Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2020, 14:38   #195
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Poznawszy się lepiej ze wskrzeszonymi Łowcami, bohaterowie dokończyli śniadanie, rzucając mniej lub bardziej ogólne pomysły związane z czekającą ich próbą odbicia fortu Trevalay. Szybko jednak uznali, że mimo posiadania teraz całkiem szczegółowego planu twierdzy, nie zamierzają atakować na żywioł, bez porządnego przygotowania się i zwiadu, szczególnie że według ptasich informatorów Hannskjalda smok przebywał obecnie na miejscu. Dlatego też zaraz po skończonym posiłku zebrali obóz (ponownie objawiła się praktyczność druidzkich kryjówek: zatarcie śladów polegało jedynie na zamknięciu klapy, która sama znikała) i ruszyli, prowadzeni tym razem przez kilku przewodników, którzy gdy tylko upewnili się, że okolica jest bezpieczna, zaczęli regularnie obrzucać się docinkami i inwektywami. Jedynie Herge pozostawał spokojny, w ciszy i pewnym zasępieniu maszerując na przedzie: kilkukrotnie zamieniał kilka słów ze zwierzętami po drodze.

Kelmar i Vindo szybko przyzwyczajali się do nowych ciał, lecz mimo ich wyraźnej radości i entuzjazmu widać było, że proces reinkarnacji pozostawił na nich pewne piętno – ich ruchy nie były tak pewne, momentami wydawali się lekko otępiali i wolniejsi. Znający się na magii bohaterowie wiedzieli, że jedynie znacznie potężniejsze zaklęcia są w stanie przywrócić zmarłemu życie bez wpływu na jego esencję życiową, zaś w przypadku Łowców konieczna będzie pomoc kapłana, i to nie pierwszego lepszego kleryka.


V dzień miesiąca Lamashan (X), Fangwood, 66 dni po ucieczce z Phaendar, 40 dni po dotarciu do jaskiń

Po kilku deszczowych dniach nareszcie trafił się pierwszy, kiedy od rana niebo było jasne, z zaledwie kilkoma chmurami. Teren wyraźnie piął się w górę, a w oddali dało się słyszeć szum rzeki Sześcioszczęki – Trevalay został zbudowany właśnie na niej, więc znalezienie drogi do fortu stanowiło teraz drobnostkę, a licząca sobie już dziesięć osób grupa mogła bardziej skupić się na unikaniu ewentualnych patroli hobgoblinów, które z pewnością kręciły się po okolicy.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, Kelmar wskazał bohaterom miejsce, z którego dotarcie do twierdzy miało zająć około trzech godzin marszu, co było też znakiem, że czas znaleźć kryjówkę i przygotować się do kilkudniowej obserwacji i zwiadów.

Emi

Rozglądając się po okolicy w poszukiwaniu dobrych miejsc na ewentualne zasadzki, dopplerka oddaliła się na kilkadziesiąt metrów od reszty drużyny, docierając do niedużego parowu, otoczonego ze wszystkich stron dość gęstą roślinnością. Zanim zdążyła uznać, że miejsce byłoby niezłą kryjówką, dostrzegła, że nie jest puste. Zaledwie kilka metrów od niej, w wysokiej trawie leżał twarzą do ziemi mężczyzna w szarozielonym płaszczu z kapturem. Z jego barku wystawało kilka niewielkich strzał, ale wciąż żył – kołysał się delikatnie i jęczał z bólu, trzymając coś w zaciśniętych kurczowo dłoniach. Musiał usłyszeć Emi, bo poruszył się bardziej, przechylając w jej stronę głowę. Twarz miał zakrwawioną i przeszytą grymasem potwornego cierpienia.
- Proszę… - wychrypiał z trudem - weź to, póki nie jest za późno… –

Hannskjald

Druid skończył właśnie jeden ze swoich codziennych rytuałów, pozwalających mu na poznanie i zrozumienie natury wokół, gdy nagle do jego nosa dobiegł nietypowy zapach. Słodycz, gorycz i kwas w jednym, wciąż zmieniającym się tańcu – ostatni raz czuł coś takiego w forcie Ristin, tyle że tam wymieszany był z wszechobecną wonią alkoholu. Feye! Co prawda ich obecność w Fangwood była rzeczą kompletnie normalną, a i często nie mieli złych intencji, lecz Hannskjald czuł, że lepiej będzie ruszyć za tym zapachem. Po odejściu kawałka od reszty drużyny w stronę gęściejszej części lasu, nagle poczuł ostrzegawcze mrowienie tatuażu, co oznaczało, że gdzieś w okolicy stworzono iluzję! Krasnolud szybko zerknął w stronę Jace’a, który ostatnio doszedł do niezłej wprawy w ich używaniu, ale psionik był znacznie dalej.
 
Sindarin jest offline