Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2020, 11:42   #7
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - 2519.I.06; wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.I.06; Konigtag (6/8); wieczór
Warunki: lekkie kołysanie, zapach ryb i morza, ciepło na zewnątrz noc, powiew, mgła, b.lodowato


Wszyscy



Gromadka zgromadzona przy stole w trzewiach ładowni zapomnianej krypy dysutowała ze sobą zawzięcie. Kłócili się, dyskutowali, wymieniali argumenty, przekonywali i prosili. Plan powoli rodził się, kształtował, zmieniał, dochodziły do niego nowe elementy albo odpadały te które mogły zawieść lub były zbyt niepewne. Wszyscy chyba zdawali sobie sprawę, że to pierwsze podejście. Dopiero co zaczynają się zabierać za ten dość dziewiczy dla siebie temat i teren. Kazamaty bowiem miały ponurą opinię na mieście. I była to raczej w pełni zasłużona opinia. Bo pensjonariusze praktycznie zawsze kończyli na szafocie ku uciesze gawiedzi by im odpłacić za ich zbrodnie.

Ale jednak krok po kroku jakiś plan się jednak wykreował. W końcu dyskusja zaczęła się robić jałowa, ze skromnej wiedzy jaką dysponowali w zborze na tą chwilę trudno było ulepić coś jeszcze. Pomysły stawały się albo zbyt sensacyjne albo nawet po prostu niedorzeczne. Więc gdy już na zewnątrz od jakiegoś czasu panowały nocne ciemności zimowego wieczoru ich przywódca wstał i klasnął w dłonie aby przykuć uwagę całej grupy co zresztą osiągnął.

- Dobrze moi drodzy. Myślę, że chyba wiemy jakie będą nasze następne kroki. - powiedział a głos jak zawsze miał nieco przytłumiony przez swoją maskę. Ale też brzmiał i wyglądał tajemniczo. Dzisiaj, tak jak to zwykle miał w zwyczaju, pozwolił się wypowiedzieć i naradzić swoim wiernym nie opowiadając się po żadnej z opcji. Pozwalając im mówić i myśleć samodzielnie. Sam słuchał, obserwował jak nauczyciel dyskusję żaków na zadany temat. Aż uznał, że temat został wyczerpany i wstał aby zakończyć dyskusję.

- Podoba mi się wasza aktywność, śmiałość i zaangażowanie. Cieszy mnie, że nawet ta nasza ponura sława kazamat nie ostudziła waszych zamiarów. - rzekł składając dłonie i chyba się uśmiechnął pod maską. Chociaż bez widocznej twarzy trochę trudno było zinterpretować rodzaj tego uśmiechu.

- Plan z przechwyceniem strażnika mi się podoba. - zgodził się lekkim skinieniem głowy w masce. Wskazał palcem na Versanę która okazała się być główną pomysłodawcą tej idei. I na moment jak w klasie żaków albo w świątyni wszystie głowy skierowały się ku wspomianej osobie. Ale znów się odwróciły bo ich przywódca kontynuował dalej.

- Zostawiam wam zorganizowanie tego przedsięwzięcia. - rzekł wznawiając powolny marsz razem ze swoim kosturem. Często tak chodził gdy o czymś opowiadał albo tłumaczył.

- Pozwolę sobie zauważyć, że jeśli zostawicie nocą strażnika po tym wszystkim to przy tej pogodzie może nieszczęśnik nie dożyć rana. - skierował maskę na niewielki bulaj wychodzący na mroczny port. Ponieważ o tej porze wewnątrz świecili światło a na zewnątrz było już ciemno to właściwie i tak nic nie było widać przez to okienko. Ale można było się domyśleć, że chodzi o mroźny oddech pana zimy. W zimie nie było żadną sensacją jeśli tam czy tu znaleziono kogoś skamieniałego na kość. Coś co w cieplejszych miesiącach mogło się skończyć co najwyżej kacem lub bólem głowy w zimie mogło skończyć się definitywnie wezwaniem do ogrodów Morra.

- No ale takie rzeczy się zdarzają. Jeśli ofiara będzie wyglądać jakby padła ofiarą własnej słabej głowy to chyba nie byłoby afery. Zdarza się. Zwłaszcza zimą. - powiedział nieco obojętnie może nawet nieco z satysfakcją na taki koniec.

- Jednak jeśli spotkamy się za tydzień chciałbym usłyszeć co z tego wyszło. - gdy podszedł do tego bulaju mówił jak zawsze gdy omawiał jakiś plan czy sprawę.

- To mamy to zrobić do przyszłego tygodnia? - zapytał Silny trochę chyba niepewny jak interpretować słowa lidera.

- Dobrze by było. - Starszy odwrócił się i znów był do nich frontem. Widział pewnie jak Silny spojrzał na Versanę która stała po jego przeciwnej stronie.

- No ale to trochę mało czasu. - Łasica odważyła się zgłosić tą wątpliwość. Pierwotnie Versana mówiła o znacznie większym przedziale czasowym do dyspozycji. Ale lider szybko pośpieszył z wyjaśnieniem zaczynając powolną trasę powrotną i do rytmu cicho stukając kosturem o podłogę ładowni.

- Owszem. Ale jeśli dobrze rozumiem Strupas mniej więcej kojarzy od kogo ze strażników można by zacząć. - teraz zarówno maska szefa jak i inne głowy spojrzały na śmierdzącego garbusa który coś mówił podobnego. Co prawda Strupas nie mógł powiedzieć o sobie, że zna kazamaty jak własną kieszeń. Ani nie był nigdy strażnikiem ani więźniem. Ale miał swoje sposoby i powiązania. Do tego chyba jako jedyny miał w tej chwili miał wcześniej jakieś kontakty z tym miejscem. Kojarzył knajpkę do jakiej zwykle po pracy chadzali strażnicy więzienni. Kojarzył stół w jakim zazwyczaj przesiadywali w “Piwnicznej”. Więc nawet jeśli nie bardzo znał imiona czy wygląd strażników to jednak to już mocno zawężało grono podejrzanych. Wystarczyło by się tam przejść i usiąść z wieczór czy dwa by osobiście sobie obejrzeć kto tam biesiaduje, jak wygląda i jak się zachowuje.

- No a sama akcja chyba nie powinna zająć więcej niż jeden wieczór. Wytypowanie ofiary może parę dni. W tym czasie pozostali mogą się zająć różnymi przygotowaniami. - przywódca doszedł tym spokojnym tempem do środka ładowni. Szedł stukając kosturem, mówiąc wpatrzony o parę kroków przed siebie ale gdy skończył mówić zerknął na ciemnowłosą Łasicę która zadała to pytanie. Ta posłusznie skinęła głową na znak, że takie wyjaśnienie jej wystarcza.

- Zrozumcie moje dzieci, nie wiemy w tej chwili co się dzieje w kazamatach. Być może nasza przyjaciółka po prostu nudzi się w celi. Może tak być jeśli ma ją przesłuchać ktoś ważny. Ale może nie i przesłuchują ją nawet w tej chwili. Jeśli tak jest to zapewne będą starali się jej nie zabić. No ale nie muszę chyba mówić czym grozi dłuższa zwłoka. - Starszy wyjaśnił czemu jednak wolałbym nie ryzykować zbyt długiego terminu na penetrację kazamat i wyzwolenie tej tajemniczej nieznajomej. No i nie. Nie musiał mówić jak wyglądały przesłuchania w kazamatach. Nie tylko kultyści i wszelkiej maści spiskowcy drżeli na samą myśl, że mieliby stać się ofiarami takich “przesłuchań”. W końcu władzom miasta zwykle wystarczyło aby skazany był żywy i mniej więcej w jednym kawałku by mógł stanąć na miejscu kaźni. A to dawało spore pole manewru przesłuchującym, zwłaszcza jeśli mieli do dyspozycji całe tygodnie jak to obecnie było do najbliższego festynu. Choćby mogli komuś wyrwać język, oślepić czy zgruchotać palce co mogło znacznie utrudnić komunikację z taką osobą nawet jeśli miała cenne informacje i chciała się nimi podzielić. Na przykład z wyzwolicielami.

- Ale nie nalegam. Powiedzmy, że jeśli na następnym zborze będziemy już coś wiedzieć co się tam dzieje to będę wielce rad. Jeśli nie no trudno. Ale pamiętajcie, że jeszcze musimy zorganizować wydostanie stamtąd naszej przyjaciółki co też pewnie będzie wymagało trochę czasu i przygotowań. - wyglądało na to, że Stary by się ucieszył gdyby sprawę załatwić gładko i za tydzień już coś by wiedzieli w tej sprawie. Ale jeszcze nie będzie nikomu nic urywał jeśli to się jednak nie uda i pojawią się jakieś komplikacje.

- A kiedy następne spotkanie? Bo jutro chyba nie? - Kuternoga który był niejako głównym nośnikiem przekazywania wiadomości do lub z łajby oraz przygotowywał te spotkania wolał wiedzieć na kiedy ma je przygotować.

- Jutro nie. Nie ma potrzeby przyzwyczajać zbędnych osób, że tu się odbywają jakieś podejrzanie zbiegowiska. Jeszcz ktoś podejrzliwy mógłby pomyśleć, że tu działają jacyś spiskowcy? Albo ci obrzydliwi kultyści? - szef zaśmiał się z tego wizerunku jaki tacy jak oni mieli w społeczeństwie. Zawtórował mu szmer przyciszonych śmiechów. Zapewne ich sąsiedzi, znajomi i nieznajomi byliby wielce zdziwieni gdyby wiedzieli gdzie i co teraz robi ich sąsiad. Z tym wizerunkiem zawsze jakoś było tak, że to wydawało się, że to w sąsiednim budynku, ulicy, mieście są jacyś parszywi spiskowcy co chcą obalić porządek prawowitych władz i ustalonego od wieków porządku świata. Ale zawsze budziło zdziwienie gdy ktoś taki władza wykrywała we własnym kręgu znajomych czy rodziny.

- Nie, nie ma co spotykać się i to tak licznie, zbyt często. Jeśli nic się nie wydarzy to spotkamy się w następny Angestag. Bądźcie tu o zmierzchu tak jak dzisiaj. - Starszy wyznaczył termin następnego spotkania. Ale raczej nie był dziwny. Zazwyczaj spotykali się wieczorami dzień przed dniem świętym fałszywych bożków i ich wyznawców.

- No ja właśnie w tej sprawie. - odezwał się Karlik i maska lidera zwróciła się w jego stronę dając mu znak by rozwinął ten temat. - Myślałem o tych naszych spotkaniach. Jak je zorganizować lepiej. I dlatego zamówiłem gołębie pocztowe. Można by je trzymać tutaj. Kurt by się nimi zajmował. Ale jak tu przylecą. A każdy z nas mógłby trzymać u siebie jednego czy dwa. Wówczas w razie potrzeby można by przekazywać krótkie wiadomości bez przychodzenia tutaj osobiście. - dobrze odżywiony mężczyzna o aparycji bogatego kupca przedstawił szybko co wymyślił i widocznie zaczął już organizować a lider odwrócił się do niego i zaczął zbliżać się do niego słuchając i kiwając głową. Akurat gdy Karlik skończył zamaskowany mężczyzna stał tuż obok niego.

- Wyśmienity pomysł przyjacielu. - Karlik uśmiechnął się z ulgą słysząc tą pochwałę przy wszystkich. Rozejrzał się po reszcie pałając dumą jednak jak się okazało szef jeszcze nie skończył mówić. Delikatnie stuknął kosturem jego pulchne ramię przykuwając znów jego uwagę.

- Ale wolałbym abyście sprawy dotyczące nas wszystkich uzgadniali ze mną. - dodał łagodnym ale mniej przyjemnym głosem. I Karlik tak przed chwilą wypchnięty na wyżyny teraz zbladł i zaczął szybko się tłumaczyć.

- Ale to była sprawa na dniach! Nie mieliśmy jak się spotkać by to omówić teraz gdy jest okazja to właśnie o tym mówię! - zapewnił żarliwie o swojej lojalności, dobrych chęciach i trosce o los ich małej grupki.

- Naturalnie przyjacielu! - Starszy znów przybrał jowialny ton bez zgrzytu przyjmując wyjaśnienia swojej prawej ręki i numeru 2 w ich niewielkim gronie. - Jesteś nam bardzo pomocny, karmisz nasz i gościsz, zawsze możemy na ciebie liczyć. A z tymi gołębiami to świetny pomysł. Kurt dasz radę zająć się tymi pierzakami? - lider uspokajał pulchnego kupca miłym tonem i zwrócił się do starego bosmana. Ten skinął głową na znak, że nie widzi w tym żadnego problemu. Podobno kiedyś miał nawet gadającą papugę więc i zwykłymi gołębiami mógł się bez trudu zająć.

- A co do tego naszego projektu z kazamatami. - przywódca odwrócił się mniej więcej w kierunku reszty by wspomnieć o kim mówi. Karlik skwapliwie skinął głową, że wie o czym mowa. - Czy możemy na ciebie liczyć, że dostarczyć odpowiedni środki aby pomóc z tym strażnikiem? Ty zawsze masz takie dobre dojścia do różnych towarów. - zapytał uprzejmie jakby prosił kolegę o przysługę. Ale jemu trudno było komuś z ich grona odmówić takich próśb.

- No myślę, że tak. Chociaż to może trochę zająć. Tego się nie kupuje na zwykłym straganie. - tym razem grubas odpowiedział z pewnym zastanowieniem. Ale mówił jakby to było do zdobycia chociaż nie od ręki. - Jak mi się uda to zostawię tutaj. - zaproponował z już trzeźwiejszym spojrzeniem zwracając się do mężczyzny w masce.

- Lepiej nie. - maska poruszyła się przecząco a jej właściciel wznowił swoją wędrówkę co oznaczało, że raczej skończył ten etap rozmowy z Karlikiem. - Aaronie. - maska skierowała się w kierunku brodatego byłego magistra. - Masz doświadczenie w organizowaniu kryjówek tak? - zapytał nawiązując do tego co niedawno ten sam zaproponował w ramach przygotowań do tej akcji. - To może zamiast nie wiadomo ile razy nosić rzeczy do portu i z portu może tam zorganizujecie sobie punkt kontaktowy. - mężczyzna w masce mówił idąc powoli gdy nieco uniósł dolny koniec kostura aby wskazać na Karlika i Aarona których połączyło to miejsce.

- To musisz powiedzieć gdzie to ma być. - gruby zgodził się na taką zamianę punktu kontaktowego no ale dał znać, że to Aaron musi ją przygotować i dać znać gdzie to ma być.

- Dobrze, to już załatwcie między sobą. Silny. - wyglądało na to, że skoro plan już mniej więcej był to Starszy zaczął przydzielać zadania poszczególnym członkom grupy. Drużynowy mięśniak drgnął gdy padło jego imię i spojrzał wyczekująco na przewodnika stada. Wyglądał jak ogar który na rozkaz swojego pana jest gotów rozszarpać wskazaną ofiarę.

- Pomożesz Aaronowi z tą kryjówką. Dobrze by było by nie pętał się tam nikt niepowołany. - szef wyznaczył mu nieco inne zadanie na co ten skwapliwie pokiwał głową i zaśmiał się ze złośliwą uciechą.

- Zajmę się tym. Mogę się też zająć tymi tępymi strażnikami. Oni są mocni w kupie i to jak ktoś jest związany. Jak ja bym wziął i spotkał takiego sam na sam to… - Silny mówił jakby od dawna miał porachunki z wszelkimi rodzajami władzy. Ale zresztą tak rzeczywiście było. I Silnoręki lubił wyrównywać te rachunki na swoją korzyść. Teraz też chyba już się nie mógł doczekać aby nie spotkać jakiegoś strażnika w ciemnym zaułku. Już się rozkręcał i pokazywał swoją mocarną pięścią co by mógł zrobić takiemu pechowcowi co by go spotkał no ale urwał widząc przerywający gest dłonią Starszego.

- Rozumiem twój zapał bracie ale trzymajmy się planu. Jednak twoje wsparcie będzie zapewne bardzo pomocne naszym braciom i siostrom w tym zadaniu. - lider uspokoił swojego krewkiego podwładnego i ten zamilkł kiwając głową na znak zgody.

- Dobrze czy są jeszcze jakieś sprawy jakie mamy do omówienia? - zamaskowany mężczyzna stanął na środku ładowni i zadał to pytanie oznaczace, że zbliżali się do końca tego spotkania. Teraz była szansa aby ktoś mógł coś powiedzieć, zapytać czy zgłosić jakiś problem. Zebrani popatrzyli na siebie jak zwykle sprawdzając wzrokiem czy ktoś, coś ma. No i tym razem ktoś jednak coś miał.

- No ja coś mam. - odezwał się Silny. Minę miał jednak trochę niepewną co oznaczało, że sprawa nie dotyczy rzeczy w jakich czuł się mocny. Szef zachęcił go zapraszającym ruchem dłoni aby rozwinął temat. - Poznałem kogoś. - zaczął mówić z zastanowieniem ale urwał gdy usłyszał ironiczne parsknięcie Łasicy.

- Kogo? Przyjemną dla oka trollicę? - ciemnowłosa nie mogła powstrzymać się by nie wbić szpili nie lubianemu przez siebie koledze. Zresztą z wzajemnością.

- To wojownik! - rzucił ze złością z miejsca rozjuszony mięśniak. Miał minę jakby zaraz chciał się zerwać z ławy i doskoczyć do niej z pięściami. Ale jego akurat łatwo było czymś sprowokować a wówczas by załatwić sprawę pięściami to było pierwsze o czym myślał. Starszy jednak uciął sprzeczkę ruchem dłoni więc oboje przystopowali a kolejny ruch dłoni zachęcił Silnego do pociągnięcia tematu.

- Poznałem go w karczmie. Tam gdzie kazałeś mi iść. I mówiłeś, że krew do mnie przemówi. I przemówiła! - oprych zaczął mówić do czegoś o czym widocznie wiedzieli on i ich lider bo ten wolno skinął głową na znak, że wie o czym mowa chociaż reszta nie miała pojęcia. Ale ich lider często miał różne takie sprawy i wątki które go wiązały indywidualnie z poszczególnymi członkami grupy o jakich niekoniecznie wiedzieli inni. W każdym razie Silny mówił jakby był pod wrażeniem, że słowa ich szefa okazały się prorocze.

- Biliśmy się. Przelewalśmy krew. Najpierw ze sobą. A potem ze strażnikami. Daliśmy im popalić! - zaśmiał się gdy zaczął dość szybko ale chaotycznie mówić o nowym znajomym. - Myślę, że mógłby nam się przydać. Też jest na bakier z prawem i za nimi nie przepada. - w przeciwieństwie do Starszego czy nawet Karlika, oprych nie był zbyt wytrawnym mówcą. Co nie było zbyt dziwne dla kogoś kto wolał rozmawiać kastetami i ciężkimi buciorami. Ale brzmiało jakby uważał, że może ktoś nadawałby się aby do nich dołączyć.

- Tak? - Starszy zastanawiał się chwilę. Zapewne tak zaczynał się ewentualny werbunek nowe członka zboru. Od znalezienia kandydata. Ale trzeba było go zweryfikować i poddać próbom. Na swój sposób ten etap przechodził każdy z zebranych w ładowni osób.

- Skąd wiesz, że nie udaje? Można mu zaufać? Zresztą chodź tutaj Silny i opowiedz mi o tym twoim koledze. - na razie Starszy wydawał się podchodzić ze sceptycyzmem do tego co mówił ich oprych. Ale widocznie uznał sprawę za na tyle interesującą, że chciał wiedzieć więcej by zdecydować co dalej. Silny gorliwie wstał ze swojego miejsca i równie gorliwie przepchnął się przez innych. Na pewno przypadkiem też wylądował w żołądku Łasicy gdy przechodził obok niej co nieco przydusiło dziewczynę, że ta aż sapnęła. Potem obaj ze Starszym zaczęli cichą rozmowę oddalając się nieco od reszty grupki a dla reszty nadszedł czas obgadać coś ze sobą póki Silny angażował ich szefa. Zresztą Starszy miał zwyczaj, że przed rozejściem się starał się zamienić z każdym z członków zboru chociaż kilka słów. Czasem przydzielał jakieś indywidualne zadania, czasem to była okazja by zapytać się go o coś czy poradzić, poskarżyć na coś czy kogoś i liczyć na jego pomoc. Nie inaczej było też i tym razem.


