Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2020, 16:02   #4
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
- Złamałeś rękę mojemu człowiekowi, pijesz na koszt ratusza już tydzień, wszczynasz burdy, starty miasta szacujemy na…
Burmistrz rybackiej mieściny zaczął wyliczać wszystkie domniemane wydatki - przynajmnij do momenty gdy nie zaspał się całkowicie, oblewając przy tym charakterystycznym, lepkim potem idealnie obrazującym śliski charakter jegomościa. Kapitan straży mądrze potakiwał patrząc na niziołka swymi, dla odmiany niezbyt bystrymi oczami, z wyraźną wyższością. Wszak jakby mały najemnik miał się równać z nim, kapitanem, dowódcą bandy pijaków, zboczeńców i pospolitych szubrawców, gdzie co najmniej połowę zaciągnięto chyba tylko dlatego, aby uzupełnić liczebność, a pan dowódca mógł się zwać kapitanem straży miejskiej, a nie tylko przydupasem burmistrza od brudnej roboty.
Kvaser nie przeczył, poznał kilku dobrych chłopaków w mieście, ale niestety, miał bardzo niskie mniemanie o tutejszym porządku społecznym. Gdzieś w połowie monologu burmistrza stracił nim kompletnie zainteresowanie, pogrążając się w rozmyślaniach dotyczących optymalnej trasy podróży na kolejną wyprawę, aby odwiedzić preferowane miejsca.
- ...zatem będę zmuszony was aresztować.
Kapitan zakomunikował z wyraźna dumą pukając w stół aby wezwać pomocników. Niziołek, jak na siebie, zareagował bardzo spokojnie. Lekko zmrużył oczy jakby nie wierząc w to co słyszy.




Niczym nie przypominał typowego wyobrażenia przedstawiciela swojej rasy, może za wyjątkiem bardzo przeciętnego dla niziołków wzrostu oraz bujnej czupryny - chociaż jej nieład bardziej kojarzy się z bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem niż zawadiackim, łotworskim urokiem. Rysy twarzy niziołka można byłoby najtrafniej określić jako “zakazana morda” zryta bliznami, śladami po obiciach oraz bruzdami głębokich zmarszczek. Jakby tego było mało, na twarzy goszczą, jak i na całym ciele Borsuka, jak zwały go plemiona północy, religijne tatuaże. Przypominające runiczne wzory plemienne zachodziły na policzki, brodę oraz czoło.
Jeszcze gorzej było z czołem niziołka, otoczony plemiennymi znakami wytatuowany został znak Erythnula. Pierwsze spojrzenie na ów symbol sugerowało raczej, iż jest to jakiegoś rodzaju symbol wielkiego zła. Dopiero dysponując odpowiednią wiedzą, można stwierdzić, iż należy on do tego bóstwa. Dokładniejsze przyjrzenie się otaczającym go znakom plemiennym zdradzało, iż mają one za zadanie obwieścić nieposłuszeństwo oraz neutralizować ten znak.
Zdrowo umięśnione ciało Kvasera, poza śladami obrażeń, gdzie najpopularniejsze były blizny po cięciach oraz oparzeniach, pokrywały na niemal całej powierzchni plemienne tatuaże. Osoba potrafiąca je czytać bez trudu zrozumiały, iż poza standardowymi dla prymitywnych plemion życzeniami pomyślności oraz ochrony mają dużo głębszy, niemal mistyczny sens zawierając wyznania win, wezwanie wszystkich duchów zemsty do swego celu, przysięgę posłuszeństwa jakiejś potężnej sile oraz chęć jej zgładzenia oraz na płaszczyźnie religijnej, poszczególne runy zdają się tworzyć drugi krwioobieg mitycznych sił wiecznego żaru oraz gniewu mieszającego się ze sobą.
Niestety, dla większości ludzi były to po prostu ekscentryczne znaczki nie ostrzegając ich przed niczym. Niekiedy magowie zadawali sobie trud, by dostrzec w sednie istoty niziołka drzemie silna konotacja duszy i ciała do żywiołu ognia, a wokół niego unoszą się wokół jego osoby unoszą się ledwo wyczuwalne, jakieś quasi-świadome plamy negatywnej energii.
Chwilę trwało nim do sali wtoczyli się strażnicy. Zwykle, gdy tylko ruszał, poruszał się w sposób iście wściekle pewny, aż kipiąc z emocji, przekładało się to na jego postawę statyczną. Mimo, iż dużo niższy od otaczających go ludzi, był bardzo pewny siebie. Nogi szeroko rozstawione, lekko bujając się na boki, oddychając miarowo. Poprawił płaszcz, zaczepił swobodnie rękę o pasek torby na ramię. NIe sięgał po broń na plecach, mimo wyboru - łuk, miecz i młot spoczywały spokojnie, czy raczej ich miniaturki dostosowane do jego rozmiaru. Duży nóż u pasa wyglądał raczej jak narzędzie pracy niż prawdziwy oręż. Zdawał się być dość lekko opancerzony, mimo wystających spod ubrań płytek zbroi.
- Czy wy jesteście zdrowi na umyśle - niziołek zapytał przeciągając pytanie - zapłaciliście mi ledwo trzecią część umówionej kwoty, wikt i opierunek był w umowie. Nie moja wina, że wielki, groźny orczy herszt nie chciał się jeszcze pojawić - wyszczerzył się szeroko nie kryjąc ironii - a teraz żal paru groszy się zrobiło. I co mości kapitanie, tych chłopaczków na mnie wysyłasz, bo co, bo w przeciwieństwie do reszty twoich ćwoków, tych będzie mi żal oćwiczyć? W sumie masz rację.
Jakimś cudem pięść niziołka znalazła się dokładnie na twarzy kapitana. Dźwięk łamanej szczęki kapitana przypominał odgłos pękającej gałęzi. Ogłos trudny do wytarcia z pamięci. Strażnicy patrzyli się na siebie baranio gdy Kvaser nie słyszał o zasadzie nie kopania leżącego i po prostu zasadził ładnie wymierzonego kopniaka w zbierającego się z ziemi kapitana, definitywnie odsyłając go do krainy bólu i nieprzyjemności.
- Kwotę biorę za zaliczkę, kontrakt zerwany - fuknął do burmistrza wskazując go palcem - równie dobrze mogliście sami go zerwać jak za długo było czekania albo brać kogoś tańszego. Żegnam.
Chwilę po wyjściu najemnika jeszcze dźwięczało echo potznego trzaśnięcia drzwiami.

***

Portal do innego świata pojawił się w drodze do miejskiej stajni. Niziołek długo się nie zastanawiał. Jak przed każdym krokiem w nieznane (znaczy każdym, w którym był raczej spokojny) zrobił szybki rachunek obietnic, zaległości i ewentualnych długów… i wszedł w nieznane.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline