Spędzanie większości czasu w okolicznych lasach oraz łąkach miało to do siebie, ze Agatha wieści lokalne otrzymywała z pewnym opóźnieniem. Nie żeby tutejsze życie bardzo ją interesowało, zaprowadzanie porządku było domeną innych, ale bezpieczniej było wiedzieć i pilnować swojej opinii użytecznej samotniczki. Teraz dochodziło dodatkowo zmartwienie w postaci rozwścieczonych pszczół. Bogowie stworzyli świat harmonijny i wewnętrzne poukładany. Każde odstępstwo od ustalonego porządku i cyklu przyrody mogło być oznaką narastającego chaosu. A cierpienie przyrody, było równocześnie cierpieniem Agathy.
Kobieta więc, zamiast swojego zwyczajowego milczenia wyrażającego obojętność, dołączyła do monologu babci Bochna, swój własny, zgodnie z odwieczną wiejską tradycją. Kiwała głową, wyrażała współczucie, biadoliła, wrzucała “No cóż to droga kumo mówicie” i dopytywała o szczegóły. Ot zwyczajne babskie gadanie. Agatha bowiem podobnie jak ojciec Timma nie wierzyła, by ten udał się w jakąkolwiek podróż i wszystkie plotki o chłopaku mogły być plotkami o pszczołach i rodzącym się niebezpieczeństwie. Może oboje się mylili, ale Agatha czuła, że nie jest to zwykła historia o młodzieńcu z rozbuchanymi marzeniami, który postanowił poszukać sukcesu poza domem. Do listy osób, które powinna jeszcze odwiedzić dołączyli stary Gleyer, Elsa, a także bartnik oraz elf. Całkiem sporo tego.
Teraz jednak czekało ją spotkanie z kobietami. Nie chciała się wtrącać, ale myśl o tym, aby poprosić o pomoc lokalne władze musiała wyrazić głośno. Nie mogli czekać. Stan Bochna się pogarszał, co oznaczało, że pszczoły nie tylko były agresywne, ale nosiły w sobie nienatrualny jad.