- Nine one one, what's your emergency? - odezwał się głos dyspozytorki. - Potrzebuje pomocy to nie żaden dowcip! Panie władzo jest tu złodziej który chce mnie zabić, okraść i spalić dom, proszę przyjechać frontowe drzwi są wyważone a garaż otwarty ja jestem sam w domu! Pomocy! - Nie była to sytuacja idealna i nie tak to sobie wyobrażał, lecz należało zachować ostrożność. - Spokojnie, proszę mi podać adres - odpowiedziała kobieta, uspokajającym głosem. - Adres to: Chicago, 112 Willowroad przed domem może stać kobieta w białej kurtce i drogich butach na imię jej Emma i jest wspólniczką złodzieja proszę jej nie wierzyć! Jest jeszcze jeden złodziej w grupie na imię mu Robert ale jego już raczej nie ma w okolicy. Rachel moja prawdziwa opiekunka która zajmuje się mną podczas nieobecności Mamy poszła na chwilę do sklepu a potem przyszła trójka złodziej udając że są listonoszami! Oczywiście nie wpuściłem więc wyważyli drzwi! Bardzo się boję że mi PANI nie uwierzy a złodziej powiedział że mnie zabije i spali dom żeby pozbyć się dowodów! Proszę się pospieszyć! Udało mi się złapać za telefon i nożyk do obierania owoców teraz chowam się na strychu! Proszę się pospieszyć - Spróbował zabezpieczyć tyłek Mamie, sobie i Rachel, miał przy tym nadzieję że nie przedobrzył. Miał na końcu języka żeby powiedzieć o tym, że zbir jest obezwładniony ale obawiał się że wtedy uznają że opowiada bajki. Wiedział od Taty że wszystkie rozmowy z policją są nagrywane, więc teraz sprytny plan Listonosza Alfy nie dojdzie do skutku!
Obecnie Alex obawiał się tego że przestępcom uda się przekonać policjantów, że są właścicielami domu i opiekują się chorym psychicznie dzieckiem, albo że szef bandytów uwolni się z wnyku i wejdzie tu żeby go dopaść! Obie możliwości wydawały mu się równie realne. - Bez obaw, radiowóz jest już w drodze - odpowiedziała dyspozytorka, gdy tylko Alex przestał nadawać ciurkiem całą historię. - To bardzo dobrze, że się schowałeś. Pozostań w ukryciu do przyjazdu policji i zostań ze mną. Jak masz na im...- mówiła, ale końcówka jej wypowiedzi została zagłuszona.
Listonosz, po cichym uwolnieniu się z wnyków ruszył czym prędzej na górę. Dostrzegając kolejną pułapkę, ominął napiętą żyłkę wędkarską, jednak szarpnął za drugą - ustawioną równolegle tylko półtora metra wyżej. W wyniku tego, deska do prasowania niczym katapulta wystrzeliła w niego kolekcję haczyków na ryby i uderzyła go samą sobą. Fakt, że mężczyzna był już po pewnych przejściach, a teraz stał na kolekcji samochodzików, tuż na skraju schodów, w niczym mu nie pomógł. - AAAA!!! - wrzasnął przerywając dyspozytorce, a krzyk ten został przerwany tak nagle jak się pojawił i natychmiast po tym rozległa się seria odgłosów, które mógł wydawać tylko stukilogramowy mężczyzna spadający ze schodów... I nastała cisza. - Co to był za hałas? Jesteś ze mną? Jak masz na imię? - spytała dyspozytorka.
Alex wiedział, że ten upadek też się nagrał i wiadomo będzie, że zdarzenie to miało miejsce bez jego udziału - bo dźwięk był z oddali. |