| Wieczór upłynął każdemu z Was inaczej, ale i nie było się co dziwić, skoro spotkały się charaktery o różnym podejściu do życia. Najdłużej w głównej sali zabawili Archi i Willi, a gnom tak się spił, że co wdrapał się na pierwszy schodek prowadzący na górę, to się z niego zwalał na podłogę i mruczał jakieś dziwne rzeczy. Ostatecznie jakaś młoda służka ponaglona przez zapracowanego Rorgana pomogła małemu czarodziejowi dostać się do swojego pokoju i zostawiła mu przy łóżku zbawienie wszystkich przesadzających z alkoholem - wiadro z wodą i drugie puste, gdyby procenty postanowiły jednak wrócić wraz z naleśnikami od karczmarza. Elora, Bran, Amos i Draugdin spali już wtedy w najlepsze, regenerując ciało i umysł przed jutrzejszą wyprawą, a Archi położył się kilka minut wcześniej od gnoma w dobrej formie i nastroju. Niedługo potem zgiełk w karczmie ucichł i cały budynek pogrążył się we śnie. * * *
Ci z was, którzy profesjonalnie podeszli do zleconego przez Kerowyn Hurcele zadania, obudzili się rześcy i wyspani. Najgorzej miał oczywiście Willie, który nie dość, że na śniadanie dotarł jako ostatni, to wyglądał, jakby miał za chwilę zejść z tego świata. Nie umknęło to uwadze Rorgana podającego do waszego stołu pysznie pachnącą jajecznicę na boczku. - Mówiłem, panie Rockwell, żebyś pan nie przesadzał z trunkami. Pić to trza umić! - krasnolud zarechotał rubasznie i zostawił was samych. Archi przy śniadaniu opowiedział o dziwnych sytuacjach z bydłem, o których zasłyszał w czasie swojego wczorajszego występu, porozmawialiście, po czym kto miał, pozałatwiał jeszcze ostatnie sprawy w miasteczku przed wyruszeniem w drogę.
Gdy zebraliście się w końcu, by udać się w stronę Cytadeli, Rorgan wskazał wam Starą Drogę, która biegła między dwoma domami znajdującymi się w południowo-zachodniej części miasteczka. - Ta dróżka was doprowadzi do tej zapomnianej twierdzy - powiedział krasnolud. - Po prostu trzymajta się jej cały czas, aż dojdzieta do rozległego parowu z paroma połamanymi kolumnami. Wtedy będzieta wiedzieć, żeśta na miejscu. Powodzenia, niech wasi bogowie mają was w opiece.
Pożegnał się z wami i niedługo później byliście już w drodze. Pomimo dość wczesnej pory słoneczko przyjemnie grzało, a orzeźwienie dawał lekki wiatr. Pogoda była świetna a piękne, niebieskie niebo po którym nie sunęła żadna chmura dawało do zrozumienia, że w dalszej części dnia będzie tylko cieplej. Nie była to dobra informacja dla Williego, który pomimo tego, że siedział w siodle zawieszonym na swoim mule, posapywał od czasu do czasu i przecierał zroszone potem czoło, walcząc z objawami kaca. Gdy dróżka zaprowadziła was do sporego, gęstego lasu, od razu zrobiło wam się chłodniej i przyjemniej.
Koło południa zatrzymaliście się w cieniu drzew, by coś przekąsić, a potem wyruszyliście dalej, wijącą się serpentynami ścieżką. Niedługo później zostawiliście las za sobą i znaleźliście się na rozległym, otwartym terenie pełnym porzuconych, zaniedbanych pól uprawnych, zieloncyh polan i zrujnowanych chałup. Najwyraźniej w zamierzchłych czasach
mieszkali tu rolnicy, którzy postanowili wynieść się z tych ziem być może po tym, co stało się z Cytadelą. Lub z innych powodów, tego nie byliście w stanie rozstrzygnąć.
Po kolejnych dwóch godzinach marszu dotarliście w końcu na miejsce. Stara Droga przechodziła tu na wschód od wąskiego parowu. W miejscu znajdującym się najbliżej szczeliny kilka połamanych, kamiennych kolumn wystawało z ziemi tam, gdzie parów poszerzał się, otwierając się w coś podobnego do głębokiego, lecz wąskiego kanionu. Dwie z kolumn wciąż trzymały się w miarę prosto, reszta pochyliła się ku ziemi. Część była połamana w różnych miejscach, a kilka najwyraźniej wpadło w osłonięte mrokiem głębiny. Parę podobnych kolumn zauważyliście po przeciwnej stronie parowu. Elora i Bran zwrócili uwagę na dziwne zapiski znajdujące się na kilku kolumnach - ktoś w koślawym krasnoludzkim umieścił na nich groźby i ostrzeżenia dla potencjalnych intruzów mających zamiar zejść na dół. Przechadzający się po terenie nieopodal Amos i Draugdin odkryli natomiast, że w obrębie i okolicy kolumn rozpalono kilka ognisk - niektóre wyglądały na dość świeże. Ktoś ewidentnie podjął jednak wysiłek, by ukryć ślady po obozach przed pobieżnym badaniem.
Oprócz tego, wszyscy zauważyliście solidną linę z węzełkami, przyczepioną do jednej z pochylonych kolumn. Sznur zwieszał się w rozciągającą się poniżej ciemność. Biorąc pod uwagę dobry stan liny, nie mogła zostać powieszona tu dawniej, niż dwa, trzy tygodnie temu. Być może należała do grupy Talgena. Zerkając w przepaść, łatwo też można było dostrzec stare i podniszczone uchwyty na ręce i nogi wykute w ścianie klifu. Slońce oświetlało część zapadliny, jednak nie docierało do najdalszych jej części. |