Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2020, 05:24   #13
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Powrót ze zboru po rozmowie z Łasicą


Mijały kolejne kamienice, w których okiennice były już pozamykane i tylko zza niektórych dobiegało pulsujące światło świec, bądź lamp olejnych. Szły w milczeniu bacznie rozglądając się dookoła. Tzeentch Jeden wiedział kto czaić się mógł w poopuszczanych kamienicach, których nie brakowało w całym mieście. Ludzi którzy szli na łatwiznę i jako źródło zarobku wybierali karierę złodzieja ryzykując utratą dłoni lub życia nie brakowało. Szczególnie Mrozem kiedy to handel morski zamierał podnosząc tym samym liczbę bezrobotnych. Zaś dwie piękne kobiety spacerujące uliczkami miasta tak późną porą stanowiły nie tylko okazje do szybkiego wzbogacenia się ale i zaspokojenia najbardziej prymitywnych potrzeb. Jednak odważniaka, który zdecydowałby się na taki krok względem tych dwóch niepozornie wyglądających dam czekałoby nie lada zaskoczenie, które w najlepszym wypadku skończyłoby się obitym łbem i skrojona sakiewka a w najgorszym kilkoma dodatkowymi otworami w ciele i odesłaniem duszy takiego typa na wieczną służbę przed obliczem jednego z Bogów Chaosu. Oba księżyce wisiały wysoko rozjaśniając teren dookoła. Zdawały się na siebie patrzeć niczym para zakochanych nastolatków, którzy jednak nie mogą wpaść w Swoje ramiona ze względu na zbyt opiekuńczych rodziców. Mgła była gęsta jak piana wyrzucana na brzeg przez lodowate Morze Szponów a one wciąż jednak nie traciły z oczu szerokich pleców eunucha, który szedł spokojnym krokiem i zachowywał bezpieczny dystans między nimi. Kiedy minęły zgliszcza, na których miejscu jeszcze parę lat temu stała kamienica kryjąca wewnątrz burdel. Łasica lekkim ruchem głowy pożegnała się, szepcząc na do widzenia zwyczajowe "Nie ma ucieczki przed chaosem". Chwile później zniknęła niczym pensja marynarza po odwiedzinach w domu uciech. W czasach swej świetności lokal, którego ruiny mijała różnił się od podobnych sobie i był z tego znany na całym wybrzeżu. Z jednej strony z powodu dziewczyn w nim pracujących (Mianowicie słynęły one z egzotycznej urody i pasji do tego co robiły. Nie przyjmowały również byle ochlapusów i śmierdzących śledziem pracowników portowych a jedynie ludzi majętnych z ugruntowaną pozycją społeczną). Z drugiej zaś z incydentu, po którym spalono budynek wraz z jego całym personelem (Jeden z gości oskarżył dziwki o kradzież cennego sygnetu i zgłosił sprawę do lokalnej straży, a że miał wielu wpływowych znajomych na wysoko postawionych stołkach to całkowicie przypadkowo odkryto w lokalu ślady dające jasny sygnał o mieszczącym się w tym budynku miejscu spotkań wyznawców chaosu). W każdym razie zgliszcza stoją i ogółu społeczeństwa mają pokazywać co czeka każdego, kto maca się z chaosem. Versanie zaś przypominają raczej o tym, że jeżeli chcesz oskubać jakiegoś bogatego kupca to nie kradnij mu sygnetu. Po prostu ożeń się z nim a następnie nafaszeruj go medykamentami na potencje mając pewność ze jego serce nie wytrzyma namiętnych uniesień. Wdowa jeszcze parę chwil spacerowała Sama, aż w końcu spośród mgły zaczęła wyłaniać się jej kamienica. Kornas wyczekiwał na Nią pod drzwiami. Gdy zbliżała się coraz bardziej dostrzegła jak wydobywa spod płaszcza klucz, który wisiał na kawałku rzemienia u Jego szyi. Następnie otworzył przed Nią drzwi, rozejrzał się po okolicy, szybko wskoczył do środka i przekręcił dwukrotnie tryb kawałkiem metalu, który ponownie zawiesił na swoim karku. W środku było znacznie przyjemniej niż na zewnątrz. Gorąc bił od kominka, w którym tliły się drwa wznosząc przyjemna dla nosa woń. Gosposia serdecznym uśmiechem przywitała swą Panią wraz z Jej ochroniarzem. Później pomogła zdjąć wdowie płaszcz i odwiesiła go na oparcie krzesła nieopodal kominka. Na dworze wszak nie padało, jednak płaszcz zazwyczaj nachodził wilgocią, która wiecznie panowała w okolicach portu.
