- W rzeczy samej, życie rzadko jest czarno białe. - Zażartował nerwowo ubrany w czarne szaty albinos. Nutka niepewności i strachu, którą usłyszał we własnym głosie, rozzłościła go nieco. Mężczyzna zaskoczył go z taką samą łatwością, z jaką podszedł kuropatwy które teraz oczekiwały tylko przerobienia na cordon bleu. Chłopak odchrząknął i, nie chcąc prowokować leśnego człowieka, powolnym ruchem ściągnął kaptur.
Młodzieniec przedstawiał sobą widok naraz nędzny i niecodzienny. Wysoki i chudy, mógł mieć może z dwadzieścia lat, a jego skóra była tak chorobliwie blada, że wydawała się niemal półprzezroczysta, cienka i delikatna jak papier. Rysy twarzy chłopaka i lekko spiczaste uszy świadczyły o jakiejś domieszce elfiej krwi. Bękart uśmiechał się przyjaźnie, choć blask jego otoczonych ciemnymi sińcami oczu dawno już skradło zmęczenie. Obszerne szaty w które był obleczony nosiły na sobie ślady długiej wędrówki i rzadkich spotkań z igłą i nicią - na krawędziach ich czerń przypominać zaczęła mysią szarość, a płaszcz obciążony był twardą jak cement mieszanką błota i pyłu. A jednak pomimo zaniedbania i zmęczenia coś w jego postawie sugerowało, że nie był ani bezsilny, ani bezbronny. Ciągle napięty, niczym cięciwa łuku w każdej chwili gotowa do strzału, młodzieniec obserwował Sokoła równie uważnie, co łowca jego.
- Ash, łazęga i powsinoga, do usług. Wygląda na to, że szczęście się do mnie w końcu uśmiechnęło. Nietrudno spotkać kogoś, kto na białą skórę zareagowałby podobnie, co na zieloną. - Młodzieniec wymownie przejechał palcem po szyi.
-Słyszałem o tobie, Sokole. Neverwinter może żyje głównie swoimi sprawami wielkiego miasta, ale ci którzy opowiadali mi o jedynym bezpiecznym miejscu w lesie i o gościnności człowieka go zamieszkującego nie rzucili słów na wiatr. Z przyjemnością przystanę na twoje zaproszenie, wiedz jednak, że żaden ze mnie darmozjad. - Młodzieniec wydawał się szczerze wdzięczny, i jak by trochę się odprężył. [i]- Czego tu szukam? -[i] Węstchnął, wzruszając ramionami.
- Krainy wzywają, a ja jestem jednym z tych, którzy na ten zew odpowiedzieli. - Zaryzykował, wiedząc, że nie różni się zbytnio od wielu innych domorosłych awanturników, mieszczuchów z Neverwinter czy Waterdeep którzy marząc o złocie i wesołym życiu poszukiwacza przygód kończą dławiąc się na chlebie z żołędzi. Jego wzrok powędrował do góry, na ciemne niebo pełne nabrzmiałych chmur, w każdej chwili gotowych pęknąć i zalać rozmawiających.
- To niespokojne ziemie, a niespokojne ziemie przyciągają swoimi problemami desperatów z lekkimi sakiewkami i odrobiną dobrej woli. Proszę, prowadź.