Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2020, 20:00   #317
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Ich zadanie zostało zakończone. Przysłużyli się walnie powodzeniu obrony Medvednyj. Pozostało im jedynie obserwować, czy ich wysiłki nie pomogły tylko odsunąć wyroku w czasie. No, zadanie Furgila nie zostało zakończone. Krasnolud wymachiwał toporem, wyrąbując krwawy szlak w szeregach goblinów, nie zważając na kolejne rany zadawane mu przez kobyle zady i parchate kiepy. Ostrze jego broni odbijało płomienie podpalonej trawy. Obok niego trup słał się gęsto.

Nad pole bitwy, nad Księżycowy Step, powoli nadciągała ciemność wieczoru. Cienie robiły się coraz dłuższe, a te rzucane przez poruszające się, bezlistne drzewa budziły przerażenie. Mniejsze z nich padały pod ciosami toporów, głównie tych trzymanych przez trolle. Dąb jednak, praojciec dąb, niósł ze sobą śmierć i zniszczenie. Potężne konary opadały w dół jeden za drugim, miażdżąc wszystko mocarnymi ciosami. W szeregi zielonoskórych zaczynała wkradać się panika. Pojedyncze postacie, a nawet całe oddziały zaczęły uciekać.

Z Medvednyj w powietrze wzbiły się białe gołębie. Gdzieś, kiedyś, ten widok zostanie uznany za znak pokoju. Tu i teraz gołębie były jednak tylko posłańcami złych wiadomości i srały na wszystkich z góry. Na wieży strażniczej osady stała ona, z rozwianymi jasnymi włosami i rękami uniesionymi w górę. Widzieli ją, jakby stała przed nimi. Widzieli iskry wylatujące z jej rozciętych dłoni, lecące w kierunku ptaków. Gołębie zajęły się płomieniami, zamieniając się w ogniste pociski ciągnące za sobą cienkie smugi dymu. Wszystkie wbiły się w wyschnięty pień i gałęzie dębu, który sam, niemal natychmiast, zaczął się palić. Ogień rozprzestrzeniał się coraz szybciej, ożywione drzewo nie przestało jednak poruszać się i atakować. Gobliny i trolle nie wytrzymały tego, ich morale załamało się. Kislevici ryknęli, a echo niosło ten krzyk zwycięstwa po stepie.

W zapadającym szybko mroku rozpoczął się odwrót armii zielonoskórych, ściganych przez ogromne, płonące drzewo, rozświetlające okolicę. Ogniste gałęzie, niczym ramiona demona z piekieł trzaskały w ziemię, wyrzucając w powietrze deszcz iskier. Niedobitki goblinów nękane były przez kawalerię Ungołów i huzarów. Gdzieś z boku pojawili się nawet Rusłan i Yarislav, pędząc na swych koniach i tnąc uciekające bezładnie stwory po plecach. Razem wpadli też na trolla, zadając cios w tym samym momencie, każdy ze swojej strony. Ostrza przecięły kark bestii i zazgrzytały o siebie. Głowa trolla odleciała w stepowe trawy, a cielsko zwaliło się na ziemię, prosto pod końskie kopyta.

Ci blisko drzewa słyszeli głośne trzaski pękającego od ognia i temperatury pnia. Nikt jednak nie zauważył, kiedy hufnal weń wbity wypadł i spadł na ziemię. Dąb zwolnił, po czym zatrzymał się, jakby nie wiedział co ma robić. Odwrócił się w końcu, idąc powoli w stronę najbliższego celu, którym teraz był oddział Furgila. Zabójca trolli uśmiechnął się tylko dziękując Grimnirowi za tę szansę.

Gdzieś z tyłu, Gnimnyr powrócił do balist. Klepnął jednego z Kislevitów w ramię i nakazał mu wykonać śrubą dodatkowe ćwierć obrotu. Sam zwolnił blokadę, cięciwa brzęknęła, a włócznia poleciała. Wydawało się, że zwalnia w locie, ale gdy trafiła w cel, niemal rozłupała pień na pół. Dąb zatrzymał się, przechylił w przód i zwalił się, niemal sięgając zabójcy. Łamiące się konary odleciały we wszystkich kierunkach, a całe drzewo wybuchło ogniem, po czym powoli zaczęło przygasać. Furgil, mrużący oczy od żaru i dymu podszedł, uniósł topór nad głowę, wbił go w pień, po czym podsumował zwycięską bitwę.

- Kurwa twoja mać!

* * *


Prawdziwa to historia, od początku do końca, klnę się na wszystko co święte! Tak było, mówię wam. A kto wam opowiada coś innego, łże jak bura suka!

Mówiłem, że się zaczyna jak kiepski dowcip. Teraz już wiecie, że kończy się jak równie kiepska tragedia Detlefa Siercka, jedna z tych gdzie nic nikomu nie wychodzi. Ta trójka przyszła w Goromadny szukać skarbu i nie znalazła go. Ten czwarty przyszedł szukać śmierci, a żyw wyszedł. Może jednak znaleźli coś innego, wartego uwagi? Nie wiem, nie pytałem ich o to.

Czy wiem za to, co dalej z Gnimnyrem, Yarislavem, Rusłanem i Furgilem? Co z Alyaną i jej siostrą? Co z matką Olgą, Gornovem i innymi? A co to za pytanie, oczywiście, że wiem.

No dobrze, przynieś jeszcze dzban piwa, bo mi w gardle zaschło, a w tym już dno widać. Taka noc, gdy oba księżyce na niebie w pełni, to dobra noc na długie i straszne opowieści.

Ta nie zacznie się jak dowcip...



KONIEC


 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 23-06-2020 o 18:52.
Phil jest offline