Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2020, 23:59   #32
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Nie miała okazji jednak zbyt wiele nad tym myśleć, gdy znalazła się na fotelu automobilu pędzącego z dużą prędkością przez ulice. Isadore jeździła jak szatan niewątpliwie niezbyt dbając o swoje bezpieczeństwo. Wkrótce jednak dotarły do klasycznej posiadłości otoczonej wysokim białym murem.Co było dziwne… sądząc po zachowaniu Isadore, El mogła się spodziewać czegoś bardziej ekscentrycznego, a nie budowli otoczonej ogrodem, która nie wyróżniała się za bardzo na tle sąsiadów.
A potem… przejechały przez bramę i ruszyły dróżką w kierunku drzwi wejściowych do posiadłości. Po drodze mijając rzeźby...pary, a czasem i bardziej liczebne kombinacje ras i płci… nagich lub prawie nagich i oddanych przeważnie wyuzdanym aktom namiętności. Tak dokładnie wyrzeźbionych, że… wydawały się być żywe.
- Jak na te rzeźby.. reagują goście? - Elizabeth przyglądała się dziwnym figurom zastanawiając sobie jak właścicielka rezydencji mogła sobie choćby wymyślić coś takiego.
- Są zachwyceni. Moi klienci chcą właśnie czegoś takiego. Erotyzm z gustem.- odparła z uśmiechem Izadore zajeżdżając przed wejście do rezydencji. Drzwi do niej się otworzyły i wyszedł z niej długowłosy albinos w liberii lokaja.
- James, odstaw samochód.- rzekła Izadore wysiadając.- Zjemy w zielonym salonie, ciastka i kawa. To jest Elizabeth Morgan. Pracowała tu jako pokojówka. Jesteście dobrymi znajomymi.
- Ależ oczywiście.- lokaj podszedł do El ukłonił się i pocałował jej dłoń.- To wielka przyjemność, że znów raczyłaś nas odwiedzić Elizabeth.
- Też się cieszę, że cię widzę James. - Czarodziejka z zachwytem obserwowała mężczyznę. Był tak.. piękny.
- Poznaliście się dogłębnie.- zażartowała Izadore i pociągnęła El do środka swojej posiadłości.- W holu jest jego posąg, więc możesz obejrzeć wszystkie szczegóły jego ciała.
Lokaj tymczasem wsiadł do automobilu i pojechał na tyły posiadłości.
- Nie.. nie ma chyba takiej potrzeby. - Elizabeth podążyła za gospodynią.
- No wiesz… piękno i sztukę należy podziwiać. Co mi przypomina, że nie mam twojego posągu. - oburzyła się się artystka prowadząc Elizabeth przez hol pełen dzieł sztuki (nie tylko jej autorstwa i nie tylko o erotycznym charakterze), do białego posągu gibkiego i zgrabnego mężczyzny opierającego jedną dłoń o rapier wbity w ziemię, a drugą wodzącą po… długim acz wąskim…. “mieczyku”.
- Obawiam się.. pozy, którą byś mi wybrała. - Elizabeth nie mogła oderwać wzroku od męskości mężczyzny.
- I słusznie.- zgodziła się z nią Isadore zerkając na jej spojrzenie.- No… to teraz interesy?
- Tak. - Czarodziejka obejrzała się na gospodynię. - Odpowiadając na twoje pytanie, chyba udało mi się zadomowić.
- Cieszy mnie to.- obie kobiety doszły do saloniku, którego ściany pokrywała zielona tapeta. Isadore wskazała na kanapę otaczającą z jednej strony stoliczek, a sama usiadła naprzeciw drugiej.
- I jak ci się tam żyje?- zapytała.
- Mam współlokatorkę, która jest.. chyba można powiedzieć, moją kochanką? Zawarłam niewielką umowę z pewną czarodziejką, która rozpoznała we mnie magiczkę, zaprzyjaźniłam ze strażnikiem parku i bibliotekarką i chyba.. ochmistrzyni ma na mnie oko. - Odpowiedziała spokojnie El rozglądając się po pomieszczeniu. Te akurat było bardzo konserwatywne. Landszafty na obrazach, zbroja w kącie… płytowa, ale zapewne replika z taniego żeliwa. Isadore założyła nogę na nogę uśmiechając się lubieżnie.- Już masz kochankę, no proszę proszę… cicha woda z ciebie Elizabeth.
- Po prostu.. wiele jest osób, które mają takie potrzeby. - Czarodziejka zarumieniła się. - A już szczególnie wśród magów.
- Magia ponoć podnosi libido… pomijając szkołę nekromancji oczywiście.- mruknęła cicho Isadore wodząc palcem po granicy swojej sukienki na udzie i spojrzeniem po Elizabeth.- Acz ty… jesteś wyjątkowo smacznym kąskiem. Aż prosisz się bym cię uwieczniła w ramionach Jamesa… albo moich.- zachichotała i dodała.- Zauważyłaś coś ciekawego na uczelni? I co oznacza, że ochmistrzyni ma cię na oku?
- Wygląda jakby lubiła brać ludzi pod obcas i to w związku z igraszkami. Chyba przypadłam jej do gustu. - Elizabeth patrzyła na krawędź sukienki Isadore, zastanawiając się jak mogłaby uwiecznić siebie i ja podczas stosunku.
- To bardzo obiecujące… - tymczasem lokaj wkroczył do pokoju z kawą i ciasteczkami na tacy. Postawił ją i spytał.- Czy to wszystkie życzenia?
- Wszystkie?- zapytała Isadore swojego gościa.
Czarodziejka zarumieniła się, przesuwając wzrokiem po lokaju. - ..ta..tak wszystkie.
- Podejdź do mnie.- nakazała Isadore i James stanął tuż zaraz za kanapą na której to siedziała Isadore. Rzeźbiarka przesunęła palcami po spodniach mężczyzny w strategicznym miejscu, wydobywając z jego ust westchnienie.- Zepsułam wieczór mojej przyjaciółce. Być może przyjdzie ci jej to wynagrodzić.
- Z przyjemnością…- sapnął “drażniony” jej dotykiem mężczyzna.
- Isadore.. niczego nie popsułaś. - Elizabeth zaczęła się obawiać jak za chwilę skończy się to spotkanie. Jej oczy cały czas wędrowały jednak po ślicznym lokaju i jego kroczu.
- Nie udawaj takiej nieśmiałej panienki.- zachichotała Isadore nie przestając pieścić mężczyzny starającego się zachować spokój. Bo i spodnie jego napinały się pod muśnięciem jej palców.
- Niemniej…spotkałam się z tobą nie tylko z ciekawości. Mam dla ciebie… zadanie to za dużo powiedziane. Raczej pierwsze wskazówki.- mruknęła szukając czegoś w ukrytej w sukience dyskretnej kieszonce.
Czarodziejka wstała ze swego miejsca i podeszła do gospodyni.
- Nie udaję...dla mnie to nadal coś bardzo nowego. - Pomóc? - Spoglądając to na szukającą czegoś gospodynie, to na unoszące się spodnie lokaja.
- Nie nie… poradzę sobie z sukienką, chyba że chcesz pomóc przy czymś innym.- rzekła z łobuzerskim uśmiechem rzeźbiarka, aż w końcu z triumfalnym uśmiechem wydobyła zdjęcie i podała El.


Kobiety o europejskim stroju, egzotycznych rysach i niewątpliwie przyciągających spojrzenie atrybutach urody.
- Piękna. - Elizabeth przyjrzała się kobiecie. - To czarodziejka?
- To madame Bowary. Prowadzi w Uptown dość ekskluzywny salon masażu… z masażystkami dostarczanymi na zamówienie do domu.- Isadore podała zdjęcie El.- Zatrzymaj je. Madame Bowary zawiaduje też siatką agentek i agentów Triad działających w Uptown. I przypuszczamy, że ona lub jej skośnookie ślicznotki zaczną się pojawiać coraz liczniej na uczelni. Góra chce raportów na ten temat.
