Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2020, 10:42   #84
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Pamiętam, że jak jego instruktor fechtunku nie chciał mnie uczyć, bo byłam za mała, to czasem w przerwach od nauki, a wydaje mi się, że miał mnóstwo nauczycieli od różnych rzeczy, sam z chęcią mnie uczył i nawet nakazał służbie zrobić mi mały zabawkowy mieczyk - zamyśliłam się, bo wspomnienia były mało wyraźne po takim czasie. - W dniu kiedy wyprawiono mnie do zakonu dał mi na pamiątkę medalion - wyciągnęłam wspomniany spod tuniki, pokazując oszlifowany fioletowy szlachetny kamień.

– Miałem okazję poznać twego ojca i drugiego z braci, ale niestety nie Jonathana. – Powiedział Garren.

- I jak oceniasz Hamiltona? - zapytałam, z premedytacją pomijając wspomnienie o moim rodzicu.

– Człowiek o wielkim sercu i odwadze, lojalny wobec Erica. Podobny do ciebie, jeśli chodzi o gotowość do stawania po stronie tego co słuszne, jak wtedy w tej wiosce. Poznałem nawet jego narzeczoną.

- Ogromnie dużo mnie ominęło - westchnęłam zbolała tym faktem.

– Przykro mi. – Powiedział.

Zauważyłaś, że większość miejsc została już zajęta. Dostrzegłaś nawet gadatliwą Panią oficer, którą spotkałaś gdy tylko tu przybyliście. Wciąż nigdzie jednak nie było widać Baraii.

- Wiadomo kiedy zaczną podawać do stołu? - zapytałam cicho Garrena, bo już mnie ssało w żołądku, bo o ile siły po śnie mi wróciły to głód się tylko wzmagał i wypite wcześniej wino przestawało go zagłuszać.

– Z tego co wiem, gdy pojawią się wszyscy zaproszeni… a zostało już niewiele wolnych miejsc. – Powiedział Garren.

- Kapłanka Baraia się zjawi? - zaciekawiłam się. - Bo w związku z tym co się stało... Ja bym chyba nie była w stanie wyjść z komnaty jakiś czas.

Gdy to mówiłaś, kapłanka weszła do pomieszczenia, zlustrowała wzrokiem salę i wybrała jedno z niewielu już pozostałych miejsc… zaraz obok was.

Kobieta przechodząc obok ciebie posłała ci zmęczone spojrzenie i usiadła tuż obok Falrisa, który z jakiegoś powodu instynktownie poczuł wobec niej respekt, widać było to po jego gwałtownej reakcji.

Dzika elfka, w białej szacie spojrzała na niego obojętnie.

No i wywołałam wilka z lasu. Zaskoczyło mnie, że akurat przy nas zasiadła. Wychyliłam się zza elfa spoglądając na nią.
- Bardzo nam miło, kapłanko Baraio, że będziesz nam towarzyszysz w uczcie - powiedziałam, poczuwając się by z grzeczności ją powitać.

– Ta uczta to kpina… – Rzuciła. – Połowa z naszych ludzi walczy o życie w lazaretach, do tego straciliśmy najlepsze wojowniczki w bezsensowny sposób… a my ucztujemy… marnujemy czas. – Rzuciła.

I właśnie dlatego, gdybym sama była rozgoryczona, to zostałabym sama ze sobą w komnacie. Pożałowałam, że się odezwałam.
- Przez wzgląd na pamięć poległych i fakt, że wróg został pokonany, nie można mówić, że było to bezsensowne - odparłam nie mogąc się zgodzić z jej zdaniem.

– Skoro tak mówisz… – Rzuciła. – Gdyby cesarz od razu zabił obcinacza głów… moglibyśmy uniknąć choć kilku niepotrzebnych śmierci… – Mruknęła.

- Możliwe - pokiwałam głową. - Równie możliwe jak to że wtedy śmierć poniósłby Cesarz - dodałam z powagą.

– Nie zginąłby, jest zbyt… sprytny, a ona… – Zamknęła oczy i przygryzła wargę. – ...ona dałaby mu się pokonać, tak jak dała się pokonać mi… – Zacisnęła mocniej pięści.

- Może właśnie nie było takiej opcji, może tylko tobie na to mogła pozwolić... - zasugerowałam.

– Może… – westchnęła. – Już raz zginęła przeze mnie, najbliższa mi przyjaciółka… może bogowie skazali mnie na los tej, która kończy żywoty, tych na których mi zależy. – Powiedziała z mieszaniną rezygnacji i ironii.

- Garrenie, może nalejesz wina kapłance? - zasugerowałam uważając, że tylko tyle można dla niej teraz zrobić.

– Sama umiem nalać sobie wina. – Powiedziała i chwyciła stojącą na stole butelkę, by potem wychylić ją duszkiem. Gdy skończyła, powiedziała. – Ale trafiłaś w sedno… tego mi było trzeba. Nie powinnam była ruszać się z zakonu… Powinnam była odmówić, gdy chciano dać mi święcenia. Teraz zapewne w spokoju siedziałabym w klasztornym szpitalu i niosła pomoc chorym… zamiast ponownie nurzać się w krwi przyjaciół.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Byłoby łatwiej, ale czy byś usiedziała w jednym miejscu, wiecznie w tych samych ścianach całe swoje życie... - odparłam.

– Zanim trafiłam do zakonu, miałam okazję podróżować, walczyć… poznać trochę świata. Kiedyś ja i moja “towarzyszka” wdałyśmy się w walkę ze zwiadem mrocznych elfów… z tego drugiego królestwa, tego, które nie zawarło paktu z cesarzem. Przez moją głupotę… moja… ukochana… przyjaciółka, moja Wase, zginęła. Właśnie w klasztorze znalazłam schronienie i spokój ducha… tam znalazłam swoje miejsce. Tam powinnam była zostać. – Stwierdziła. Garren i Falris nie wtrącali się do rozmowy.

- Gdybyś potrafiła zostać, to byś została - zawyrokowałam.

– Pewnie masz rację – Wzruszyła ramionami.

Wyglądało tak jakbym trochę ją uspokoiła, choć nie miałam żadnej pewności czy moje słowa jej pomogły. Może to tylko wino tak na nią podziałało. Ciekawiło mnie czemu akurat do nas się dosiadła, ale o to pytać nie wypadało.
- Już wkrótce sala się zapełni - stwierdziłam tylko oczywistą oczywistość.

W ciągu kilkunastu minut sala się dopełniła i wódź powstał by zacząć ucztę.

– Pragnę powitać tu wszystkich dostojnych gości! Mamy zaszczyt gościć u nas wielkiego władcę i wojownika, Cesarza Erica z rodu Leadenrock, oraz wielu innych znamienitych wojowników. Witam was wszystkich dostojni goście i życzę smacznego – Powiedział a potem zasiadł, zaś służba zaczęła wydawać posiłki.

- Nareszcie - mruknęłam pod nosem, ciesząc się, że zaraz się najem.

Uczta trwała w najlepsze, a ty wreszcie mogłaś się najeść.

– W życiu nie pomyślałbym, że na uczcie może być tyle jedzenia… – Powiedział Falris. – Swoją drogą… mam lekkiego stracha.

- Spokojnie nie podadzą do jedzenia żadnego elfa, niziołka czy człowieka - odparłam chcąc go uspokoić, ale w sumie to tylko sama lekko zwątpiłam... Ważne że widziała, że pieczeń którą jadłam, przyszła prosto z rożna który rozstawiony był na widoku więc miałam pewność, że była to dzika świnia a nie nic z wymienionego przeze mnie.

– Nie tego się obawiam. – Zaśmiał się. – Chodzi o to, że chcę spróbować wina… a nigdy w życiu nie piłem alkoholu. Tylko czytałem jakie efekty może wywołać. Boję się, że będzie dziwnie…

- Nigdy? - uniosłam brew w zaskoczeniu. - To lepiej nie bierz przykładu z kapłanki... - zerknęłam w kierunku Barai. - Na początek nie więcej jak kielich, dobrze?

– Jasne… – Powiedział i nalał sobie. – Tobie też nalać? – Zapytał.

- Tak, poproszę - skinęłam głową. - Niewolnice nie proponowały ci wina w komnacie? - zdziwiłam się.

– Proponowały… ale odmówiłem… wolałem próbować tego w bardziej… bezpiecznym towarzystwie. – Wyjaśnił nalewając ci trunku. – Proponowały mi sporo różnych rzeczy za które podziękowałem.

- A co one biednie miałyby ci zrobić? - popatrzyłam na niego rozbawiona.

– Jakże zabawne… – Powiedział sarkastycznie i wychylił kielich wina, by zaraz skrzywić się niemiłosiernie. – Ale to mocne…

- Nie musiałeś pić wszystkiego na raz - pokręciłam głową i sama raptem upiłam jeden mały łyk.

– Mów mi takie rzeczy szybciej, proszę – Rzucił słabowicie. – I ludzie mają z tego przyjemność?

- Nie tylko ludzie - zaznaczyłam. - Picie wina i piwa czy innych trunków alkoholowych na terenach gęsto zaludnionych jest bezpieczniejsze, bo alkohol zabija zarazki, które w dużym skupisku łatwiej się rozprzestrzeniają.

– Jedzenie ziół o kwaśnym smaku też pozytywnie wpływa na zdrowie i odporność – Zwrócił uwagę. – Do tego regularne mycie się.

- Tak, ale jak masz duże zaludnienie to zarazą rozprzestrzenia się najłatwiej przez wodę pitną i żywność. Mój mentor mawiał że kapłani leczący chorych nie powinni odmawiać sobie trunków z alkoholem. Wspominał też że każdy organizm inaczej na niego reaguje i co co jednego upija to drugiemu niewiele zrobi. Podobno najmocniejsze głowy mają krasnoludy - powiedziałam i wróciłam do jedzenia.

– Jasne… – Powiedział i nalał sobie jeszcze wina, wziął dwa łyki. A potem padł czołem na blat i zaczął chrapać. Oczywiście zawartość kielicha wylał na blat.

- To było szybkie... - szturchnęłam go palcem w bok, z nadzieją że sobie żartuje.

Niestety zmęczenie po całonocnym biegu, lekko tylko podreperowane, krótką drzemką na barkach orka i pierwsza w życiu dawka wina, były wystarczającym środkiem nasennym i teraz elf spał jak zabity, a ze względu na niezbyt wygodną pozycję ciała chrapał jak niedźwiedź.

Pokręciłam głową bezradnie i spojrzałam na Garrena.
- Pomógłbyś mi go dostarczyć do jego komnaty? - poprosiłam.

– Oczywiście – Odparł ork wstając, potem chwycił Falrisa w pół i zarzucił go sobie na ramię. – Poprowadzisz?

– Pójdę z wami… też chyba się położę – Powiedziała Baraia i wstała.

- W takim razie chodźmy - skinęłam im głową i ruszyłam przodem. Sama miałam zamiar jeszcze wrócić na salę biesiadną, ale na razie trzeba było zająć się pijanym elfem. Co prawda nie wiedziałam dokładnie gdzie miał swój pokój ale zakładałam że mieści się gdzieś niedaleko mojego i też zamierzałam przy pierwszej okazji podpytać niewolników.

Gdy wychodziliście, zauważyłaś, że na środek sali wyszły akurat Evi i Gali. Bardki właśnie zaczynały swój występ.

Przed drzwiami do sali biesiadnej spotkaliście ochmistrzynię.

- Proszę nas zaprowadzić do jego komnaty - powiedziałam do orczycy.

– Oczywiście – Powiedziała i ruszyła przed siebie. – Czy wezwać medyka?

– Ja jestem medykiem – Rzuciła Baraia – I diagnozuję, upojenie alkoholowe, zalecam na to sen do rana. – Powiedziała kapłanka idąc za wami.

Zaśmiałam się rozbawiona tą sytuacją.
- Wystarczy żeby niewonice miały dzban z wodą gdyby go suszyło i ceber na wypadek gdyby chciał zwrócić wino - dodałam swoje zalecenia. - Kto by pomyślał, że elfy mają tak słabe głowy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline