Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2020, 20:47   #10
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Pomogę ci - rzucił automaton bez wahania - Źródło energii, czym może być?
- W warsztacie mechanika powinien znajdować się kompas służący do szukania takich obiektów - uprzejmie wyjaśnił Statek.
- Ummm… co to jest “statek”?? - Wypaliła nagle Vaala, wciąż stojąc przy drzwiach z dłonią na klamce, przysłuchując się rozmowom.
- Zwykle coś, co podróżuje po głębokiej wodzie - odparł Harran. - Taka bardzo, bardzo przerośnięta łódź.
- Ahaa…- Dziewczyna najpierw pokiwała potakująco głową, potem jednak... przecząco, i wzruszyła ramionami, szczerząc ząbki. A następnie nacisnęła w końcu ową klamkę.
Za nimi były schody na pokład otoczone z dwóch stron ścianami sąsiednich pomieszczeń. A u podstawy schodów leżał kolejny człowiek. Ze skręconym karkiem. Z rapierem w dłoni i skórzni na torsie… i z takim samym dziwnym glifem jak ten na zbroi kapłana.
- Jeśli chodzi o jakieś przykręcanie śrubek czy inne tego typu mechaniczne zabawy, to na mnie nie licz - powiedział Harran. - A poza tym... Spróbuję ci pomóc.
- Na jak długo masz energii aby zapewnić nam byt, gdziekolwiek jesteśmy? - Kvaser nagle zapytał bijąc się z myślami.
- Jesteście bezpieczni… w miarę. To Acheron… jego środowisko pozwala na przeżycie. Ja sam zostanę zniszczony za pięć albo sześć dób. Wtedy to sąsiedni sześcian zderzy się z tym miażdżąc mnie.- wyjaśnił uprzejmie Statek.
- Świetnie - niziołek odpowiedział cicho, pod nosem - dobra, wszyscy - mały wojownik warknął na głos niosącym się echem po sali - chodźcie tutaj, ty przy drzwiach też - zamachnął ręką pewnym serdecznym gestem w stronę kobiety wyglądającej na schody - zanim ktokolwiek będzie tu coś robił, może ustalmy czym dysponujemy i co robimy… razem… - rzucił trochę rozbawiony patrząc na zbieraninę osobliwości jaką miał tutaj.
Sam usiadł na jednym z wolnych krzeseł, ostentacyjnym gestem odwieszając broń na bok i ponownie gestem zaprosił wszystkich do siebie.
- Na oklapły tyłek jebanej elfki - pół-orczyca przeklęła brzydko pod nosem. Po wysłuchaniu tego wszystkiego, co absolutnie nie mieściło jej się ani w głowie, ani w wyobraźni, w końcu opuściła łuk. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru go użyć, nawet by ostrzelać ściany statku. Zielonoskóra przyłączyła się do niziołka, usiadła również na wolnym krześle. Poczuła się jak na obradach, których zdecydowanie nie cierpiała. Postanowiła więc milczeć, dając mówić innym.
- Harran, zaklinacz - przedstawił się mag. - I Afreeta. - Pogłaskał smoczka po głowie. - Czyli możemy spokojnie pozwiedzać wszystko, bez obawy, że coś zepsujemy? - zwrócił się do statku.
- Maszynownia jest na samym dole. Ale raczej ciężko coś bardziej tam zepsuć.- wyjaśnił w odpowiedzi Statek.
- Ja jestem Kvaser Surt, fach mój dość jednoznaczny - przedstawił się po Harranie - widzę, iż raczej wszyscy tutaj, powiedzmy, że są wojownikami różnej sztuki. Jeśli czyjś wygląd skrywa jakieś nieoczywiste właściwości, tutaj jest miejsce na przedstawienie się i poinformowanie nas. Szczególnie jeśli chodzi o znajomość magicznych konstruktów - wzrok niziołka powędrował w stronę automatrona - oraz zapewnienie ochrony ekspedycji.
"Obdartuska" pozostała gdzie stała, otwierając drzwi na oścież, po czym głęboko odetchnęła, opierając się ramionkiem o framugę drzwi.
-Vaala - Po raz kolejny wypowiedziała swoje imię, po czym na drobny moment wyraźnie nad czymś myślała…
- Znam się na roślinach i zwierzętach. Na leczeniu, na magii, ale tej od bogów. Na… zupę ugotować umiem. No i drzemią we mnie różne bestie, w które się umiem przemienić. - Znowu wyszczerzyła ząbki.
- Mhograah Haragha z plemienia Złotego Węża, możecie mówić mi Mmho - przedstawiła się, nie dodając pompatycznych i według niej zbędnych tytułów. - Ja i mój łuk, możemy pomóc wam w zabijaniu. Jeśli znajdziecie żywego wroga, grzecznie poproszę go by zaśpiewał wam balladę - uśmiechnęła się przy tym znacząco, co świadczyło o raczej mało grzecznej formie takiej prośby. - Nic więcej. Żadnej magii.
- Z kolei ja i mój łuk wolelibyśmy ograniczać zabijanie - rzekł Ambroṩ podchodząc precyzyjnie w wybrane miejsce. Cały czas miał zamknięte oczy - Ciężko mi określić mój fach, ale mogę powiedzieć, że tropię rzeczy niezwykłe. Zapewne poinformuję was o zagrożeniach zanim staną się naprawdę niebezpieczne, chociaż to miejsce jest mi zupełnie obce.
Półelfka ponownie przesunęła spojrzeniem po grupie osób, z którą jak wychodzi spędzi przynajmniej najbliższe sześć dni. Przetarła oczy w głębokiej irytacji. Nie na to się pisała.
- Imra Orirel - rzuciła krótko siadając na kolejnym z siedzisk. Kiedy ostatnio musiała się komukolwiek z czegokolwiek tłumaczyć? Zbyt dawno.
- Nazywali mnie Zrodzoną z Burzy. Jakby było mało domieszka smoczej krwi - od niechcenia wskazała na swój policzek, który porośnięty był niebieską łuską.
Automaton kiwnął niziołkowi głową z aprobatą, po czym zasiadł przy stole. Poczekał, aż pozostali się wypowiedzą, zanim sam się odezwał.
- Nie jestem ekspertem, moja wiedza na temat konstruktów nie jest rozległa. Ochrona ekspedycji to bliższe mi zadanie. Jestem.. - zastanawiał się przez moment - ...podróżnikiem. Możecie liczyć na mnie w walce, zwiad też nie jest mi obcy.
- No trudno - Kvaser stwierdził w kierunku bezimiennego podróżnika bez pretensji - pozory mylą. Skoro mamy ogląd towarzystwa… normalnie proponowałbym podzielić się na dwie grupy. Ale w tej sytuacji rozumiem, że jeszcze sobie nie ufamy - wzruszył ramionami machinalnie - trzeba będzie przejść się po pokładzie i zrobić inwentaryzację szkód. Sądzę, iż każdemu lepiej w głowie zostanie co jest czym jak zobaczy to na własne oczy zamiast Statek mu odpowie. Jedna prośba - zawiesił na chwilę głos - trupy zostawiać, to nas spowolni. Na grabienie jest czas po robocie.
- Za dużo mówisz... - powiedział Harran. - Za bardzo się wczuwasz w rolę przywódcy - dodał. - Ja w każdym razie idę pozwiedzać - dodał, kierując się w stronę drzwi, przy których stała Vaala.
- Przynajmniej ma jaja wejść w taką rolę. W tej sytuacji przyda się porządek, ale jasne idźcie. Zwiedźcie statek, znajdzie rzeczy z którymi sobie nie poradzicie i zaznajcie bólu porażki. Powodzenia - Imra z rozpędu złożyła tak zdanie. Ni stąd ni zowąd zabrzmiała od niej groźba. Dopiero jak skończyła upomniała się, że jest w nieco innej sytuacji niż do tej pory.
- Prawdziwi przywódcy objawiają się sami w trudnej sytuacji - bezimienny wydawał się coś cytować - Nie widzę, by ktoś innych rościł sobie prawo do tego miana - dodał, po czym podniósł się z krzesła - Im szybciej przywrócimy funkcjonalność statku, tym lepiej. Pójdę po kompas. Zaprowadź mnie proszę do warsztatu mechanika - ostatnie słowa skierował już do Statku.
Mmho podzielała zdanie pół-elfki. Ponieważ zaraz po "pół", było "elfki", nie śmiała głośno przyznać jej racji apropo jaj i dowództwa.
- Mmho idzie patrzeć na własne oczy - oznajmiła wstając z krzesła, a wyglądało na to, że mówi to właśnie do Kvasera, co mogło świadczyć o uznaniu jego przywództwa - weźmie ze sobą Vaalę i policzy trupy.
Zagadnięta dziewoja zmarszczyła brewki na słowa Półorczycy, jednak nic nie powiedziała, ruszyły więc wspólnie w drogę po tym "statku"...
Niziołek zaśmiał się pod nosem na myśl o tym, iż inni debatowali tu o jakimkolwiek “przywództwie” lecz bardziej jadowity komentarz zostawił swemu sercu. Wyglądał na odrobinę zafrasowanego tym, iż cała zgraja ekstremalnie szybko rozbiegnie się na małe grupy, ale cóż… powiedział co miał.
- Statku, jak szacujesz obecność tutaj innych bytów które mogły umknąć twoim sensorom?
- Informacja ta obecnie jest niedostępna….- usłyszał w odpowiedzi, po czym już normalniej statek się odezwał mówiąc. - Z tego wskazują moje sensory nie ma żywych i nieumarłych bytów na moich pokładach poza wami. Zawartości kwater i załogi jednak nie widzę,a słyszę jedynie… gdyż tak zadecydowali twórcy… chyba. To kwestia prywatności.
Czekając na odpowiedź ruszył do map chcąc je pobieżnie przejrzeć. Niestety “mapy” okazały się tabelami liczb, które… do czego służyły?
- Możesz nas nawigować poza tym pomieszczeniem?
- W granicach mojego ciała… tak. Mogę się odzywać w każdym miejscu mojego ciała. I słyszeć. Niemniej gdy opuścicie mnie tracę z wami kontakt. Rozwiązaniem miało być moje drugie ciało. Ten posąg siedzący na krześle… jednak projekt ten nie został dokończony.- wyjaśnił tymczasem Statek.
Imra sama wstała z krzesła czując niechęć do świata.
- Chodźmy razem z tym pseudo golemem. Potem zobaczymy co dalej.
Ambros również skierował się w stronę istoty, która nie oddycha.
- Fascynujące - rzekł cicho, ni to do siebie, ni to do kogokolwiek w pobliżu.
- No to wszystko jasne. - Kvaser westchnął ciężko z miną w stylu “o ile coś tu może być jasne” zmieszaną z jakimiś wyzwiskami. Podszedł do stolika i ponownie zarzucił na plecy odwieszony oręż i po prostu skierował się do wyjścia bez słowa, gestem ręki zapraszając kogoś za sobą, lecz nie oglądał się w tył.
- Statku, pokieruj nas po najważniejszych pomieszczeniach, z komentarzem z twej strony?
- Jesteś w najważniejszym pomieszczeniu. Drugim kolejnym jest sterówka, bo podczas bitwy lepiej się sprawdza ktoś za sterem niż ja...gdyż…Informacja ta obecnie jest niedostępna. No i maszynownia. Jest zbrojownia. Są magazyny i warsztaty. Które z tych pomieszczeń jest kluczowe? Na stole narysowałem mapę..-


Niziołek zmarszczył czoło lekko poirytowany (znaczy bardziej niż zwykle) rozmową z konstruktem. Temu też na odpowiedź Statkowi trzeba było czekać dłużej.
- Zdefiniuj kluczowe jako wszystkie pomieszczenia niezbędne do twego podstawowego funkcjonowania i zapewnienia minimalnego, codziennego bytu załodze - powiedział wyraźnie, lecz trochę niepewnie jakby samemu nie czując do końca tej definicji.
- Sprawna maszynownia jest jedynym kluczowym miejscem dla mojej egzystencji. Jeśli chodzi o załogę… to obiektem kluczowym można uznać spiżarnię i ilość zapasów żywności i wody w niej zgromadzonych.- stwierdził uprzejmie Statek.
- Dobrze - Kvaser rzekł do siebie rzucając okiem na mapę - możesz wykonać papierową kopię? Najlepiej w kilku sztukach.
- Opcja ta obecnie jest niedostępna.- rzekł Statek.
- Dobra, nie kłopocz się - niziołek powiedział śmiejąc się lekko jakby sam fakt rozmowy ze Statkiem go bawił.

Warsztat


Kierowany wskazówkami statku konstrukt schodził pod pokład okrętu utrzymanego w dość dobrym stanie. Dostrzegał co prawda tu i tam ślady walki, ale sądząc po nich… wróg zaatakował szybko, znienacka i ze śmiertelną precyzją. Szybko musieli rozprawić z załogą.
Zdrajca może?
Sam Statek doprowadził go do drzwi po których przekroczeniu konstrukt znalazł się w wąskim zagraconym (z powodu zderzenia z sześcianem ) pomieszczeniu będącym profesjonalnie urządzoną pracownią magiczną… skarbem dla kogoś znającego się na magicznym rzemiośle. Acz z krzesłami przystosowanymi dla kogoś niskiego wzrostem. Tu rządził jakiś gnom lub niziołek. Na środku leżał kolejny trup z przetrąconym karkiem, w szacie wyszywanej w hafty z motywem szkieletów. Ani chybi nekromanta. Wędrowiec przyjrzał się zwłokom, szukając znaku podobnego jak u kapłana, a także czegokolwiek wskazującego na przynależność. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kompasu - zakładał, że nazwa nie była jedynie ogólną metaforą i przedmiot rzeczywiście będzie rozmiarów i kształtów kompasu.
Pomijając eliksiry, nekromanta miał oczywiście księgę zaklęć. A tam poza czarami znajdowały się zapiski. Ich przestudiowanie wymagało jednak, czasu cierpliwości i skupienia. Bo truposz bazgrał jak kura pazurem. Znak identyczny z tym u kapłana, czarodziej miał na koszuli… ten sam. Nie miał przy sobie kompasu. Poszukiwania wśród porozrzucanych przedmiotów były mozolne głównie z powodu ogólnego bajzlu. Niemniej nieliczne notatki potwierdzały gnomią naturę osoby korzystającej z tej pracowni, jego geniusz ocierajacy się o szaleństwo i ekscentryczność. W końcu jednak udało się.
Iskrzący energią kompas trafił w ręce wędrowca. Wylądował pod niskim stolikiem, więc pewnie dlatego umknął uwadze najeźdźców.
I włączony szalał.
- Moje serce jest blisko. Musicie się oddalić ode mnie, by wskazał nowe źródło energii.- wyjaśnił Statek.
- Zrozumiałe. Jak masywne może być to źródło? - automaton był gotów, by ruszać na poszukiwania. Zaczepił kompas do jednego z przewieszonych na piersi bandolierów, a zdobyczną księgę czarów przytroczył do pasa.
- Moje obecne jest sferą orichalcową żywiołów o średnicy… nie wiem jakie miary używane są w twoim świecie. Ma średnicę lekko rozłożonych ramion.- stwierdził statek, a konstrukt poznał nowe określenie “orichalc”. Znaczyło to że serce Statku samo w sobie jest unikatem pochodzącym z dość niezwykłego planu egzystencji. Czy sam Statek stamtąd pochodził?
- Na Eberronie używa się metrów, lub stóp, o takich wymiarach - Wędrowiec zaznaczył je dość precyzyjnie na blacie stołu, skrobiąc niewielkie bruzdy stalową dłonią - Więc sfera powinna mieć około półtora metra, lub pięciu stóp. Czym jest ten “orichalc”? Pewnie to jakiś stop lub minerał?
- Informacja ta obecnie jest niedostępna.- odparł Statek i sprecyzował. - 1 metr 45 centymetrów średnicy.
Automaton przytaknął - Po dostarczeniu źródła energii, jak będzie wyglądała dalsza procedura instalacji, czy też naprawy?
- Zajmę się tym sam… dysponuję pewnym poziomem zdolności do samonaprawy swojego ciała. Do pewnego stopnia… rozbite kryształy doznań trzeba będzie wymienić w Sigil, a zapinane w nich doświadczenia zostały nieodwracalnie stracone.- wyjaśniał Statek.
- Sigil… to to miasto łączące Plany Zewnętrzne, tak? - Wędrowiec chciał upewnić się, czy jego czysto teoretyczna wiedza ma jakieś potwierdzenie w rzeczywistości.
- Informacja ta obecnie jest niedostępna.- wyjaśnił Statek i znów.- Prawdopodobnie. Obecnie te informacji na temat planarnej geografii mam nieaktywne. Nie wiem czy ją odzyskam… wyłączenia mojej pamięci nie jest standardową procedurą.
- Przyjąłem. Czy jesteś w stanie podać mi lokalizację pozostałych osób na statku i przesłać im wiadomość?
- Tak i tak.- potwierdził Statek informując gdzie w tej chwili znajdują się pozostali członkowie “załogi”.
Automaton skwitował informację zaledwie skinieniem głowy i ruszył w stronę maszynowni. Było to póki co jedyne pomieszczenie, które warto było sprawdzić przed ruszeniem po nowe źródło energii.
 
Sindarin jest offline