Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2020, 20:45   #18
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu

Obie brunetki opuściły pokój sigmarytki. Szły w milczeniu do momentu, aż nie opuściły piętra schodząc do głównej izby. Na dole panował wciąż duży gwar więc pewnie nikt nie słyszał dobiegających z góry jęków i pisków. Będąc jeszcze na schodach Versana spostrzegła siedzącego w kącie eunucha i gdy tylko złapała jego wzrok dała mu sygnał, że pora opuścić lokal. Nie trzeba było długo czekać na jego reakcję. Wstał, zabrał płaszcz i wyszedł. Wdowa zaś przeciskając się z Łasicą między gośćmi karczmy rzekła:

- Zapłać jak możesz. Rozliczymy się później. Ja zaś już wyjdę i skieruje się w kierunku pustostanu, w którym widziałyśmy się wcześniej. - mówiła stanowczo nie patrząc nawet na koleżankę - Tam przekaże ci wszystkie informacje jakich dowiedziałam się a’propos naszej dość nietypowej sigmarytki. Później ewentualnie zastanowimy się nad kolejnymi poczynaniami.

Versana zarzuciła na siebie płaszcz, przyodziała kapelusz i wyszła z lokalu. Na zewnątrz było zimno i zdecydowanie mniej tłoczno niż w gospodzie. Wdowa czuła jednak przyjemne ciepło między nogami i zdawała się nie zwracać uwagi na panującą mroźną atmosferę. Dostrzegła kątem oka eunucha, który czekał nieopodal oparty jedna nogą o kamienice. Wskazała więc mu głową kierunek, w którym ma zamiar iść i ruszyła w stronę wcześniej ustalonego z Łasicą miejsca zbiórki.

Nie musieli długo czekać na wspólkultystke. Ruch na mieście widocznie zmalał a do pustostanu nikt nie zaglądał. Jedynym mankamentem był mróz, który wraz z upływem dnia coraz bardziej dawał się we znaki. W tym momencie Versana jednak zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Stała w ciszy z eunuchem czując na sobie jego ciekawskie spojrzenie. Nie odważył się jednak spytać wprost. Po chwili ujrzeli Łasice z policzków, której nie zniknął jeszcze rumieniec. To również nie uszło uwadze Kornasa, którego oczy chciały wyskoczyć z orbit. Milczał jednak. Wdowa zaczęła więc pierwsza:

- No chyba takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewałaś? - roześmiała się wdowa - Mam nadzieję, że z mojej pomocy jesteś zadowolona i usatysfakcjonowana? - zaszeptała - Slaanesch jest na pewno. W każdym razie mówi nam to o niej dość wiele. - uśmiech nie znikał z ust kultystki - Udało mi się dowiedzieć czegoś jeszcze. Mianowicie Louisa Kruger, bo tak się nazywa. Wszak prowadzi ona jakiś podejrzany interesik z Ulrichem, który jest właścicielem lokalu. Stojąc przy szynkwasie zauważyłam jak wręcza jej sakiewkę uprzednio sprawdzając coś w księdze. Nie dowiedziałam się jednak co to za machlojki. Z drugiej strony to nazwisko. Brzmi znajomo. - spojrzała na Łasice pytająco - Co teraz? Czekamy do następnego spotkania czy masz już jakiś plan?

Powrót do domu

Jak wracali do domu słońce jeszcze wisiało niepewnie nad horyzontem. Versana wciąż miała nogi jak z waty i piekł ją tyłek. Cieszyła się, że w domu czeka na nią gorąca kąpiel oraz strawa. Po karczemnych psotach burczało jej w brzuchu. Trasa minęła szybko i bez żadnych atrakcji a w domu na szczęście pozostali lokatorzy byli zajęci swoimi sprawami. Greta wybierała popiół z paleniska a Brena krochmaliła pościel. Wdowa szybko więc przemknęła na górę starając się nie zwracać na siebie uwagi. Starsza gosposia rzuciła tylko, że kąpiel i ubrania już gotowe czekają na nią na górze. Brunetka podziękowała i szybko wskoczyła do swojego pokoju ryglując uprzednio drzwi. Następnie rozebrała się do naga i weszła do wody, która była raczej ciepła niż gorąca. Kultysta jednak nie miała zamiaru rugać Grety. Woda przynosiła ulgę. Versana szybko się umyła po czym wyskoczyła z bali, wytarła swoje powabne ciało i odziała się we wcześniej naszykowane przez Brene ubrania. Była zadowolona gdyż młoda sprzątaczka naprawde trafnie wybrała wieczorowy strój dla swojej pani. Na stole przy kominku czekała na nią sałatka z brukwi, solonej ryby oraz gotowanych przepiórczych jaj. Zjadła wszystko z wielkim apetytem. Gdy kończyła jeść doszedł jej uszu dźwięk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych a następnie szorstki głos Malcolma. Najwidoczniej przyszedł czas by ruszać w drogę. Wszak wdowę czekało jeszcze dzisiaj przyjęcie u van Zee'nów, na którym musiała się pojawić. Po upojnym popołudniu z Łasica i sigmarytka przyszedł jej do głowy niecny plan, którego pierwszy etap chciała dzisiaj wprowadzić w życie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wybrała najlepiej pasujący do jej kreacji kapelusz, przyczepiła do paska sztylet, chwyciła futro, poperfumowała się a następnie opuściła swój pokój. Na dole nigdzie nie zauważyła starego dorożkarza. Domyśliła się, że zapewne czeka już na nią w stajni. Ruszyła więc bezpośrednio w tamtą stronę. Nim otworzyła drzwi do izby Kornasa, poprosiła gosposie by ta nim dołoży drwa do kominka wpierw wpuściła ciut świeżego powietrza do jej pokoju. Pożegnała się i weszła do pokoju Kornasa. Tam eunuch przegryzał suchary zapijając je grzanym winem. Oznajmiła mu, że resztę wieczoru ma wolną i poprosiła by poświęcił ten czas na kąpiel. W stajni zauważyła gotowego do trasy Malcolma, który zapraszał ją do powozu. Zdecydowała się jednak usiąść obok niego.

Droga z Malcolmem

Ruszyli uliczkami miasta i jechali powolnym tempem. Trasę znał na pamięć. Zycie w mieście powoli zamierało jednaki w asyście swojego dorożkarza czuła się względnie bezpiecznie a w razie jakiegoś ekscesu miała przy pasie sztylet z którym nigdy się nie rozstawała. Na niebie pojawiły się już gwiazdy a drogę prócz obu księżyców rozświetlały im porozstawiane gdzieniegdzie latarnie. Wdowa postanowiła wykorzystać ten czas zanim dojadą do domu van Zee’nów by zadać Malcolmowi kilka pytań:

- Malcolmie czy jesteś w stanie zliczyć ile już lat pracujesz dla naszej rodziny? - uśmiechnęła się serdecznie. - Musze przyznać z przykrością, że ja już chyba straciłam rachubę. Ufam Ci jak mało komu w tym mieście i cenie sobie Twoje oddanie i pracowitość ale jest coś jeszcze co cenie prawie na tak samo mocno. Mianowicie Twoją wiedzę i nie mam tu na myśli tylko wiedzy związanej z końmi i powożeniem, która jest olbrzymia ale i wiedzę związaną o tym co dzieje się w mieście i co jest na językach ludzi. - w oczach Versany dostrzec można było iskrę – Wierze, że to o co Cię zapytam zostanie między nami tak jak wiele rzeczy których byłeś świadkiem w przeszłości i z których z tego co wiem nikomu się nie zwierzałeś. Nie jest sekretem, że zimą handel zanika z oczywistych przyczyn. Ja zaś staram się rozwijać moją kompanie, którą dostałam w spadku po Swoim kochanym mężu nieboszczyku. Nie chcę zaprzepaścić tej szansy jaka przede mną stanęła tak niespodziewanie i pragnę doprowadzić firmę na wyżynach jej możliwości. - uśmiechnęła się ściszając trochę ton wypowiedzi oraz rozglądając się bacznie dookoła zanim przeszła do meritum – Uszu mych doszły słuchy a'propos dwóch ciekawych miejsc na których można zakupić jak i uiścić wiele towarów i mam wrażenie, że jako inteligentny człowiek za jakiego Cię mam możesz wiedzieć już co chodzi mi po głowie ale, żeby nie pozostawiać rzeczy niedopowiedzeniu sprostuje. Mówię o podziemnej arenie oraz wyspie przemytników. Powiedz mi czy dysponujesz jakąś szerszą wiedzą na temat ich lokalizacji oraz możliwości wejścia na ten dość nieznany jeszcze puki co mnie teren ? Może masz kilka przydatnych informacji, które powinnam znać? Wiesz, że potrafię się odwdzięczyć – spojrzała głęboko w oczy Malcolma - a względem ludzi tak zaufanych jak Ty stać mnie na wiele

Starzec siedział zgarbiony trzymając lejce w dłoniach i zdawał się zastygnąć w miejscu. Po dłuższej chwili zamysłu wprowadził Versane w stan niepokoju. Jednak chwilę później pociągnął jedną ręką za sznur przywiązany do uzdy Agrafki skręcając w ulice na końcu której stała posiadłość szefa kapitanatu portu.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 22-05-2020 o 23:03.
Pieczar jest offline