---




Versana



- Ah moja droga, pięknie się dzisiaj spisałaś. Masz zadatki na prawdziwego lidera. - gdy przyszła kolej na Versanę Starszy zaczął od ciepłego słowa i chyba nawet uśmiechnął się pod tą maską. Mówił jakby był zadowolony z jej dzisiejszego udziału w tym zebraniu.

- Ale myślałem też o tym twoim śnie. Tym z dwoma trumnami. - zaczął mówić o czymś innym o czym nie wspomniał wcześniej gdy ustalali sprawy dotyczące całego zboru. Teraz znow swoim zwyczajem zaczął się przechadzać jakby szli we dwoje w jakimś parku, w środku dnia i pięknej pogody.

- Masz dojścia do środowisk w jakich inni z nas nie radzą sobie najlepiej. A ten twój sen jest bardzo ciekawy. Też uważam, że tytuł największej piękności w tym mieście należy się tobie. - chyba znów się uśmiechnął i podkreślił te słowa na krótko dotykając jej ramienia.

- I cóż to byłby za sukces gdyby do naszego grona należała najpiękniejsza kobieta w mieście. - zaśmiał się cicho jakby dostrzegał w tym jakąś ironię która go bawiła. Ale szybko wrócił do omawiania tego co miał z nią do załatwienia.

- Ale ten sen… Nie mówiłaś, żeby one były zakrwawione? Mówiłaś, że wyglądały jakby spały. - mówił jakby dawał jej szansę na skorygowanie tego co wcześniej mu mówiła o tych snach. Ale raczej podążając tą myślą szybko mówił dalej. Zresztą nie było tajemnicą, że sny i wizje go fascynowały a sam był uważany za bardzo zdolnego interpretatora tych wizji.

- A wiesz, że brak oznak krwi, morderstwa, kaźni niekoniecznie musi oznaczać ich definitywny koniec? - zagadnął zerkając na nią gdy mówił o tej ciekawostce o jakiej nie mówił wcześniej. - To raczej sen ale niekoniecznie sen wieczny. Poza tym ty stałaś a one leżały w trumnach? - zapytał znowu zerkając w bok na idącą obok kobietę. - To też jest ciekawe. Oznacza, że miałaś dominującą pozycję. A one były zdane na twoją łaskę. To rodzi bardzo ciekawe konsekwencje. - uniósł do góry palec widząc w tym coś chyba bardzo pasjonującego.

- Pomyśl. Teraz one są na językach wszystkich. Są górą. Jedna i druga. Młoda wdowa po kupcu wygląda przy nich jak uboga krewna. A one są młodsze, mają pieniądze, władzę jakich nie ma owa młoda wdowa. A przecież oboje wiemy, że powinna prawda? - Starszy musiał wiedzieć o bolączkach Versany i pewnie nie tylko jej. Ściszył głos gdy podkreślił tą jakże niekomfortową sytuację dla tej która powinna być królową piękności w tym mieście. Niestety w tej chwili taki był stan faktyczny na mieście. W hierarchii popularności i wpływów wdowa van Drasen nie mogła się równać z najlepszymi córkami lokalnej arystokracji.

- Ale jeśli by one były z nami? Tutaj. - Starszy odwrócił się bo akurat doszli znów do ściany. A jak się odwrócił wskazał swoim kosturem na tą ładownię i resztę zborowiczów którzy rozmawiali ze sobą o różnych sprawach. Jasne było, że tutaj może być tylko ktoś kto należał do ich grupy.

- Wówczas moja piękna Versano te wszystkie ich dobra i one same należały do nas. A one same przyniosłyby ci koronę najpiękniejszej. W zębach. - popatrzył na nią przez wizjery maski. I taka wizja chyba bardzo mu odpowiadała. Miała sens o tyle, że zwykle gdy ktoś werbował nową osobę do grupy to sam jakby samoistnie awansował. A ktoś nowy zaczynał od zera, jako szeregowy członek grupy. Tak samo jak Versana jakiś czas temu i każdy z obecnych w tej ładowni. A pozycja i status społeczny poza grupą miały minimalne znaczenie. Starszy dał chwilę najpiękniejszej kobiecie w mieście by ogarnęła tą wizję i możliwości jakie ona ze sobą niosła nim podjął wątek dalej.

- Dlatego mam tu coś dla ciebie. - rzekł cicho i sięgnął gdzieś w zakamarki swojej togi. Wyjął z niej niewielki flakonik. Taki jak na przyprawy, lekarstwa albo trucizny. Pozwolił by kobieta skupiła na nim wzrok ale jeszcze jej go nie dawał.

- Dodaj to do czegoś do picia. Najlepiej dwie krople. Ale nie więcej niż pięć. - zaczął tłumaczyć jak należy użyć tego specyfiku. -Uważaj, bo może trochę zmieniać smak. Ale jeszcze w granicach normy. Zostawia też delikatny osad na dnie. Chociaż jeśli ktoś nie wie czego szukać i nie miał do czynienia z tym wcześniej raczej nie powinien się domyslić o co chodzi. Ale lepiej posprzątać po sobie jeśli będzie okazja. - tłumaczył dalej lekko potrząsając trzymanym flakonikiem. Właściwie mógł właśnie wyglądać jak flakonik perfum. Wewnątrz było może kilka łyżeczek płynu. Ale szkło było ciemne więc nie widać było jakiej barwy.

- To jest pomost. Pomost do krainy snów. Pozwala je lepiej zrozumieć. A nawet do pewnego stopnia je kreować. Spróbuj tego użyć. Im więcej kropel wlejesz tym wizje powinny być klarowniejsze i dłuższe. Ale też szybciej wyczerpiesz te skromne zapasy a nie jest je łatwo uzupełnić. Nawet mnie. I naprawdę nie radzę przekraczać bariery pięciu kropel na jeden raz. - mówił dalej a, że chodziło o jeden z jego koników - sny i wizje - to mówił chętnie i z zaangażowaniem.

- Postaraj się użyć tego przed snem. I przed zaśnięciem myśl o tym swoim śnie. Jeśli wszystko zadziała jak należy powinnaś znów go sobie wyśnić. Ale może dostrzeżesz więcej niż wcześniej. - mówił dalej jak należy korzystać z zawartości tego flakoniku.

- Ale to nie wszystko. - uśmiechnął się pod maską z wyraźnym samozadowoleniem w głosie. - Jeśli w podobnym czasie ktoś inny skorzysta z takiego pucharu i dawki powinno być możliwe wspólne śnienie. Jeśli którąś z nich, namówisz na wypicie pucharu z tym pomostem to później gdy zaśniecie możliwe, że spotkacie się we śnie. Jej lub twoim. No ale co dalej to już trudne do przewidzenia bo ma na to wpływ zbyt wiele zmiennych. Proponuję byś najpierw użyła tego sama by wiedzieć czego się spodziewać. - Starszy mówił uważnie by Versana mogła zapamiętać jego wskazówki. Ale wreszcie na koniec wręczył jej ten niewielki flakonik.


---



Versana i Łasica



Śnieg skrzypiał pod butami. Wraz z nadejściem zmroku na zewnątrz zrobiło się wręcz lodowato i mroczno. Na szczęście wiatru prawie nie było. Za to podniosła się mgła. Ograniczała widoczność do dwóch, trzech budynków dookoła. Obie kobiety szły raźnym, dziarskim krokiem by rozgrzać się od tego zimna. Trochę za nimi szedł ochroniarz jednej z nich. Gdy już się rozchodzili Łasica podeszła do Versany proponując, że mogą wracać razem. Tak dla bezpieczeństwa. Chociaż ta domyśliła się, że jedyna poza nią kobieta w ich grupce chce na spokojnie pogadać.

- Słyszałaś tego mięśniaka? - zagaiła ciemnowłosa ubrana w krótki, brązowy kożuszek. Kożuszek wyglądał całkiem nieźle. Zwłaszcza na tak zgrabnej właścicielce. Skąd go miała Łasica pozostawało niewiadomym ale raczej taki solidny ubiór powinien być raczej poza kiesą wyrobnika czy karczmarza. Ale na razie Łasica nie zwracała na to uwagi. Prychnęła z mieszaniną pogardy i irytacji gdy mówiła o swoim zwyczajowym oponencie w ich grupce. Poza Karlikiem to ona i Silny mieli podobną pozycję w hierarchii. No może jeszcze Kurt ale niejako był na uboczu wszelkich podziałów i konfliktów wewnątrz ich grupy. Ale Silny i Łasica dość zawzięcie ze sobą rywalizowali.

- Jak on kogoś sprowadzi nowego to pójdzie w górę. Zacznie się nam panoszyć na całego. - taka wizja dominacji Silnego w ich grupce a pewnie zwłaszcza nad nią wcale nie była jej miła. No niby dobrze, jeśli ich szeregi się rozrastały ale widocznie niekonieczne Łasicy to pasowało jakby ich oprych miał założyć w ich grupie frakcję swoich sojuszników i podwładnych. Do tej pory panowała względna równowaga a taki ruch mógłby ją zaburzyć.

- Nie chciałam tego mówić przy nich. Ale też mam kogoś na oku. Kobietę. Ale dopiero co ją poznałam. Myślę, że jest warta uwagi. Ale trochę się boję zaczynać z nią sama. Jest niebezpieczna. Brutalna. Nie ma z nią żartów. Widziałam jak traktuje innych. Pomożesz mi z nią? Przyda mi się zabezpieczenie. Jak mi pomożesz ja ci pomogę z tą areną. Do tej pory mnie ona nie interesowała ale jak ci tak na niej zależy mogę za tym pochodzić. - ciemnowłosa kobieta szła obok drugiej ciemnowłosej raźno pokonując kolejne fragmenty zamglonych i zaśnieżonych ulic. Mróz szczypał policzki i nieprzyjemnie wdzierał się do ust i nozdrzy. Za to miasto było prawie bezludne. W taki mróz i ciemności mało kto wyłaził na zewnątrz jeśli naprawdę nie musiał. W większości domów okiennice były pozamykane i chyba tylko z mijanych karczm jeszcze trwały oznaki wieczornego życia.


Aaron



- Ah, Aaronie, wiele myślałem o tych twoich snach. Są bardzo interesujące. - Starszy zagaił brodacza gdy podszedł do niego zapytać czy wszystko w porządku ale jednak poza tym widocznie miał jakąś sprawę do niego. I to tą którą Aaron był mocno zafrapowany od dłuższego czasu a ich przywódca wydawał się odpowiednią osobą by móc coś poradzić.

- Ta osoba jaką widywałeś w swoich snach może być posłańcem. Chce tobie, nam, przekazać wieści. Dobrze by było je poznać by móc coś z tym zrobić. Nieważne czy są dobre czy złe. Są nasze. - wyjaśnił jak podchodzi do tych snów “Dzikiego”. Mówił z przekonaniem jakby dostrzegł w tych sna jakieś drugie dno, jakąś nową ideę jaka jest warta uwagi i wysiłku.

- Interesujące są okoliczności gdy miałeś te sny po raz pierwszy. Być może ktoś z Północy próbuje się z tobą skontaktować. - patrzył gdzieś w podłogę parę kroków przed sobą gdy tak szedł miarowym tempem jak to miał w zwyczaju podczas rozmowy. Ale teraz spojrzał w bok na idącego obok brodacza.

- Dlatego mam tu coś dla ciebie. - sięgnął do swojej togi i po chwili wyjął kawałek zgiętych kartek. Uniósł je w dłoni aby je przekazać ale jeszcze ich nie oddawał. Kartka znieruchomiała tak samo jak przywódca kultystów i jego głos gdy chyba zastanawiał się co i jak powiedzieć.

- To opis pewnego rytuału. Pozwala na wewnętrzną medytację. Koncentrację. Wejście w głąb samego siebie. Swoich myśli, planów, wspomnień i snów. - rzekł przekazując kartki sztywnego papieru do rąk byłego magistra z głębi lądu.

- Jest tam lista składników. Te już będziesz musiał zdobyć samodzielnie. Ale chyba nie powinieneś mieć z tym zbyt wielkich problemów. Gdyby jednak z czymś miał kłopot może ktoś ci będzie mógł pomóc. - wznowił marsz i wskazał palcem dłoni jaka trzymała kostur w stronę reszty ich małej grupki.

- Zalecam jednak ostrożność. Wiem, że masz doświadczenie w używaniu Eteru jednak podczas tego rytuału musisz zachować czujność. Zresztą jest to opisane na tych kartach. - lider ich grupy przestrzegł maga przed skutkami ubocznymi jakie mogą wystąpić jednak widocznie uznał, że Aaron jak zapozna się z pismem to sam sobie będzie mógł ocenić jak się przygotować do niego najlepiej.


---



Aaron i Silny



- To mamy robić tą kryjówkę tak? - Silny który szedł obok brodacza wydawał się solidnym wsparciem w razie jakichś wieczornych kłopotów. Chociaż w taką lodowatą pogodę to chyba nawet rzezimieszkom nie chciałoby się czatować w zaułkach. A Silny sam sprawiał wrażenie jakby mógł kogoś napaść.

- Masz pomysł gdzie to ma być? Musimy się jakoś umówić tak jak Starszy kazał. - oprych szedł raźnym tempem. Widocznie poważnie potraktował polecenie ich przywódcy i starał się dogadać szczegóły tej akcji. Mieli przecież we dwóch przygotować kryjówkę gdzie można było zapędzić owego wybranego strażnika i gdzie Versana miała sobie z nim porozmawiać.

- Myślisz, że ona będzie z nim tylko gadać? Czy coś więcej? Bo jak coś więcej to może jej zmrozić tą jej zgrabną dupkę a szkoda by było. - zarechotał rozbawiony własnym dowcipem gdy tak sobie gadali w męskim gronie o dupach. Przestał się jednak śmiać i przeszedł kilka kroków w milczeniu.

- Bo jak coś więcej trzeba by rozpalić ogień. No ale ogień widać. I zostaje ślad. Trochę kłopot nie? Ktoś mógłby zauważyć i się zainteresować. W trakcie albo po. - szedł gdy zastanawiał się na głos jakie wymogi musiałaby spełniać wybrana kryjówka. Jak się nad tym zastanowić to jednak parę rzeczy mogło być istotnych.

- No i pewnie musiałoby być gdzieś przy “Piwnicznej”, żeby nie łazić daleko. - oprych zastanawiał się dalej wspominając o tym lokalu o jakim mówił Strupas. Nazwa była trafna bo lokal był w obszernej suterenie. Schodziło się tam w dół po schodach jak do piwnicy czy lochu. W lecie panował tam przyjemny chłód i półmrok. Ale zimą o ile nie siedziało się tuż przy drzwiach to piwniczne morki rozświetlały i ogrzewały dwa paleniska, jedno przy ścianie naprzeciwko drzwi i drugie na środku sali. A, że przewiew, zwłaszcza zimą przy zamkniętych drzwiach, był słaby to ten dym ognisk trochę szczypał w oczy mieszając się dodatkowo z palonymi fajkami.

- No i jeszcze trzeba dać znać Karlikowi by wiedział gdzie ma przesyłkę zostawić. - przypomniał sobie, że jeszcze grubasowi i reszcie też trzeba dać znać, gdzie mają mieć ten nowy punkt kontaktowy na czas tej akcji. No ale chwilowo był zdany na Dzikiego skoro jemu Starszy wyznaczył rolę znalezienia odpowiedniego miejsca.



Strupas



- Ah, witaj mój drogi. - Starszy podszedł nawet do śmierdzącego garbusa jakby nie wyczuwał jego smrodu lub mu on nie przeszkadzał. Zwrócił się do niego jak dobry opiekun do zagubionej sieroty. Starszy był jedną z niewielu osób jakie znał Strupas jakie wydawały się nie dostrzegać jego brzydoty. I nie unikał go podczas tych pogawędek po głównej części ich spotkań na krypie. Miał dla niego i czas i dobre słowo.

- Niezmiernie cieszy mnie, że postanowiłeś do nas dołączyć. Twoje wyjątkowe możliwości są dla nas bardzo cenne. - mężczyzna w masce zaczął mówić idąc obok tego z garbem na grzbiecie. Szedł jak zwykle spacerowym, niespiesznym tempem podczas tej rozmowy.

- Twoje znajomości. Te za miastem. - podkreślił spoglądając na człapiącego obok rozmówcę gdy chodziło mu widocznie o osadę odmieńców ukrytą za miastem.

- Gdybyś był tam przypadkiem w najbliższym czasie rozejrzyj się. Słuchaj. Obserwuj. Zwracaj uwagę na sny. Czy ktoś mówi o jakichś snach. Krwawych. Niespokojnych. Chaotycznych. Jeśli nie. No to daj mi o tym znać. Ale jeśli tak. To na razie nic nie rób. Po prostu daj mi znać. Ale niech wyprawa za miasto nie odciągnie cię od naszej sprawy w kazamatach. - jak czuły opiekun, Starszy mówił łagodnym, ojcowskim tonem jakby zwracał się do swojego ulubionego dziecka. Łagodnie tłumaczył czego od niego oczekuje i troskliwie położył mu dłoń na ramieniu. No tak, wyprawa do osady odmieńców nie była taka łatwa podczas zimy. Możliwe, że przy tym śniegu podróż zajęłaby większość dnia. Powrót również. Więc pewnie oznaczałoby spędzenie to nocy wśród zdeformowanych. A jeśliby pogoda się zepsuła to wszystko mogło się jeszcze bardziej wydłużyć.


---



Strupas i Karlik



Dwie zwaliste sylwetki szły samotnie przez zaciemnione i zamglone miasto. No i śnieg. I mgłę. Obie postacie nie grzeszyły ani lekkością ani gracją ruchów. I wydawało się, że kompletnie nie pasują do siebie. Jedna ubrana w jakieś brudne coś co odpychało już na pierwszy rzut oka i wzbudzało nieufność. Druga była odziana w długie, solidne futro świetnie pewnie chroniące przez tym wilgotnym mrozem jaki zalatywał od strony morza pewnie z samej Norsci.

- Lubisz ptaki Strupas? - zagadnął Karlik gdy już kawałek szli razem. Lodowate powietrze niezbyt sprzyjało rozmowie, lepiej było oszczędzać oddech.

- Ja niekoniecznie. Ale mogą być pożyteczne. Bardzo pożyteczne Strupas. - mężczyzna o solidnej tuszy szedł opatulony futrem. Zgrzał się tym wysiłkiem na tyle, że mimo zimnicy rozpiął futro więc jego brzuch rysował się dość wyraźnie nawet w mrokach nocy. Nie bardzo się widzieli nawzajem bo twarze jawiły się tylko jako blade owale na tle ciemności.

- Pomożesz mi z tymi gołębiami? Normalnie dałbym za fatygę tragarzom ale przecież nie wprowadzę ich na nasz statek. - zwrócił się po kilku kolejnych skrzypiących śniegiem krokach. Wzruszył swoimi potężnymi barami gdy wyłuszczył w czym jest problem.

- Mogę im kazać zanieść te klatki gdzieś do portu. A ty już byś je zaniósł do Kuternogi. On Kuternoga to też nie bardzo się nadaje. Chyba, że we dwóch jakoś dacie radę. - zapewne coś drobniejszego Kurt pewnie by dał radę przenieść ale z większymi i masywniejszymi bagażami rzeczywście miał trudności. Prawa ręka Starszego widocznie zastanawiał się jak zorganizować transport klatek z gołębiami. Przez wymóg zachowania tajemnicy ostatecznego adresata nie było to takie proste. Tragarze mogli przenieść klatki przez miasto ale nie wydawało się zbyt rozsądne by zbliżali się do “Starej Adele”.

- To co? Gdzie mają zostawić te klatki? Mogę je jeszcze potrzymać parę dni u siebie no ale dobrze by do następnego spotkania już były. To by każdy mógł wziąć swoje. - Karlik jak na swoją tuszę był całkiem żwawy. Rumiana cera sprawiała wskazywała, że cieszy się dobrym zdrowiem i ten nadmiar masy jakoś mu nie przeszkadza zupełnie. Nawet teraz te lodowate powietrze zdawało się robić na nim minimalne wrażenie.


---



Mecha:

wiedza Strupasa o kazamatach: Kostnica > 81; 47 > 47 = śred
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline