Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2020, 19:39   #2
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Czternastoletni Khalim kulił się w namiocie ledwo wystarczającym dla kryjących się w niej osób - kobiety z dwójką dzieci oraz dwóch wiernych sług rodziny, jedynych którzy dochowali wierności po aresztowaniu głowy rodu - Khamsira, potężnego kapłana Ozyrysa. Boki namiotu kołysały się na wszystkie strony, w kilku miejscach wdarł się już piasek.
-Mamo boję się, ten piasek mnie skaleczył w rękę. Czy naprawdę musieliśmy uciekać z Asturii, co nas teraz czeka? -Zajęczała Amira, ośmioletnia siostra Khalima (jej późniejsze losy nie potoczyły się wcale źle - ostatecznie wyszła za zamożnego medyjskiego kupca).
- Nie bój się, ta burza piaskowa zaraz się skończy. Musieliśmy uciekać, bo nie wiemy czy wrogowie twojego ojca nas nie skrzywdzą, moi krewniacy w Medii na pewno nam pomogą jak tak dotrzemy….- odparła zmęczonym i zrezygnowanym głosem przytulająca dziewczynę kobieta (była to jego matka, która niestety źle zniosła trudy podróży i zmarła wkrótce po tym jak przekroczyli pustynię).

- No, ci dranie przed niczym się nie cofną, zazdrościli ojcu bo był od nich mądrzejszy i odważniejszy. A karą za herezję może również śmierć również dla rodziny skazanego, dlatego musimy uciekać - syknął kulący się w drugim kącie chłopiec, bardziej wściekły niż wystraszony.

- Uspokój, się straszysz swoją siostrę! - skarciła go matka.

- No to co, niech zna prawdę! Powinniśmy zebrać siły i pomścić ojca! Wziąłem kilka jego ksiąg, nauczę się z nich i stanę się jeszcze potężniejszy niż on był! Zemszczę się! - Khalim buńczucznie zacisnął pięść.



Minęło piętnaście lat i oto przyszedł czas by uczynił zadość złożonej wtedy obietnicy. Nie sądził nigdy, że przyjdzie tutaj u boku takich właśnie sojuszników, ale tej szansy nie mógł zmarnować. Miał zamiar przygotować się do narady u Wezyra, dobrze byłoby by medyjscy dowódcy wnieśli coś do planów. Zahar miał swoje słabości ale był kompetentnym dowódcą…. on powinien raczej zająć się zneutralizowaniem magii kapłanów, o której miał pewne pojęcie. Barzhad wysłał z kontyngentem dwójkę spośród swoich najlepszych uczniów i kilku mniej liczących się adeptów. Jhameelia była prawie tak zdolna jak on, przez jakiś czas byli kochankami, niestety ta kobieta nie była w stanie zadowolić się na dłużej jednym mężczyzną (i jeszcze była na tyle bezczelna by twierdzić że to on zdradził ją pierwszy….). Miał nadzieję dla jej własnego dobra, że nie będzie próbować wbijać mu sztyletu w plecy…. niegdyś przecież trzymali sojusz przeciwko pozostałym uczniom Barzhada, który cenił pośród swojego kręgu rywalizację. Nie miał wątpliwości, że cześć z tych którzy nie wyruszyli na tę misję cieszyłaby się z jego porażki.

Potrzebował więcej informacji - udał się do swojego namiotu, gdzie starannie narysował czarną kredą mistyczny krąg, zamknął namiot, by jak najmniej światła słoneczego wchodziło do środka, a następnie rozpalił wokół kręgu zdobione onyksem i jadeitem świece. Skupił swoją wolę, recytując formuły i próbując nawiązać kontakt ze swoim sprzymierzeńcem Merzathem, demonem zwanym Władcą Cieni.


