| Ich zadanie zostało zakończone. Przysłużyli się walnie powodzeniu obrony Medvednyj. Pozostało im jedynie obserwować, czy ich wysiłki nie pomogły tylko odsunąć wyroku w czasie. No, zadanie Furgila nie zostało zakończone. Krasnolud wymachiwał toporem, wyrąbując krwawy szlak w szeregach goblinów, nie zważając na kolejne rany zadawane mu przez kobyle zady i parchate kiepy. Ostrze jego broni odbijało płomienie podpalonej trawy. Obok niego trup słał się gęsto.
Nad pole bitwy, nad Księżycowy Step, powoli nadciągała ciemność wieczoru. Cienie robiły się coraz dłuższe, a te rzucane przez poruszające się, bezlistne drzewa budziły przerażenie. Mniejsze z nich padały pod ciosami toporów, głównie tych trzymanych przez trolle. Dąb jednak, praojciec dąb, niósł ze sobą śmierć i zniszczenie. Potężne konary opadały w dół jeden za drugim, miażdżąc wszystko mocarnymi ciosami. W szeregi zielonoskórych zaczynała wkradać się panika. Pojedyncze postacie, a nawet całe oddziały zaczęły uciekać.
Z Medvednyj w powietrze wzbiły się białe gołębie. Gdzieś, kiedyś, ten widok zostanie uznany za znak pokoju. Tu i teraz gołębie były jednak tylko posłańcami złych wiadomości i srały na wszystkich z góry. Na wieży strażniczej osady stała ona, z rozwianymi jasnymi włosami i rękami uniesionymi w górę. Widzieli ją, jakby stała przed nimi. Widzieli iskry wylatujące z jej rozciętych dłoni, lecące w kierunku ptaków. Gołębie zajęły się płomieniami, zamieniając się w ogniste pociski ciągnące za sobą cienkie smugi dymu. Wszystkie wbiły się w wyschnięty pień i gałęzie dębu, który sam, niemal natychmiast, zaczął się palić. Ogień rozprzestrzeniał się coraz szybciej, ożywione drzewo nie przestało jednak poruszać się i atakować. Gobliny i trolle nie wytrzymały tego, ich morale załamało się. Kislevici ryknęli, a echo niosło ten krzyk zwycięstwa po stepie.
W zapadającym szybko mroku rozpoczął się odwrót armii zielonoskórych, ściganych przez ogromne, płonące drzewo, rozświetlające okolicę. Ogniste gałęzie, niczym ramiona demona z piekieł trzaskały w ziemię, wyrzucając w powietrze deszcz iskier. Niedobitki goblinów nękane były przez kawalerię Ungołów i huzarów. Gdzieś z boku pojawili się nawet Rusłan i Yarislav, pędząc na swych koniach i tnąc uciekające bezładnie stwory po plecach. Razem wpadli też na trolla, zadając cios w tym samym momencie, każdy ze swojej strony. Ostrza przecięły kark bestii i zazgrzytały o siebie. Głowa trolla odleciała w stepowe trawy, a cielsko zwaliło się na ziemię, prosto pod końskie kopyta.
Ci blisko drzewa słyszeli głośne trzaski pękającego od ognia i temperatury pnia. Nikt jednak nie zauważył, kiedy hufnal weń wbity wypadł i spadł na ziemię. Dąb zwolnił, po czym zatrzymał się, jakby nie wiedział co ma robić. Odwrócił się w końcu, idąc powoli w stronę najbliższego celu, którym teraz był oddział Furgila. Zabójca trolli uśmiechnął się tylko dziękując Grimnirowi za tę szansę.
Gdzieś z tyłu, Gnimnyr powrócił do balist. Klepnął jednego z Kislevitów w ramię i nakazał mu wykonać śrubą dodatkowe ćwierć obrotu. Sam zwolnił blokadę, cięciwa brzęknęła, a włócznia poleciała. Wydawało się, że zwalnia w locie, ale gdy trafiła w cel, niemal rozłupała pień na pół. Dąb zatrzymał się, przechylił w przód i zwalił się, niemal sięgając zabójcy. Łamiące się konary odleciały we wszystkich kierunkach, a całe drzewo wybuchło ogniem, po czym powoli zaczęło przygasać. Furgil, mrużący oczy od żaru i dymu podszedł, uniósł topór nad głowę, wbił go w pień, po czym podsumował zwycięską bitwę. - Kurwa twoja mać! * * *
Prawdziwa to historia, od początku do końca, klnę się na wszystko co święte! Tak było, mówię wam. A kto wam opowiada coś innego, łże jak bura suka!
Mówiłem, że się zaczyna jak kiepski dowcip. Teraz już wiecie, że kończy się jak równie kiepska tragedia Detlefa Siercka, jedna z tych gdzie nic nikomu nie wychodzi. Ta trójka przyszła w Goromadny szukać skarbu i nie znalazła go. Ten czwarty przyszedł szukać śmierci, a żyw wyszedł. Może jednak znaleźli coś innego, wartego uwagi? Nie wiem, nie pytałem ich o to.
Czy wiem za to, co dalej z Gnimnyrem, Yarislavem, Rusłanem i Furgilem? Co z Alyaną i jej siostrą? Co z matką Olgą, Gornovem i innymi? A co to za pytanie, oczywiście, że wiem.
No dobrze, przynieś jeszcze dzban piwa, bo mi w gardle zaschło, a w tym już dno widać. Taka noc, gdy oba księżyce na niebie w pełni, to dobra noc na długie i straszne opowieści.
Ta nie zacznie się jak dowcip... KONIEC
__________________ Bajarz - Warhammerophil.
Ostatnio edytowane przez Phil : 23-06-2020 o 18:52.
|