- Już zaczynałam się martwić. – przemówiła Greta dokładając drwa do kominka – Nie napełniłam jeszcze bani, gdyż nie chciałam aby woda nad to wystygła. Zapraszam więc na górę a ja zaraz doniosę wina i zadbam o kąpiel. - zwróciła głowę w stronę eunucha – Tobie również przydałoby się umyć, bo cuchniesz jak beczka solonych śledzi. - na twarzy gosposi można było dostrzec grymas – Idź już, bo nie idzie wystać obok.
Versana zachichotała delikatnie i ruszyła do Siebie. W głowie wciąż kotłowały się Jej na przemian myśli związane odbiciem kobiety z kazamat, prezentem od Starszego i prośba o pomoc ze strony Łasicy
- Kąpiel, wino i sen to to czego zdecydowanie mi teraz trzeba. – pomyślała – Przemarznięta, zmęczona i z osobliwą wonią Strupasa w nozdrzach raczej nic racjonalnego nie wymyślę
W pokoju Versany było jeszcze cieplej niż na dole. Greta zadbała o komfort Swojej pracodawczyni wiedząc, że Ta ceni Sobie u ludzi rzetelność i skrupulatność. Wdowa jak tylko weszła do izby, przymknęła delikatnie drzwi i schowała fiolkę którą wręczył Jej Starzy w podwójnym dnie Swojej skrzyni. Następnie zdjęła z Siebie ciężkie ubranie pozostawiając je na podłodze i rozpuściła swoje czarne włosy. Chwilę później rozległo się pukanie i w progu pojawiła się gosposia w jednym ręku trzymając butelkę wina a w drugim puchar.
- Mam nadzieję, że nie za gorąco tutaj? - starsza kobieta podeszła w kierunku młodszej – Przyniosłam wino aby czymś zająć Panią zanim doniosę wody. – wręczyła Versanie puchar napełniając go wonnym i gorącym winem – Proszę się odprężyć. Kąpiel będzie niebawem gotowa. - Gosposia postawiła butelkę z trunkiem na stole nieopodal bali i skierowała się w stronę wyjścia zbierając uprzednio leżące na ziemi odzienie swej Pani
- Greto. – odezwała się czarnowłosa piękność – poślij jutro przed południem po Malcolma. Chciałaby aby pomógł mi przy Agrafce. Mam jutro troszkę wolnego czasu, który chciałabym poświęcić Sobie i Swojej klaczy. Nie zapomnij również przygotować na jutro jakieś bezmięsne danie dla starca. Wszak nie jada mięsa a ja nie mam zamiaru wyjść na niegościnną. - skosztowała wina po czym dodała – aaaaa i przyślij do mnie jutro ze śniadaniem Kornasa. Chciałbym rano zjeść u siebie a mam do niego ważna sprawę o której zapomniałam mu rzec wracając do domu.
Staruszka kiwnęła głową i opuściła pokój swej Pani. Wdowa zaś nim gosposia przygotowała kąpiel wzięła się za rozczesywanie swoich gęstych włosów dokańczając przy tym naczynie z winem.

Angestag

W kominku drewno już dawno przygasło i w pokoju Versany zaczynało robić się chłodno. Młodą wdowę zbudziły jednak odgłosy codziennego życia dobiegające z zewnątrz. Nie czuła się tym faktem podirytowana. Spała dobrze. Nic tak nie układało Jej do snu jak gorąca kąpiel i rozgrzewający trunek. Przetarła oczy, odkryła grubą puchową kołdrę i wstała. Na cielę poczuła gęsią skórkę więc szybko założyła przygotowany wieczór wcześniej przez Gretę strój, w którym zwykle chadzała do stajni. Zdążyła spiąć włosy gdy uszu Jej dobiegł dźwięk skrzypiących schodów. Chwilę później ktoś mocno zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła a w drzwiach ukazał się Jej łysy ochroniarz z taca, na której przyniósł Jej śniadanie.
Minę miał nietęgą. Młoda wdowa jednak przywykła do tego faktu. Z twarzy Kornasa ciężko było wyczytać coś więcej poza irytacją. Z resztą trudno było Mu się dziwić. Nie posiadał swej męskości.
- Przyniosłem śniadanie. – burknął – Powiedziano mi również, że ma Pani do mnie jakąś sprawę.
- Owszem. - odparła damulka – Zamknij jednak drzwi za sobą. - eunuch spełnił życzenie Swojej Pani. - Chciałabym abyś dzisiaj pokrążył po mieście mając uszy i oczy szeroko otwarte. - przemawiała lekko przyciszonym głosem aby mieć pewność, że głos Jej nie wydostanie się poza ściany pokoju - Dam Ci parę srebrników a Ty wstąp do kilku tawern w tym na pewno do tej „Piwnicznej” i „True Kipper”. Wypij kufel piwa czy dwa albo pograj w kości jednak nie spij mi się zbytnio. Nie chce abyś w przypływie pijackiej fantazji wdał się w jakąś bójkę bądź stracił czujność. Chciałabym abyś dowiedział się czegoś więcej na temat tej tajemniczej areny, o której krążą plotki w mieście. Gdzie odbędą się kolejne spotkania, kto stoi za ich organizacją i jak można się zapisać do wzięcia udziału w walkach do których tam dochodzi. Uważaj jednak na to co i komu mówisz. Nie każdy musi być tym za kogo się podaje. – kontynuowała - Jakby ktoś zbytnio węszył wokół Ciebie i nie daj – wyszeptała - Tzeentch Cię rozpoznał. Powiedz, że Van Darsenowa krucho stoi z kasą przez Mróz i spowodowany nim zastój w interesie więc postanowiłeś dorobić na boku a poza bitką do niczego innego się nie nadajesz. Powinno to skutecznie zamydlić ciekawskie oczy. - uśmiechnęła się lekko – Drugą rzeczą, na którą chciałabym byś był wyczulony to sprawy związane z zadaniem powierzonym nam przez Starszego. - kontynuowała wciąż przyciszonym tonem – Wiele elementów chadza po ulicach i karczmach. Szczególnie tych tańszych. Ktoś coś może słyszał o jakimś niecodziennym precedensie albo miał niewątpliwą przyjemność gościć w progach kazamat. Może, któryś z karczmarzy. Ich uszu dochodzi wiele informacji a ich języki skutecznie rozwiązuje brzdęk monet. W rozmowie z nimi musisz być jednak znacznie bardziej rozważny szczególnie z tym w „Piwnicznej”. Gdyby któryś z nich spyta Cie po co Ci te informacje to odrzeknij, że Twój stary znajomy z tego co słyszałeś a co strasznie Cię zasmuciło wstąpił na drogę przestępczą. Dawno go nie widziałeś a Jego matka strasznie zamartwia się o syna i poprosiła Cię o pomoc w zaczerpnięciu informacji, gdyż jest schorowana i nie może ruszyć się z domu a nawet jakby mogła to straż niechętnie udziela takowych informacji bez dodatkowej opłaty. - uśmiechnęła się – To zresztą dość częsty proceder. - Versana spojrzała w oczy eunucha aby mieć pewność, że zrozumiał – Jeszcze jedno. Na koniec dnia przed powrotem wstąp do obu miejsc, o którym wspominał Aaron. Zobaczy czy nie ma tam jakiś fantów bądź informacji a w razie jakiejkolwiek przesyłki przynieś mi ją, na miejscu pozostawiając podkowę. Kilka znajdziesz w stajni wiec weź jedną. A tutaj masz świecę. – sięgnęła po niedopałek z nocy stojący na stole – Zostaw ją w skrytce gdybyś napotkał jednak na jakieś problemy. Chociaż nie powinieneś mieć takowych. - Versana zmarszczyła brwi i raz jeszcze spojrzała w oczy łysego półmężczyzny – Mam nadzieję, że zrozumiałeś wszystko. Jeżeli zaś coś jest niejasne to pytaj teraz. - Poczekała chwilę dając czas do namysłu swojemu ochroniarzowi.
- Yyyyyyy... – odparł po cichu Kornas – Zdobyć informacje przy piwie lub kościach o arenie i kazamatach nie wzbudzając podejrzeń. Nie brzmi zbyt skomplikowanie nawet jak dla mnie. - wyszczerzył niekompletne uzębienie
- Cieszę się w takim razie, że wszystko rozumiesz. – twarz kobiety rozpogodziła się – Wiem, że mnie nie zawiedziesz. Tu masz kilka srebrników. – podeszła do kufra i wyciągnęła z niego niewielką, podręczną sakiewkę. Następnie rozwiązała supeł, sięgnęła do środka i wręczyła kilka srebrnych monet Swemu dużemu towarzyszowi. - Możesz już iść. Smacznego i powodzenia. – puściła Mu oko na do widzenia i odwzajemniła Jego „urokliwy uśmiech”
- Będzie jak rzekłaś. – Kornas wyszedł i zamknął za Sobą drzwi do sypialni.
Versana resztę przedpołudnia spędziła zaś na segregacji dokumentów związanych z prowadzeniem kompani handlowej. Myśli a'propos zadań związanych ze zborem, póki co odsunęła na bok. Wszak interes sam się nie poprowadzi a po śmierci męża wiele Jego obowiązków spadło na Jej barki. Na szczęście te związane z dokumentacją w papierach sprawiały Versanie sporo satysfakcji dając poczucie dobrze wykonanej pracy i kontroli nad losem kompani. Po jakimś czasie w powietrzu dało się wyczuć woń duszonych warzyw i aromatycznych przypraw. Wdowa była pewna, że zapachy dobiegają z dołu. Greta musiała być w trakcie przygotowywania obiadu co znaczyło też, że Malcolm lada chwila powinien się zjawić. Sprzątnęła więc dokumenty z segregacją i porządkowaniem, których się już uporała. Zamknęła szafki na klucz i ruszyła na dół zamykając za sobą drzwi do swojego pokoju. Na dole zauważyła gosposię mieszającą drewnianą chochlą w kociołku nad ogniem oraz młodą służkę pieczołowicie starającą się doprać ubrania eunucha z dnia poprzedniego.
- Witajcie moje miłe. – uśmiechnęła się jak miała to w zwyczaju – zwabiłaś mnie tu Greto aromatem Twej potrawy. - podeszła w stronę paleniska i spróbowała dania przygotowywanego przez staruszkę – Mmmmm... Nie wątpiłam w to, że po raz kolejny przygotujesz coś wyśmienitego. Malcolm będzie zachwycony. Z resztą to chyba już powinien niebawem przybyć.
Gdy Versana skończyła zdanie rozległo się pukanie do drzwi frontowych. Sprzątaczka wstała i podeszła do nich. Uchyliła wieko i widząc, że po drugiej stronie stoi starszy mężczyzna otworzyła i zaprosiła z uśmiechem na ustach dorożkarza do środka. Ten grzecznie choć chłodno się przywitał i po wymianie uprzejmości z resztą domowników został zaproszony przez właścicielkę kamienicy do stołu, na którym stał już chleb, czarna kawa oraz zastawa czekająca na to, aż danie Grety wyląduje na niej. Chwilę później starsza kobieta zaczęła nakładać obiad i gdy miski był pełne wszyscy domownicy przystąpili do jedzenia zasiadając do wspólnego stołu. Jedli w milczeniu co było najlepszym dowodem na to, że przygotowany przez gosposie posiłek im smakuje. Opróżnili talerze w mgnieniu oka. Po tej małej uczcie starowinka przystąpiła do sprzątania a Brena chciała wziąć się do dokończenia tego co zaczęła jednak ku wielkiemu Jej zdziwieniu Versana zapytała czy nie chciałaby nauczyć się co nieco na temat koni i zaprosiła dziewczynę do stajni aby towarzyszyła Jej i Malcolmowi przy oporządzaniu konia. Młodziutka kobieta wpierw mocno się zdziwiła co dość łatwo dało rozpoznać się po Jej twarzy jednak po chwili z wielkim entuzjazmem i radością zgodziła się. Cała trójka więc udała się do stajni gdzie Versana czesała klacz, Malcolm sprawdzał jej stan podków i uzębienia a Brena nie odstępowała Swojej Pani na krok. Wdowa doskonale przemyślała to posunięcie z zaproszeniem sprzątaczki do stajni. Chciała bowiem zyskać jeszcze większą sympatie i zaufanie w oczach służki, gdyż w głowie Jej kreował się plan związany z próbą o której wspominał Starszy na zborze. Oporządzanie Agrafki zajęło trochę czasu. Po wszystkim Versana poprosiła również rudzinkę aby Ta udała się z Nią do sypialni i pomogła wybrać strój na jutrzejsze spotkanie u van Zee'nów. Młoda sprzątaczka omal nie podskoczyła z radości i w asyście Swej Pani udała się na górę gdzie spędziły dłuższą chwilę rozmawiając o zwyczajach panujących na dworach arystokratów i mężczyznach, którzy czasami potrafią wystroić się lepiej od nie jednej kobiety. Versana starała się w ten sposób zarazem rozpalić w młodej dziewczynie chęć spróbowania tego odległego dla niej świata ale również zbadać jak daleko byłaby w stanie się posunąć by tego skosztować. Po skompletowaniu stroju kultystka poleciła Brenie aby Ta przypilnowała by Jej strój jutro wieczorem pachniał świeżością i był miły w dotyku. Sprzątaczka skinęła głową i wyszła z pokoju. Chwilę później Swoją izbę opuściła również Versana. Na dolę czekał już na Nią kolacja, która dzisiaj składał z gorącego wywaru mięsnego podanego w asyście świeżo upieczonego chleba i dzbana jej ulubionego wina grzanego. Greta widząc Swoją Panią zaprosiła Ją do stołu aby w tym czasie móc przygotować kąpiel z dodatkiem olejków zapachowych i gorącym ręcznikiem na twarz. Widok posiłku w mik rozwiał myśli związane z pogodą panująca na zewnątrz. Versana poczuła nagle burczenie w brzuchu i nie zwlekając zbyt długo przystąpiła do posiłku. Gdy zjadła wszystko chwyciła puchar napełniony winem w dłoń i poszła z powrotem do Swojego pokoju. Na górze odstawiła na bok naczynie i zdjęła z Siebie odzienie wierzchnie. Nie rzucała go jednak dzisiaj na glebę a podała Grecie.
- Dziękuję Ci. - uśmiechnęła się serdecznie – Czasami zastanawiam się jakbym Sobie bez Ciebie poradziła. Jak minął Ci dzień? - spojrzała następnie głęboko w oczy gosposi jakby chciała coś w nich spostrzec. Kłamstwo? Może zmartwienie? A może tęsknotę za czymś?
- Droga Pani! - w głosie staruszki słychać było spokój ale i zmęczenie. - Dziękuję za zainteresowanie ale od dawien dawna tryb mojego życia regulowany jest przez porę doby i roku. Nic specjalnego. Rutyna dnia powszedniego. Ucieszyłam się jednak dzisiaj z widoku Was pałaszujących z takim apetytem mój gulasz. - rozpromieniała na twarzy – Dodaje mi to otuchy i mam nadzieję, że zawsze tak Wam będzie smakować to co przyrządzę. Pozwól jednak, że już pójdę. Muszę oczyścić Twój strój a chciałabym się za przyzwoleniem położyć już na spoczynek, gdyż strasznie łupie mnie w krzyżu.
Versana kiwnęła delikatnie głową i odprowadziła Grete do drzwi. Następnie zamknęła je na klucz i zdjęła z Siebie resztę ubrań. Gdy była w pokoju już Sama podeszła do kufra i wydobyła ze skrytki fiolkę z tajemniczym płynem. Przyjrzała się mu raz jeszcze z zafascynowaniem i dodała dwie krople do pucharu z winem, którego natychmiast spróbowała i ku Swojemu zdziwieniu prócz tego, że alkohol było już raczej chłodny to smak napitku prawie w ogóle się nie różnił od oryginału. Weszła więc do drewnianej wanny, pociągnęła kolejny łyk i położyła na Swej pięknej twarzyczce gorący w przeciwieństwie do wina ręcznik. Czuła w nosie delikatną woń korzennych i cytrusowych aromatów unoszących się wraz z parą wodną. Ręcznik przyjemnie zmiękczał i rozprężał skórę na Jej twarzy. Ona zaś leżąc zrelaksowana z zamkniętymi oczami i według zaleceń Starszego starała się wrócić pamięcią do snu, w którym była uczestniczką ceremonii pogrzebowej. Myślała o dwóch trumnach, o tych lezących w nich zdających się wyzionąć ducha damulkach i ludziach zebranych wokół. Gdy kompres na twarzy wyraźnie wystygł wstała i wyszła z bani. Wytarła Swoje powabne ciało bawełnianym ręcznikiem i ponownie sięgnęła po puchar. Płynu było coraz mniej a Ona wciąż nic nie odczuwała. Trochę Ją to zamartwiało. Postanowiła dzisiaj spać nago. Położyła naczynie przy łóżku i wsunęła się pod kołdrę. Leżąc wygodnie poczuła wilgoć pomiędzy udami więc koniuszkami palcy powędrowała wzdłuż tali kończąc w łonie. Czuła tego wieczoru wyjątkowe podniecenie więc nie zajęło Jej to długo ale dało duże odprężenie. Nie była jednak zmęczona więc przechyliła puchar opróżniając go całkowicie. Następnie zamknęła powieki i oddała się modlitwie ku Tzeentchowi i Slaneeshowi. Modliła się szepcząc a raczej mamrocząc pod nosem. Później ponownie skupiła swe myśli wokół snu, który doprowadził ją poniekąd do kultu. Gdy otworzyła oczy stała przed cmentarną bramą. Widocznie zasnęła …

Festag

Po otworzeniu oczu nie bardzo orientowała się jaka pora dnia Ją zastała. Zza okiennic dobijały się promienie słońca oraz dźwięki miasta. Jednak w Jej głowie nadal szumiał głos, który przemawiał do Niej w śnie. Zaś gdy zamykała oczy wciąż widziała te dwa detale, które wcześniej musiały umknąć Jej uwadze. Tusz na palcach i złota moneta.
- Muszę zbadać ten ślad. – czoło miała zmarszczone – No i co to był za głos. Nie jestem w stanie nawet stwierdzić czy słyszałam kobietę czy mężczyznę. Może, to któryś z Bogów do mnie przemawiał? Wszak ponoć Slaanesh potrafi przyjąć formę zarówno przystojnego mężczyzny jak i pięknej kobiety. Hmmmmm... - podrapała się po głowie - Może to była Łasica bądź Starszy? Musze zadać dzisiaj kilka dyskretnych pytań koleżance.
W południe obie kobiety miały się spotkać w pustostanie stojącym przy skrzyżowaniu ulic mleczarzy i serowarów. Z racji braku orientacji w czasie. Versana szybko doprowadziła się do porządku. Rozczesała a następnie spięła swoje krucze włosy. Później kolejno założyła zwiewną koszulkę, na nią przyodziała Swój zdobiony, skórzany pancerz a na nogi wsunęła grube rajstopy. Na całość założyła schludną jednak zadbana suknię w kolorze fiołków, która u krańca rękawów oraz na dole była zdobiona ciemnozieloną koronką. Talię przeplotła skórzanym pasem dobrej jakości do którego jak to miała w zwyczaju przypięła Swój ostry jak klify sztylet. Następnie założyła wysokie skórzane buty, ocieplane od środka króliczym futrem i zaglądając do kufra wybrała szarawy kapelusz. W dłoń pochwyciła jeszcze kożuch z uszytą od wewnątrz kieszenią, zdobiony delikatnym haftem płaszcz z kapturem i sakiewkę z kilkoma srebrnymi monetami. Wyglądała schludnie. Nie był to strój tak wyszukany i bogaty jak wysoko urodzonej arystokracji jednak w odpowiedni sposób zaznaczał jej status społeczny. Wychodząc z pokoju zamknęła drzwi na klucz, który schowała wraz z sakwieką do kieszeni. Na dole zastała eunucha zasiadającego przy stole, który popijał gorącą kawę, Gretę sprzątającą palenisko oraz Brene, która miała właśnie gdzieś wychodzić.
- Witaj moja Pani. Wyspałaś się? - zapytała staruszka podnosząc głowę – Z racji dzisiejszego święta nie miałam sumienia Cię budzić.
- Witaj Greto. Dziękuję za troskę. Wczorajszego wieczoru tak zadbałaś o mnie, że spałam jak dziecko. Straciłam jednak rachubę czasu. Jaką mamy porę?
- Niebawem będzie południe. Sprzątnę do końca palenisko i biorę się za przygotowywanie obiadu. Nie zdradzę jednak co dziś zaserwuję. - staruszka uśmiechnęła się w stronę wdowy – Niech pozostanie to niespodzianką.
- Dobrze. Lubie Twoje niespodzianki. - wdowa zeszła na dół i zasiadła przy stolę na którym stał dzban z gorącą kawą oraz chleb i konfitura wiśniowa – Zjem szybko śniadanie i ruszę w asyście Kornasa na miasto. Chcę odwiedzić dzisiaj świątynie i wesprzeć miejsca czci chociaż drobnym datkiem. Mało kto dba o nie w tych ciężkich czasach. - nalała sobie kawę i posmarowała pajdę chleba grubą warstwą pachnącego dymem dżemu. - Mam nadzieję, że pamiętasz, iż dzisiaj wieczorem zostałam zaproszona do van Zee'nów i muszę prezentować się odpowiednio jak na taką okazję.
- Oczywiście moja Pani. Na twe przybycie wszystko będzie gotowe. - gosposia obrzuciła Versane miłym uśmiechem – Proszę się nie martwić. Dopilnuję aby woda wrzała, Brena przyszykowała strój a Malcolm czekał na Panią gotów do odjazdu.
- Cieszę się. - zwróciła następnie głowę w stronę eunucha – Kornasie. Możesz już iść się przygotować do wyjścia. Ja zjem jeszcze jedną kromkę, dopiję kawę i będę gotowa.
Tak jak poleciła, eunuch uczynił. Nim zdążyła skończyć śniadanie łysy mężczyzna stawił się gotów do trasy. Versana więc wcisnęła ostatni kęs do usta i przepiła go kawą. Następnie założyła kożuch dokładnie go zapinając a na ramiona zaś zarzuciła płaszcz związując go tylko u szyi. Głowę przyozdobiła kapeluszem i spojrzała na Swojego ochroniarza, który w tym samym momencie otworzył drzwi. Ruszyli. Szli obok Siebie dość dziarskim krokiem w stronę miejsca, gdzie mieli spotkać się z Łasicą. Versana postanowiła wykorzystać ten czas aby dopytać eunucha o szczegóły Jego wczorajszej eskapady....

Podróż nie zajęła im długo i gdy dotarli na miejsce zastali czekającą już brunetkę. Musiała przybyć chwilę przed Nimi, gdyż nie narzekała na ich drobne spóźnienie. Po przywitaniu się Łasica zleciła aby Kornas ruszył w stronę kaplicy Sigmara a następnie udał się do „Czarnego Kota” i wynajął tam pokój pod jakimkolwiek pretekstem oraz aby oczekiwał Ich przyjścia w głównym pomieszczeniu. Przekazała też mu opis kobiety na którą powinien zwrócić uwagę i wspomniała aby pod żadnym pozorem nie zbliżał się do Niej bez ich wyraźnego polecenia. Versana zaś wręczyła mu kilka monet na wynajem pokoju. Dwie kultystki odczekały chwilę po czym razem ruszyły w kierunku pierwszego miejsca zlokalizowanego wcześniej przez Łasice. Nie odbiegały zbytnio od Siebie ubiorem co nie wzbudzało zbytnich podejrzeń ludzi przemierzających o tej porze miasto. Versana jednak zdjęła kapelusz, który schowała pod pazuchę a na głowę zarzuciła kaptur.

Młoda brunetka odprowadziła współkultystkę wzrokiem, aż Ta zniknęła za drzwiami tawerny. Wedle Jej zalecenia odczekała parę chwil i ruszyła Jej śladem. Gdy przekroczyła próg lokalu zdjęła kaptur i pierwsze co rzuciło się Jej w oczy to spora ilość osób, która w nim przesiadywała. Jedni jedli, gdyż zbliżała się pora obiadu. Drudzy upijali się w ten sposób oddając cześć fałszywym bożkom a jeszcze inni grali w karty spalając przy tym niewyobrażalne ilości tytoniu. Wdówka rozejrzała się po zgromadzonych starając się wyłapać wzrokiem Swoich towarzyszy. Nie zajęło Jej to dużo czasu i po chwili dostrzegła Kornasa siedzącego przy stole pilnującego aby miejsce obok Niego było wolne dla Jego pracodawczyni oraz Łasice siedzącą samotnie przy bufecie, która delikatnie wskazała Jej wzrokiem cel ich zainteresowania. Kobieta, słusznych rozmiarów siedziała Sama przy stole, na którym znajdowała się rybna zupa obok której stała pieczona barania noga. Ze względu na panujące wewnątrz lokalu ciepło i duchotę zdjęła z siebie futro i dopiero teraz Versana mogła dostrzec Jej twarz. Nie należała do urokliwych. Wydęte policzki, z których jeszcze nie zniknęły rumieńce, małe oczy, świński zadarty nos i krzaczaste brwi. W barkach była szersza od niejednego mężczyzny w tym lokalu i zdawała się nie mieć karku. Jadła w sposób prymitywny. Wdowa tylko czekała jakta przechyli misę, z której chlipała zupę i wypije ją jednym haustem oblewając przy tym swój strój na którym widniał symbol młota. Pomimo, że w knajpie mieszały się wzajemnie zapachy alkoholu, smażonego mięsa i palonego tytoniu Versana wiedziała, że obiekt jej obserwacji będzie pachniał tylko nieco lepiej od Strupasa.
- Trudno. Przywykłam już chyba. – uśmiechnęła się do Siebie – Na szczęście wiem już co zrobić. Wpierw udam się do właściciela tego przybytku. – Versana dostrzegła tęgiego mężczyznę z przetłuszczonymi włosami stojącego za bufetem - Rzeknę Mu, że spodziewam się kilku kupców z głębi Imperium w nadchodzącym tygodniu jednak nie mam na tyle miejsca aby przenocować ich u Siebie. Powiem Mu również, o tym że mają Oni w zwyczaju wynagrodzić gospodarza jeżeli Ten będzie dysponował butelką Tileańskiego wina i peklowaną w kapuście wieprzowiną. Powinno to rozpalić Jego żądze pieniądza przez co mam nadzieję, że spojrzy na mnie łagodniejszym wzrokiem. Następnie wyrażę aprobatę z faktu, iż w Swoich progach gości wyznawczynie Sigmara - Versana zaczęła powolnym krokiem zmierzać w stronę karczmarza – Podkreślę, że kupcy z głębi Imperium również powinni docenić ten fakt ze względu na Swoją pobożność. Korzystając z okazji podpytam Go o szczegóły związane z Tą „urokliwą damą” . Kiedy, skąd i po co przybyła? W którym pokoju rezyduje? Wspomnę również, że dobrze by było gdyby moi a zarazem Jego goście zajmowali pokój w bezpośrednim sąsiedztwie Jej izby ze względu na ich komfort i poczucie bezpieczeństwa. Następnie zamówię u Niego strawę, napitek i poproszę o kluczę do pokoi, które miałby wynająć przybyszom, gdyż chciałabym w międzyczasie zobaczyć jakie warunki tam panują. - kontynuowała myśl przeciskając się przez tłum, który zdawał się nie zwracać zbytnio na Nią uwagi – Postaram się Go również przekonać aby darował sobie fatygę i skupił uwagę raczej na przyrządzeniu mi specjalności lokalu, którą mogłabym ewentualnie później polecić moim przyszłym kontrahentką. Poproszę Go o kluczę i uspokoję, słowami, że jestem już duża dziewczynką i doskonale sobie poradzę. Na koniec uśmiechnę się do Niego najładniej jak potrafię i puszczę mu delikatne oczko. - zachichotała w środku, będąc już o krok od otyłego mężczyzny – Wszak mało, który facet w tym mieście jest w stanie oprzeć się mojemu urokowi osobistemu. No może poza Strupasem i Kornasem, który nie ma kutasa. W każdym razie gdy dostanę kluczę postaram się wykorzystać czas, w którym wyznawczyni SmarkaSigmarka zajęta będzie strawą. Pójdę w stronę pokoi gościnnych po trasie dając eunuchowi znak aby do mnie dołączył. Gdy spotkamy się na piętrze wyjaśnię Mu sytuację i poproszę aby dopilnował by nikt mi nie przeszkadzał. Ja natomiast postaram się włamać do pokoju pseudokapłanki, rozejrzeć na tyle sprawnie na ile tylko potrafię i nie zostawiać śladów po Swojej działalności. Nie powinno zająć mi to dużo czasu. Opuszczając pokój zamknę go aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń i zajrzę do tych pokoi, o których wspominał mi gruby karczmarz aby w razie niewygodnych pytań mieć ogólną wiedzę. Po wszystkim zejdę na dół. Oddam mu kluczę i pochwalę schludność, czystość i wystrój izb. Później poproszę aby przyniósł mi posiłek do stołu, przy którym siedzi ta potężna „niewiasta” nie zapominając o dużym dzbanie gorącego kompotu. Ja zaś dosiądę się do Niej sama aby z Nią porozmawiać starając się zdobyć chociaż w małym stopniu Jej zaufanie. Następnie zaś postaram się wyciągnąć od Niej informację zauważając, że wyznawcy Sigmara są raczej rzadkim widokiem w tych rejonach i zapytam o to czy widziała jak bardzo zaniedbana jest kapliczka tego Boga w mieście i że może warto byłoby coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że zdobędę od Niej parę informacji i uda mi się dostrzec w Jej mowie bądź gestach jakieś szczegóły dające mi domysły z kim naprawdę mam do czynienia. Hmmm. Dobra, to do roboty. Na chwałę chaosu. Niech Tzeentch ma mnie w Swej opiece.
- Witaj Karczmarzu. - rzekła wdowa podchodząc do właściciela lokalu - Jestem Versana van Darsen i przybyła do Ciebie z ofertą, której jako prawdziwy człowiek interesu nie powinieneś przegapić...
 
Pieczar jest offline