Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2020, 21:29   #9
Corpse
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Jack podszedł do auta, ustawiając się na wprost wejścia do kabiny, z Val bezpośrednio za jego plecami i Malvolią stojącą na ulicy. Zajrzał do środka i ujrzał dokładnie to o czym zaciekle informowała go blondynka.

W środku, przypięty pasem, szamotał się człowiek. W sumie "człowiek" było zbyt górnolotnym określeniem. Jack widział w życiu kilka trupów i sądząc po tym jak wyglądał ten gość, do żywych raczej nie należał. Zastępca szeryfa wręcz czuł jak w jego mózgu kręcą się trybiki, zapadki wpadają na swoje miejsce, a cała machina układa puzzle w całość. Szczątkowe informacje które docierały do niego od maja tego roku zaczęły układać się w jedną całość, dając obraz sytuacji nie tyle dziwnej, co wręcz przerażającej.

Pojedyncze przypadki zachorowań na wściekliznę na początku maja. Agresywne bezpańskie psy w górach Arklay. Wysłanie dwóch oddziałów S.T.A.R.S. do zbadania sytuacji, a krótko potem eksplozja Spencer Mansion. Obstawienie wjazdów do miasta i długo, długo cisza, aż w końcu kolejne ataki i artykuł w gazecie, traktujący o "żywych trupach", oparty na raporcie członków S.T.A.R.S., który nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego. Wszyscy uznali ich za wariatów na prochach ze stresem pourazowym, ale teraz dotarło do Jacka, że w każdej zmyślonej historii tkwi ziarno prawdy. I to ziarno miał właśnie przed oczami. W jednej chwili uwierzył w każde słowo Jill Valentine.

Sapnął, bijąc się chwilę z myślami, podniósł dłoń, odbezpieczył pistolet i wypalił raz, celując w głowę. Jęki ucichły, nie zakłócając już dłużej wokalu Kurta Cobaina.

Jack opuścił broń, odwrócił się w stronę stacji i zamknął oczy, wolną dłonią pocierając twarz. Drugi raz w swojej karierze musiał do kogoś strzelić. Pierwszy raz kogoś zabił.

Valerie, która widziała wyraźnie całe zdarzenie, znów wstrząsnęły torsje. Odwróciła się i zwymiotowała drugi raz. Malvolia otworzyła usta w niemym zdziwieniu, postawiła kilka kroków do przodu i zajrzała do kabiny. W głowie mężczyzny opartej o szybę, ziała dziura z której wypływała teraz czerwona ciecz. Ciężko było uwierzyć, że nagle, ot tak, ktoś po prostu zastrzelił innego człowieka. Fakt, to było USA i tu generalnie wszyscy lubili do siebie strzelać, ale przecież ten człowiek mógł być chory, naćpany czy cokolwiek innego, wbrew bredniom prawionym uparcie przez blondynę. Można go było po prostu skuć, jakoś powstrzymać czy coś takiego. A on go zastrzelił, ot tak.

OST

Żadna z trójki osób stojących w rowie nie zdążyła się jeszcze pogodzić z tym co właśnie się stało, kiedy ich rozterki przerwał brzęk tłuczonego szkła. Odwrócili się jak jeden mąż w stronę stacji, skąd dobiegł dźwięk. Przez przeszklone drzwi wejściowe właśnie wyleciał szeryf. Upadł twarzą na ziemię, ale za chwilę oparł się na rękach i zaczął podnosić.

Jack w końcu ocknął się z ogarniającego go marazmu i przebiegł przez ulicę, ale zatrzymał się jak wryty, kiedy dostrzegł twarz Daniela. Jego oczy były białe jak mleko, tak samo białe jak tego faceta którego właśnie zastrzelił. Do Jacka podeszły również obie kobiety i wszyscy troje stali teraz, smagani wiatrem pustyni, obserwując z rosnącym przerażeniem jak szeryf wstaje, podnosi obie ręce w ich kierunku i otwiera usta wydając z siebie przeciągły jęk. W ślad za nim, przez rozbite drzwi, z wnętrza stacji wytoczył się kolejny umarlak, wyglądający na cywila.

Malvolia, jako jedyna osoba z ocalałych, której mózg jeszcze próbował walczyć z tym co widzi, usłyszała szelest gdzieś z tyłu. Z trudem oderwała wzrok od dwóch stworów sunących do nich od strony stacji i odwróciła się by spojrzeć za siebie. Zza rowu, prosto z pustynnej pustki, w obręb nikłego światła stacji wkraczały właśnie kolejne dwa potwory. I kolejny, po drugiej stronie tira. Wszystkie trzy wpadły do rowu melioracyjnego, jeden po drugim, ale wpełzały właśnie na drogę.

Silnik samochodu Malvolii zasyczał groźnie, a spod maski buchnął kolejny, jeszcze gęściejszy kłęb dymu. Sekundę później z auta Jacka, który nadal stał przed stacją z odpalonym silnikiem dobiegł ich głos radia, poprzetykany zakłóceniami i jękami truposzy:

- Do wszystkich jednostek. Odwrót. Powtarzam: Odwrót. Rozkazy szefa Ironsa. Powtarzam: wszyscy ODWRÓT.
 
Corpse jest offline