Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2020, 14:06   #37
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Tam już było kilka znajomych twarzy. Przy barze siedział Villimarius obecnie zaczepiany przez Króliczka. Elf wydawał się zainteresowany filigranową blondynką, aczkolwiek nie o tak wczesnej porze. Była też… Marineta. Gnomka siedziała w towarzystwie wąsatego rewolwerowca, którego lewa ręka była złotą mechaniczną protezą. Dzieło magii i technologii, było raczej trudno dostępne dla zwykłego zjadacza chleba. El spróbowała nawiązać kontakt wzrokowy z gnomką. Nie wiedziała czy wolno jej podejść. Cały czas rozglądała się też za Dalią by wręczyć jej prezent.
Marineta od razu ją zauważyła i skinęła dłonią ku niej, by się do niej zbliżyła. A Czarna Dalia kręciła się pomiędzy stolikami i kręciła pupą zachęcająco, bo wieczór się zbliżał dużymi krokami, a wraz z nim nowe “obowiązki”. I nie miała czasu zwracać uwagi na Elizabeth. El zostawiła dwa zawiniątka z bielizną Karlowi prosząc by przekazał je Dalii i Króliczkowi, gdy będą wolne, a sama podeszła do Marinety.
- Usiądź moja droga i przywitaj się.- rzekła zachęcająco gnomka i wskazała na mężczyznę, który szarmancko się przywitał wstając i chwytając za rąbek kapelusza.
- Alain “Szczęściarz” Custer, pułkownik w stanie spoczynku.
- Alain zajmuje się rozwiązywaniem problemów, głównie ze szkodnikami. I nikt nie pyta o szczegóły tej roboty.- wyjaśniła gnomka. - Wspomniałam mu o tobie i tym, że możesz mieć talent do takich zadań. Tym bardziej że umiejętności trzeba szlifować w działaniu, wbrew temu co mówią…-
- Och… - El przysiadła się na wskazanym miejscu. - Przyznam, że nigdy nie… rozwiązywałam takich problemów.
- O tym też wspomniała Marineta.- skinął głową pułkownik.- Ale od czegoś trzeba zacząć. Marineta wspomniała o pani potencjale, ale nie wspomniała jaki to rodzaj potencjału… wnioskuję że niekoniecznie legalny? Nie przeszkadza to mi. Tam gdzie panna rozwiązała problemy, ni straż miejska ni łowcy magów się nie zapuszczają. A panny współpracownicy sami też niekoniecznie są… obdarzeni legalnymi talentami.
- To… brzmi interesująco. Jednak teraz wykonuję pewną pracę. - El spojrzała niepewnie na Marinetę.
- Ale nie wykonujesz jej dwadzieścia cztery godziny na dobę. To robota na wolne wieczory. Nie dość że zarobisz i zyskasz doświadczenie, to wszystko co znajdziesz jest twoje… pomijając oczywiście podział łupów w ekipie z którą będziesz wykonywała misję.- stwierdził mężczyzna podkręcając wąsa.- Dwie, trzy godziny na zadanie… trochę intensywnych doznań i skarby. Czyż to nie brzmi pięknie?
Brzmiało. Może za bardzo.
El zaśmiała się cicho zasłaniając dłonią usta.
- Brzmi jak kłopoty. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Przyznam jednak, że krucho u mnie z gotówką.
- Dobrze rzeczy wymagają odrobinę potu i krwi. Niemniej Marineta ma rację. Najlepiej człowiek rozwija swoje talenty używając ich, a nie chomikując na późne “kiedyśtam”. - odparł pułkownik.
- Nie opowiesz mi tu więcej, co miałabym robić? - El zadała pytanie niemal będąc pewną odpowiedzi na nie. - Moje talenty… wymagają przygotowań.
- Nazywają to przeszukiwaniem kanałów. Drużyna “nietypowych specjalistów” wchodzi i przeszukuje stare kanały i jaskinie leżące pod miastem. I pozbywa się tego co stamtąd wyłazi i wywołuje kłopoty. Głównie to są duże szczury i gobliny… koboldy i inne paskudztwa. Czasem natykają się przy tym na zamknięte lub zapomniane komory pełne pamiątek po dawnych budowniczych, czasem grobowce… czasem zombi. Dużo zabawy jest przy tym i można się obłowić.- wyjaśniła gnomka.
- Brudna robota. - Mruknęła cicho El spoglądając to na jedno to na drugie. Na pewno musiałaby zdobyć sobie inny strój, a to oznaczało kolejne wydatki. - I… kiedy planujecie taką wyprawę?
- Za dwa dni jest jedna, potem druga dzień później… trzecia… dzień po trzeciej.- stwierdził Custer po zajrzeniu w swoje notatki.
- Za dwa dni widzę się z kimś… - El zawahała się. Chciała zobaczyć się z Simeonem. Tęskniła do niego. - To… za trzy dni?
- Niech będzie… zapiszę cię wtedy.- pułkownik zapisał coś w notatniku, potem znów. Wyrwał kartkę i podał El.- Przyjdź tu i pytaj się barmana o Manfreda lub Johnsona. Któryś z nich zawsze tam jest.
