buzdygan i z całym impetem trzasnął w tył głowy. Bandyta nie mógł tego przeżyć.

-Musisz mi teraz przyznać, że ucieczka to też sposób walki - powiedział do brodacza wąsaty awanturnik, drżącą ręką gładząc delikatny wąs.

Sylwetka Kolczyka stawała się coraz mniejsza. Uciekał ile sił w nogach. Byliście już niemal pewni, że Brodacz i Wąs postąpią podobnie. Już podwijacie ogony tchórzliwe szczurki?! -Wykrzykiwał pół-elf - I tak was dopadniemy!. Wąs złapał się za głowę, kiedy Hagan zaczął magiczną inkantację. Sprawiał słowami fizyczny ból.

Brodacz gwizdnął na psa. Zwierzę przestało usiłować zagryźć Morhołta na śmierć. Bandyci uciekali, co jakiś czas odwracając się i szyjąc z kusz na wypadek, gdybyście chcieli rzucić się w pościg. Błędny grot znalazł lukę w zbroi Andre i rozciągnął go na trawie. Ślepy kundel pochylił się nad nim i zaczął skomleć.

Żądny zemsty Morhołt rozpędził się i rzucił oszczepem. Grot otworzył ciężką ranę w boku wąsatego zbója. Ten wrzasnął z bólu, ale nie przestawał biec. - Achhh… Raniono mnie… Na pomooooc!

***

Andre otworzył oczy. Żył. Odetchnęliście z ulgą. Rana od bełtu nie była śmiertelna, choć niewiele brakowało. Sylwetki banitów powoli znikały w oddali.

-Dorwaliśmy ich?

Hagan pokiwał przecząco głową. Zwrócił ponure spojrzenie w miejsce, w którym leżało ciało Ultrix. - chyba przyjdzie ci odprawić dzisiaj jeszcze jeden pogrzeb Andre. Przyjąłeś śmiertelny cios. Lepiej nie wysilaj się za nadto. Twój bóg rzeczywiście musi mieć dla ciebie ważne zadanie skoro żyjesz po takim trafieniu.

-Zapłacą za to. Skojarzyli mnie więc muszą bywać w mieście, damy ich opisy milicji, może ktoś ich zna. Sprawdźmy czy nie zostawili czegoś pożytecznego. - Kapłan wstał z wysiłkiem, obejrzał swoje rany i zmierzył wzrokiem miejsce walki. Podszedł do najbliższego trupa i splunął mu w twarz. Zamyślił się chwilę po czym pogłaskał psa. - Boska opatrzność to jedno, ale bez Was towarzysze na pewno bym zginął. Dziękuję że zaniechaliście pościgu.
 

Ostatnio edytowane przez Dust Mephit : 18-03-2020 o 00:29.
Dust Mephit jest offline