Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2020, 16:44   #1
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
[D&D 5E / Forgotten Realms] "Serce Smoka"

Gdzieś mniej więcej pośrodku szlaku pomiędzy Cormyrem, a Wybrzeżem Mieczy stała karczma o jakże wdzięcznej, a jednocześnie jakże dwuznacznej nazwie “Ostatni Przyjazny Dom”. Co prawda był to głównie chwyt reklamowy gdyż w każdą stronę szlaku od tego miejsca można było znaleźć kolejne karczmy w odległości dwóch, góra trzech dni drogi. Jednak ten chwyt reklamowy był dokładnie przemyślany i perfekcyjnie wprowadzony w czyn.
Karczma była sucha i ciepła. Pokoje były przytulne, a materace wygodne i co ważniejsze pozbawione życia wewnętrznego. Jadło serwowane przez kucharza Ulfa było smaczne i pożywne, a zapachy gotowanych potraw potrafiły ściągnąć wędrowców ze szlaku nie pozwalając im się oprzeć pokusie wstąpienia na posiłek nawet gdy nie zamierzali tu nocować. Dwie kelnerki były ładne, pracowite i miłe choć łapy trzeba było trzymać z daleka od ich jędrnych pośladków.
W kominku zawsze palił się ogień a jego ciepło rozchodziło się po każdym zakamarku głównej izby gdzie stały stoliki dla gości i gdzie swoje królestwo za wielkim wypolerowanym blatem miał karczmarz i właściciel tego całego przybytku. Karczmarz nazywał się Bjorngson i był z niego kawał chłopa także rzadko tu dochodziło do burd gdyż łatwo można było skończyć z obitą mordą wyleciawszy przez otwarte drzwi lotem parabolicznym. Natomiast trunki serwowane tutaj były najwyższej jakości. Wszelkiego rodzaje wina i mocniejsze bimbry przedniej jakości. Zdarzały się nawet wyśmienite miody pitne dla najbardziej wyrafinowanego podniebienia. No i cały zakres różnych gatunków piw łącznie z tymi najprzedniejszymi warzonymi przez krasnoludy. Natomiast ceny za usługi na tak wysokim poziomie były tak skalkulowane, że nikt się nie skarżył, a interes kwitł i nie narzekała na martwe okresy.
Wszystko to sprawiało, że każdy bez wyjątku prędzej czy później czuł się tu jak w domu. Stąd też “Ostatni Przyjazny Dom” w pełni zasługiwał na tą nazwę i sława karczmy była znana daleko, daleko poza granicami tej prowincjonalnej okolicy, w której się znajdowała. Kto raz tu zagościł, będąc kolejny raz w tych stronach potrafił nadrobić wiele dni drogi żeby zatrzymać się tu ponownie. Szczególnie teraz w środku zimy gdy dookoła wszechobecny był śnieg i trzaskający mróz, a i lodowate wichry czasem odwiedzały okolicę.



Tego wieczoru karczma była niemal że pełna, ale co się dziwić w taką pogodę. Płomienie trzaskały wesoło w kominku, kelnerki dwoiły się i troiły przemykając między stolikami jak leśne wróżki. Było ciepło, a gwar rozmów zarówno tych głośniejszych jak i tych wypowiadanych półgłosem unosił się pomiędzy zapachami serwowanych dań. Większość gości wyglądała na kupców w drodze z jednego targu na drugi. Zima nie zima, ale utrzymywać zlecenia trzeba, tak jak i podpisywać nowe kontrakty. Był nawet trzyosobowy oddział uzbrojonych strażników z jakąś pilną misją do Waterdeep. Typowych poszukiwaczy przygód było dziś mało, może dlatego że w środku zimy w tej okolicy nie było za bardzo nic do roboty. Ci zaś którzy się tu znaleźli byli zazwyczaj w drodze skądś dokądś.

Elfka Milena Talavir przybyła tu ledwie wczoraj. Była w drodze do Baldur’s Gate jednak zatrzymała ją śnieżyca. Póki co burza śnieżna nie zamierzała tak szybko odpuścić także chcąc nie chcąc chwilowo tu utknęła. Jednak na warunki pobytu się nie skarżyła, szybko odkrywszy jakość oferowanych tu usług. Zaczęła więc szukać pozytywnych stron sytuacji w jakiej się znalazła oraz w co wielce nie wierzyła chciała spróbować wykorzystać ten czas na być może znalezienie jakiegoś zlecenia. Mocno w to wątpiła w tej okolicy Zapomnianych Krain. Jednak nic nie szkodziło popytać. Zanim zajęła miejsce przy stoliku zamówiła sobie półsłodkie czerwone wino u karczmarza, a nie od dziś wiadomo przecież, że najlepszymi źródłami informacji są właśnie właściciele karczm i gospód. Zagadnięty Bjorngson nalewając Milenie wina kiwnął tylko ledwo zauważalnie głową w kierunku stolika, umiejscowionego w najdalszym kącie sali i niemalże całkowicie skrytego w cieniu.
Elka udała się do swojego stolika i dopiero moment spożywania posiłku wykorzystała na bezwiedną obserwację sali z pozostałymi gośćmi. Kilka przelotnych spojrzeń rzuconych w kierunku wskazanym przez karczmarza niewiele dało poza tym, że stojący tam stolik był ustawiony prawdopodobnie specjalnie tak, żeby siedzące w tym miejscu osoby miały pełny i nieograniczony wgląd na całą salę, jednocześnie sami pozostając niemalże całkowicie skryci w cieniu.

Jedyne co udało się elfce zaobserwować to fakt, że siedząca tam postać była dobrze zbudowana, choć trudno to było do końca określić gdyż obcy był opatulony w płaszcz z głębokim kapturem. Obok krzesła stał oparty miecz także Milena wywnioskowała, że musiał to być zbrojny jednak możliwości przecież było wiele. Zresztą czasem trudno po samym ekwipunku stwierdzić czy to paladyn, kapłan czy może wojownik. Kaptur był na tyle obszerny i głęboki, że widać czasem jedynie bardzo niewyraźny zarys twarzy bez żadnych szczegółów. Karczmarz wskazał tego człowieka jako potencjalne źródło zlecenia i tego Milena postanowiłą się trzymać.



Delamros Chorster koczował w tej karczmie już od ładnych paru dni. W sumie nigdzie mu się nie spieszyło. Zima jest to musi być zimno, ale przecież niekoniecznie trzeba ten czas spędzać odmrażając sobie dupę na szlaku bez ważnej przyczyny. Stwierdził więc dlaczego by nie spędzać tego nieprzyjaznego czasu w cieple przy kominku. Jednak przecież nie można tak w nieskończoność. Nie tyle za przyczyną jego niespokojnego ducha, który rzadko pozwalał mu na siedzenie w jednym miejscu zbyt długo, ale bardziej za sprawą faktu, że monety w jego sakiewce zaczynały się powoli aczkolwiek nieubłaganie kończyć. Szukał więc w trybie pilnym jakiegoś nowego zlecenia. Zew przygody, ale też i sprawy materialne wzywały go ponownie na szlak.

Dzięki informacjom uzyskanym po kilku kuflach krasnoludzkiego piwa wypitego razem z karczmarzem Bjorngsonem wiedział już od trzech dni kogo ma wypatrywać. Jednakże ten nieznajomy przybył do “Ostatniego Przyjaznego Domu” dopiero dziś przed południem. Z czego samego momentu przybycia Delamros nie zarejestrował. Jako, że nie wypadało tak lecieć do gościa bezpośrednio i grubej rury bez ogródek pytać czy ma jakieś zlecenie i czy przypadkiem nie potrzebuje kogoś do pomocy, zajął z góry upatrzoną strategiczna pozycję i czekał na odpowiedni moment. Siedząc niedaleko kominka sączył piwo i obserwował całą salę. Dzień jak codzień w karczmie. Niczego ani specjalnie ciekawego ani specjalnie podejrzanego nie zauważył.

Czas płynął spokojnie, żeby nawet nie powiedzieć leniwie. Cóż się jednak dziwić gdy za oknem szalała burza śnieżna, a w karczmie ciepło, sucho i przyjemnie. Nawet jakiś wędrowny bard się przyplątał i brzdąkając na swojej lutni czarował melodią i swoim głosem piękne kelnerki. Repertuar zaś miał zacny: od przaśnych przyśpiewek ludowych, przez poezję śpiewaną po epickie ballady opowiadające o przygodach odważnych śmiałków, o mitycznych stworach czy o smokach i lochach.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline