Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2020, 21:39   #35
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
W uszach Poli nadal dudnił krzyk Stefani gdy nagle została wyrwana ze snu. Pamiętała cały sen, a ostatnie to było uderzenie pociągu o taflę wody. Stefania próbowała uchronić małą Wandę i nie wypuścić jej z rąk. Zaś Pola i Marcel próbowali chronić swoje głowy, by nie zabiły ich różne metalowe elementy będące w wagonie.
Zegarek wskazywał siódma rano, z paroma minutami.

Powinna się była przyzwyczaić do takich pobudek. Ale nie. Leżała przez chwilę nieruchomo, próbując przywołać rzeczywistość i ułożyć to, co zadziało się w śnie. Jaki był dziś dzień? No tak… sobota. Najgorzej. Harówka od rana do wieczora, w sobotę zawsze działo się najwięcej. Nie miała ochoty wstawać, przez chwile rozkoszowała się myślą, że spędzi cały dzień w łóżku. Odwoła zajęcia, odwoła Bruna, a potem nie zaśnie, żeby odwołać sen. Ale data wypadku zbliżała się niebezpiecznie szybko, a duchy umarłych ciągle (pewnie) czekały na schodach jej studia…
Zmusiła się, żeby usiąść na łóżku i sięgnęła do szuflady nocnej szafki. Wyjęła listek pastylek, przeczytała nazwę i skrzywiła się. To jej nie pomoże… Potrzebowała czegoś mocniejszego. Wygrzebała mała plastikową torebkę strunową – do niej wrzucone były luzem różnokolorowe pigułki . Wzięła dwie, wybrane losowo.

Podstawiła kubek pod ekspres, po espresso i prysznicu jej myśli się rozjaśniły, a ciało nabrało chęci do działania. Do 17 miała zajęcia, potem kolacja z Brunem. Opowie mu o duchach, może pomyśli że jest szalona i ją rzuci? Ta myśl wydała się jej zabawna, zachichotała.

Musi odwołać pacjentów… Ranek sprzyjał dobrym pomysłom - postanowiła, że prowadzenie grup zleci najbardziej zaawansowanym uczestnikom (zwalniając ich jednocześnie z opłat za zajęcia) a klientów indywidualnych zawiesi.

Brzmiało rozsądnie. Odpaliła komputer kilka minut po 8. Narada wojenna już trwała…
Marta ewidentnie była u Marcela. Nie udało im się znaleźć Stefani Olszewskiej w Internecie. Znaleźli jakąś dorosłą Wandę Olszewską, blondynkę, 24 lat. Marta uważała, że widziała kogoś takiego w swoim śnie, a Karol w osiedlowym Lidlu. W dodatku Marcel narysował portret Stefani.
Pola nie szukała w necie tych dwóch podanych innym imion i nazwiska. Była instruktorką i czuła, że surfowanie po necie lepiej zostawić innym.

W międzyczasie dostała smsa od Jaśminy.
"Wpadniesz dziś do nas? Szybki obiad? Kolacja? Pozdrawiam, buziaczki Twoja Jaśminka
Zdziwiła się, Jaśmina nie była fanką nowoczesnych technologi .. choć ciekawiło ją, co kobieta ma do powiedzenia, musiała odmówić.
“Dziś nie dam rady, żałuję , narzeczony czeka. Całuski dla Ciebie i Dżordża.”

Zajęcia ciągnęły się niemiłosiernie, ale e końcu się skończyły mogła pójść przygotowywać się do kolacji.

Było dobrze po osiemnastej kiedy telefon Poli zadzwonił. To był Bruno.
- Część kotek. Jestem pod twoim domem, schodzisz czy mam wejść do ciebie i poczekać?
- Daj mi minutę, już jestem
- odpowiedziała Pola.

Minuta przeciągnęła się do 5, a może nawet 7, co Bruna specjalnie nie zdziwiło. Pola przeciągnęła szczotką po włosach, które przez sekundę wydawały się gładsze i bardziej błyszczące, aby już po chwili wrócić do swojego naturalnego wyglądu. Wsunęła szpilki, wygładziła jedwabną, zieloną sukienkę i założyła płaszcz. Po chwili już całowała Bruna na powitanie.
- Wyglądasz niesamowicie, jak zawsze - mruknął, gdy ich usta oderwały się od siebie. Chwilę przyglądał się dziewczynie z zadowoloną miną. - Jedziemy.
- Jesteś kochany
- powiedziała, doceniając komplement. - Ty też jesteś dziś wyjątkowo przystojny.

Auto ruszyło. Kolację mieli jeść u Bruna. Nie było daleko. Z okna auta Pola widziała różnych przechadzających się ludzi, a wśród nich duchy. Uczyła się rozpoznawać je z daleka, nie tylko po oczach. Patrzyła i po prostu wiedziała.
Człowiek, człowiek, człowiek, a tamten odwrócony tyłem to duch. Po prostu to wiedziała, jakby jej zdolność wskoczyła poziom wyżej.
Z jednej strony było to nawet ciekawe, ale z drugiej irytujące. Szczególnie, jeśli by miała wszystkim tym duchom pomagać… Wzdrygnęła się wewnętrznie. Miała wystarczająco dużo własnych problemów.

- Jak ci minął dzień? - zagadał Bruno - dziś sobota, pewnie padasz z nóg? Ja miałem dziś sporo czasu i całą kolację przygotowałem sam, żadnych gotowców. Kuchnia ala meksykańska, bez przesadnej ostrości - pochwalił się. - Zaraz będziemy na miejscu więc sama się przekonasz.
- Świetnie, uwielbiam meksykańską kuchnię
- odparła nieco roztargnionym głosem. - Tak, w soboty zawsze jest pełno.. Nie powinnam narzekać, bo z tego żyję, prawda? Ale postanowiłam nieco zwolnić. Oddam trochę zajęć najbardziej zaawansowanym uczestnikom. Jeszcze obiecałam Jaśminie pomoc… Tu będę chciała ciebie wykorzystać - Uśmiechnęła się. - Jak dobrze to rozegramy, to wszyscy skorzystają. Tylko musisz zachować otwarty umysł - zaznaczyła.
- To świetny pomysł z tymi zajęciami - pochwalił ją Bruno, który mimo tych słów miał nieco kwaśną minę, zapewne na wspomnienie o Jaśminie. - Może opowiesz mi o tym już na miejscu - zaproponował, wjeżdżając jednocześnie na swoje miejsce parkingowe. Dojechali przed jego mieszkanie szybko. Sprzyjał im mniejszy ruch uliczny o tej godzinie w sobotę i zielone światła.

Bruno poprowadził Połę do swojego mieszkania. Pachniało tam meksykańską kuchnią. Najwyraźniej wszystko było gotowe, wymagało tylko lekkiego podgrzania.
Kiedy zamknął za nimi drzwi, stanął za Połą i sięgnął do jej płaszcza by pomóc jej go zdjąć.
- Panienka pozwoli - powiedział uprzejmym acz lekko żartobliwym tonem.
Zachichotała.
- Panienką już dość dawno nie jestem, serio się nie zorientowałeś? - pozwoliła mi zabrać płaszcz.
- Piękne pachnie.


Po chwili siedzieli już za stołem. Pola była głodna, przerwę na lunch poświęciła na dzwonienie do klientek i omawianie przyszłotygodniowych zajęć.
- No więc pani Jadwiga - Pola opowiadała , gestykulując widelcem. - Ta staruszka z grupy 50+, prawie się popłakała, jak jej zaproponowałam, że poprowadzi zajęcia. Ze wzruszenia. Że jej zaufałam. Wyobrażasz sobie?
- To musiało być dla ciebie i miłe i zaskakujące
- odpowiedział Bruno. Miewał czasem takie wtręty, jak ci lekarze z Harlekinów, co czytywała pasjami w liceum. "To musiało być dla ciebie dużym szokiem" albo "Na pewno zadziwiło cię". - Takie starsze osoby czasami potrzebują czuć się potrzebne a ty jej to dałaś. Musi być z siebie teraz dumna. - kontynuował, jak terapeuta z serialu. Połę wściekał taki protekcjonizm. Serio myślał, że sama nie wie, co czuje?! - A propos starszych osób - zaczął mówić, jednocześnie otwierając wino - mówiłaś w aucie coś o Jaśminie - przypomniał. Korek wyszedł z butelki jednocześnie robiąc plum. Pola zwróciła uwagę, że to było zupełnie inne wino, niż to które śniło jej się dziś w nocy. Bruno od razu zaczął rozlewać je do kieliszków.
- No tak - potwierdziła, biorąc od niego kieliszek. - Jaśminie wydaje się.. - szukała słów. - Jaśmina sądzi, że widzi duchy. Nieżywych ludzi, którzy mają tutaj niepozałatwiane sprawy. Np. ktoś ich zamordował, a nie znaleziono ciała, i nie było pogrzebu. Takie tam. Ja sądzę, że rodziny tych zaginionych przychodzą do Jaśminy i opowiadają o swoich podejrzeniach. Pewnie dlatego, że policja ich nie słucha. Lub się boją tam iść - napiła się wina. - W każdym razie te opowieści są ciekawe. Te duchy niby mówią, gdzie ich ciała można znaleźć… Ludzie lubią takie historie. Myślę, że to może być dobry temat. Takie trochę creepy. To się teraz sprzedaje Może masz kogoś, kto by o tym napisał? Jaśmina poczuje się doceniona a wam wzrośnie sprzedaż. Jak myślisz?

Bruno zaczął się śmiać. Dopiero gdy jego krótki atak wesołości ustąpił, mężczyzna upił kilka łyków wina i poważnie spojrzał na Polę.
- To lokalna gazeta - powiedział - ale nie jest szmatławcem w którym można pisać bzdury. Trzymamy się faktów. Zawsze. Żadnych horoskopów, wróżb, krzyżówek. Nie piszemy o lokalnych dziwakach. Spójrz na to z innej strony. Jeśli taki artykuł przyniósłby jej zarobek od biednych nieszczęśników, których będzie nabierać na "widzę duchy", przyczyniłbym się tylko do czyjegoś nieszczęścia, bankructwa czy rozdrapywania ran z różnym skutkiem dla różnych osób. Nie mogę reklamować takich praktyk.
- Jasne -
westchnęła. Była rozczarowana, choć starała się tego nie okazywać. Liczyła na pomoc Bruna, ale wyglądało na to, że sama się będzie musiała zająć poszukiwaniem.. ciał. Choć w sumie nie chciała tego robić. Może po prostu powie tym duchom, że nie jest zainteresowana? Sama nie wiedziała, co robić. Westchnęła znowu.
Bruno też westchnął. Dłuższą chwilę przyglądał się Poli.
- Mam znajomego policjanta - odparł w końcu - zawsze lubił takie dyrdymały. Może on zgodzi się sprawdzić te sprawy? Pracuje w jednostce zajmującej się poszukiwaniami ale niewiele więcej wiem.
- Dziękuję kotek
- Pola obeszła stół, żeby przytulić się do Bruna. - Jesteś kochany.

Mężczyzna chętnie ją objął. Odsunął się od stołu i zupełnie nagle poderwał się do góry chwytając Polę pod kolana i pod pachy, tak że ta znalazła się u niego na rękach niczym panna młoda gotowa do przeniesienia przez próg. Zaczął ją całować jednocześnie powoli przemieszczając się z nią w stronę sypialni.
Pozwoliła się mu podnieść i oddała pocałunek. Miała na niego ochotę. Seks z Brunem był jak jazda na tylnym siedzeniu luksusowego Mercedesa - spokojny, wygodny, bezpieczny. Może i niespecjalnie ekscytujący, dość przewidywalny, ale to wydawało się Poli całkiem ok. Znali swoje ciała na wylot, wiedzieli, co lubią, potrafili się czasem zaskakiwać, ale najczęściej po prostu jechali do celu szeroką, równą szosą.

Kiedy Bruno ściągał z niej sukienkę, nagle w jej mózgu pojawiło się wspomnienie mężczyzny z wizji Dżordża, tego, z którym całowała się w parku. Przymknęła oczy, pozwoliła, żeby tamto wspomnienie rozgościło się na dobre w jej ciele, przejęło je. Poczuła smak ust tamtego mężczyzny. Jego dłonie wsunęły się pod jej bieliznę, zrzuciły ją, a ona zaczęła rozpinać mu spodnie. Długie włosy mężczyzny łaskotały ją w twarz, zaśmiała się, przez jej ciało przelała się fala pożądania, tak silna, że poczuła napięcie we wszystkich mięśniach. Wyprężyła się i pozwoliła się ponieść tej fali. Miała wrażenie, że mercedes zamienił się w motocykl którym kierują razem z mężczyzną z wizji. Pojazd gnał coraz szybciej i szybciej, a jej brakło tchu.

Krzyczała.

Gdy było już po wszystkim leżeli zmęczeni na łóżku. Bruno przypatrywał się jej podparty o ramię, jednocześnie zataczając palcem na jej nagiej piersi koła, pieszcząc skórę i raz po raz drażniąc sutki.
- Dziś było inaczej - powiedział cicho. - Podobało mi się - dodał, puszczając oko do Poli. A nim ona zdążyła podjąć temat i cokolwiek odpowiedzieć on szybko zmienił temat. - Sprawdziłaś tą salę weselną którą ci podesłałem?
Pola drgnęła ledwie dostrzegalnie.
Naciągnęła prześcieradło, zakrywając piersi.
- Widziałam - powiedziała, a potem nabrała powietrza jak przed skokiem do wody.
- Ale ja nie chcę brać ślubu - powiedziała. Mocno i pewnie - W tej chwili na pewno nie.. - głos jej złagodniał. - Nie wiem nawet , czy chcę zostać w tym mieście.

Twarz Bruna nabrała różnych kolorów. Patrzył na nią poważnym wzrokiem nic nie mówiąc przez jakiś czas.
- Aaha. Możemy oczywiście odwlec to o jakiś czas. Ten ślub. Chciałabyś żebyśmy się gdzieś przeprowadzili razem? Do jednego mieszkania? Zamieszkali ze sobą przed ślubem pod jednym dachem? Gdzie na przykład? Wiesz, tu mamy prace. I ty i ja.
- Wiem
- usiadła, podciągnęła kolana pod brodę. - Mamy pracę, mamy mieszkania, mamy fajny związek. Tylko… - pokręciła głową i dodała cicho: - Ja nie wiem, czy to jest to, co bym chciała robić przez resztę mojego życia. Rozumiesz? - spojrzała na mężczyznę.
- Pola, Poleńka… panikujesz - powiedział Bruno. - Rozumiem, że to oglądanie sali weselnej zrobiło na tobie takie wrażenie. Spoko. Poczekajmy, zostawmy temat. Ty przemyśl w takim razie to wspólne mieszkanie. Nie chcę naciskać, ale muszę. To dużo by zmieniło, dałoby ci odpowiedzi na twoje wątpliwości.
Ręka Bruna znalazła się na jej nagich plecach. Pogłaskał ją delikatnie i z czułością.
- Pewnie masz rację, - przytuliła się do jego ramienia. - Panikuję. Ale z drugiej strony… Przecież nie będę uczyła tańca do końca życia. Chciałabym coś… Coś więcej.
- Co na przykład?
- zapytał Bruno, głaszcząc ją przy tym po włosach.
- Właśnie nie wiem. Nie mam pomysłu na siebie. Czuję po prostu, że to, co jest teraz nie będzie na zawsze.
Bruno milczał, nie przerywając głaskania i przyglądania się Poli.
- Może czas na urlop? Czyżby dopadła cię chandra zmęczenia? - dalej dążył temat, najwyraźniej próbując znaleźć powód i rozwiązanie dla przypadłości Poli. - Dolać ci wina?
- Pewnie zmęczenie… Tak, poproszę wina.
- Kiedy nalał, kontynuowała: - Wiesz, taki rozkminy to powinnam mieć po liceum, ale że od zawsze zajmowałam się tańcem, to było dla mnie jasne, że będę to kontynuować. No, ale teraz mnie jakoś naszyło.
- Zostanę u Ciebie na noc, dobrze? Nie chcę dziś wracać do domu. Pooglądamy jakieś filmy, albo coś…
- Pewnie, nie ma sprawy
- powiedział Bruno podając jej wino - na jakie kino masz ochotę? Wybierzmy coś razem.

Reszta wieczoru upłynęła na wspólnym oglądaniu filmu, tak długo, a w końcu oczy Poli zaczęły robić się senne. Rozpoczęła się walka o to by nie zasnąć… Walka wydawała się przegrana, ale że przy Lucyferze Bruno też odpadł, Pola wyuczyła swoją szansę. Wysunęła się cichutko z łóżka, zamknęła za sobą bezszelestnie drzwi sypialni.

Włączyła komórkę. "Dziś nie śpię" wrzuciła na fb.

Apotem zabrała się to, co kobiety od lat robią kiedy nie mogą/nie chcą spać w nocy – zaczęła prasować rzeczy Bruna, a potem sprzątać jego kuchnię i łazienkę.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline