Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2020, 22:27   #1
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] Pohybel



Bełt był bardzo szybką łodzią zwiadowczą, pojawiał się znikąd i znikał zanim jakakolwiek inna jednostka zdołała wykonać jakiś ruch (stąd też nazwa ty podły ochlapusie!). Nawet jeśli zdarzył się okręt zdolny do pościgu to zazwyczaj dwa wystrzały z kartaczownicy wystarczyły aby podziurawić szmaty ścigającego, a okręt takich wyrzutni miał cztery, po dwa na dziobie i na rufie. Stąd właśnie załoga bełta była bardzo pewna siebie i bez wahania brała nawet najcięższe zadania.


- Oj tam oj tam, w razie czego umrzemy - zwykł żartobliwie mawiać kapitan.


Załoga bełta dzieliła się na dwie grupy. Część okrętowa składała się z sześciu marynarzy wraz z kapitanem, którzy dbali o jednostkę i w razie potrzeby obsługiwali kartaczownice. Drugą grupę stanowiło czterech znających się na swej robocie ludzi którzy wkraczali do akcji gdy trzeba było zejść na ląd, bądź na drugi okręt ... przy pomocy lin ... z bronią w ręku. Dowódcą całości teoretycznie był kapitan, lecz w praktyce rozkazywał tylko marynarzom, gdyż grupa szturmowa znała się na tyle dobrze że wypracowała pośród siebie sposób na "dowodzenie bez dowódcy" - o czym nie wiedział nikt spoza pokładu, a wszystkim to pasowało. Teoretycznie Bełt był jedną z jednostek floty imperialnej, lecz z uwagi na swoją funkcję w większości przypadków działał sam, mając ze sobą jedynie zwięzły rozkaz i jakieś tam farmazony ... że niby wytyczne, ale kto by się tym przejmował i sprawdził, hę?


Tym razem zadanie było stosunkowo proste, ale i żmudne. Proste, bo należało tylko zlokalizować wyspę, na którejś jakiś podły dziadyga uskutecznia swoje podło-dziadygowe sprawy i czym prędzej zawiadomić o tym dowództwo. A żmudne, bo to $%@%## archipelag. Na szczęście do tego zadania góra przydzieliła do załogi maga, który swoimi czarami-magami miał skrócić czas poszukiwań. Po drugie na szczęście, nie był to nikt nowy ani żaden świeżak, tylko stary znajomy który czasami zabierał się z załoga, gdy zadanie wymagało kogoś o specjalnych zdolnościach.

O, a to ten facet którego szukamy, biały jak śnieg, to będzie łatwa robota.



***

Bełt przecinał falę za falą, kolejny dzień na morzu, kolejna sprawdzona wyspa i znów nic. Jednostka działała w pojedynkę, reszta floty była na tyle daleko żeby nie było jej widać z archipelagu, lecz na tyle blisko aby można było do niej dotrzeć w ciągu jednego dnia. Nuda na pokładzie sprawiła że jeden z marynarzy postanowił ją zabić czytając te mityczne wytyczne, lecz jako że czytać nie umiał to przekazał papier kapitanowi.


- Tu piszą że to jakiś mag, podobno dość silny, poza tym charyzmatyczny, zjednuje sobie ludzi pod pozorem walki z uciskiem, obiecuje złote góry, a następnie wykorzystuje do swoich celów. O .. a to dobre, tu stoi że czczą go prawie jak bóstwo, w sensie że jest dla nich tak jakby najwyższym kapłanem. Hm.. brzmi jak sekta, tacy to chyba najgorsi, cholera wie co im do głowy przylezie, poddać się nie podda, kasy nie przyjmie. eh... Dobrze że musimy go tylko odszukać....

Na horyzoncie pojawiła się kolejna zaznaczona na mapie, nie skreślona przez kapitana, wyspa do sprawdzenia. Pogoda była coraz gorsza, zaczęło mocniej wiać, zaczął siąpić deszcz, lecz nie było jeszcze bardzo źle. Kapitan stwierdził że nie jest z cukru, a nie widzi mu się wracać w te rejony drugi raz, tylko po to aby sprawdzić tą jedną, ostatnią wyspę. No i:

- Oj tam oj tam, w razie czego umrzemy.

***

Bełt zbliżył się do wyspy na tyle że było widać jej brzeg, oczywiście lunetę miał tylko kapitan który właśnie z niej korzystał. Wiatr wiał w plecy, okręt poruszał się z dużą prędkością, żagle utworzyły charakterystyczny motylek.


- O %$#@! - krzyknął.
- Do lin! Do zwrotu, zawracamy, po lewo!
- Ster odpad!
- Ster jeszcze, delikatnie! Trzymaj i na mój znak!
- Lewa foka bierz, sztywno!
- Grot prostuj!
- Balast na do lewo, cały!
- Ster gotów! Teraz, bij!

Okręt przechylił się na prawą burtę przez którą zaczęła wlewać się woda. Nikt nie wiedział co zobaczył kapitan, lecz jeśli zdecydował się na tak nagły i zdecydowany manewr to napewno zrobił to z ważnego powodu. Po chwili bełt się wyprostował na tyle że nie nabierał już wody, lecz za to wiatr się wzmógł i uderzał falami bujając całą jednostką. Przeszedł szkwał, zabujało jeszcze mocniej, niebo pociemniało.


- Grot puść luz, luzem! - krzyczał kapitan


Było już za późno, podmuch był na tyle silny że okręt ustawił się pionowo, co zważając na nielekki balast było prawie że niemożliwe. Po chwili Bełt wrócił na właściwą pozycję, by znów oberwać. Jednostka stała już właściwie w miejscu, nie miała sterowności i obracała się w kółko, zmierzając w stronę wyspy. Coś strzeliło, maszt zachwiał się, lecz nie złamał, na szczęście.


- Walimy na skały, zwijać szmaty, szykować się na kąpiel!
- Ster, dawaj dziobowo!

Wiatr wiał już właściwie ze wszystkich stron, na tyle silny że trzeba było się pilnować, aby szkwał nie porwał Cię do wody. Teraz nawet bez lunety widać było skalisty brzeg i ... rozbite o niego jednostki.

- Panowie, zrobiłem co się dało, spróbujmy nie zatonąć razem z okrętem. Zwalniam wszystkich z funkcji. Sternik, Ciebie też, ratujcie się kto ...

Bełt musiał w coś uderzyć, pokład zatrząsł sie, lecz okręt dalej płynął naprzód, sternik pomimo pozwolenia został na swojej pozycji i robił co tylko mógł aby podejść dziobem. Żagle były już zwinięte, wiec ryzyko zrobienia beczki było małe. Przy odrobinie szczęścia załodze uda się dostać na ląd zanim Bełt pójdzie na dno...
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline