Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2020, 13:57   #312
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
początek od avitto i hena :)

Gobliny oddały pierwsze strzały w stronę Medvednyj, nim Ungołowie wspierani przez Rusłana i Yarislava dotarli na miejsce ulokowania artylerii. Sprytnym manewrem oddział jazdy, ukrywający się do tej pory przed wzrokiem strażników, przyciągnął uwagę wojowników strzegących machin oblężniczych. Rozdzielającym się na pary towarzyszom pozostało poradzić sobie z siedmioma zielonoskórymi.

Gdy Yarislav wypadł z ukrycia, a Rusłan oddał strzał w kierunku machin, gobliny odpowiedziały salwą. Konie silnie biły o podłoże zmieniając kierunek biegu i myląc wrogich łuczników. Z każdą chwilą Ungoł i Dolganin byli bliżej celu.

Gdy wpadli z impetem pomiędzy pokraczne potworki nic nie mogło im się przeciwstawić. Siekąc na prawo i lewo Yarislav przyciągał wrogów, a korzystający na tym Ruslan podpalał kolejne katapulty.

Wrogie strzały robiły jednak wielkie zamieszanie na rozległym polu walki. Jeźdźcy wspinali się na wyżyny możliwości dokonując czynów niemal woltyżerskich omijając zauważone w ostatniej chwili pociski i ciosy. Wierzchowce stawały dęba widząc krew i słysząc wrzaski zielonoskórych.

Gdy wszystkie trzy machiny stanęły w ogniu jeźdźcy zebrali się do odwrotu. Jeden z nich zapłacił za ten brawurowy wypad najwyższą cenę - nie był to jednak ani Rusłan, ani Yarislav. Obaj pędzili z powrotem, zastanawiając się naprędce czy jechać do dowództwa czy też wprost na pole bitwy.

* * *


Bitwa trwała. Obrońcy nie zostali zmiażdżeni pierwszym atakiem, także dzięki poświęceniu, działaniom i walce czwórki bohaterów, którzy nie bronili tu swoich domów.

Yarislav i Rusłan zniszczyli artylerię wroga.

Machiny Gnimnyra siały spustoszenie w szeregach wroga.

Furgil nie dopuścił do załamania się linii obronnej.

Goblinów było jednak zbyt wielu. W pojedynkę nie stanowili wielkiego zagrożenia, teraz jednak sunęły na nich kolejne fale ataku, oddział za odziałem. Siły Kislevitów topniały, zapasy odwagi i wytrzymałości wyczerpywały się, kawaleria miała coraz większy problem w przebijaniu się przez zastępy zielonoskórych.

Konni widzieli to doskonale ze wzgórz i klęli. To samo robił krasnolud, mieszając w przekleństwach khazalid i reikspiel i dokładając do mieszanki kislevickie słowa, których uczył się na bieżąco. Zabójca trolli tego nie widział, a nawet gdyby, miałby to gdzieś. Zapowiadała się dobra śmierć, godna opowiadania i odkupienia. Przeklinał jednak, a jak, bo lubił.

Wtedy jednak stało się coś, co sprawiło, że przestali kląć i zamilkli. Na krótką chwilę, bo potem zaczęli od nowa, ze zdwojoną energią. Na wzgórzach po przeciwnej stronie pola bitwy, niż przebywali Rusłan i Yari, poruszyły się drzewa. Drzewa, których wcześniej tam nie było. Obniżające się coraz mocniej słońce oświetlało je i zwisające z ich gałęzi trupy, makabrycznie kołyszące się i obijające o drewno. Nie mogli rozróżnić z takiej odległości wszystkich szczegółów, ale wiedzieli, że martwi są nadzy i mają poderżnięte gardła, a w pnie wbito hufnale. W końcu pojawił się też i największy z nich, dąb z kotliny za kryptą. Wszystkie ruszyły w dół zbocza, nabierając rozpędu z każdym krokiem rozszczepionych pni, pędząc coraz szybciej w stronę walczących armii.

Ktoś ożywił las. Ten ktoś stał teraz na szczycie wzgórza, z rozwianymi kruczoczarnymi włosami i rękami uniesionymi w górę, wśród innych członków wykręconego siłami Chaosu plemienia. Widzieli ją, jakby stała przed nimi. Widzieli każdą kroplę krwi spadającą z jej rozciętych dłoni, wsiąkającą w ziemię.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline