Skradali się…
Jaskinia rozdzielała się na dwa tunele. Ruszył powoli lewym przytulony do ściany. W oddali majaczył poblask światła, prawdopodobnie od ogniska. Zamyślił się na chwile i to wystarczyło. Z rozmachem uderzył w próg skalny.
-
GHMPFGH! - stłumił w sobie okrzyk bólu, niestety pogłos rozniósł się po całej jaskini.
Usłyszał ryk i oddalające się dudniące kroki. Czym prędzej ruszył do przodu. Znalazł się w niewielkiej pieczarze. Rozejrzał się szybko. Ognisko, ogrodzony kawałek robiący za boks dla muła i drugi tunel. A w nim bestia atakująca Tomena! Odruchowo skierował kuszę w jego stronę i nacisnął spust. Bełt zaświstał w powietrzu i wbił się w cielsko bestii.
- Żryj piach śmierdzący ogrze! - zakrzyknął zadowolony z siebie krasnolud.
W biegu przeładował i strzelił kolejny raz. Pudło! Ale zachodził bestię od tyłu. Widział jak Willi miota ogniste pociski a Tomen sieka ogra toporem. Słyszał złość w ryku bestii… i coś jeszcze, jakby błaganie?
- Stójcie! - zbierał się do okrzyku, jednak słowa uwięzły w gardle na widok osuwającej się na ziemie bestii. Zasnął! Szybko połączył inkantację Willego z efektem.
Przyłożył palec do ust dając znak Tomenowi, by zachowywał się cicho. Ostrożnie zdjął i przygotował linę. Chwycił delikatnie stwora, Tomen przytrzymał z drugiej strony. Willie wiązał.
- Uff, udało się. - odetchnął z ulgą.
- Wszyscy cali? - spojrzał pytająco po towarzyszach. Nie byli ranni.
- Dobra, to zrobimy tak. - krasnolud zaczął dyrygować towarzyszami.
- Tomen, przynieś nasze rzeczy i razem z Williem przepytacie stwora. To co warczał, wydawało mi się zrozumiałe. Ja rozmówię się z naszym zwierzęcym towarzyszem.
Nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie gnoma, zgasił tlące się siano i przysiadł obok. Zaczął szeptać niezrozumiałą inkantację i poruszać dłońmi w dziwny sposób. Z oddali docierały do niego niewyraźne słowa, jednak skupiał się na rytuale.
[rytuał - rozmowa ze zwierzętami]
W końcu, zadowolony z siebie skierował się ku zwierzęciu.
-Iooo, i, iiii ooo? - nawet muł był zaskoczony pytaniem krasnoluda.