Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2020, 21:13   #16
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Strupas odrzucił na bok ogara i przez chwilę przyglądał się własnym dłoniom. A potem powoli odwrócił się do nieznajomej. I wyszczerzył szczerbaty uśmiech
- Yhyyyy - wyrzęził - Złe Psy chcieć ugryźć Strupas i teraz martwe! Złe Psy! Złe Psy! Mama mówić że Psy złe!. Ale ładna Pani pomóc Strupas siekierą. Strupas dziękuje! Obiecuje ładnej Pani Kfiatek jak wiosna będzie!
- Na sto tysięcy kartaczy, ale Brzytwa! Bym się do niej przysmalił - Kapitan Szkorbut aż wywinął hołubca pod kapotą Strupasa, Krwawa szturchnęła go gniewnie. Świerzb tylko zasapał.
Kobieta popatrzyła na garbusa cofając się o krok. Patrzyła uważnie i krytycznie obrzucając jego sylwetkę ponownym spojrzeniem. Potem jednak spojrzała w stronę zaśnieżonego lasu, wskazała ten kierunek jednym ze swoich toporków i powiedziała coś krótko. Chyba jedno słowo. Brzmiało dobitnie. Potem znów spojrzała na garbusa. Zapytała o coś ponaglająco wskazując drugim toporkiem na teren wokół siebie. Jasnym było, że zbyt długo sami tutaj nie będą i pewnie najpierw psy a potem myśliwi dojdą ich tutaj.
- Chodu Strupku! - Śmierdzistopa pogoniła garbusa - i ślady zacieraj!
Strupas pokiwał głową i powiedział szybko - Tak tak, uciekać - i począł uciekać, jak pierwotny plan zakładał. A zakładał jak najdalej od obławy... czyli przez lód. Ścierwa obu psów poleciały na cienki lód, do rzeki, potem Strupas złapał za nisko leżącą gałąź, zerwał ją i ocenił grubość lodu. Nie podobał mu się cienki obok łodzi, ale nieco dalej był grubszy. Przebiegł pociesznie kilkanaście kroków w dół rzeki - w końcu tamtędy jeszcze łódź nie popłynęła - i postanowił przejść na drugą stronę wierząc w grubość lodu oraz pokładając nadzieję, że zacierane gałęzią ślady na tafli pozwolą mu umknąć. Zejść z lodu zamierzał nieco dalej. Pomachał też nieznajomej śliniąc się głupio.
Toporniczka obserwowała jego manewry z naburmuszoną miną. Nerwowo zerkała w stronę zaśniezonego lasu skąd docierały odgłosy coraz bliższej pogodni. Gdy garbus jednak zerrwał gałąź i ruszył na zamarniętą rzekę chyba domyśliła się co zamierza zrobić. Bo swoimi toporkami odcięła inną gałąź i szybko ruszyła jego śladem wlokąc za sobą gałąź. Przeszli tak kawałek. Rzeka w tym miejscu miała z kilkaset metrów szerokości liczac od brzegu do brzegu. Więc był kawałek do przejścia. Dość szybko minęli wrak na w pół zatopionej łodzi i wyszli na środek zamarzniętej rzeki. Lód jakoś nadal wytrzymywał i nie wyglądał jakby miał się zaraz załamać. Przeszli jeszcze kawałek gdy ujadanie za ich plecami przybrało na sile. Gdy się odwrócili zobaczyli na brzegu pierwsze dwie ujadające brązowe smugi. Ogary nie miały żadnych problemów by ich dostrzec i bez wahania rzuciły się w pościg za nimi. Na odkrytej przestrzeni rzeki nie bardzo było gdzie się ukryć a i czworonogi były szybsze niż dwunogi. Strupas przyspieszył kroku byle jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie, zanim psy nadbiegną.
Psy były zdecydowanie szybsze od dwunogów. Ale jednak miały do pokonania dobre kilkaset metrów zamarzniętej rzeki. Więc gdy dwójka uciekinierów wybiegała przez wystające z lody trzciny zostawiając za sobą ich połamany szlak czworonogi przebiegały gdzieś przez połowę szerokości rzeki i szybko skracały dystans. Chociaż przez te trzciny para uciekinierów straciła je z oczu. Trzciny jednak mogły zasłonić im widok także na przeciwległy brzeg ale też powinny zasłonić widok i z tamtego na ten brzeg.
- Końmi może będą się bali przejechać - mruknął do siebie garbus.
- Nadzieja matką głupich idioto - Śmierdzistopa go ofukała - Ale chyba nie ma innego wyjścia.
Wciąż miał przy sobie gałąź. Gdy psy nadbiegną, zamierzał wepchnąć jednemu konar w pysk. A potem się zobaczy...
Kobieta jak zwykle nie odpowiedziała. Chociaż obserwowała poczynania garbusa. Widząc co robi chyba odgadła jego zamierzenia. Też odwróciła się twarzą do rzeki z obydwoma toporami w ręku. Lekko nimi potrząsała jakby w zniecierpliwieniu czy zdenerwowaniu. On sam stał z niezbyt poręczną gałęzią. Nie była tak wygodna w użyciu jak profesjonalna broń ale miała swoją masę i gdyby komuś nią przyłożyć powinna wzmocnić siłę uderzenia niż gdyby uderzać gołymi łapami. No i Strupas miał nieco wprawy w posługiwaniu się przygodnymi przedmiotami w różnych bójkach i przepychankach.

