No i tym razem wdepnęli jak w krowi placek lub wpadli jak śliwki w kompot. Gobliny goblinami, nawet hobgobliny ale goblinoid to już była poważna sprawa. Wielki i silny jak niedźwiedź, a do tego niesamowicie zręczne. Draugdin niestety odczuł to dobitnie na własnej osobie. Gdy tylko niedźwiedziożuk się pojawił cisnął swoim oszczepem w najlepszy w jego ocenie cel. W smokowca.
Draugdin dostał oszczepem prosto pod prawy obojczyk. Siła impetu była tak jakby go koń kopnął. Wiedział coś o tym, gdyż kiedyś nie zachował należnej uwagi i zarobił takie kopnięcie. Efekt, siła i ból były dokładnie takie same. Spojrzał na wystające drzewce. Wiedział, że póki co jakkolwiek źle by to nie wyglądało lepiej było go pozostawić w ranie. Inaczej mógłby się szybko wykrwawić. Jedno było pewne. Prawą ręką w tej walce niewiele już zdziała. Tyle że starał się nie wypuścić z ręki miecza.
Na szczęście był oburęczny. W lewej dłoni miał co prawda jedynie krótki miecz, ale równie ostry i zabójczy. Poza tym smokowce były równie rzadkie i mało kto pamiętał, że potrafiły one jeszcze zionąć. W ostateczności jeśli wszystko inne zawiedzie, a goblinoid podejdzie wystarczająco blisko użyje swojej osobistej wrodzonej broni.
__________________
There can be only One Draugdin!
We're fools to make war on our brothers in arms.