- Dobrze. - El przeczytała zawartość kartki starając się ją zapamiętać,po czym złożyła ją starannie i schowała do kieszeni. - Tak zrobię.
- Nie masz powodów do obaw. Dostaniesz proste zlecenia na początek. Nic trudnego. No i z pomocą mocnych współpracowników.- rzekła wesoło gnomka, gdy El zapamiętywała adres karczmy w Downtown.
- To będzie wielka pomoc. - El uśmiechnęła się do gnomki, a potem do towarzyszącego jej mężczyzny. - Czy pozwolicie, że się oddalę. Powinnam wracać na uczelnię.
- Oczywiście.- rzekła uprzejmie gnomka uśmiechając się ciepło.- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - El wstała z krzesła i dygnęła gnomce. Nie chciała przeszkadzać dziewczynom, więc tylko pomachała Karlowi. Podejrzewała, że Simeon będzie na nią czekał i nie oczekuje odpowiedzi tak jak ostatnio. Na zewnątrz rozejrzała się za jakąś podwózką. Chciała jak najszybciej dotrzeć do Clarice.
Na razie zamiast podwózki zauważyła Bernarda, który zmierzał do pączka pospiesznie z niedużą walizeczką w ręku. Od czasu do czasu rozglądał się ostrożnie i nerwowo jakby czegoś lub kogoś się obawiał lub oczekiwał. Od czasu do czasu sprawdzał czy mały rewolwer ukrywany przez niego za plecami nadal tkwi w swoim miejscu.
El odruchowo też się rozejrzała, a gdy mężczyzna zbliżył się do niej. Pomachała mu.
Bernard zauważył czarodziejkę i po chwili wahania ruszył w jej kierunku. A gdy się zbliżył, uśmiechnął się do dziewczyny i spytał.
- Co tam u ciebie? Dawno żem cię nie widział. Jak tam nowa fucha?
- Dobrze. - El obejrzała się na budynek Pączka. - Masz chwilę, mam coś dla ciebie. - Skinęła w kierunku wejścia na tyły budynku.
- Jasne, nie ma sprawy chodźmy.- rzekł nerwowo mężczyna i podążył za El rozglądając się dookoła.
- Coś się stało. - El stanęła w bramie prowadzącej na tyły Pączka i wyjęła z koszyczka, starannie zapakowane majteczki Melody. - Udało mi się zdobyć.
- Naprawdę?- młodzian pochwycił chciwie zdobycz z dłoni El i sprawdziwszy za pomocą nosa ich “świeżość” jak i “autentyczność” schował do kieszeni. - Tak to jej. Czekaj.
Sięgnął do kieszeni i wyjąwszy z kieszeni fiolkę z środkiem antykoncepcyjnym wcisnął ją w dłonie Elizabeth.
- A i coś jeszcze winienem, prawda?- sięgnął do kieszeni mówiąc pospiesznie.- Mam taki pierścionek ochrony przed kwasem.
Spojrzał jednak na obrączkę którą wyjął. - A nie... ten jest dla magów.
- To nic… przyda się. - El zaśmiała się i przyjęła pierścień. - Pewnie.. umówiłabym się z tobą jeszcze na zakup mikstur.
- Nie mam stałego dostępu do mikstur magicznych, jedynie alchemicznych.- odparł cicho mężczyzna rozglądając się dookoła, gdy przyglądała się pierścieniowi.
- Chodzi mi o te antykoncepcyjne…- El schowała pierścień do kieszeni i także się rozejrzała. - Ktoś cię śledzi?
- Nie wiem. Może? Nieważne.- odparł nerwowo mężczyzna i wzruszył ramionami. - To nie problem… mam zawsze trochę tego towaru do sprzedania.
- No… dobrze. Tylko ani słowa Mel lub komukolwiek, o tej bieliźnie. - Mruknęła cicho planując ruszać na uczelnię.
- Oczywiście. Moje usta są zamknięte.- szepnął w odpowiedzi Bernard ruszając do wejścia do karczmy.
El przez chwilę stała rozglądając się po okolicy, ciekawa czy za mężczyzną ktoś szedł. Przywarła przy tym do ściany, kryjąc się w cieniu.
Minęło kilka minut i czarodziejka musiała uznać, że Bernie jest chyba przewrażliwiony. Albo zażył coś i teraz obrywa skutkami ubocznymi narkotyku. Bo nikogo nie zauważyła.
Powoli wynurzyła się z cienia i ruszyła na poszukiwanie bryczki.
Krok za krokiem podążała uliczką, czując jakby cienie i ciemność podążały za nią. Włosy na karku stanęły jej dęba. Teraz to ona czuła się śledzona i obserwowana. Chyba udzielił się jej nastrój Berniego. Skręciła w jedną z uliczek by ponownie skryć się w cieniu. Ufała swoim instynktom nazbyt często ratowały jej skórę.