- Dobrze.. będę obserwować kobiety o skośnych oczach… i nie dam się im obserwować. - Elizabeth schowała zdjęcie do kieszeni spódnicy.
- Nie ryzykuj niepotrzebnie. Jeśli się jakaś pojawi po godzinach wykładów wystarczy że będziesz wiedziała którego profesora odwiedza.- odparła z uśmiechem Isadore i dodała.- Jeśli się spiszesz… czeka cię nagroda.
Słowom tym towarzyszył cichy jęk pieszczonego mężczyzny.
Elizabeth mimowolnie spojrzała na Jamesa.. czyżby on miał być tą nagrodą? Widząc co się z nim dzieje, coraz bardziej nabierała ochoty na to by ją posiadł.
I to chyba wszystko ze strony… obowiązków.- mruknęła Isadore drapieżnie ściskając widoczną w spodniach wypukłość.- Na pewno nie chcesz tych przeprosin?


Elizabeth chwilę walczyła z sobą. Zaraz wróci na uczelnię... tam czekała na nią Frolica..a jednak pragnęła tego lokaja.
- Chyba… chciałabym. - Wyszeptała w końcu.
- Czy… obecność… panny Isadore ci przeszkadzałaby?- zapytał uprzejmie lokaj starając się ignorować zwinne palce swojej pani.
- Nie. - Elizabeth zarumieniła się od własnego wyznania i spojrzała na Isadore. - Obiecałam… że ci zapozuję, czyż nie?
- Pozowanie wymaga więcej czasu… ale z przyjemnością potraktuję to jako inspirację.- mruknęła Isadore puszczając kochanka i sięgając po kawę.
- Będzie wielką przyjemnością dla mnie, cię przepraszać.- James podszedł do Elizabeth, zaszedł ją od tyłu, jedną dłonią ugniatając pierś przez sukienkę, drugą sięgając pod nią.
Całując ucho dziewczyny szeptał do niego.- A teraz… zdradź mi każdy swój kaprys, każdą fantazję, każde pragnienie… abym je spełnił.
- Rozbierz mnie… całuj. - El szeptała rozgorączkowanym głosem, czując jak jej piersi napinają się, jak oddech przyspiesza.
- Tak… i ja tego pragnę.- szeptał mężczyzna wodząc ustami po szyi czarodziejki i dłonią rozpinając pas jej sukni. Palce drugiej dłoni wodziły jeszcze po jej bieliźnie. A Isadore przyglądała się z miną konesera i z wypiekami na twarzy świadczącymi, że to co widzi nie jest jej obojętne.
Po chwili dłonie mężczyzny zabrały się za zsuwanie sukni z jej ramion i ciała.
Elizabeth poczuła jak jej piersi ujęło chłodne powietrze, na sobie miała bieliznę, którą otrzymała od Almais. Wpatrywała się w Isadore ciekawa co ona sądzi o tym widoku.
Lubieżny uśmiech mógłby być wystarczającym dowodem, niemniej pupa Isadore się wierciła na kanapie mimo że rzeźbiarka starała się zachować spokój.
Palce jednej dłoni zanurzyły się pod owe kunsztowne majteczki, podczas gdy drugie je zsuwały. Całował szyję czarodziejki i ramię.
- Jesteś piękna Elizabeth.- mruczał James, a popijając drżącą dłonią Isadore potakiwała.
- Rozbierz się dla mnie… chcę zobaczyć to co pokazuje posąg. - Szeptała czarodziejka rozpalonym głosem, sama drżąc pod dotykiem kochanka.
- Oczywiście…- mruknął James zsuwając całkiem bieliznę z ciała El, przy okazji muskając jej plecy i pośladki wargami. Cofnął się od obu kobiet i zabrał się za zdejmowanie rękawiczek. Jednej po drugiej. Nieśpiesznie i prowokująco… wodził wzrokiem po nagim ciele czarodziejki pożądliwie, co jednak nie sprawiało że rozbierał się szybciej.
Elizabeth przyglądała mu się z zachwytem, czując zbierające się wilgoć pomiędzy nogami. Przysiadła na stoliku tuż przed Isadore obserwując lokaja.
Poczuła przy tym dłonie kobiece na swoich piersiach ściskające je i masujące. Oraz język Isadore która mruczała liżąc jej szyję.
- Tak tylko się wtrącam… nie będę ci później przeszkadzać.
Czarna marynarka opadła za rękawiczkami. James powoli zabrał się za zdejmowanie butów, a następnie rozpinanie spodni. Jego męskość prężyła się pod ciasną czarną bielizną, bardzo dobrze widoczna… acz pewnie miała zostać odkryta na końcu.
- Nie przeszkadzasz… to bardzo miłe. - Elizabeth wyprężyła się eksponując swoje krągłości rozchylając przy tym nogi. Teraz James mógł patrzeć na jej rozpalony i wilgotny kwiat.
- Może następnym razem, gdy nadarzy się okazja… nie dam ci się samej bawić z Jamesem. Tym razem wolę popatrzeć.- palce lewej dłoni Isadore przesunęły się po brzuchu i rozchyliły płatki kwiatu, nie zaprzestała przy tym pieszczot piersi drugą dłonią.

Koszula opadła… bielizna została zsunięta. Patrzący rozpalonym spojrzeniem na El lokaj dumnie prężył swój wąski długi mieczyk… taki sam jak na posągu.
- D.. dobrze. - Elizabeth zadrżała czując dotyk na swym kwiecie, głodnym wzrokiem spoglądała na męskość swojego przyszłego kochanka.
- Na co teraz masz ochotę. A może jak masz ochotę?- zapytał James podchodząc bliżej do El, całkiem nagi i mocno pobudzony. Isadore przestała pieścić czarodziejkę, by ta mogła wyrazić swoje życzenie.
- Byś mnie posiadł na oczach Isadore. - Elizabeth uśmiechnęła się do mężczyzny. - Tutaj na tym stoliku.
James uśmiechnął się i przyklęknął, oplótł swoje biodra udami El i powoli zaczął napierać biodrami. Czarodziejka jęknęła czując jak zagłębia się ta męskość w jej ciele, powoli, nieubłaganie i dość długo nim poczuła dociskające ciało kochanka, jak jego dłoń pieści jej pierś usta wędrują po szyi wargach całując namiętnie, a druga dłoń zaciska się na pupie, by doznania między udami były bardzo… przeszywające. Czuć było, że ma wprawę, że nie jest jego pierwszą. El opadła plecami na stolik prężąc się na oczach Isadore.
Ta uśmiechała się wesoło pijąc kawę i zachowując postawę delektującej się spektaklem koneserki, acz… jej dłoń sięgała między jej uda, pod sukienkę, by przynieść ulgę pożądaniu które budzone było przez te figle.
James niespiesznie zwiększał tempo poruszając biodrami i całym ciałem czarodziejki. Jej piersi zaczynały falować, pieszczone pocałunkami i dłonią, która kciukem masowała szczyt jednej z nich. Elizabeth pojękiwała coraz głośniej. Własne dłonie zacisnęła na falujących krągłościach, ściskając je mocno.
James więc skupił się na wodzeniu dłońmi po udach i pośladkach kochanki leżącej i prężącej bezwstydnie na stoliku...i na ruchach bioder, szybkich i coraz mocniejszy. Doznania stawały się intensywnie podsycane widokiem Isadore, której dłoń zniknęła pod sukienką i poruszała się tam szybko. Rzeźbiarka oddychając ciężko i nie odrywając oczu od kochającej się pary poddawała się rozkoszy własnego dotyku tracąc pozory obojętności na sytuację. Czarodziejka doszła z cichym okrzykiem boleśnie zaciskając dłonie na piersiach. James zaś dysząc i czując wzbierającą w nim żądzę, opuścił przed eksplozją rozkoszne wnętrze jej kwiatu pożądania i ocierając się uda dotarł na szczyt brudząc podbrzusze i brzuch El śladami swojej ekstazy. Widok który doprowadził i Isadore do głośnego finału.
Czarodziejka leżała na stoliku łapiąc oddech. Czy tak mogłaby tu spędzać czas… cały czas? Czy taką historię mogła opowiadać? Spojrzała na Isadore, która doprowadziła się patrząc na nich.
