Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2020, 20:40   #85
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Oczywiście – Powiedziała orczyca i zaprowadziła was do komnaty, którą przydzielono Falrisowi. Gdy otworzyłaś drzwi ujrzałaś jak piątka wyjątkowo ślicznych elfich niewolnic ustawia się w rządku. Garren wszedł do pomieszczenia i bezceremonialnie zwalił chrapiącego Falrisa na łoże. Ten zaraz objął ramionami poduszkę obszytą delikatną wełną i wybełkotał coś, co na szczęście słyszałaś tylko ty oraz Garren.

– Marion… twoje włosy są jak najdelikatniejsze runo… to dla mnie zaszczyt, że mogę ich dotknąć…

Ork spojrzał na ciebie i się uśmiechnął.

Niewolnice zaraz podeszły do łóżka aby “ogrzać” tego, któremu je przydzielono.

Zaczerwieniłam się, ale przynajmniej zrobiłam minę jakbym nie wiedziała o co chodzi.
- Przynieście koc, dzban wody... Może dwa. I przygotujcie wiadro gdyby go naszły mdłości - nakazałam niewolnicom. - Przykrycie go ciepłym kocem i pod żadnym pozorem nie przeszkadzajcie w spaniu - dodałam władczym tonem, studząc ich zapędy. - Zrozumiano? - dodałam na koniec.

Dziewczęta zaraz zajęły się wykonywaniem poleceń, a ty z Garrenem wyszliście z komnaty. Baraia tam na was czekała.

– Wybacz mi… siostro… czy możemy chwilę pomówić na osobności? – Zapytała.

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc czego się po niej spodziewać.
- Dobrze - zgodziłam się i spojrzałam na orka. - Później wrócę na wieczerzę, więc trzymaj dla mnie miejsce przy stole - poprosiłam Garrena.

– Dobrze – Powiedział wojownik i poszedł z ochmistrzynią na dół.

Kapłanka poprowadziła cię do swojej komnaty. W tej komnacie nie było żadnej służby. Kobieta usiadła na łożu i wyjęła kolejną flaszkę wina zza pazuchy.

– Siadaj… pogadamy – Powiedziała odkorkowując butelkę. W kącie pomieszczenia zobaczyłaś pozłacany, szeroki, dwuręczny miecz z grawerunkiem w kształcie znaku Toriela.

Po tym jak rozejrzałam się po jej komnacie, starając się to robić w jak najmniej nachalny sposób, skupiłam swoją uwagę na kapłance. Usiadłam na fotelu, naprzeciw niej.
- O czym chcesz rozmawiać? - zapytałam.

– Masz… napij się – Podała ci butelkę.

- Niech będzie... - Wzięłam od niej wino z lekkim wahaniem. Powąchałam zawartość i wypiłam symboliczny łyk, po czym oddałam jej butelkę.

Kobieta porządnie zaciągnęła z butelki, wytarła usta i znów ci podała.

– Zwinęłam ze stołu… z uczty. – Powiedziała z uśmiechem. – O czym chcę porozmawiać… sama nie wiem… jesteś tutaj jedyną osobą z mojego zakonu, może dlatego chce mi się z tobą gadać… choć mam wrażenie, że obie jesteśmy trochę na bakier ze swoją religią.

- Są jeszcze nasi bracia zakonni, z mojego macierzystego zakonu - odparłam wymijająco.

– Ten okularnik i jego banda… – Rzuciła. – No tak… wszyscy patrzą na mnie jak na żywe wcielenie Toriela… bo niby wybitna… najmłodsza kapłanka, która otrzymała święcenia za zasługi… ty za to patrzysz na mnie jak… na zwykłą kobietę z problemami. Już wiesz, że przez własną głupotę, straciłam najlepszą przyjaciółkę i schronienie znalazłam w zakonie… ta cała moja wybitność… to nic innego jak skutek tamtego wydarzenia… – spojrzała na ciebie. – Napijesz się? Nie dałam ci tego do potrzymania…

Ponaglona ponownie udałam, że upiłam łyk i oddałam jej butelkę.
- Dariel bardzo się stara i bierze na poważnie swoją posługę - dałam jej do zrozumienia, że szanuję jego osobę. - Ale rozumiem co masz na myśli. Z tym, że ja podjęłam decyzję o odejściu z zakonu.

– Twoja decyzja… ja żałuję, że z niego wyszłam… uczyłam się jak szalona, żeby nigdy nie popełnić tego samego błędu co z Wase… żeby nigdy przez mój brak wiedzy nie zginął nikt mi bliski. Jako dzieciak uczyłam się na szamankę w plemieniu… ale plemię napadli orkowie… tak… widok rozrywanych na strzępy i zjadanych żywcem, potrafi zapaść w pamięć… przeżyło niewielu… ja, jak się później dowiedziałam, moja siostra… taaa… fartowna suka… W każdym razie, jakoś tak nigdy nie ciągnęło mnie do nauki, więc wiedziałam tyle o ile… i jak Wase dostała zatrutym bełtem, to nie wiedziałam co robić… cholera… wyjąć bełt i patrzeć jak się wykrwawia, czy zostawić i patrzeć jak trucizna ją zabija… oczywiście, gdybym nie urżnęła łba kuszniczce, pwenie wyciągnęłabym od niej jakiego antidotum potrzeba… teraz wiem, że wtedy miałam wszystko, żeby ją uratować… mogłam to zrobić w kilka chwil… ale wtedy przez swoją ignorancję dałam jej umrzeć… – Znów się napiła. – Do dziś śnią mi się jej martwe oczy… do dziś… Królestwo zostało zastąpione przez cesarstwo… świat się zmienił… a ja wciąż widzę jej martwe oczy wpatrujące się we mnie…

- Nie mam pojęcia co musisz czuć po stracie przyjaciółki i po tym co w życiu przeszłaś, ale na pewno nie możesz się obwiniać za to, że lata temu nie wiedziałaś tego co wiesz teraz - odparłam na jej wyznania.

– Mogłam wiedzieć… szamanka mnie uczyła… tylko ja wolałam biegać z włócznią za moją starszą siostrą... – Mruknęła. – ...to była moja wina… A teraz… hołubiona przez wszystkich… a gdy ten… szaleniec wziął mnie ze sobą, żeby ukrócić nielegalne walki na arenie… i jedna niewolnica z mojej rasy zabiła człowieka, który groził cesarzowi… nie umiałam jej zabić… nie umiałam zrobić tego, czego wymagało ode mnie prawo Toriela… A ten… wariat… ten… człowiek… najpierw pokłonił się przed nią i podziękował za ocalenie życia, a później sam ją ściął… Ja nie umiałam zachować się jak trzeba… znowu. Stałam tam jak kołek i patrzyłam jak on sam brał na siebie cały ciężar...

- Mam nadzieję że mówiąc "ten wariat" nie odnosisz się do Cesarza, bo obraza jego wysokości jest karalna... - powiedziałam poważnym tonem, ale zaraz się uśmiechnęłam na znak, że tylko żartuję. - To normalne, że przydarzają się rzeczy, które cię przerastają. Ale przecież nie jest tak, że cały czas jesteś sparaliżowana i nie wiesz co robić, jak pełnić posługę? - zapytałam ją.

– Ta… jak wtedy gdy musiałam zabić przyjaciółkę… która przez idiotyczne tradycje zabiła inne moje przyjaciółki, żeby ratować potwora, który ją skrzywdził? – Zapytała z żalem.

- Też nie rozumie jej zachowania i uważam takie tłumaczenie za bezsensowne - podzieliłam jej rozgoryczenie tym jak zareagowała Yoriko.

– A jednak z jakiegoś powodu nie umiem być wściekła na nią… nie umiem nawet jej obwinić… ja znów się zawahałam… ja… powiedziałam, żeby uciekała. – Złapała się za twarz. – Ona zabiła cztery osoby… przyjaciółki bliskie nam obu… a ja byłam gotowa prosić aby uciekała… i wiesz dlaczego tego nie zrobiła… Ona zawsze mówiła tym ich wierszem… Kolejna rzecz, która na zawsze zostanie mi w głowie…
“Skrzyżowane ostrza i nieuchwytny wiatr,
Śmierć, czy zhańbiona przyjaciółka…
Śmierć znośniejsza”
Ona nie chciała uciec bo wtedy ja nie mogłabym już być kapłanką… gdyby kapłan Toriela wypuścił mordercę sam musiałby ponieść śmierć… tak jak cesarz, tak i ona… wzięli mój ciężar na siebie. Naprawdę wciąż uważasz, że nadaję się na kapłankę… na wychwalaną pod niebiosa bohaterkę… która zgładziła zdrajczynię i zadała ostateczny cios Odashiemu, Obcinaczowi głów… naprawdę zasługuję na to wszystko? – Zawołała a potem cisnęła butelką o ścianę. Szkło pękło z brzękiem, a ona ukryła twarz w dłoniach. – Gdybym to chociaż ja go zabiła...

Patrzyłam na nią nie wiedząc jak się zachować. Uderzyło mnie to, jak nieznajomi łatwo się przede mną otwierają. Słabo było z moją spostrzegawczością, skoro dopiero teraz rzuciło mi się to w oczy. Na pewno taka cecha była świetnym atrybutem dla kapłana Toriela. Szkoda tylko, że przestałam wierzyć w bogów i sens istnienia kapłaństwa.
- Ktoś inny na twoim miejscu mógłby, nawet pomimo jej słów, nie podołać temu co zrobiłaś. Yoriko zabiła inne swoje przyjaciółki, ale na szczęście przed tobą potrafiła się powstrzymać od walki. Z tego co o niej wiem, gdyby walczyła na poważnie to nikt nie miałby z nią szans - powiedziałam na pocieszenie jej. - Rozgoryczenie i uczucia jakimi darzyłaś ją przysłaniają ci widzenie, że Odashie nie żyje i to jest ważne. Zginął uciekając przed tobą, więc nie ma już znaczenia śmierć zadało mu twoje ostrze, czy pale na które się nabił. Yoriko też przestała cierpieć.

– Powiedz to moim snom, w których będą mnie prześladować… Yoriko może nie walczyła z całych swoich sił… ale ze mnie nie kpiła… tylko szczęście i trening pozwoliły mi przeżyć ten pojedynek… bo, że chronił mnie Toriel nie wierzę. Być może i z nimi walczyła tak jak ze mną… ale zabrakło im szczęścia… może umiejętności, a może zwyczajnie się zawahały chwilę dłużej niż ja… A może to moja kara, że to zawsze ja muszę nieść na sobie brzemię krwi bliskich mi osób… – Westchnęła. – Cholera… czasem żałuję, że elfy żyją tak długo… i będę musiała się z tym męczyć jeszcze tyle czasu. A do tego wszystkiego jeszcze spotkanie z moją siostrą… – Dodała ze zgryzotą.

- A co z nią? - zapytałam.

– Robiliśmy zwiad… podczas postoju w nocy, zaatakowali nas tutejsi… zabili pięć osób z naszego oddziału… oczywiście zaraz potem ich spacyfikowaliśmy… Przy życiu została czwórka. Pani generał… która najwyraźniej ma jakąś przykrą przeszłość związaną z plemionami stepu… to taka jednooka krasnoludka, pewnie widziałaś ją na uczcie. Kazała nabić ich na pale… zresztą… sporo tutejszych plemion stosuje ten rodzaj egzekucji… a żadne z nich nie chciało okazać żadnej formy skruchy, więc nie miałam jak uratować ich przed tym losem… a najbardziej wojownicza z czwórki była… moja siostra… której nie widziałam już od lat… koniec końców… zauważyłam, że jest w ciąży… w ten sposób udało mi się ją uratować przed śmiercią… w zamian za to ona nazwała mnie zdrajczynią Seres i plemienia… i powiedziała, że nie uważa mnie już za swoją siostrę… Zastanawiam się co jeszcze zmiażdży we mnie ta wyprawa… – Zaśmiała się ponuro.

- Chyba gorzej by było gdybyś nie była w stanie jej uchronić przed śmiercią? - zasugerowałam. - To już jej wina że nie potrafiła docenić tego miłosierdzia.

– Mało wiesz o naszej rasie… Dla nas to hańba, gdy wróg się nad tobą lituje… – Rzuciła z ironią. – głupia suka… a najgorsze było to, że jak dotarliśmy do jej obecnego plemienia… oni nawet nie chcieli z nami walczyć… udało się dogadać… a ta głupia pizda z powodu własnej dumy doprowadziła do tego, że jej bracia… moi bracia... musieli zdychać w męczarniach, nabici na pale…

- Trochę już wiem że macie nie po kolei w głowach - mruknęłam.

– Aleś powiedziała… – Zaśmiała się. – Dałabym ci się napić… ale niestety rozchrzaniłam butelkę o ścianę… Wszyscy mają niepokolei w głowach… i elfy, i orkowie, i ludzie… każda nacja ma jakieś kretyńskie zwyczaje i przekonania… w moim dawnym plemieniu nawet obrzezywano kobiety… a wiesz skąd wziął się tak idiotyczny pomysł? Od samozwańczych kaznodziejów, którzy przybyli na step z królestwa Ballen… Wszyscy jesteśmy szaleni… mniej lub bardziej… – Zaśmiała się.

- Wezwę niewolnice, żeby posprzątały szkło z podłogi, bo jeszcze zaczniesz się tu kręcić po pijaku i potniesz sobie stopy - skwintowałam z przyjaznym uśmiechem i ostrożnie wstałam z fotela, żeby na nic nie nadepnąć.

– Ja w przeciwieństwie do ciebie noszę prawdziwe buty – Rzuciła. – Sama posprzątam. – Powiedziała i wstała, a potem się zachwiała.

- Siedź w miejscu - rozkazałam jej. - Ja przynajmniej jestem trzeźwa i w pełni sił - dodałam idąc ostrożnie w kierunku drzwi. - Służba, do mnie - powiedziałam, gdy wychyliłam się na korytarz.

– Nie ma… wszystkie odesłałam na początku… – Rzuciła kładąc się. – Nie zostawiłam sobie żadnej do pomocy… czemu wciąż polegamy na pracy innych… dlaczego niektórzy rodzą się niewolnikami… to przecież niesprawiedliwe… To wszystko przez tego wariata… – Zaczęła wyrzucać z siebie informacje. Na nią alkohol i zmęczenie podziałały inaczej niż na Falrisa… z tym, że ona słabej głowy nie miała, bo na twoich oczach opróżniła sama niemal dwie butelki wina.

- Zaraz ten problem załatwię - odpowiedziałam. - Siedź na tym łóżku i masz się nie ruszać do mojego powrotu - nakazałam i zamknęłam za sobą drzwi. Ruszyłam do komnaty Falrisa. Jemu aż pięć nie było potrzebnych.

Gdy weszłaś do komnaty ujrzałaś jak wszystkie pięć dziewczyn siedzi wokół łoża Falrisa i coś komentuje. Udało ci się nawet usłyszeć słowa: “Wygląda jak małe dziecko… albo szczeniaczek”, gdy jednak usłyszały otwieranie się drzwi natychmiast wszystkie stanęły na baczność… wtedy też odsłoniły elfa, który leżał zawinięty w koc, i ssał własny kciuk. Przez to, że zwinął się w kłębek, rzeczywiście wyglądał jak jakieś małe, bezbronne zwierzątko. Do tego gdy spał, naprawdę jego i tak łagodna twarz, łagodniała bardziej, nadając mu wygląd tak roztkliwiający, że chyba nie byłoby na świecie kobiety, której ten widok by nie poruszył.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline