Do walki przy jaskini nie doszło. Galeb w sumie cieszył się z tego nie omieszkał jednak zaczepić Detlefa w trakcie marszu. Położył mu wtedy dłoń na ramieniu i rzekł.
- Dziękuję ci że ze mną wyruszyłeś, przyjacielu. Od czasów wydarzeń w Karak Azul bardzo często przemawia przeze mnie gniew, a ty już nie raz powstrzymywałeś mnie przed pochopnymi działaniami. Chcę żebyś wiedział... że jestem ci za to naprawdę wdzięczny.
Runiarz zdawał sobie sprawę, że Detlef i parę innych osób uratowało już nie raz Galeba przed dość smutnym końcem lub władowaniem się w tarapaty z których nie miałby jak wyjść. Obecnie tkwili w szambie, ale byli w nim razem i wspierając się wzajemnie mogli się z niego wygrzebać.
***
Widząc całą sytuację Galeb zazgrzytał zębami. Odetchnął i opanował się. Na słowa Detlefa kiwnął głową.
- Tak. Im szybciej spowodujemy że grobi i umgi się rozpierzchną tym lepiej. Demon nie urośnie tak w siłę - łatwiej go będzie pokonać. Cholerni ludzie... chciwość tak ich zaślepiła że są gotowi paktować z mrocznymi mocami.
Jednak niepokojące było to że jednak czarodziej z demonem zdołali gdzieś zniknąć z oczu krasnoludów. Plan Detlefa był w porządku, chociaż Runiarz wolałby od razu zająć się demonem. Z drugiej strony Graniczni uderzający na nich z flanki (bo na pewno nie zostawią swojego jedynego przewodnika na górskim szlaku) to paskudna perspektywa.
-Niech Grungni spojrzy na nas łaskawie, Grimnir da siłę byśmy pokonali naszych wrogów, a Valaya otoczy nas opieką byśmy wyszli z tego wszystkiego cało. - rzekł po prostu dłonią wykonując na swojej piersi runy Bogów Przodków. |