- To… było dość intensywne… nieprawdaż?- Isadore starała się nadać swojemu głosowi swobodny i spokojny ton, ale i jej przychodziło to z trudem.
- Bardzo i… - Elizabeth spojrzała na Jamesa. - ...bardzo przyjemne.
- To prawda…- uśmiechnął się lokaj wodząc spojrzeniem po nagim ciele El.- … bardzo.
Czarodziejka usiadła na stoliku i spojrzała na swoje ubrudzone ciało. - Chyba powinnam się wymyć.
- Oczywiście.- zgodziła się z nią Isadore i spojrzała znacząco na swojego lokaja. James zaś już wyprostowany rzekł ciepło do Elizabeth. - Proszę za mną.
Ignorował przy tym swoją nagość.
El zabrała swoje ubrania, które zdjął z niej lokaj, starając się ich nie ubrudzić. Uśmiechnęła się do kochanka. - Dziękuję.
- Nie ma za co. W końcu to moja wina. - odparł ciepło lokaj idąc przodem. Przeszli korytarzem pełnym rzeźb i obrazów do dużych drewnianych i zdobionych malunkami syren i trytonów drzwi. James otworzył je mówiąc. - Nie musi się panienka spieszyć z kąpielą. Będę czekał za drzwiami, gdybym był potrzebny.


Łazienka okazała się małym płytkim basenikiem z marmuru. Można było się tu rozkoszować ciepłą wodą wygodnie wylegując się w nim oraz cieszyć zapachami olejków do kąpieli, których cała gama stała w zasięgu ręki kąpiącej się osoby.
Elizabeth wiedziała że musi wrócić na uczelnię. Do tego.. dostała zadanie. Dziwne bo dziwne, ale zadanie. Zostawiła ubranie na jednej z ław stojących przy wejściu i zanurzyła się w basenie, pozwalając ciepłej wodzie otulić jej ciało.
James zamknął za nią drzwi i El została samiutka, by móc rozkoszować się kąpielą i rozmyślać nad sytuacją w której się znalazła. Czarodziejka umyła się na spokojnie, ubrała i już tak przygotowana wyszła do lokaja, by dać się zaprowadzić z powrotem do gospodyni.
Lokaj czekał na nią cierpliwie. Nadal goły. Tak więc wracając z nim do Isadore El mogła podziwiać jego pośladki i wigor oraz cieszyć się efektem jaki w nim budziła. Na miejscu James wziął swoje ubranie i rzekł do gospodyni.
- Za pozwoleniem, jeśli moja nagość nie jest konieczna do dalszych zadań, to chciałbym się już ubrać.
Isadore spojrzała pytająco na czarodziejkę.
Elizabeth ponownie się speszyła. Jaki niby wpływ miała na to? Przytaknęła ruchem głowy nie chcąc trzymać mężczyzny nagiego, jeśli sam nie czuł takiej potrzeby.
James skinął głową, po czym opuścił pokój by się ubrać. Isadore zaś skupiła spojrzenie na Elizabeth uśmiechając się do niej.
- Więęęc masz jakieś pytania? Uwagi.
- Czy… bylibyście w stanie pomóc mi ze zdobyciem wytrychów? - El odezwała się dopiero gdy odprowadzała mężczyznę wzrokiem. - Mogę zapłacić… po wypłacie, ale… - Nie była pewna co ma robić. Spojrzała na koszyk, w którym znajdował się papiero kupiony za znaczącą część jej oszczędności.
- Albo zapłacić za nie w inny sposób.- odparła Isadore z uśmiechem.- Jesteś czarodziejką.. szkolono cię w robieniu mikstur, zwojów? No i są też inne możliwości.
- Na razie nie mam warunków by robić cokolwiek. - Eilzabeth westchnęła ciężko i dodała dużo ciszej. - do tego.. nikt mnie nie szkolił.
- Cycione chętnie przeszkolą cię w tej kwestii. Bądź co bądź, nielegalny rynek magicznych przedmiotów jest dla nich zyskownym polem do interesów.- odparła z uśmiechem Isadore.
- Czy.. przekażesz im? - Elizabeth przyglądała się Isadore.
- Oczywiście. Nie ma sprawy. Dostaniesz wytrychy podczas kolejnej wizyty tutaj.- odparł z uśmiechem Isadore odpowiadając jej podobnym zaciekawionym spojrzeniem.
- Już znalazłam sobie miejsce na uczelni.. muszę je tylko dostosować do jakiejkolwiek pracy. - Elizabeth podniosła koszyk z zakupami. Naprawdę będzie musiała zacząć dorabiać, jej życie stawało się kosztowne. - To.. chyba powinnam tam wracać.
- Już zamówiłam ci dorożkę. Czeka z tyłu posiadłości. - odparła z uśmiechem Isadore przekładając nogę na nogę.
- Dziękuję za miłe spotkanie i.. postaram się szybko wrócić z informacjami. - Elizabeth dygnęła delikatnie. - Może.. tym razem by też się odwdzięczyć i popozować.
- Zapłacę za twój trud… przy pozowaniu.- mruknęła z lubieżną nuta Isadore. Wstała i podeszła do El, pochwyciła ją za pośladki i przyciągnęła ku sobie całując zachłannie jej usta. Czarodziejka odpowiedziała na pocałunki obejmując zleceniodawczynię wolną dłonią.
Isadore przedłużała pocałunek ściskając namiętnie pochwycone krągłości, a potem uśmiechnęła się zadziornie.
- Następnym razem nie gwarantuję, że spokojnie będę patrzeć na twoje zabawy z Jamesem.
Elizabeth chwilę łapała oddech.
- Mam.. taką nadzieję. - Wyszeptała i jeszcze raz ucałowała kobietę.
- No idź idź… bo jeszcze trochę, a będziesz się musiała zakradać na uczelnię.- odparła żartobliwie rzeźbiarka puszczając pośladki El.
- Do zobaczenia. - Czarodziejka także puściła artystkę i dygnęła ponownie. Spokojnym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia.
James tam na nią czekał, ubrany nienagannie poprawiał rękawiczki.
- Proszę za mną panienko.- rzekł uprzejmie i ruszył przodem.
Elizabeth skinęła mu głową i ruszyła we wskazaną stronę. Jutro Pączek… w wolny dzień rodzina.. a do tego czekało ją naprawdę dużo pracy.
James szedł przodem prowadząc dziewczynę przez kuchnię. Milczał zachowując pełny profesjonalizm. Dotarli do drzwi. Za nimi był mały dziedziniec gospodarczy z dwiema furtkami. Jedną dużą, drugą malutką. James wybrał wybrał tą mniejszą.
Gdy ją przebyli rzekł do Elizabeth.
- Korzystaj z tej… będzie to mniej podejrzane niż gdybyś próbowała wejść główną bramą.- wyjaśnił i wskazał na sznurek przy niej. - Wystarczy że zadzwonisz, a zjawię się by ci otworzyć.
- Tak też uczynię. - Czarodziejka uśmiechnęła się do albinosa. - To.. do zobaczenia.
- Było mi miło…- mężczyzna ujął palcami dłoń El i pocałował ją szarmancko dodając żartobliwie.- … zobaczyć cię bez ubrania.
- Mi cię również.. nie tylko na posągu. - El również odpowiedziała żartobliwie.
- Do następnego razu więc.- odparł wesoło James i wskazał na stojącą dorożkę. - Jest już opłacona, więc tylko powiedz gdzie ma cię zabrać.
- Tak uczynię. - El dygnęła jeszcze przed lokajem i podeszła do dorożki. - Na Uniwersytet Magiczny. -
Wsiadła do dorożki ustawiając koszyk obok nóg i wyjrzała przez okno, spoglądając na pałac Isadore.
- Się robi.- rzekł dorożkarz i lejcami popędził masywnego konia do ruchu. Pojazd drgnął i zaczął się oddalać od stojącego lokaja przed furtkami do posiadłości miss Duncan.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline