| Karczmarz zakręcił wąsa, odrywając się od polerowania kufla. - Za wiele to się u nas nie dzieje, przybysze, tylko od czasu do czasu ktoś się Starą Drogą zbadać ruiny Bezsłonecznej Cytadeli wybiera. To taka nasza... hmmm... "atrakcja turystyczna" że tak powiem. Nikt w Oakhurst nie ma pewności, czym Cytadela była w przeszłości, ale legendy mówią, że kiedyś służyła za schronienie jakiegoś smoczego kultu. No i ściągają tu śmiałkowie z całego Wybrzeża Mieczy, albo i z dalszych zakątków, szukając skarbów i sławy a biznes mi się kręci. Choć zwykle do momentu, aż wyruszą, bo rzadko który wraca z tej wycieczki. - Westchnął, ale nie wiedzieliście, czy jest bardziej przejęty losem śmiałków, czy brakiem związanego z tym zarobku. Choć pewnie to drugie. - Ostatnio też my mieli taką sytuację, z dwa tygodnie będzie jak nowa, młoda grupka wyruszyła do Cytadeli i znaku życia nie dała od tamtej pory. Dlatego myślę, że będę miał dla was robotę, drodzy goście, tylko pogadać z kimś najpierw muszę. Zasiądźcie sobie wygodnie przy stoliku, ja przygotuję posiłki i coś do picia, a potem się rozmówimy. Pokoje też się znajdą.
Gestem dłoni wskazał wam stolik w kącie, zeskoczył z zydla i zniknął na zapleczu, skąd unosiły się tak przyjemne zapachy, że aż wykręcały żołądek. Zajęliście miejsce, rozmawiając a chwilę później mignął wam wypadający z zaplecza młody, ludzki chłopak, który pędem wybiegł na zewnątrz. Niebawem na stole pojawił się podwieczorek, na który składały się naleśniki z kozim serem, kasza i jakieś dobrze pachnące mięso oraz dzban piwa. Wszystko doprawione było wspaniale i smakowało jeszcze lepiej.
Nie minął kwadrans, gdy drzwi gospody otworzyły się i wraz z chłopakiem, którego wcześniej widzieliście, w środku pojawiła się wysoka, czarnowłosa kobieta odziana w dość bogatą, granatową suknię. Rozejrzała się po sali, podeszła do szynku i porozmawiała o czymś chwilę z Rorganem, który dyskretnie wskazywał wasz stolik wzrokiem. W końcu kobieta skinęła mu głową i znalazła się przy was. Dopiero teraz zauważyliście siwe pasemka przecinajace jej spięte w kok włosy. Była dojrzałą kobietą, która wciąż trzymała się dobrze jak na swoje lata. - Witajcie, szanowni państwo - zaczęła i nie pytając nikogo o zgodę, zajęła wolne krzesło obok Archiego i Williego. Obaj od razu poczuli od niej piękny, kwiatowy zapach perfum. - Nazywam się Kerowyn Hurcele i jestem właścicielką dobrze prosperującego sklepu wielobranżowego w Oakhurst. Jak rozumiem, Rorgan opowiedział wam o grupce, która wyruszyła dwa tygodnie temu do Cytadeli i nie powróciła. Tak się składa, że dwójkę z nich stanowiła moja rodzina - siostrzenica Sharwyn i siostrzeniec Talgen. Sharwyn jest utalentowaną, ale wciąż młodą czarodziejką, Talgen dość porywczym wojownikiem. Ubzdurało im się, że jako pierwsi wyruszą i wrócą z Bezsłonecznej Cytadeli, przynosząc stamtąd skarby pogrzebane przez czas. I do tej pory nie wrócili. Jestem pewna, że coś im się stało.
Kerowyn przejechała dłonią po skroni. - Słyszałam od Rorgana, że szukacie pracy, więc chciałabym wynająć was do przeprowadzenia akcji ratunkowej. Chcę, żebyście odnaleźli Sharwyn i Talgena i przyprowadzili ich z powrotem do miasteczka. A jeśli stało się coś złego... odzyskajcie przynajmniej ich rodowe sygnety, które noszą. - Wyciągnęła przed siebie wypielęgnowaną dłoń, ukazując wam srebrny pierścień z herbem rodowym. - Za sygnety zapłacę wam po dwieście sztuk złota na głowę, a jeśli przyprowadzicie Sharwyn i Talgena żywych, podwoję stawkę. Proszę, pomóżcie mi, nie ma tutaj nikogo innego, do kogo mogłabym się zwrócić. - Zakończyła z wyrazem bólu wypisanym na twarzy. |