Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2020, 03:50   #890
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Ill myślał chyba, że ma do czynienia z innym drowem. Takim co myśli tylko jak utrzymać własną skórę w całości, zabijać ale nie zostać samemu draśniętym, albo gorzej, zabitym. Odwalić to co baby kazały i wrócić do narzekania i skamlania. A przy pojawieniu się dodatkowego problemu trzeba się zatrzymać, przemyśleć jaki to ma wpływ na własną skórę.
W rzeczywistości Dirith z drowem miał tylko tyle wspólnego, że się nim urodził, a potem został obiektem eksperymentów, które uczyniły z niego Tygrysołaka, czyli połączenie tygrysa z drowem. Oczywiście trochę to trwało zanim w końcu stał się chimerą jaką jest dotychczas. Na pewno nie był pierwszym drowem jaki miał być tygrysołakiem, ale pierwszym jaki przeżył szereg bardzo długich eksperymentów będąc w stanie efektywnie walczyć jednocześnie wyglądając jak drow z białymi tatuażami. Czemu Riktel chciał mieć chimerę mogącą zmieniać się w bestię oraz drowa? Tego prawdopodobnie nie wie już nikt. Mimo brutalnej tresury udało się Dirithowi skierować swoją furię w stronę jego twórcy, wyzwolić się oraz z biegiem czasu rozszarpać go na strzępy. Jako pozostałość po tresurze pozostały w Dirithu proste instynkty nakazujące dość bezpośrednie i brutalne reagowanie na wszelkie groźby lub ataki nie okazując wahania oraz nie cofając się przed niczym. Jednym z założeń Riktela miało być to, że jego chimery mają nie liczyć się z własnym dobrobytem tylko za wszelką cenę zabić wyznaczony cel albo zdechnąć próbując.
Jakim cudem Dirith przeżył pięć minut poza opieką jego twórcy, lub kogoś kto leczy jego rany? Bardzo prosto. Dirith po prostu był na tyle brutalny, że albo zabijał przeciwników, albo mimo przegranej miał więcej szczęścia niż rozumu, albo przeciwnicy po starciu z Dirithem woleli nie tracić czasu na dobijanie go, tylko uciekali (lub zabierali się za coś innego do roboty jak prawdopodobnie sobie wmawiali).
Tak czy inaczej Dirith nie zamierzał patyczkować się z groźbami wysłanymi w jego kierunku. Wystarczyło, że powstrzymał się przez natychmiastowym atakiem jak tylko zdawało się, że już się odrodzili. Tak na prawdę było to sporym wyczynem. Można nawet powiedzieć, że przez to likantrop stawał się bardziej takim drowem jakim Ill myślał, że jest... Jednak nie zmieniało to fakty, że Dirith nadal był prawie tak samo brutalny jak lata temu kiedy samodzielnie wyrżnął drowi dom.
W tym starciu Dirithowi poszło zdecydowanie lepiej. Może to dlatego, że Ill za dużo na kalkulował, zastanawiał się, analizował i podochodził do zaplanowanych wniosków, które zostały rozbite w drobny mak prostą i bezpośrednią reakcją na ultimatum drowa. Reakcją na tyle genialnie prostą, że odrzuconą z uwaga na potencjalne i przytłaczające konsekwencje wybrania takiego właśnie rozwiązania. Mianowicie prostego ataku.
Dlatego właśnie Dirith przetrwał tyle czasu. Poświęcał energię na działanie i wprowadzanie w życie prostych rozwiązań problemów jakie stały mu na drodze. Tym razem był to drow, z którym nie było czasu walczyć, więc rozwiązaniem było zabicie go jak najszybciej. Proste, aczkolwiek jakże zaskakujące.
Dodatkowo Ill okazał się wysoce wyszkolonym drowem co udowodnił marnując czas na ustawienie się w pozycji bojowej. Takiej wyuczonej, jakiem używa się w odpowiedzi na cośtam wykonane przez przeciwnika, gdyż miała ona takie a tamte zalety. Takiej pozycji ze Sztuk Walki, która zupełnie nie przewidywała starcia z bestią typu tygrysołak nie wspominając o Xenomorphusie w pojedynkę - a oni atakowali na raz. Czasami takie sztuczki może i okazywały się przydatne jednakże tym razem zadecydowały o porażce. Po prostu za dużo czasu Ill zmarnował na teatralne gadanie i ustawienie się w pozycjach, podczas gdy w jego stronę leciało kopnięcie mające zagrać na jego instynktach i zmusić do bloku sejmitarem, który został zakleszczony przez zmiennokształtną broń Diritha. Dalej po raz kolejny wyszkolenie Illa było mu dosłownie nie na rękę, ponieważ podczas wszelkiego szkolenia praktycznie zawsze kładziony jest nacisk na utrzymanie broni w ręku. Za wszelką cenę. Wypuszczenie broni z ręku równa się śmierć. Nawet za cenę wyłamanego barku przez masę tygrysołaka jednocześnie zmieniając rękę w bezużyteczną kupę mięsa z połamanymi kośćmi, którą nie da się dalej walczyć.
W tym samym czasie Ill miał trochę szczęścia, bo szczęki Xenomormpusa nie zagryzły się na drugiej ręce. Zamiast tego ręka drowa znalazła się między jego zębami, przez co podczas powrotu została nieco zakleszczona oraz w efekcie czego połamana. Tylko tyle, że zamiast odgryzienia i wielu ran kutych powracające zęby zdołały tylko nieco ją drasnąć. Jednakże było to wystarczające aby śluz dostał się do krwiobiegu osłabiając przeciwnika.
Koniec końców po krótkiej chwili Ill nie miał już żadnych szans na bronienie się. Nie z połamanymi i bezużytecznymi kończynami. Dlatego jedyne co mógł dalej zrobić to leżeć, kwiczeć i teatralnie błagać o litość.
Dirith natomiast ledwo zwolnił. Tylko na tyle, żeby przemienić się z powrotem w drowa. Strata czasu, ale potrzebna do odebrania zdrajcy medalionu z którego uwolniony został Cień. Wyboru po prostu nie było bo potrzebne były zwykłe ręce. Kiedy odebrał już medalion nie pozostawało już nic innego jak dobyć sztyletu jaki miał przy sobie, dobić przeciwnika bez zbędnych ceregieli podrzynając mu gardło - ale będąc jednocześnie wrednym i nie tnąc zbyt głęboko aby "kolega" nie wykrwawił się za szybko żeby miał czas na przemyślenia jak dużym błędem było grożenie Dirithowi lub jak on to się nie zemści jak się w końcu odrodzi.
Dalej pozostawało już tylko podniesienie w biegu jednego z sejmitarów przeciwnika i ruszenie do ataku na Cień w ślad za Xenomorphusem, który zaczął ruszać do ataku już kiedy likantrop przeszukiwał ciało praktycznie martwego przeciwnika.
W walce z cieniem plan miał być prosty: gryźć, ciąć, zabić albo wyegzorcyzmować jeśli przeżyje tak długo. Tak czy inaczej Xenomorphus leciał przodem. Nie tylko dlatego, że był zdecydowanie szybszy niż ludzie, czy też drowy albo tygrysołaki ale miał zaatakować błyskawicznym ugryzieniem wewnętrznych szczęk oraz spróbować zaaplikować debuff podobnie jak w przypadku ataku na zdrajcę. Dirith w tym czasie wpierw rzucił w Kiti otwartym amuletem (lub otworzył go przed rzutem) żeby jak najszybciej dostarczyć go do kleryka przeprowadzającego egzorcyzm (który z resztą wyraził wcześniejsze zapotrzebowanie na owy wisiorek). Następnie rzucić sejmitarem w cień. Czy celnie czy też nie, było to bardziej odwrócenie uwagi niż faktyczny ataki jaki miał nadejść albo od sztyletu jaki dobył przed wykończeniem Illa, albo od Tysiąca Ostrzy uformowanym na kształt tego samego sztyletu. Tak po prostu miały to być proste cięcia i dźgnięcia.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline