Po spotkaniu
Obie brunetki opuściły pokój sigmarytki. Szły w milczeniu do momentu, aż nie opuściły piętra schodząc do głównej izby. Na dole panował wciąż duży gwar więc pewnie nikt nie słyszał dobiegających z góry jęków i pisków. Będąc jeszcze na schodach Versana spostrzegła siedzącego w kącie eunucha i gdy tylko złapała jego wzrok dała mu sygnał, że pora opuścić lokal. Nie trzeba było długo czekać na jego reakcję. Wstał, zabrał płaszcz i wyszedł. Wdowa zaś przeciskając się z Łasicą między gośćmi karczmy rzekła:
- Zapłać jak możesz. Rozliczymy się później. Ja zaś już wyjdę i skieruje się w kierunku pustostanu, w którym widziałyśmy się wcześniej. - mówiła stanowczo nie patrząc nawet na koleżankę - Tam przekaże ci wszystkie informacje jakich dowiedziałam się a’propos naszej dość nietypowej sigmarytki. Później ewentualnie zastanowimy się nad kolejnymi poczynaniami.
Versana zarzuciła na siebie płaszcz, przyodziała kapelusz i wyszła z lokalu. Na zewnątrz było zimno i zdecydowanie mniej tłoczno niż w gospodzie. Wdowa czuła jednak przyjemne ciepło między nogami i zdawała się nie zwracać uwagi na panującą mroźną atmosferę. Dostrzegła kątem oka eunucha, który czekał nieopodal oparty jedna nogą o kamienice. Wskazała więc mu głową kierunek, w którym ma zamiar iść i ruszyła w stronę wcześniej ustalonego z Łasicą miejsca zbiórki.
Nie musieli długo czekać na wspólkultystke. Ruch na mieście widocznie zmalał a do pustostanu nikt nie zaglądał. Jedynym mankamentem był mróz, który wraz z upływem dnia coraz bardziej dawał się we znaki. W tym momencie Versana jednak zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Stała w ciszy z eunuchem czując na sobie jego ciekawskie spojrzenie. Nie odważył się jednak spytać wprost. Po chwili ujrzeli Łasice z policzków, której nie zniknął jeszcze rumieniec. To również nie uszło uwadze Kornasa, którego oczy chciały wyskoczyć z orbit. Milczał jednak. Wdowa zaczęła więc pierwsza:
- No chyba takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewałaś? - roześmiała się wdowa - Mam nadzieję, że z mojej pomocy jesteś zadowolona i usatysfakcjonowana? - zaszeptała - Slaanesch jest na pewno. W każdym razie mówi nam to o niej dość wiele. - uśmiech nie znikał z ust kultystki - Udało mi się dowiedzieć czegoś jeszcze. Mianowicie Louisa Kruger, bo tak się nazywa. Wszak prowadzi ona jakiś podejrzany interesik z Ulrichem, który jest właścicielem lokalu. Stojąc przy szynkwasie zauważyłam jak wręcza jej sakiewkę uprzednio sprawdzając coś w księdze. Nie dowiedziałam się jednak co to za machlojki. Z drugiej strony to nazwisko. Brzmi znajomo. - spojrzała na Łasice pytająco - Co teraz? Czekamy do następnego spotkania czy masz już jakiś plan? Powrót do domu
Jak wracali do domu słońce jeszcze wisiało niepewnie nad horyzontem. Versana wciąż miała nogi jak z waty i piekł ją tyłek. Cieszyła się, że w domu czeka na nią gorąca kąpiel oraz strawa. Po karczemnych psotach burczało jej w brzuchu. Trasa minęła szybko i bez żadnych atrakcji a w domu na szczęście pozostali lokatorzy byli zajęci swoimi sprawami. Greta wybierała popiół z paleniska a Brena krochmaliła pościel. Wdowa szybko więc przemknęła na górę starając się nie zwracać na siebie uwagi. Starsza gosposia rzuciła tylko, że kąpiel i ubrania już gotowe czekają na nią na górze. Brunetka podziękowała i szybko wskoczyła do swojego pokoju ryglując uprzednio drzwi. Następnie rozebrała się do naga i weszła do wody, która była raczej ciepła niż gorąca. Kultysta jednak nie miała zamiaru rugać Grety. Woda przynosiła ulgę. Versana szybko się umyła po czym wyskoczyła z bali, wytarła swoje powabne ciało i odziała się we wcześniej naszykowane przez Brene ubrania. Była zadowolona gdyż młoda sprzątaczka naprawde trafnie wybrała wieczorowy strój dla swojej pani. Na stole przy kominku czekała na nią sałatka z brukwi, solonej ryby oraz gotowanych przepiórczych jaj. Zjadła wszystko z wielkim apetytem. Gdy kończyła jeść doszedł jej uszu dźwięk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych a następnie szorstki głos Malcolma. Najwidoczniej przyszedł czas by ruszać w drogę. Wszak wdowę czekało jeszcze dzisiaj przyjęcie u van Zee'nów, na którym musiała się pojawić. Po upojnym popołudniu z Łasica i sigmarytka przyszedł jej do głowy niecny plan, którego pierwszy etap chciała dzisiaj wprowadzić w życie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wybrała najlepiej pasujący do jej kreacji kapelusz, przyczepiła do paska sztylet, chwyciła futro, poperfumowała się a następnie opuściła swój pokój. Na dole nigdzie nie zauważyła starego dorożkarza. Domyśliła się, że zapewne czeka już na nią w stajni. Ruszyła więc bezpośrednio w tamtą stronę. Nim otworzyła drzwi do izby Kornasa, poprosiła gosposie by ta nim dołoży drwa do kominka wpierw wpuściła ciut świeżego powietrza do jej pokoju. Pożegnała się i weszła do pokoju Kornasa. Tam eunuch przegryzał suchary zapijając je grzanym winem. Oznajmiła mu, że resztę wieczoru ma wolną i poprosiła by poświęcił ten czas na kąpiel. W stajni zauważyła gotowego do trasy Malcolma, który zapraszał ją do powozu. Zdecydowała się jednak usiąść obok niego. Droga z Malcolmem
Ruszyli uliczkami miasta i jechali powolnym tempem. Trasę znał na pamięć. Zycie w mieście powoli zamierało jednaki w asyście swojego dorożkarza czuła się względnie bezpiecznie a w razie jakiegoś ekscesu miała przy pasie sztylet z którym nigdy się nie rozstawała. Na niebie pojawiły się już gwiazdy a drogę prócz obu księżyców rozświetlały im porozstawiane gdzieniegdzie latarnie. Wdowa postanowiła wykorzystać ten czas zanim dojadą do domu van Zee’nów by zadać Malcolmowi kilka pytań:
- Malcolmie czy jesteś w stanie zliczyć ile już lat pracujesz dla naszej rodziny? - uśmiechnęła się serdecznie. - Musze przyznać z przykrością, że ja już chyba straciłam rachubę. Ufam Ci jak mało komu w tym mieście i cenie sobie Twoje oddanie i pracowitość ale jest coś jeszcze co cenie prawie na tak samo mocno. Mianowicie Twoją wiedzę i nie mam tu na myśli tylko wiedzy związanej z końmi i powożeniem, która jest olbrzymia ale i wiedzę związaną o tym co dzieje się w mieście i co jest na językach ludzi. - w oczach Versany dostrzec można było iskrę – Wierze, że to o co Cię zapytam zostanie między nami tak jak wiele rzeczy których byłeś świadkiem w przeszłości i z których z tego co wiem nikomu się nie zwierzałeś. Nie jest sekretem, że zimą handel zanika z oczywistych przyczyn. Ja zaś staram się rozwijać moją kompanie, którą dostałam w spadku po Swoim kochanym mężu nieboszczyku. Nie chcę zaprzepaścić tej szansy jaka przede mną stanęła tak niespodziewanie i pragnę doprowadzić firmę na wyżynach jej możliwości. - uśmiechnęła się ściszając trochę ton wypowiedzi oraz rozglądając się bacznie dookoła zanim przeszła do meritum – Uszu mych doszły słuchy a'propos dwóch ciekawych miejsc na których można zakupić jak i uiścić wiele towarów i mam wrażenie, że jako inteligentny człowiek za jakiego Cię mam możesz wiedzieć już co chodzi mi po głowie ale, żeby nie pozostawiać rzeczy niedopowiedzeniu sprostuje. Mówię o podziemnej arenie oraz wyspie przemytników. Powiedz mi czy dysponujesz jakąś szerszą wiedzą na temat ich lokalizacji oraz możliwości wejścia na ten dość nieznany jeszcze puki co mnie teren ? Może masz kilka przydatnych informacji, które powinnam znać? Wiesz, że potrafię się odwdzięczyć – spojrzała głęboko w oczy Malcolma - a względem ludzi tak zaufanych jak Ty stać mnie na wiele
Starzec siedział zgarbiony trzymając lejce w dłoniach i zdawał się zastygnąć w miejscu. Po dłuższej chwili zamysłu wprowadził Versane w stan niepokoju. Jednak chwilę później pociągnął jedną ręką za sznur przywiązany do uzdy Agrafki skręcając w ulice na końcu której stała posiadłość szefa kapitanatu portu.
Ostatnio edytowane przez Pieczar : 22-05-2020 o 23:03.
|