Dopiero po kilku sekundach doszło do Delamrosa, że Draugdin zwracał się do niego. Łotrzyk cały czas wpatrzony był dragonborna i, co najgorsze, miał szeroko otwarte usta i głupi wyraz twarzy. Słyszał o przedstawicielach tej rasy, ale nigdy w życiu ich nie widział. Powoli zamknął usta i szybko popił kilka łyków wybornego piwa.
- Ja… Tego… No… – cały czas dziwnie przyglądał się Draugdinowi, po czym zamrugał szybko oczami, jakby dopiero co odzyskał zmysły. – Nazywam się Delamros Chorster, zapewne wiele o mnie słyszałeś. Z chęcią wyruszę z tobą do tej całej Złotej… Jak to było? Złotej Doliny! Tak! – uśmiechnął się do swoich towarzyszy, a światło świecy stojącej na stole odbiło się od jego złotego zęba.
Zapewne była to sprawka zbyt dużej ilości wypitego alkoholu, jeszcze nigdy tak szybko i z taką ochotą nie zgodził się na robotę. Najpewniej zlecenie nie będzie aż tak ciężkie, jak to przedstawiła ta smocza głowa, przecież nikt nie będzie chciał z nimi zadzierać, jak zobaczą kogoś takiego. Delamros mógł być spokojny o przebieg całej wyprawy. Jak tylko zarobi dużo pieniędzy w tej całej Złotej Dolinie, wróci do tej cudownej karczmy i tu już zostanie na całą zimę.
Uśmiechnął się pod nosem i szybko opróżnił swój kufel. W całej swej pijackiej głupocie postanowił, że zamówienie jeszcze jednego piwa to bardzo dobry pomysł. Nie czekając dłużej, wykrzyknął na całą karczmę do kelnerki, że potrzebuje jeszcze jednego piwa.
- Nie żebym się wtrącał, ale czy piękna pani elfka na pewno da sobie radę podczas tej niebezpiecznej podróży? Pytam z czystej troski oczywiście… – gdyby był trzeźwy, wiedziałby, żeby zamknąć twarz i w ogóle się nie odzywać, ale niestety…