Brnął przez śnieg niczym miotła przez stuletni kurz.
Nie powinienem iść teraz, pomyślał zatrzymując się na chwilę by odsapnąć,
zostawiam ślad szeroki i widoczny dla każdego. Obejrzał się. W co głębszych zaspach zostawiał ścieżkę szeroką na człowieka.
- G-G-G-Gdyby to tylko były ślad-d-d-dy stóp, nie b-b-b-byłoby tak źle - zmarznięta Śmierdzistopa oceniła trzeźwo.
-
Starszy na pewno to przemyślał - mruknął Strupas -
jest mądrzejszy niż ja i wy razem wzięci. Ocenił ryzyko i uznał że warto. Czymże jestem ja i kilku odmieńców wobec planu Wielkiego Plugastwa. Niczym.
Ćwierć dnia później, gapiąc się na wpółzatopioną łódź i słuchając odgłosów nagonki był jakoś mniej pewien że to dobry plan.
- Brachu, nie ma strachu! To kamraty, Zbóje Morskie! Do tych samych szefów się modlicie! - ucieszył się Kapitan Szkorbut
-
Aha - odparł mu Strupas -
może akurat zdążę się przedstawić jak będą mnie toporami siekać. Powiało sarkazmem. I smrodem, jak to od Strupasa. Garbus rozejrzał się szukając kryjówki. Był zmęczony marszem i w dodatku niezbyt rączy - lepiej mu było się schować niż uciekać. Cofnął się skąd przyszedł mamrocząc klątwy w stronę parszywego losu i cholernych myśliwych. Od czasu do czasu przystawał by się przysłuchać jak polowanie się przemieszcza i by zejść mu z drogi.
Ostatecznie jak go opadną... to poprosi o jałmużnę.
- Psom się nie wykpisz Strupas. Oby coś lepszego od ciebie zwęszyły! - Śmierdzistopa pokrzepiła go na swój własny sposób.
Wiedział że ma rację, psów obawiał się bardziej niż ludzi.