Płomień świecy zamigotał zachwiał się. Na moment zdawało się, że płomień zgasł gdy nagle rozpalił się czarnym płomieniem, który zaczął pochłaniać wszystko dookoła. Talizman na piersi Khalima zaczął się nagrzewać. Mag czuł przepływ mocy. Czarne płomienie zdawały się wysysać resztki światła z wnętrza namiotu. Mag czuł jak całe ciepło nagrzanego namiotu gdzieś znika coś go chłonęło. Ciemność była wręcz namacalna. Wtedy tuż przed jego twarzą pojawiła się wielka uśmiechnięta paszcza pełna czarnych ociekających czarną krwią zębów i te wielkie czarne oczy. Khalima zawsze dziwiło jak wiele odcieni czerni można zobaczyć w świetle czarnych płomieni….
- Czego chcesz marny człowieku? Czego chcesz od Władcy Cieni
-Witaj, potężny Merzathie. Chyba dobrze nie poznałeś mnie w tym świetle, to nie żaden “marny człowiek” tylko ja Khalim, twój lojalny sojusznik, który czerpie moc z twojej dziedziny - czyż nie dostałeś już ode mnie wielu dusz w przeszłości, tych z których wyssałem życie? Właśnie stoję pod bramą wrogiej nam Asturii...jeśli ona padnie, na pewno nie omieszkam dostarczyć ci wielu ofiar…. - Khalim skrzyżował ręce na piersi i skłonił się lekko. Przemawiał do demona z szacunkiem, był jednak daleki od wiernopoddańczej postawy.

Wypowiedzenie imienia demona było dla niego jak smagnięcie biczem i pokazanie mu gdzie jego miejsce. Imię poczwary było niczym smycz, którą można pociągnąć.
Khalim doskonale znał tą istotę i znał doskonale nauki Berzhada. Żaden demon nigdy nie przyzna sie do służalczej roli wobec człowieka. To dla niego największe upokorzenie. Nawet jeśli zmuszony do czegoś i tak będzie udawał, że robi to z własnej woli.Demon słysząc o ofiarach oblizał się długim czarnym jęzorem i odpowiedział.
- Wiem kim jesteś człowieku! Ale twoja pewność upadku twierdzy jest nieuzasadniona. Tej twierdzy nie zdobędziecie atakując mury. Policz jak wielu czarnokrwistych leży u bram. A ilu przybyło nowych...Te mury napełnione są starą magią. Starszą niż pamięta jakikolwiek człowiek. tak potężną, że nikt nie zdaje sobie sprawy z potęgi jaką trzymają te mury. Ale obiecane ofiary i tak mi podarujesz człowieku…
-Ofiary nie biorą się z niczego, dostaniesz je bo zwyciężę. Mój triumf będzie też twoim. Co wiesz o magii chroniącej mury, czy ma ona jakieś źródło w które moglibyśmy uderzyć?- Czarownik pewnym głosem zadał pytanie. Oczy demonów sięgały daleko, szczególnie takiego który władał domeną cieni.
- Nie zdobędziecie murów. - zaśmiał się demon - Ale próbujcie. Moc tego miasta bierze się z piramid i starych rytuałów. To pakty, które przełamały granice, życia i śmierci. Pod murami płynie odnoga samego styksu. Oddech Ozyrysa to wzmocnione opary rzeki śmierci. Obrońcy są gotowi na każdy rodzaj magii jaki przeciwko nim wyślesz. Z tej strony murów nie da się ich sforsować…
-Z tej strony powiadasz...a wiesz może o jakimś tajnym przejściu albo innym sposobie które pozwoliłoby nam dostać się za mury?
- Mury są nie do przejścia. Nie lubię się powtarzać… Jeśli bramy są zamknięte i płynie pod nimi Styks żaden żywy go nie przekroczy! Męczy mnie ignorancja śmiertelników. Zauważ kto przekraczał zamknięte bramy twierdzy… Przemyśl to ignorancie! - Demon szarpnął się zniecierpliwiony w więzach. Khalim przesunął wzrok na świece, które kończyły się już wypalać. Zostało mu już niewiele czasu. Musi odesłać demona zanim wypalą się świece inaczej poczwara wyrwie się z okowów…


Mag zamyślił się nad słowami demona. Wiedział, że ta istota uwielbia mówić zagadkami. Najchętniej odpowiada na pytania tak by na nie nie odpowiedzieć. Mimo to, jego krąg był idealny demon nie mógł kłamać. Merzath się niecierpliwił. Ale wtedy do niego dotarło. Mumie już nie żyją. Żaden żywy wojownik nie opuścił murów miasta! Ale skoro demon mówił, że bramy nie zostały otwarte, to znaczy, że te niewielkie bramy prowadzą nie do miasta, ale skoro nie do miasta to gdzie… Myśli napływały jedna po drugiej… Słyszał o labiryntach, które ciągnęły się pod murami… W tych labiryntach oddech ozyrysa się na pewno nie rozwieje… Nikt żywy nie przejdzie przez mury o ile ktoś nie otworzy bram… Słowa demona stały się jasne. Już miał coś powiedzieć ale jeszcze jedna rzecz przyszła mu do głowy. “Mury są nie do przejścia” Ale mury nie ciągną się dookoła. Od strony morza jest przecież port!.

Khalim w zamyśleniu studiował słowa demona, po czym wyszczerzył się triumfalnie, kiedy zrozumiał ich znaczenie.

-Rozumiem już demonie, choć starasz się mówić zagadkami. Żywi nie przejdą bez otwarcia bram….myślę że w tej sytuacji powinniśmy uderzyć od portu...czy przygotowano tam dla najeźdźców jakieś szczególnie wredne niespodzianki, szczególnie magicznej natury? - Skupił wolę, by utrzymać jeszcze przez chwilę moc zaklęcia przywołującego.

- Między wieżami portu skryty jest magiczny łańcuch człowieku. Nie do zerwania przez taki ochłap mięsa jak ty. - powiedział z jasną pogardą. Widać było, żę wraz z wypalaniem świec jego pogarda rośnie - Zdobycie tego miasta siłą wymaga potężnej magii i starej magiii oraz tysięcy ofiar. Wasza moc jest za słaba, a czarnokrwistych jest zbyt mało… - Demon szarpnął się w okowach. - Wsssssyszcy ZGINIECIE! - Demon skoczył do przodu. Khalim widział jego paszczę tuż przed swoimi oczami.


Poczuł na skórze chłód jego oddechu. Demony cieni nie pachniały. Jedynie co można było od nich wyczuć to chółd... Treningi Berzhada nie poszły w rutynę. Nawet jeden mięsień nie drgnął na twarzy maga. Jego wyraz twarzy nie zmienił się mimo bliskości bestii. Krąg działał i poczwara nie przejdzie. Mag musiał ufać swoim mocom. Wypowiedział słowo mocy. Słowo które było nie słyszalne, w obecnym świecie. Złapał je w dłoń i wykonał gest kierujący mocą. Demon cofnął się momentalnie. Kolejne słowo i gest. Świece zgasły a pomieszczenie wypełniło się przytłumionym światłem wczesnego popołudnia. Demon zniknął.

Khalim spojrzał na świeczki. Były niemal całe wypalone. Demon walczył dzisiaj zaciekle. Chyba bliskość ofiar armii Guttara dodała mu sił. Albo to stara magia murów Asturii… Ale to nic z czym by sobie nie poradził.

Czarnoksiężnik odetchnął głęboko, wyczerpany starciem z potężnym demonem. To głupie stworzenie nie rozumiało, jak cennego sojusznika w nim miało...ale taka była właśnie natura demonów. Było blisko, ale ryzyko się opłacało… zdobył cenne informacje, najwyraźniej zamiast szturmować mury powinni skupić wysiłki na porcie.. Niestety w kontyngencie medyjskim nie było floty, w tym zakresie musieli więc polegać na siłach Sułtanatu.

Zamyślony, starannie wymazał krąg przywołań (lepiej żeby taki obiekt nie pozostawał tutaj zbyt długo bez jego nadzoru, mógł przyciągnąć uwagę innych istot spoza materialnej płaszczyzny) i opuścił swój namiot. Przed naradą u Wezyra dobrze byłoby rozmówić się z Zaharem i pozostałymi dowódcami kontyngentu medyjskiego, tak aby prezentowali oni wspólny front, wyruszył więc ich poszukać.

Khalim znalazł swoich ludzi w centrum obszaru, który został oddany oddziałom medyjskim. Khalim szybko zebrał sztab.

W dusznym namiocie dość szybko pojawili się wszyscy, na których zdaniu zależało czarnoksiężnikowi.

W centrum namiotu stał Zahar w bogatym medyjskim stroju szlachcica z nachmurzoną miną osoby oddziągniętej od ważnych obowiązków.

Tuż obok niego odziana w zwiewną cieniutką szatę ciemnoskóra Jhameelia. Z błyskiem w oczach wpatrywała się w Khalima, znała go na tyle, że widziała po nim, że wpadł na jakiś intrygujący pomysł.

W najgłębszym cieniu ustawiony zawsze tak by patrzeć na wejście do namiotu stał Baruf. Zza jego pleców wystawał kołczan a ręce wspierały się na napiętym łuku.

- Czekamy jeszcze na kogoś? - Zaczął zniecierpliwiony Zahar

-Chyba nie…- Khalim powiódł wzrokiem po zgromadzonych, włącznie z Jhameelią, której wygląd i kwiecisty zapach perfum wskazywał że powinna wybrać się raczej na bal w pałacu niż krwawą bitwę….ale pozory mylą, ci którzy ją lekceważyli nie wychodzili na tym dobrze. Następnie pewnie rozsiadł się na ozdobnym fotelu dowódcy ustawionym w centrum namiotu, nie zważając na to że nominalnym dowódcą kontyngentu był Zahir.

-Za chwilę czeka nas narada u Wezyra, Sułtanat to oczywiście nasi jakże drodzy sojusznicy ale myślę że powinniśmy trzymać wspólny front co do planów bitewnych i naszej roli w nich. Macie jakieś przemyślenia? Wszyscy widzieliśmy klęskę którą poniósł wczoraj Gutar…

- Ten atak nocą to była głupota. - Odparł Zahir - Te orcze syny więcej szkody robią niż dobrego. Głodem ich nie weźmiemy, bo miasto dostaje cały czas zapasy od morza. Mury są wysokie i doskonale bronione. Za dnia wystawiamy się na ataki łuczników na całym podejściu. Nocą dym zabija. Brakuje nam maszyn oblężniczych. Ogólnie jeśli o mój głos chodzi to równie dobrze możemy podciąć sobie żyły i nakarmić pustynię krwią tu gdzie stoimy. Atak na to miasto to samobójstwo. Nawet taką siłą jak nasza. Stos trupów musiałby sięgnąć szczytu murów by po nich się wspiąć. A i samo miasto posiada wewnętrzne fortyfikacje. Ja bym czekał na dogodną sytuację i doradzał wezyrowi uszczelnić blokadę portu.

- Nie denerwuj się kochany Zahirze - szepnęła Jhameelia z głosem tak przesiąkniętym intymnością, że Zahira aż wzdrygnęło obeszła go delikatnie muskając po potężnie zbudowanych ramionach. - Mamy po naszej stronie alchemików i potężnych magów. Powinniśmy sobie poradzić.. Czyż nie mówię prawdy o potężny Khalimie? -Jhameelia obróciła się z gracją i oparła się dłonią na piersi Zahira. - A wtedy Ty mój potężny wojowniku poprowadzisz naszych ludzi do zwycięstwa…

Khalim był pod wrażeniem Zahira, skoro zdołał się opanować pod urokiem czarownicy. Oj była to niebezpieczna kobieta….

Khalim powstrzymał uczucie zazdrości na widok swojej dawnej kochanki przymilającej się do Zahara. Ona wykorzystywała swój urok jako broń, ale te stare sztuczki nie powinny przecież mieć na niego wpływu.

-Zaiste, nie mogą zaprzeczyć, obrona Asturyjczyków jest mocna, ale wierzę że nasze siły ją przemogą. Blokada portu jest jedną z opcji, ale szybkie zwycięstwo na pewno okryłoby nas dużo większą chwałą….z informacji które zdobyłem wynika, że mury są zbyt mocne by szybki szturm mógł się powieść, a tunele pod nimi oznaczają śmierć dla żywych. Najlepszą opcją wydaje się być uderzenie od strony fortu, którego broni magiczny łańcuch - jeśli poradzimy sobie z nim droga do zwycięstwa będzie otwarta…

- Na morzu są trzy potężne galery orków. Razem z ich machinami plującymi ogniem. To zbyt mało by choć próbować przedrzeć się do portu z siłami wystarczającymi do szturmu. Łańcuch zapewne leży na dnie. poza wszelkim zasięgiem. Jak go podciągną to zablokują całkowicie możliwość wpłynięcia do portu. Nawet jak usuniecie magiczne wzmocnienia. Trzeba go będzie zerwać. Trzeba mieć do tego okute potężne okręty. Te orcze szalupy połamią się w drzazgi. Taki szturm trzeba by przygotować wcześniej. Tym co mamy przez port nie przejdziemy. Orki nie umieją w większości pływać by szturmować wpław. - zawyrokował Zahir.

- A jak liczna grupa ludzi mogłaby według ciebie przepłynąć wpław niezauważona? - Zapytał nagle Baruf wyłaniając się ze swojego konta.

Khalim spojrzał na kapitana zwiadowców z błyskiem w oku:
-Ciekawy pomysł, śmiały ale podoba mi się. Jakby grupa dywersantów przedarła się, mogłaby spróbować otworzyć bramy od środka albo zneutralizować obronę portu. Taką niewielką grupę mógłbym wspomóc swoją magią…co o tym sądzisz Zahirze?

Zahir pokiwał przecząco głową:
- Żaden czarnokrwisty nie przejdzie niezauważony. Nie mówiąc już o czarnych elfach. Bo są tak charakterystyczni, że też nie da się ich z niczym pomylić. Musielibyśmy tam wysłać kogoś od nas. Grupa musiała być jak najmniejsza. Zbyt małą siła by przejąc bramę. Musielibyśmy wysłać naszych najlepszych ludzi a szanse i tak są niewielkie. Nasi mówią ze specyficznym akcentem, mamy tradycyjny styl bycia. Rodowici Asturyjczycy od razu się poznają.

- Kochany... - Jhamellia pogładziła go po policzku - Wiem z pewnych źródeł że do Asturii ściągają kontyngenty najemników z całego kontynentu. Więc nie przesadzaj. Jest tam mnóstwo obcokrajowców. Więc nie przesadzaj, że tak trudno będzie się tam ukryć. A w zwiazku z tym, że nie brakuje tam ludzi gotowych za pieniądze zrobić wszystko być może uda się ich zrekrutować wewnątrz.

Jhamelia po raz kolejny udowadniała, że lepiej ją mieć jako sojusznika a nie wroga. Khalim przypomniał sobie w tym momencie słowa swojego demona…

“ Jeśli bramy są zamknięte i płynie pod nimi styks, żaden żywy nie przekroczy murów “

“Moc tego miasta bierze się z piramid i starych rytuałów.”

Zagadki demona zaczynały się mu klarować w głowie.

Wystarczy więc dostać się do piramid i przełamać stare zaklęcia by zamknąć odnogę Styksu. Lub otworzyć wrota. By miasto upadło. Kapitan zwiadowców był geniuszem. Tego miasta z zewnątrz się nie zdobędzie trzeba je zniszczyć od środka.

Khalim wstał z fotela i zaczął krążyć po namiocie, czując jak krew w jego żyłach szybciej płynie.

-Tak, zwycięstwo należeć będzie należeć do śmiałych i odważnych! Proponuje że ja, Jhameelia i mała grupa naszych najlepszych zwiadowców przedrzemy się do miasta i otworzymy od środka drogę dla naszych armii. Moja magia cienia pomoże uczynić naszą grupę niepostrzeżoną, a ty potrafisz przekonać słabsze umysły do prawie wszystkiego…- mrugnął zawadiacko do półelfiej czarodziejki.

-W takim razie zaproponujmy ten plan Wezyrowi, myślę że nie będzie oponować….a jeśli się nam powiedzie, chwała triumfu będzie należeć do nas!

Jhamellia cofnęła się od Zahira jakby ze strachem w oczach i zaczęła.

- Nie jestem pewna czy to dobrze ryzykować… - Khalim nie wiedział, czy ona żartuje, czy rzeczywiście się przestraszyła jego pomysłu. Jednak gdy Zahir się poderwał. Czarownik miał już pewność, że to była tylko gra.

- Wybacz magu. Ale nie pozwolę na takie ryzyko dla całego kontyngentu. Możesz iść sam jak chcesz ryzykować swoim życiem. Jestem przeciwny jednak by wszyscy kluczowi magowie ryzykowali życiem dla takiej mrzonki. Nam nie zależy aż tak bardzo na zdobyciu Asturii. Mamy raczej pomagać czarnokrwistym

Khalim nieco inaczej zapamiętał słowa Berzhada…Ale mogły one wtedy paść po to by go bardziej zmotywować. Mag przesunął spojrzenie na czarownicę.

Ta skryła się za plecami Zahira i zdawała się uśmiechać. Jej intryga była prosta i skuteczna. Od początku czekała suka by wystawił się na taką sytuację jak teraz. Wiedział doskonale, że jeśli odwróci teraz szalę i wyśle tylko ją wyjdzie na tchórza. Może się uprzeć i pociągnąć ją za sobą. W obu przypadkach zrobi sobie wtedy wroga w Zahirze a to niebezpieczny człowiek. Khalim przesunął spojrzenie na magiczny miecz wiszący u pasa dowódcy. Dlatego Jhamellia owinęła go sobie wokół palca. Jhamellia jest mściwa i złośliwa bez wahania go zdradzi po drugiej stronie murów jeśli uzna, że będzie miała na tym zysk. To samo może zrobić tutaj. Zostawiając ją i Zahira zostawia ten kram bez opieki….Z drugiej strony wsparcie jeszcze jakiegoś maga by się przydało.

Khalim spiorunował przebiegłą wiedźmę spojrzeniem. Był głupcem sądząc, że on bezinteresownie udziela mu rad. Na pewno teraz się nie cofnie i nie wyśle jej samej by realizowała jego przecież pomysł i zyskała chwałę dla siebie….z drugiej strony czy chciał na niebezpieczną misję wziąć ze sobą kogoś kto może wbić mu sztylet w plecy?

Wziął głęboki oddech i na jego twarzy pojawił się nonszalancki uśmiech:

- Oczywiście, moja droga, jeśli się obawiasz, możesz tutaj zostać i wspierać Zahira. Ja sam poprowadzę grupę, wezmę Barufa. Myślę,, że Wezyrowi spodoba się nasz śmiały plan, może też przydzieli nam jeszcze kogoś do pomocy, może nawet któregoś z twoich krewniaków, krwawych elfów? - Khalim wiedział, że pół--elfka nie lubiła rozmawiać o swoim pochodzeniu.

- W takim razie proponuje udać się na naradę do naszych czarnorwistych sojuszników, chyba że macie jeszcze coś do dodania?

***
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 29-06-2020 o 20:03.
Lord Melkor jest offline