Coś… było tutaj… coś ją obserwowało. Kątem oka zauważyła przemykającą po dachu sylwetkę. A może tylko jej się zdawało? Do czorta, coś tu było nie tak, ale… nie dostrzegła przeciwnika. Gdzie on był? Czy naprawdę był? Instynkt mówił jedno, ale… wzrok nie dostrzegał wroga. Ba… nikogo tu nie było. Tylko sama Elizabeth. Czarodziejka naciągnęła kaptur płaszcza i jeszcze chwilę stała w cieniu nim ruszyła w kierunku, w którym zazwyczaj zatrzymywały się dorożki miejskie.
Nadal czuła się śledzona i ścigana… ale nie widziała zagrożenia. Tylko to uczucie bycia obserwowaną, spojrzenie wwiercające się w plecy.
Dorożki! Dostrzegła trzy stojące w rzędzie czekające na klientów. El ruszyła w ich kierunku, starając się nie rozglądać. Wiedziała że niewiele to da, skoro do tej pory nie udało się jej nikogo dojrzeć.
- Dokąd panienko?- zapytał dorożkarz spoglądając na El, gdy ta już dotarła do dorożki. Bezpiecznie. Ktokolwiek ją obserwował, ograniczył swoje działania obserwacji.
- Na uniwersytet magiczny. - El wsiadła do środka i wyjrzała przez okno mając nadzieję, że dojrzy tego kto ją śledzi.
- Dobrze panienko.- rzekł dorożkarz, a gdy pojazd ruszył… cóż, El nikogo nie zobaczyła, ale też odetchnęła z ulgą. Im bardziej się oddalała, tym mniej czuła się śledzona. Kto to mógł być… i przede wszystkim… czemu? Zaklęła pod nosem i przyjrzała się swojej zdobyczy.
Wolała nie dopytywać Bernarda do czego służył pierścień. Założyła go na dłoń i skupiła się na spoglądaniu przez okno.


Podróż minęła spokojnie i nudno. Co jednak było miłą odmianą po tym co się stało pomiędzy karczmą, a dorożkami. Elizabeth wysiadla i zapłaciła. Rozejrzała się. Nad uczelnią powoli zachodziło już słońce. Zbliżał się wieczór.
El skierowała swoje kroki do budynku, w którym mieszkała Clarice. Była ciekawa czy jeszcze pozostał na niej zapach perfum i czy bibliotekarka przegoni nieprzyjemne doznania.
Wkrótce dotarła na miejsce i mogła zapukać do drzwi.
Drzwi się otworzyły i Clarice wyjrzała. Uśmiechnęła się na widok El i wpuściła ją do środka.
- Cieszę się, że cię widzę.- rzekła zamykając za czarodziejką drzwi.
- Mam dla nas słodką przekąskę. - El uśmiechnęła się do bibliotekarki i odstawiwszy koszyk, zdjęła z siebie płaszcz.
- Och. Dzięki. Nie musiałaś.- odparła ciepło Clarice zawieszając płaszcz na kołku i zanosząc koszyk na stolik. Niestety suknia którą nosiła, choć obciśnięta ciasno gorsetem wokół piersi i brzucha, ukrywała szyję i dekolt pod tkaniną, a całe nogi pod falbanami.
- Usiądź wygodnie gdzie chcesz.- zaproponowała.
El usiadła w fotelu, w którym siedziała poprzednio.
- Jeszcze raz dziękuję z książkę to była… barzo przyjemna lektura.
- A co najbardziej ci się podobało?- Clarice zabrała się tymczasem za pośpieszne parzenie herbaty.
- To jak bardzo zmienił się mój odbiór pokojówki… nie spodziewałam się tego. - Wzrok El wędrował po ciele bibliotekarki, cóż przynajmniej będzie miała miłe widoki.
- W książce! W książce! - spanikowała Clarice rozlewając nieco wody przy nalewaniu ją do imbryka. Postawiła na ogniu i dodała z uśmiechem zmieniając temat.
- Mam dla ciebie dobre wiadomości. Znalazłam ci nauczyciela.
- Naprawdę?! - El ucieszyła się szczerze.
- Profesor Picwigger naucza o naszej planecie i jest ekspertem od Starej Terry i jej narodów. I ma trochę czasu wieczorami i mało cierpliwości do dziennych studentów. Oni uczą się magii i godziny poświęcane na geografię traktują jako niewarte uwagi. To wielce frustrujące dla niego.- wyjaśniła Clarice.
- Brzmi wspaniale. - W El obudził się zapał o którym już niemal zapomniała krążąc od kochanka do kochanka. Wyjęła z koszyka dwie babeczki i położyła je na serwetce na stoliku.
- Bądź pilna i skupiona na nauce. To wystarczy. Picwigger jest gotów poświęcić czas takiej uczennicy.- uśmiechnęła się bibliotekarka po kilku minutach wracając z dwie filiżankami herbaty. Postawiła jedną przed El, drugą po przeciwnej stronie. Następnie zrobiła kolejną rundkę, tam i z powrotem, by przynieść cukier trzcinowy.
- Obiecuję, że tak też będzie. - wzrok czarodziejki cały czas podążał za bibliotekarką.
- Cieszy mnie to, bo za ciebie ręczyłam… ile łyżeczek?- nieświadoma tego spojrzenia Clarice pochylała się nad Elizabeth.
- Jedną. - Wzrok czarodziejki powędrował na biust Clarice. - Jesteś bardzo dobra i piękna Pani.
Znowu wypadek… bibliotekarka rozsypała cukier i zaczerwieniona dodała.
- Nie wypowiadaj takich słów… tak… no… nonszalancko. Poza tym ty też jesteś ładna.- zabrała się za pospieszne sprzątanie rozsypanych kryształków.
- Czemu, skoro to prawda? - El zabrała się za pomoc bibliotekarce.
- Bo tak prosto w twarz.. nie wypada mówić. - bąkała pod nosem Clarice w desperackim poszukiwaniu solidnych argumentów.
- Ale jesteśmy same… kiedy indziej mogę Pani to powiedzieć? - El przejęła od bibliotekarki cukiernicę, pozwalając by ich dłonie się spotkały i odstawiła ją na stolik.
- No dobrze… to powiedziałaś.- zaczerwieniła się Clarice siadając naprzeciw i biorąc do ręki filiżankę, by upić nieco herbaty.- Możemy przejść się do profesora, by ustalić kiedy mogłabyś zacząć nauki.
- Pozwól mi podziękować tymi słodkościami. - El wskazała na muffinki i uśmiechnęła się ciepło do bibliotekarki. - Pora już późna… czy też profesorowi zależało by było to dzisiaj?
- Nie. Nie sądzę by zależało.- zgodziła się z nią Clarice biorąc się za jedną z muffinek.
Czarodziejka przyglądała się jej z uśmiechem popijając herbatę. Clarice naprawdę była śliczna… ale też miła. Może naprawdę nie powinna naciskać?
- Więc… jak ci się podobała książka? Co najbardziej utkwiło ci w pamięci?- zapytała zaciekawiona Clarice.
- Jak już mówiłam, to jak zmieniła się moja ocena pokojówki. Z kogoś kto wydawał się, że będzie czarnym charakterem przeistoczyła się… w kogoś bardzo kuszącego. - El odpowiadała spokojnie. - Fajnie też było obserwować relacje dwóch głównych bohaterek, to jak odkrywają siebie.
- Ehmm… no tak… powinnam wybrać ci coś innego. Może publikację geograficzną właśnie? Jaki region jest… szczególnie interesujący dla ciebie.- speszyła się bibliotekarka.
El wymownie spojrzała na piersi Clarice.
- Ta książka mi się bardzo podobała. Byłam w stanie się przy niej odprężyć.
- Ehmm… no to… dobrze…- zarumieniła się biblioterka szukając wzrokiem punktu zaczepienia innego niż ciało Elizabeth.- Więc… trzeba ci kolejną?... znaleźć?
- Będzie to dla mnie przyjemność. - El sięgnęła po babeczkę i ugryzła ka pozwalając by okruszek spadł na jej dekolt.
- Mhmm…- wybąkała coś pod nosem czarodziejka czerwieniąc i zerkając na ów… okruszek. Po czym dodała. - To jaka by cię interesowała?
- Może jest kolejny tom? - Zaproponowała pozwalając okruszkowi kusić Clarice.
Odpowiedź bibliotekarki przyszła bardzo… spóźniona.
- Hmm… co? Tak. Jest. Emmm… poczekaj chwilę.- bibliotekarka wstała i rozejrzała się po swoim pokoju. Po czym pospiesznie przeszukiwać go zaczęła, aż znalazła kolejny tomik i podała go El.- Ten sam autor.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się ciepło i przytuliła tomik do piersi co sprawiło, że tomik się między w nie wsunął.
- Nie ma za co.- zamruczała lubieżnie bibliotekarka i przycupnęła przy stoliku nie odrywając oczu do książki i krągłości między które się wsunęła.
El udała nagle zaskoczenie i ułożywszy książkę na kolanach sięgnęła dłonią pomiędzy swoje piersi by wydobyć okruszek.
Była obserwowana w swoich działaniach przez zarumienioną bibliotekarkę, ale coraz bardziej było widać, że jest zbyt nieśmiała (lub tchórzliwa), by zrobić pierwszy krok, albo drugi, albo trzeci nawet…
- Chyba… zgubiłam okruszek. - El odezwała się szeptem spoglądając na bibliotekarkę. Sięgnęła do wiązania gorsetu. - Pozwolisz, że go poluzuję?
- Co?... a tak… oczywiście…- mruknęła zawstydzona Clarice rumieniąc się na obliczu.- Acz… jeśli nie uwiera.
- Niestety został ściśnięty. - El zabrała się za luzowanie gorsetu, nieco bardziej niż to było konieczne.
- Mhmm… tak więc… jakieś miejsca cię intrygują, poza New Heaven. Czy może bardziej geografia… samego miasta. Bo jest … fascynująca…- Clarice desperacko szukała bezpiecznego tematu do rozmowy, jak i okazji by nie patrzeć na działania czarodziejki. I jedno i drugie przychodziło jej z trudem.
- Niewiele wiem o czymkolwiek poza Downtown. Nawet Uptown wydaje się być fascynujące. - Piersi Elizabeth z entuzjazmem skorzystały z wolnej przestrzeni niemal się wylewając gorsetu. - Gdzie ty się podziałaś mała wredo.
- No… Królestwa Starej Terry… są… fascynujące. Ale bardziej dla histery... historyka. A dziki zachód… nadal… niezbadany.- dukała Clarice czerwona na twarzy niczym burak i starające nie gapić się bezczelnie na krągłości El. Popiła nieco herbaty, bo jej nagle zaschło w gardle.
- Widzisz, go gdzieś? - El uniosła swoje piersi na dłoniach. - Potwornie mnie irytuje a nigdzie go nie widzę.
- Eeee… -czerwona na twarzy Clarice poprawiła nerwowo okulary na nosie. Nachyliła się i przyjrzała piersiom czarodziejki… z bliska. - Nie… nie widzę go.
- Drań musiał wejść głębiej. - EL rozchyliła swoje piersi zupełnie uwalniając je z okowów koszuli i gorsetu i złośliwy okruszek upadł na jej kolana.
- No… chyba…- wydukała z trudem Clarice i zawstydzona poczęła wpatrywać się w stolik.
- Podobam ci się? - El przyjrzała się bibliotekarce. Gdzie podziała się ta jej śmiałość z biblioteki? - One ci się podobają?
- Tak. Tak. Podobasz. - szepnęła cicho Clarice i dodała.- Ale… to dla mnie zbyt wiele na raz. Rozumiesz, prawda?
Gdzie była ta śmiałość? Kiedy z niej wywietrzała… wywie… a niech to!
Teraz do El dotarł prosty fakt. Mikstura Almais już wywietrzała z ciała El i to dawno. Czarodziejka zaś nie skropiła się nią ponownie.
- Jeśli to nie problem, to może spotkamy się znów, ale dziś… mam parę obowiązków i robi sie już ciemno. Przepraszam.- dukała nieco spanikowanym głosem Clarice poprawiając okulary na nosie.
- Oczywiście. - El o mały włos nie roześmiała się z powodu własnej głupoty. - Wybacz, że znów wprawiłam cię w zmieszanie.
- Nie szkodzi. To miłe zmieszanie, ale po prostu nie nawykłam do takiej intesywności emocji. I źle się czuję wtedy.- wymruczała cicho bibliotekarka.
Czarodziejka przytaknęła i zabrała się za układanie swoich krągłości z powrotem w bieliźnie.
- Pani Almais wspominała, że jesteś Pani nieśmiała. - Uśmiechnęła się ze zrozumieniem do bibliotekarki. - och.. a tak w ogóle zgodziłam się jej pomagać… Zawsze to nieco grosza.
- Almais? Ona i jej pomysły.- westchnęła ciężko bibliotekarka.- Dobrze że nie jest jej uczennicą. Bezpieczniejszą robotą jest u niej sprzątać, niż uczyć się.
Czarodziejka przytaknęła i grzecznie wstała z fotela.
- Dziękuję za gościnę i herbatę i jeszcze raz przepraszam za moje zachowanie. - Skłoniła się głęboko, doskonale wiedząc jak bardzo wyeksponuje jej nogi i dekolt.
- Nie szkodzi… nie przejmuj się. Było naprawdę miło.- odparła uprzejmie Clarice rumieniąc się na twarzy.
El wzięła swój koszyk i podeszła do haczyka, na którym wisiał jej płaszcz. Znów została spławiona, ale cóż.. to chyba dobrze, że nie wszyscy tak łatwo ulegają jej ciału.
- Do zobaczenia.- pożegnała się z nią Clarice odprowadzając przyjaciółkę do drzwi. - Daj mi znać, kiedy miałybyśmy się udać do profesora.
- Pani… gdy tylko będzie odpowiedni czas dla ciebie. Na dzień wolny wyjeżdżam do domu. - El uśmiechnęła się do bibliotekarki.
- Miłego odpoczynku więc.- odparła z uśmiechem Clarice na pożegnanie.
- I wzajemnie. - El dygnęła przed bibliotekarką u udała się w kierunku swoich pokoi, planując przyjrzeć się kwaterom przeznaczonym magów, udając się do tego korytarza, do którego ostatnio udała się elegancka azjatka.
Oznaczało to… nadłożenie drogi i ryzykowała przyłapaniem w miejscu w którym być nie powinna bez zaproszenia. Zwłaszcza o tej porze. Przemierzając kolejne schodki w końcu dotarła do korytarza, który ostatnio mijała w drodze do roboty. David mieszkał wszak piętro wyżej. Na tym piętrze jeszcze nie miała okazji sprzątać i korytarz wyglądał… identycznie jak wszystkie pozostałe. Ot drzwi prowadzące do mieszkań nauczycieli. To co za nimi się kryło, mieszkania urządzone pod gust właścicieli, było niedostępne dla oczu czarodziejki. Drzwi natomiast były identyczne … poza numerami na tabliczkach. Jedne z drzwi się otworzyły i wyszła z nich pokojówka, tyle że… jej strój był nietypowy. Krótkie rękawy, sukienka kończąca się przed kolanem, odsłonięty dekolt. Strój jakże inny od ciuchów noszonych przez El. Ta musiała być prywatną służką mieszkającego tam maga.
El tylko skłoniła się jej zapamiętując dziewczynę i ruszyła dalej, wolała jak najszybciej opuścić budynek. Ta również odpowiedziała skinieniem głowy, a choć początkowo podążała za Elizabeth w tym samym kierunku, to potem się rozdzieliły… i każda poszła w swoją stronę. Czarodziejka zatrzymała się nasłuchując kroków drugiej służącej. Była ciekawa czy udawała się po coś dla swojego opiekuna. W końcu nie chcąc ryzykować postanowiła przemknąć do domu pokojówek. Może uda się jej złapać dziewczynę na uczelni.
Nadzieja na to była… choć niewielka zważywszy rozmiary kompleksu uczelnianego.


Natomiast w pokoju, już była Frolica zajęta szykowaniem kolacji dla dwojga.
- I jak tam twoje romanse. Ilu dziś zbałamuciłaś?- zażartowała na moment tylko odrywając wzrok od robionych przez siebie kanapek.
- Niewielu. - El podeszła do stolika i postawiła na nim dwie ostatnie muffinki. - Prezent. Zgadnij kogo spotkałam w cukierni i kto mnie uwiódł.
- Kto?- zamyśliła się rogata biorąc w dłonie muffinkę.- Nasz podglądacz?
Po czym zabrała się do pałaszowania jej.
- Twój ulubieniec. - Mruknęła El przyglądając się współlokatorce. - Okazuje się, że bardzo się mu spodobałyśmy.
- Noo… to akurat nie dziwne… zrobiłśmy wiele, by mu się spodobać.- Frolica odezwała się po chwili stuporu wywołanego zaskoczeniem. Zmrużyła oczy podejrzliwie.- Ale co sprawiło, że on spodobał się nagle tobie?
- Podszedł do mnie w cukierni i zaczął szeptać bezpośrednio do ucha… to było… bardzo podniecające. - El westchnęła ciężko.
Diabliczka zaśmiała się głośno słysząc te wyznanie i z uśmiechem dodała.- A więc uszka są twoją słabą stroną. A jakież to zaklęcia ci szeptał tak, że aż kolana ci zmiękły?
- O tym, że ciężko oderwać wzrok od moich “jabłuszek”, że przy nas jedna jego część była “skałą”. - El wymruczała te słowa pod nosem.
- Subtelne jak marynarska mowa. Liczyłam na więcej poezji…- zachichotała rogata spoglądając na przyjaciółkę.- Będę musiała tę “magię” sprawdzić na tobie przy jakiejś okazji.
- Wiesz.. ciężko mi go zacytować, ale był bardzo subtelny. - El spojrzała na przyjaciółkę nieco niepewnie. W końcu jednak uśmiechnęła się. - Obiecał, że będzie jutro. Och.. ma na imię David McNamara.
- Ładnie… choć dość pospolicie.- stwierdziła diabliczka oblizując język i mruknęła.- Tym bardziej mam ochotę na coś zdecydowanie lubieżnego jutro. Dobrze, że nie powiesz nic rodzicom. Nie pochwaliliby moich zamysłów.
El roześmiała się.
- Wyobrażasz sobie bym przyszła do rodziców i powiedziała, to moja współlokatorka która wpychała we mnie swój ogon?
- Z pewnością byliby zszokowani. Ciebie zamknęli w pokoju, a mnie wyrzucili na bruk.- odparła żartobliwie rogata kończąc muffinkę. - Ale czasy się zmieniają, obyczaje też. To nie stary świat, tylko nowa Terra.
- My to wiemy, ale ich pokolenie po prostu chce dla swoich dzieci jak najlepiej. - El uśmiechnęła się i usiadła przy stoliku do kolacji. - Smaczna była?
- Wyjątkowo smaczna… - odparła diabliczka uśmiechając się szeroko. I zamyśliła się dodając.- Dobry był? Ten mag który podnieca szeptem? Okazał się dobry w figlach?
- Tak… jest bardzo wytrzymały. Jest też w nim ta iskra. - El zabrała się za jedzenie kanapki. - Podobno to dzięki eliksirom… które na sobie testuje.
- Mhmm… brzmi intrygująco.- odparła diabliczka uśmiechając się prowokująco i sama zabrała się za jedzenie.- Kupiłaś wszystko co planowałaś?
- Tak. Mam dla nas rzeczy na śniadanie i coś sobie na obiad. Kupiłam mięso, które można zjeść na zimno. - El zabrała się za wyjmowanie rzeczy z koszyka. - Jest domowe wino i świeży chleb.
- Świetnie…- odparła wesoło diabliczka popijajając zjedzoną kanapkę. - Ja zrobiłam porządki i czuję się wykończona.
- Brzmi jakbyśmy miały grzecznie iść dzisiaj spać. - El zaśmiała się.
- Myślałam o masażu przed snem. Więc nie aż tak grzecznie. - odparła zadziornie diabliczka.
- Och… umiesz masować? -Czarodziejka pozwoliła sobie na żartobliwy ton.
- Liczyłam na to, że ty znasz tą tajemną sztukę.- odparła z uśmiechem diabliczka.
- Czasem rozmasowywałam matce ramiona po pracy. - Rozbawiona El spojrzała na diablicę. - Satysfakcjonuje cię to?
- Jeśli przełożysz to na masaż całego ciała to tak. Satysfakcjonuje. - odparła zadziornie diabliczka.
El roześmiała się.
- Mogę spróbować, ale będziesz musiała mi podpowiadać.
- Postaram się. - odparła z uśmiechem diabliczka prężąc prowokująco ciało.- A ty jakie miałaś plany na późny wieczór?
- Dostałam kolejną część tamtej książki. - El poluzowała gorset i sięgnęła po kolejną kanapkę.
- Umiem czytać, ale nie jestem za bardzo wielbicielką tej umiejętności.- zachichotała Frolica przyglądając się działaniom współlokatorki.
- Ja bardzo lubię. - El zjadła szybko kanapkę i wstała od stołu, by zacząć się rozbierać. - To zapraszam Panią na łóżko. Zobaczymy czy coś mi z tego wyjdzie.
Także i diabliczka wstała biorąc się za rozpinanie zapięć swojej sukni.
- Więc… jutro do ciebie? Co powinnam wiedzieć o twojej rodzinie? Jak się zachować? Co zabrać? - zapytała nieśmiało zsuwając z siebie suknię.
- Mam mamę, tatę i dwóch braci. - El przyglądała się Frolicy z zachwytem. - Tara prowadzi sklep z wyrobami metalowymi, a mama szyje bieliznę…. A co zabrać… ubrania na zmianę? Zachowuj się normalnie nie licząc dobierania się do mnie.
Frolica pokręciła pupą wijąc na boki ogonem, gdy kładła się na łóżku zadkiem do góry.
- We mnie nie ma nic normalnego. - zaśmiała się zerkając na przyjaciółkę. - A koleżanki twoje nie będą zszokowane moim widokiem?
- Jakie koleżanki? - El usiadła okrakiem na pupie diablicy, czując ogon ocierający się o jej kobiecość. Sięgnęła do ramion Frolicy i zaczęła je masować. - Jest Fulla, która mieszka z rodzicami obok i teraz pomaga mojej mamie… jednak ona wstydzi się wszystkiego.
- No to tym bardziej damy jej powód do wstydu. - zachichotała diabliczka delektując się dotykiem El. - A gdzie poznałaś swojego chłopaka?
- Odwiedzałam moje znajome z Pączka… to knajpa i dom publiczny. Dziewczyny tam pracują. Szukał jednej z nich ale.. no tak jakoś się zgadaliśmy. - El zeszła na plecy diabliczki, masując je dokładnie.
- Masz ciekawe znajome. - wymruczała lubieżnie Frolica prężąc się pod dłońmi przyjaciółki. - Ojciec pozwala ci chodzić do takich miejsc samotnie ?
- Chyba… poddali się w tym zakresie. Mama szyła dla dziewczyn i właścicielki lokalu bieliznę. Pomagałam przy tym, brałam pomiary, dostarczałam ubrania… czasem nawet coś szyłam. Z czasem zżyłam się z nimi. - El zsunęła się na uda diabliczki i zaczęła masować jej pupę poświęcając dużo uwagi okolicy ogona.
- I one są… twoimi znajomymi? Tak. - ogon diabliczki podczas masażu pupy wił się z początku na oślep. Potem jednak skupił się na wodzeniu po pośladkach El, gdy je wyczuł. Czasami pocierając czubkiem pomiędzy nimi.
- Z jedną się nawet przyjaźnię. - El bez zawahania przyznała się do tych znajomości. Wiedziała jakie są dziewczyny i że mimo miejsca i sposobu w jaki pracują okazują jej wiele ciepła i troski. Jej palce w odpowiedzi zaczęły masować także przestrzeń między pośladkami.
- I czegoś się od nich nauczyłaś, co łobuzico?- mruknęła zmysłowo Frolica czując tę napaść między pośladkami.
- Co nieco…. Mniej niż chciały mnie nauczyć. - El przestała masować diablicę i położyła się na jej plecach, wtulając swoje piersi w czerwoną skórę.
- Aż boję się spytać co to były za nauki. - jej śmiech przeszedł w zmysłowy pomruk, gdy miękkie piersi Elizabeth zaczęły ocierać się o jej plecy.
- To nie pytaj. - El odezwała się cicho wprost do ucha diablicy i pocałowała jej szyję.
- Ale ciekawam.- zamarudziła diabliczka wijąc na boki ogonem. - Co to za ciekawe historyjki mogłabyś opowiedzieć.
- Niewiele… naprawdę bardzo długo byłam grzeczna. - Jeden z palców czarodziejki wsunął się w pupę diablicy.
- I teraz to sobie odbijasz ?- próbowała zażartować diabliczka, ale jej śmiech przeszedł w jęk.
- Chyba.. zachłysnęłam się wolnością. - Palec El zaczął się poruszać.
- Zdecydowanie tak… - pisnęła diabliczka wijąc się na pościeli i zaciskając na niej dłonie.
- To co.. tutaj też trzeba wymasować? - Palec czarodziejki delikatnie naciągnął atakowany otworek.
- Odrobinkę. - uległa rogata po krótkiej walce jaką toczyła sama ze sobą.
- Jak sobie moja Pani życzy. - El wsunęła drugi palec i zaczęła ten dziwny masaż pupy swojej współlokatorki.
- Uważaj z tą panią, bo znajdzie się w końcu taka która cię weźmie pod obcas. - zagroziła pomiędzy drżeniem a jękami Frolica. Jej ogon owinął się wokół pieszczącej ręki czarodziejki.
Czarodziejka uśmiechnęła się jedynie i coraz pewniej poruszała dłonią w pupie diablicy, napierając palcami na jej ścianki. Ta zabawa szybko przyniosła rezultaty. Diabliczka dyszała, sapała, drżała i pojękiwała… aż w końcu doszła z głośnym okrzykiem.
El wyciągnęła palce z jej pupy i opadła obok na łóżko, starajac się zapanować nad własnym podnieceniem.
- I co teraz? - wymruczała "złowieszczo" Frolica po złapaniu oddechu. Obróciła twarz w kierunku czarodziejki uśmiechając się figlarnie.
- Och.. chyba miałyśmy być grzeczne i pójść spać, czyż nie? - El uśmiechnęła się do niej zadziornie.
- Skoro tak ci się marzy. - odparła z drapieżnym uśmieszkiem Frolica, wodząc powoli ogonem po udzie kochanki. - Zwłaszcza jeśli u ciebie w domku mam być nienasycona?
- Wydaje mi się, że rozmawiałyśmy o czymś innym. - El udała zamyślenie pozwalając diablicy na te pieszczoty. - O byciu spokojnym? - Zasugerowała.
- Mam wrażenie, że rozmawiałyśmy o twoich znajomych i o tym czego cię nauczyły. - mruknęła zadziornie diabliczka, wodząc prowokująco końcówką ogona po udach El.
- Naprawdę niewiele. Raczej żartowałam z dziewczynami o ich klientach, gadałyśmy o bieliźnie i garderobie… wiesz one też czasem chcą pomyśleć o czymś innym niż praca. - El nie dała się wkręcić w tą rozmowę, to co było między nią a dziewczynami z paczka najlepiej by tam zostało.
- Acha… o tym się gada z przyjaciółkami i znajomymi.- zadumała się diabliczka zapominając o pieszczocie ogona. Zakręciła pasmo czarnych włosów wokół palca. - Ciekawe. Bo myśmy… nieważne.
Spojrzała na czarodziejkę.- Tooo… ja zostałam zaspokojona, a ty?
- Bo myśmy? - El przewróciła się i ułożyła ponownie na diabliczce.
- Myśmy rozmawiali o tym co się kryje za bramami, o księżniczkach, o smokach, o takich… różnych rzeczach… rozważaliśmy co jest za murami sierocińca.- wyjaśniła Frolica. I uśmiechnęła się nieśmiało. - Miałam nietypowe dzieciństwo.
- Brzmi dużo ciekawiej niż pogadanki o kieckach. - El pogładziła czarne włosy diablicy.
- Nie jest. Wierz mi. Nie ma nic ciekawego w sierocińcach. To jest jak szkoła… tylko całodobowo.- wyjaśniła rogata.
- Na ulicy spotykałam dziewczyny po sierocińcach… pracowały jako służba pomoc… czasem kradły. - El zamyśliła się przyglądając się diablicy. - Dobrze, że dotarłaś tutaj.
- Ja jestem ze specyficznego sierocińca.- wyjaśniła cicho Frolica.- Z takimi rogami nie mogłam zaczynać wśród… ludzi?
- Specyficznego.. to znaczy jakiego? - El ułożyła swoją głowę pomiędzy piersiami Frolicy i wtuliła twarz w jedną z nich.
- Bękarty dobrze urodzonych osób. Z defektami takimi jak mój.- wyjaśniła wysuwając długi język.
- Nie widzę defektów. - Wymruczała El wprost w pierś współlokatorki i pocałowała czerwoną skórę.
- Ja też...ale wiesz sama, że nie o to chodzi. Po prostu nie wypadało się nami chwalić.- wzruszyła ramionami Frolica.
- Widząc tych snobów jestem w stanie.. wyobrazić sobie takie podejście. - El pocałowała szczyt znajdującej się tuż przed jej buzią piersi. - Wygodnie tutaj.
- Ja tam nie żałuję. Było znośnie w sierocińcu. Lepiej niż sądzisz. To dobrze opłacana instytucja… zapewne dlatego, że w ten sposób można zagłuszyć wyrzuty sumienia.- mruknęła Frolica i pogłaskała El po głowie.- To chcesz już iść spać?
- Chyba tak. - El objęła kochankę na ile była w stanie. - To dobrze… cieszę się, że nie było tam źle. Te “normalne” sierocińce są paskudne. Przez chwilę pomagałam ucząc w jednym dzieciaki.
- Ciesz się tym dniem… jutrzejsza noc nie minie ci tak spokojnie.- mruknęła diabliczka tuż przed snem.
- Yhym… - Tyle El dała radę wyszeptać nim jej oczy zamknęły się pod ciężarem wydarzeń dzisiejszego dnia.
 
Aiko jest offline