Czekali tak długo. Albo krótko. Zależy jak na to spojrzeć. Z jednej strony wydało się, że ogary są jeszcze daleko. Zwłaszcza, że trzciny zasłaniały widok więc było tylko słychać ich ujadanie. Z drugiej niepokojąco szybko to ujadanie się zbliżało. Wreszcie to usłyszeli. Jak szeleszczą trzciny gdy czworonóg bez trudu pokonują pas przybrzeżnych trzcin. Czyli były już blisko!
Wypadły z trzcin prawie jednocześnie. Ten co był bliżej garbusa ledwo o kilkanaście kroków od niego. Wydawało się, że głęboki śnieg wcale go nie spowalnia. Wypadł na ten śnieg i w pełnym pędzie wziął wiraż rozsypując śnieg na boki gdy pruł prosto na czekającego garbusa. Drugi wypadł z przeciwnej strony ale nie miał czasu i okazji go obserwować bo gdy ustawił się frontem do swojego czworonoga to ten drugi znalazł się za jego garbem. Musiał ufać, że toporniczka nim się zajmie. Ją zresztą z tych samych przyczyn też stracił z oczu. Był tylko on i ta pędząca na niego czwornożna bestia i jej zaślinione kły. I gałąź.

Właśnie gałąź przesądziła o wyniku tego starcia. Zanim się właściwie zaczęło. Ogar był już o dwa kroki, o krok od czekającego garbusa gdy ten opuścił na niego gałąź. Konar był nieporęczny i wydawał się opadać wolno i niezgrabnie. Ale miał też swoją powierzchnię. Ciężka gałąź idealnie trafiła czworonoga wgniatając go w śnieg gdy konar trafił go bezpośrednio. Wściekłe ujadanie w jednej chwili przemieniło się w żałosne skomlenie. Po takim trafieniu nawet jeśli ogar jeszcze dychał to raczej był wyłączony z tego polowania.
- Tak jest! Arrrrr! - krzyknął Szkorbut - Krew dla boga Krwii!
- Szkorbut durniu! Szefa Szefów obrażasz - Zielona oburzona pojechała mu po korku, a Koklusz zawtórował.
- Mnie wolno - prychnął na to Szkorbut.- Ja z innej bajki. Niezakaźny.

Zaraz też za sobą usłyszał kolejny skowyt. Gdy się odwrócił dostrzegł jak toporniczka wyciąga z trchlejącego psa swój topór. Broń rozchlapała po śniegu szkarłatną smugę. Podobnie śnieg przy tym posokowcu zaczął barwić się na czerwono nawet gdy ten próbował odpełznąć od swojej pogromczyni. Ta zaśmiała się krótko i te odwróciła się by sprawdzić jak idzie druga walka. Ale skończyli praktycznie w tym samym momencie. Kobieta wskazała na trzciny swoim toporem mówiąc coś krótko. No ale zza tych trzcin nadal słychać było resztę pogoni. Tylko nie było ich widać przez te trzciny ale i tamci pewnie ich nie widzieli z tego samego powodu.
Strupas położył palec na ustach. Po czym starał się zachowywać jak najciszej i jak najniżej.
Dopóki zasłaniały ich trzciny, nie było źle. Psie ścierwa sypnął śnieżnym puchem i jął wycofywać się wzdłuż trzcin, w górę rzeki co jakiś czas nasłuchując czy się nie przeprawiają łowczy przez lód. Trzymał się blisko trzcin, bo i śniegu było mniej i lepiej osłaniały.
Liczył na to, że konno nie odważą się przeprawić, ale był gotów ukryć się w trzcinach albo innym wykrocie, który by się napatoczył.

Oboje próbowali schować się w przybrzeżnych trzcinach. Kobieta trzymała się kilka kroków od garbusa ale jednak podążała jego śladem. A oboje zostawiali wyraźny ślad na śniegu. W mieście te ślady zmierzałyby się z setką innych ale tutaj, w dziewiczym lesie można było iść po tych śladach jak po sznurku. W ten dziwnie pogodny dzień ładnie się niosły echa pościgu. Dźwięki rogów, ujadanie psów i ludzkie głosy. Zbliżały się. Musiały być już gdzieś przy drugim brzegu albo w jego pobliżu. Tak można było sądzić po odgłosach. Czy sztuczka z ciągniętą po lodzie gałęzią coś da tego nie szło zgadnąć. Może na ludzi ale nie na psy które tropiły węchem i słuchem. Gdyby ktoś nawet przeszedł przez rzekę to raczej trudno by mu nie trafić na ślady pozostawione po tej stronie rzeki. Skotłowany śnieg, porzucona gałąź, krwawe ślady i dogorywające albo martwe psy. Ale nikt nie przyszedł. Czas w trzcinach dłużył się a nerwy były napięte do granic możliwości. Na razie radzili sobie z pojedynczymi psami ale gdyby opadła ich główna sfora ludzi i zwierząt ich szanse byłyby marne. Ale nikt nie przyszedł. Głosy i dźwięki utknęły na drugim brzegu. A jakiś pacierz później zaczęły słabnąć i się oddalać. Z kolejny pacierz później wojowniczka wyprostowała się i wyszła z trzcin. Jeszcze trochę słychać było szczekanie psów ale już dość odległe.
Strupas też wyszedł - rozejrzał się, ponasłuchiwał, chrząknął zadowolony.
Z wojowniczką było mu kompletnie nie po drodze, więc pomachał jej na pożegnanie i oddalił się. Postanowił wrócić, przejść ponownie lód i iść jakiś czas śniegiem stratowanym pogonią. Dopiero później odbić do Wioski. Ostrożności nigdy za wiele.
W sumie dobrze że go nie zatoporzyła. Strupas miał wrażenie że dzienny zapas szczęścia mu się wyczerpał. Albo i miesięczny.
- Uuuu, to nam się ufarciło - Koklusz odetchnął.
- Piknie! Teraz synek babe w trzciny, przechędoż łostro i będzie! - ucieszył się Świerzb.
- Jestem Za! - Ucieszył się Szkorbut

Wyglądało na to, że toporniczka nie specjalnie przejmuje się zamierzeniami swojego przygodnego towarzysza. Trzymając się kilka kroków za nim szła jego śladem chrzęszcząc butami w świeżym śniegu zruszonym tylko przez niego.
- No i masz Babo Strupasa - mruknął garbus i zatrzymał się pomyśleć. Wyprawa do osady odpada, nie z toporniczką na karku. Siedzieć na dupie odpada, bo i dupa odmarznie i cholera sobie nie pójdzie. Przeganianie odpada, bo może użyć tych toporów.
Zostaje wrócić do miasta. Tam coś wymyśli.
Jak postanowił tak zrobił. Uśmiechnął się jeszcze głupkowato do norski, zrobił w tył zwrot i obrał drogę do miasta. Oszacował sobie, że spokojnie powinien zdążyć przed zmierzchem. A Toporniczka ruszyła za nim.

A tak bardzo nie miał ochoty na komplikacje...
- Tak, opowiedz Bogom o swoich planach Strupas - wyśmiała go Ospa - Rozbawisz ich do łez.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline